Kawa była już zimna i do tego nieprzyzwoicie słodka, kiedy wzięła
kolejny łyk. Nie znosiła takiej, ale mając taką pracę raczej nie
ma czasu, by dopić cokolwiek, gdy jest jeszcze ciepłe. Ludzie
przewijali się przez jej pokój bez ustanku. Każdy miał jakąś
sprawę, każdy coś chciał. Już miała ich dość. Upiła kolejny
łyk, czekając aż klientka złoży podpisy w odpowiednich
miejscach. Spojrzała na zegarek, piętnasta. Jeszcze tylko pół
godziny i będzie wolna. Wzięła urlop od jutra. Miała kilka rzeczy
do załatwienia, rzeczy, które nie mogły dłużej czekać.
- Czy może mi pani coś powiedzieć na temat tej oferty? – głos młodej kobiety wyrwał ją z zamyślenia.
Spojrzała
na schludnie ubraną petentkę, książkowy przykład bezrobotnej
studentki. Długie blond włosy, związane miała w kucyk, niebieskie
oczy spoglądały zza prostokątnych oprawek okularów, które
nadawały jej twarzy wyraz wiecznego zamyślenia. Ubrana była w
czarne spodnie na kant i dopasowaną marynarkę. Prezentowała się
nadzwyczaj korzystnie jako świeżo upieczona pani licencjat, co
można było z łatwością wyczytać z karty z danymi. Zbyt młoda,
by mieć doświadczenie, zbyt stara, by go nie mieć i na tym właśnie
polegał problem jej zatrudnienia.
- Proszę pani, to jest oferta otwarta, nie mogę powiedzieć nic ponadto, co jest napisane na ogłoszeniach przy wejściu, gdyż nie dysponujemy żadnymi więcej informacjami na ten temat.
Młoda
kobieta popatrzyła chwilę, po czym lekko zmieszana wstała i
rzuciwszy „dziękuję”, wyszła. Dziewczyna uśmiechnęła się
słabo i również wstała, by zobaczyć, czy są jeszcze jacyś
klienci. Nie było nikogo, za to koleżanki wracały już z przerwy.
Dziś miały tylu petentów, że nawet śniadania nie było kiedy
zjeść. Spojrzała ponownie na zegarek. Piętnaście minut do końca.
Uznała, że może sobie darować przerwę, zje w pociągu, tylko
skoczy do domu po bagaże. Nie miała ich zresztą dużo, a i tak
najważniejsza była szkatułka z ciemnego drewna.
- Kiedy wracasz? - po raz kolejny ktoś wyrwał ją z zamyślenia.
- Powinnam być w przyszły poniedziałek – uśmiechnęła się do Gosi.
- Jesteś blada, Nati – zauważyła Magda.
- Może lekko podziębiona – skłamała. – Nie martwcie się i nie zgińcie tu beze mnie – zaśmiała się.
***
Mosiądzowa tabliczka informacyjna przy pokoju Komisji
Dyscyplinarnej lśniła lekko w świetle słońca, wpadającego przez
korytarzowe okno. Mężczyzna stał przed drzwiami dłuższą chwilę,
wpatrując się w czarny napis na pozłacanym tle, jakby chciał
wyczytać z niego coś więcej. Nie odzywali się do niego przeszło
parę miesięcy, sądził już nawet, że o nim zapomniano. O tym jak
bardzo się mylił, przekonał się dziś rano, otwierając skrzynkę
e-mailową. Znów go potrzebowali i miał wrażenie, że wiedział,
czego chcą. Minęło trochę czasu, ale czas dla Firmy nie ma
znaczenia. Nie czekając dłużej, nacisnął na mosiądzową,
zdobioną klamkę
wielkich, dwuskrzydłowych drzwi.
- Myślimy, że nadszedł czas, by doprowadzić tę sprawę do końca – powiedział bez wstępów jeden z obecnych.
