22 października 2014

Zaklęcie Umarłych [6] - End

>>Zaklęcie umarłych<<
(6 - END)

-        Nie żyje – powiedziała przykładając dwa palce do szyi leżącego, by sprawdzić tętno.
-        Ten też – łowca kucał przy kolejnym martwym elfie.
Yizu wstała i przyjrzała się ciałom. Dwóch strażników świątyni Alishy, elfickiej bogini pokoju, leżało martwych na ziemi. Co dziwne, żaden z nich nie miał ani jednej rany, a miejsce nie zdradzało śladów walki. Wniosek mógł być tylko jeden. Zginęli zaatakowani z zaskoczenia przez magię. Yizu przygryzła wargę. Elfy nie posługiwały się magią. Bynajmniej nie taką, która nie zostawia żadnych śladów. Ta magia była bezbarwna i bezwonna, znaczyło to dokładnie tyle, iż zamachowcem był ludzki mag. Rozejrzała się po otoczeniu. Znajdowali się przed wejściem do świątyni, która umiejscowiona w lesie, była tak dobrze ukryta, że nie dało się zobaczyć całego budynku stojąc nawet przed główną bramą. Pomalowana na biało udekorowana była w centralnym miejscu znakiem Alishy – bukietem liści wszystkich drzew, symbolizującym zjednoczenie różnic. Po obu stronach wejścia paliły się pięknie zdobione pochodnie, święty ogień bogini dający światło dla tych, którzy zgubili swą drogę. Ruszyli do wnętrza długim korytarzem. Pomieszczenie którym szli było wąskie, a mimo to wydawało się dość przestronne, za efekt ten był odpowiedzialny zapewne wysoki sufit. Idąc miało się wrażenie ogólnego spokoju i przyjemnego orzeźwiającego wietrzyku. Niemalże działała tu jakaś leśna magia. Minęli otwarte drzwi i weszli do przestronnej sali. Udekorowana była kwiatami i umeblowana białymi zdobionymi, drewnianymi ławami. Gdzieniegdzie między meblami leżało kilka ciał. Yizu pośpiesznie sprawdziła funkcje życiowe. Wszyscy mnisi byli martwi. Warknęła pod nosem. Łowca spojrzał na nią ze zdziwieniem, czyżby aż tak wstrząsnęła nią śmierć mnichów? A może jej nerwy miały inne podłoże?
-        To Viria prawda? - zapytał.

17 października 2014

Zaklęcie umarłych [5]

Zapraszam ;-)

>> Zaklęcie umarłych <<
(5)

Świadomość bólu zaciągała go nieubłaganie w stronę rzeczywistości. Miał wrażenie, jakby w niektórych miejscach jego ciało płonęło żywym ogniem. Właściwie, to miał problemy z ustaleniem miejsca, gdzie tego ognia nie było. Przeraził się, gdy kolejna myśl napłynęła do zbolałego mózgu. Nie mógł się ruszyć, nic też nie widział, bo powieki uparcie nie chciały się otworzyć. Coś nim telepało, odgadł, że leży na noszach ciągniętych przez konia. Usłyszał strzęp rozmowy.
-        … podziękować – powiedział jakiś głos.
-        Chyba z konia spadłeś! - ten głos był znajomo zadziorny.
-        Gdyby nie ja mogłoby to sssię źle sssskończyć – rozmówca zdawał się syczeć.
-        Widziałeś wtedy w świątyni co potrafię i śmiesz twierdzić, że potrzebowałabym pomocy?
-        Wtedy nie walczyłaśśś z wampirami, tylko z nieogarniętą bandą jaszczurów.
-        Dobrze. – westchnęła – Przybyłeś, odegrałeś bohatera, teraz możesz sobie iść.
-        On twierdzi, że jesssteś zbyt ssssłaba by podróżować sssama.
-        Więc niech on ze mną podróżuje.
-        Przy mnie jessssteś bezzzzpieczniejsza
Nastała chwila ciszy przerywana tylko rżeniem koni i dźwiękiem podków uderzających o drogę. Łowca poczuł, iż mimo bólu znów zapada się w błogi niebyt, przyjął to uczucie z ulgą. Zanim jednak jego świadomość się wyłączyła, zdążył uzmysłowić sobie, że koń nagle się zatrzymał.
-        On znów krwawi, przynieś wody!