Pomieszczenie
nie było przesadnie wielkie, ale też i
niemałe. Po obu stronach stały po trzy meble z jasnego
drewna, z wyglądu bardziej przypominające szkolne ławy, aniżeli
biurka, za które z pewnością miały uchodzić. Naprzeciwko drzwi
natomiast, znajdowało się wielkie, drogie z wyglądu biurko, za
którym zasiadała kobieta o kasztanowych włosach. Nie podniosła
oczu znad papierów, w których coś pisała, ale skinęła lekko
głową, by głos po prawej kontynuował.
- Chcielibyśmy, żeby eksterminował pan nasz problem.
- Kolejne złamanie regulaminu? - zapytał mężczyzna, trochę nazbyt zuchwale.
- Sprawa powinna się zakończyć – padła odpowiedź.
- Rozumiem – odparł – oczywiście.
***
Express z Wrocławia do Krakowa sunął po torach usypiająco.
Wyłożyła się na niewygodnych siedzeniach w przedziale pierwszej
klasy. W słuchawkach leciała jej ulubiona muzyka. Zamknęła oczy,
była sama. Pogrążyła się w swojej wyobraźni i wspomnieniach.
Bezwiednie dotknęła krucyfiksu, jaki miała na szyi. Cóż za
ironia losu, istota taka jak ona... Nie pamiętała swoich rodziców.
Z akt Firmy wynikało, że matka zmarła przy porodzie, a ojciec
oddał ją, gdy tylko jej zdolności zaczęły się ujawniać. Ponoć
był cały roztrzęsiony, bo przy końcu nie wiedział, czy wariuje,
czy naprawdę widzi dwie córki, czy też może jest na coś chory.
Sama Natalia była wtedy ledwie dwuletnim szkrabem i nie miała
pojęcia, co to jest Sirr i czym jest klonowanie. Nigdy też nie
podjęła prób odnalezienia biologicznej rodziny. Nie potrzebowała
ich, Firma wychowała ją, nauczyła korzystać z talentu oraz innych
niezbędnych rzeczy, by być dobrą agentką. Ale ona była inna. Nie
chciała ślepo służyć celowi, pragnęła stworzyć sobie dom,
jakiego nigdy nie miała. Mimo że niczego jej nie brakowało, czuła
w sercu pustkę. Chciała mieć własne życie, chciała mieć
rodzinę i wtedy, jak na zawołanie, zjawił się on. Przeszedł ją
dreszcz, kiedy zaczęła wspominać to wszystko,
co miało miejsce. Wydawało jej się kiedyś, że może być
szczęśliwa, że może żyć jak zwykły człowiek, że może kochać
i być kochaną. Rozważała nawet odejście z Firmy. Jednak los
sobie z niej zakpił. A może nie los... Teraz, gdy wracała w to
miejsce, wracały również wspomnienia. Gdyby w przedziale był ktoś
jeszcze powiedziałby, że uśmiech, który pojawił się na jej
twarzy, był najbardziej upiornym uśmiechem jaki można sobie
wyobrazić. Nigdy nie czuła prawdziwej nienawiści. Nigdy, aż do
tamtego momentu. Wspomniała kilka słów, które wypowiedział,
słów, jakimi omamił człowieka, którego kochała. Snake...
Nienawidziła go z całego serca! Znów wróciła myślami do
telefonu, jaki otrzymała
z dowództwa. Kiedy usłyszała jego imię, krew w niej zawrzała.
Przez dłuższą chwilę
milczała, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Po czym rzuciła
zwykłe „Zrobię to”, jakby miała w ogóle jakiś wybór,
i odłożyła słuchawkę. Była niesamowicie podekscytowana.
Nie należała do istot mściwych i gdyby nie dostała takiego
rozkazu, Snake nadal żyłby sobie spokojnie. Lecz jednak los nie był
tak okrutny, jak jej się
zdawało. Uśmiechnęła się ponownie swym upiornym uśmiechem, po
czym otworzyła oczy instynktownie czując, że zbliża się do celu.
Pociąg zatrzymał się jakieś 3 minuty później. Wysiadła w
Katowicach i od razu skierowała się na przystanek autobusowy.
Zielonkawa J'otka odjeżdżała ze stanowiska nr pięć, za
czterdzieści minut będzie na miejscu. Serce biło jej jak oszalałe.
Siedząc tuż za kierowcą, doskonale słyszała radio i wiadomości
w nim nadawane. Spikerka mówiła o młodej kobiecie zamordowanej na
obrzeżach miasta, w dziwnych okolicznościach.
- Rzecznik rejonowej policji w Katowicach nie jest w stanie udzielić nam bliższych informacji odnośnie dziwnych okoliczności morderstwa, zapewnia jednak, iż wydział śledczy podejmie wszelkie kroki, by odnaleźć zabójcę. To już trzecie morderstwo w tym półroczu, czyżbyśmy...
Natalia
dalej nie słuchała. Rozważała w głowie różne
możliwości. Dziwne okoliczności jednoznacznie wskazywały
na Sirra. Możliwe, iż zabójcą była właśnie taka istota, a to
oznaczało, że Firma może mieć dla niej kolejne zlecenie. Chyba,
żeby sprawcą był właśnie Snake - to oszczędzi kolejnych
morderstw. Jeśli natomiast martwa dziewczyna była Sirrką,
wskazywać to mogło na robotę Firmy, aczkolwiek Natalia nie
sądziła, że niedaleko mógł być kolejny łowca. Teraz jednak ma
do wykonania zadanie i tylko to się liczyło.
***
Oto i znienawidzone przez nią miasto. Stała na przystanku, na tak
dobrze znanym jej osiedlu i rozglądała się. Zerknęła na znajome
wieżowce po drugiej stronie ulicy. Przez pół roku nic się nie
zmieniło, miejsce to nadal czuć było złem. Wiedziała to od
początku, jednak nic nie mogła zrobić bez zlecenia Firmy. Teraz
miała pozwolenie. Zniszczy choć cząstkę tego zła. Ruszyła
powoli w stronę motelu. Nie chciała zatrzymywać się u znajomych,
wolała ich w to nie mieszać. Niektórych z nich naprawdę lubiła.
Szła powoli, rozmyślając. Widząc Snake’a po raz pierwszy,
wiedziała, że coś jest nie tak. Nie mogła tylko zrozumieć,
co. Wydawał się normalnym chłopakiem, wyglądał nawet dość
dziecinnie jak na te lata,
które miał. Jego ciemne, przydługie włosy i pokaźna
sylwetka kontrastowały z pełną niewinności twarzą. Brązowe
oczy, osadzone nieco zbyt głęboko,
były pełne nieśmiałości. Teraz wiedziała, że to tylko
pozory, choć dla jej ukochanego Snake zawsze był tym, który miał
rację. Był jak kamyk w
bucie, z początku lekko denerwujący, by w końcu stać się
diabelnie uciążliwy i doprowadzać do szału. Stanęła przez
budynkiem motelu i dokładnie go obejrzała. Nie zwróciła nawet
uwagi, kiedy pierwsze krople deszczu zaczęły spływać jej po
twarzy i włosach. Zawsze zresztą lubiła deszcz, przymknęła na
chwilę oczy, by poddać się oczyszczającemu prysznicowi i
zapachowi mokrych ulic.
- Jestem tu zameldowana – rzekła, podchodząc do recepcji.
Przedsionek
motelu był mały, ale przytulny. Po przeciwnej ścianie od biurka
recepcjonistki stały dwie wygodne kanapy i mały telewizor, a
tablica na ścianie ozdobiona była ulotkami – informacjami dla
turystów. Chociaż szczerze powiedziawszy, Nati nie miała pojęcia,
co właściwie można byłoby robić w tym mieście.
- Pani...?
- Ragner, Natalia Ragner.
Brązowowłosa
kobieta po czterdziestce sprawdziła w swoim dzienniku rezerwacji i
podała dziewczynie klucz do pokoju 403. Uśmiechnęła się przy tym
lekko żółtymi od tytoniu zębami.