13 października 2014

Zaklęcie Umarłych [4]

Serdecznie zapraszam do czytania czwartej części :)

(4)

-        Syyyy, auć! - syknęła kiedy wsmarowywał maść w ranę przy zmianie opatrunku – nie możesz delikatniej?!
-        Jak nie będziesz się wiercić nie będzie tak bolało – odparł.
-        Nadal czegoś nie kapuje – powiedział mężczyzna w bieli.
Łowca spojrzał na niego. Dziwne było z niego stworzenie, musiał przyznać. Co prawda słyszał już o takich, ale jak sądził do tej pory, była to tylko legenda. Tak potężni magowie przecież nie istnieją. Wygląda jednak na to, że się mylił, zresztą po tym, co wydarzyło się kilka godzin temu, był gotowy uwierzyć we wszystko. Wrócił myślami do tamtej chwili. Kiedy Yizu uderzyła jaszczura, który na niej siedział, a drzewo uderzył znów człowiek.
-        Rany, dziewczyno, nie musisz być taka ostra – powiedział wtedy.
-        Dobrze wiesz, jak go nie znoszę! - odgryzła się
-        Nie dałbym rady sam cię uspokoić.
-        Trzeba było mnie nie zrzucać z konia! - skwitowała – Jeszcze raz, mówię ci, Codin, słyszysz mnie?! Jeszcze raz cię zobaczę, a oberwiesz!
-        Mówi, że mogłabyś już dać spokój – chłopak wstał.
-        Phi! - prychnęła – W życiu! Za żadne skarby mu nie wybaczę! - założyła ręce na piersi i obróciła głowę w drugą stronę.

9 października 2014

Zaklęcie Umarłych [3]

>> Zaklęcie umarłych<<

(3)


Tylny dziedziniec Gildii Magów skąpany był w mroku. Weszli przez ukrytą w gąszczu furtkę, której najwyraźniej dość często używano w celu wymykania się poza mury gildii. Yizu wiedziała, że czynili tak zarówno młodzi adepci sztuk magicznych, jak i starsi magowie. Wraz z towarzyszem bezszelestnie pokonała dziedziniec, by już po chwili pod osłoną ściany ruszyć w stronę wejścia do jednego z budynków. Ów budynek znajdował się na zachodzie terenu gildii i w świetle dnia prezentował przepiękną architekturę. W tej chwili gdzieniegdzie w oknach paliły się światła zdradzając ludzką obecność. Yizu wyjrzała zza rogu.  Dwóch adeptów minęło ją, nawet nie zauważywszy w ciemności.

6 października 2014

Zaklęcie umarłych [2]

 >>Zaklęcie umarłych<<

Serdecznie zapraszam do czytania ;-)

(2)


Coś szczypało w prawym ramieniu, od dłuższego czasu uparcie próbując wyrwać ją z błogiej nieświadomości. W końcu dała za wygraną i powoli uniosła powieki. Pierwsze, co zobaczyła to wpatrujące się w nią  fioletowe oczy. Wzdrygnęła się odruchowo, lecz potem pomyślała, że jak na łowce ma całkiem łagodną twarz. Oparła się na łokciach i spojrzała za nim. Poza tym, że zniknęły ciała, a stosik kości przy ognisku nieco się zwiększył, nic się nie zmieniło. Znowu jadł i pozbył się ciał, zatem ile spała? Skrzywiła się, bo ramie znów za szczypało, spojrzała w tamtą stronę. Rękaw bluzki był cały rozcięty, a ramie fachowo obandażowane. Pachniało trochę jakby miętą i jakimiś ziołami, których nie znała. Otworzyła usta, by coś powiedzieć.
-        Sporo promieni słońca przebiło się na polane podczas dnia – powiedział, nim zdążyła się odezwać