- Życzy pani sobie czegoś? - zapytała uprzejmie.
- Nie dziękuję, chcę odpocząć, miałam ciężką podróż.
Gdy
znalazła się w pokoju,
usiadła na łóżku,
otworzyła skrzyneczkę. Dotknęła dłonią ostrzy i zamknęła
oczy, delektując się
ich kształtem. Przez chwilę siedziała tak wchłaniając ciszę
pokoju. Gdyby nie to, że noże zrobione były z odpowiednich
materiałów, mogłyby już zardzewieć od nie
używania, pomyślała. Po zakończeniu nieszczęśliwego
romansu miała wrażenie, że Firma podchodzi
do niej z dystansem. Zlecenia stały się rzadsze, zupełnie,
jakby nie mieli ochoty już jej obarczać pracą. Aby przeżyć,
musiała znaleźć sobie coś dorywczego, stąd ta praca w urzędzie.
Sirr, czy nie, musiała jeść. Jej myśli wróciły do wiadomości
usłyszanych w radiu. Sirry były istotami posiadającymi pewne
zdolności nadprzyrodzone. Zdolności te były tak zróżnicowane i
przypadkowe, jak numery totolotka. Sama Natalia była Sirrem, ale
niektórzy uważali, że ludzie powinni im służyć, że są lepsi
od innych. Takimi właśnie zajmowała się Firma. Ogień zwalczaj
ogniem. Żaden normalny człowiek nie dałby rady Sirrowi, który
panuje nad swoimi zdolnościami. Co dziwne, mimo ostatnio
nasilających się ataków, ludzie jeszcze nie dowiedzieli się o
istnieniu innych istot. Nadal żyją w błogim przekonaniu, że są
najmądrzejszym i najsilniejszym gatunkiem na ziemi. Natalia
podejrzewała, że Firma macza palce w tuszowaniu tych spraw. W końcu
po co siać panikę? Jej rozważania przerwał dzwonek telefonu.
- Dotarłaś?
- Tak.
- Świetnie.
Połączenie
zostało przerwane. Wstała, starannie zamknęła szkatułkę i
poszła wziąć ciepły prysznic. Strumień wody relaksował jej
smukłe ciało. Zamknęła oczy i przywołała w pamięci obraz
Snake’a . Zęby zazgrzytały jej ze złości. Zacisnęła prawą
pięść, oparłszy ją o kafelki.
- Jutro zginiesz – wycedziła, choć nikt nie mógł jej usłyszeć.
***
Deszcz padał delikatnie, jakby niepewnie, lecz nie przeszkadzało
jej to - to była jej pogoda. O tej porze roku, wieczór bardzo
szybko przeistaczał się w noc. Spokojnym, lecz czujnym krokiem szła
po jakże znajomym jej i jakże znienawidzonym osiedlu. Usłyszała
trzepot skrzydeł, kilka kruków przeleciało jej nad głową.
Spojrzała przed siebie, jej oczy doskonale przystosowały się do
ciemności. Wiedziała, że gdzieś tutaj go spotka. Mimo iż był
tym, kim był, miał swoje ludzkie przyzwyczajenia. Zrobiła kilka
kroków w stronę osiedlowego baru i stanęła jak wryta, zobaczywszy
go. Obok szedł jej niedawny ukochany, ukryła się czym prędzej.
Przeszli niedaleko niej bez podejrzeń, że ktoś ich obserwuje. Nie
wydając najmniejszego dźwięku,
ruszyła za nimi. Po paru krokach młody, rudy mężczyzna odbił do
swojej klatki, Snake natomiast skręcił w zupełnie inną stronę
niż się spodziewała. Podążała za nim, aż znalazł się na
wałach. Przystanął tak nagle, że speszona o mało nie ujawniła
swojej obecności.
- Nie musisz się skradać, wiem że tu jesteś. – powiedział, nie odwracając się.
W
milczeniu wyszła z ukrycia, obrócił się, a jego wzrok spoczął
na niej. Obejrzał ją dokładnie. Miała na sobie czarny strój i
ciche czarne buty, dzięki którym poruszała się jak kot. Nic
więcej nie był w stanie dojrzeć, ale czy przyszłaby nieuzbrojona?
Szczerze w to wątpił. Patrzyła na niego w milczeniu. Oto stał
przed nią, nienawidziła go tak bardzo, a mimo to nie ruszyła się
z miejsca. Wiedziała,
że ma zadanie, lecz nadal stała i patrzyła mu w oczy. Był wyższy
od niej, ale czy to miało znaczenie?
- A więc Firma mnie znalazła – powiedział jakby do siebie.
Nadal
nic nie powiedziała. Zastanawiała się,
czy ją poznał... Nie było jej tu pół roku, ale czy aż
tak się zmieniła? Chociaż on mógł w ciemności widzieć gorzej
niż ona. Jego zdolności były słabo opisane w dokumentach, które
dostała, pewnie Firma
wolała się go pozbyć niż obserwować. Może faktycznie był
odpowiedzialny za śmierć tamtej dziewczyny. A może to prezent?
Może ktoś dowiedział się, jak bardzo Natalia go nienawidzi i
pozwolił jej na zemstę pod przykrywką zlecenia? Spojrzała na
niego raz jeszcze prosto w oczy.
- I przysłali akurat ciebie, doprawdy – zaśmiał się cicho.
- Jesteś gnidą. – wycedziła przez zęby.
Wyszeptała
zaklęcie, którego nie mógł usłyszeć, zaklęcie, którego
nauczyła ją Firma, jej oczy zasnuły się nieprzeniknioną czernią.
Cofnęła się, nie wydając żadnego dźwięku, w dłoniach zabłysły
jej dwa sztylety, o falowanym , lekko zakrzywionym ku górze ostrzu.
Jego ciało nagle zaczęło się
zmieniać stało się większe, był bardziej zgarbiony,
paznokcie przekształciły się
w szpony, a oczy przybrały
kolor wściekłej czerwieni. Białe kły zabłysły w blasku
księżyca. Na plecach ujawnił się,
skrywany dotąd zaklęciem, miecz. A więc to była jego
prawdziwa forma. Snake – bestia, ni to wampir, ni to wilkołak, ni
to niedźwiedź, a jednocześnie łączył
cechy tych wszystkich istot. Tak przynajmniej napisane było w
raporcie. Jakie sztuczki chował jeszcze w rękawie?
- Niestety, mam dla ciebie złą wiadomość. Ty będziesz jedyną, która straci tu życie.
Skoczył
nagle, nawet nie
wiedziała kiedy. Zaatakował mieczem znad głowy, przed
którym z ledwością udało jej się uskoczyć. Był dobry,
cholera był naprawdę dobry i mimo masy dość szybki, ale nie
pozwoli mu wygrać. Firma nie tolerowała przegranych, poza tym to
stało się zbyt osobiste. Krzyknął coś w mrocznym języku, jakaś
siła odrzuciła ją na kilka metrów. To ją zdenerwowało, skoczyła
ku niemu z okrzykiem wściekłości. Jej sztylety napotkały klingę
jego miecza. Snake był silny, górował nad nią siłą
fizyczną. Odskoczyła
tak nagle, że mało się nie wywrócił, zdołał jednak utrzymać
równowagę. Rzucił w nią kilkoma sztyletami, jeden głęboko
rozciął jej policzek, zanim zdążyła zareagować,
poczuła uderzenie w łuk brwiowy. Krew
zalewała jej oczy, Nati
zatoczyła się, upadła na jedno kolano, a przeciwnik wykorzystując
jej osłabienie, chwycił miecz i przystawił jej ostrze do gardła.
Stał, delektując się
chwilą zwycięstwa. Uniosła głowę, w jej
oczach wciąż mieniła się nieprzenikniona, nienawidząca
czerń. Zaśmiał się
szyderczo, co pozwoliło jej zareagować.
Gwałtownie odchyliła
się do tylu, nogą wykopując mu miecz z ręki, który zrobił obrót
w powietrzu..Natalia podniosła się, otarła pośpiesznie
krew i zaatakowała, uderzając go pięścią w brzuch.
Zgiął się wpół i
splunął krwią. Chwyciła sztylety, by zakończyć tę
walkę, lecz w tej samej chwili on krzyknął znów
to zaklęcie i siła telekinezy odrzuciła ją o kilka metrów.
Podniosła się z wściekłością.
- Nie wygrasz! – wycedziła.
W
jednej chwili pojawił się za nią, chwycił ją odchylając szyję,
zatopił kły, krzyknęła. Jego dłoń niechcący dotknęła
platynowego krucyfiksu, a w
powietrzu dał się poczuć swąd palonej skóry. Odskoczył
gwałtownie.
- Ty dziwko! – ryknął wściekle.
Obróciła
się w jego stronę szybko. Rzucił
nóż, lecz nie zdążyła uskoczyć. Stała tak przez chwilę,
jakby niepomna tego, co się stało, po czym upadła na kolana Cienka
stróżka krwi popłynęła z rany na czole. Jej spojrzenie było
pełne zaskoczenia, kiedy osuwała się na ziemię. Podszedł do niej
i wbił w nią miecz, splunąwszy z pogardą. Odwrócił się i już
zamierzał odejść, gdy usłyszał śmiech. Najpierw cichy, potem
nieco głośniejszy, kobiecy śmiech pełen rozbawienia. Bardzo
powoli odwrócił się znów. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą leżało
jej ciało, nie było nic poza słabymi śladami krwi i jego mieczem
wbitym w ziemię. A więc klon? Słyszał o tym, ale nie sądził, że
akurat ona...
- Myślałeś, że tak łatwo mnie zabić? – wyszeptała mu do ucha.
Więc
to naprawdę był klon, ale kiedy ona.... ? Zanim zdążył spojrzeć
w tę stronę, stała już gdzie indziej. Patrzyła na niego z
mieszaniną rozbawienia i pogardy. Zauważył w jej ręku sztylet,
inny niż tamte poprzednie. Platynowe ostrze, był tego pewien, od
takiej ilości kruszcu bolała go głowa. Ale jak? Skoro ona też...
Nie dane mu było długo się zastanawiać. Skoczyła do niego bez
ostrzeżenia. Uniósł ręce,
by się obronić, nie uchroniło go to jednak przed ciosem w twarz.
Cofnął się chwiejnie. Kopnęła go z półobrotu, zatoczył i
upadł. Dłońmi szukał swojego miecza, nie zdążył, już
była przy nim. Przyłożyła mu klingę do gardła. Znów dało się
czuć swąd spalonej skóry, zawył z bólu i wściekłości.
- Ty... – nie zdążył, kiedy jednym pewnym pociągnięciem poderżnęła mu gardło.
Zacharczał,
plując krwią. Mimowolnie chwycił się za szyję,
starając się zatamować krwawienie. Patrzyła na niego bez cienia
współczucia, jak umierał, robiąc się coraz bladszy. Wycharczał
coś jeszcze, ale nie usłyszała. Kiedy osunął się na ziemię, z
kieszeni wyjęła telefon komórkowy i wybrała
numer. Usłyszała sygnał wybierania.
- Uch... - wydobyło się z jej gardła, zobaczyła przed sobą okrwawione ostrze włóczni, które wyszło z jej ciała.
Telefon
wypadł z jej ręki. Jak mogła być tak nieostrożna, jak mogła nie
zauważyć, nie usłyszeć...? Martwy Snake leżał przed nią, więc
był to ktoś inny... Krew
pociekła jej z ust, gdy zaczęła dusić się własnym oddechem,
upadła.
- Halo? - dało się słyszeć z leżącego telefonu.
Ktoś
podniósł go do ucha. Słyszała jego głos jak przez mgłę, ale
dobrze go przecież znała. Głosu ukochanego nigdy się nie
zapomina...
- Tak – powiedział – zadanie wykonane.
>>*<<