29 marca 2015

Siedem Pań

Gong oznajmił koniec medytacji. Złożyła ręce w znak podziękowania i pochyliła się lekko, jak ją uczono. Wyprostowała nogi i wstała, unosząc wzrok. Stał niedaleko drzwi wejściowych do jej mieszkania w Pograniczu. Problem polegał na tym, że stał po ich niewłaściwej stronie. Czyli wlazł bez pukania. Dobrze, że chociaż nie miał zamiaru przeszkadzać jej w medytacji. Odwróciła się do niego plecami, czując spojrzenie brązowych oczu na swoich łopatkach i udała się do aneksu kuchennego. Gabriela nie było, miał wrócić za jakieś pół godziny. Vill sięgnęła po wysoką szklankę i z lodówki wyjęła sok pomarańczowy, cały czas obserwowana przez jego oczy.

26 marca 2015

Organizacja

Przeszła przez portal zamyślona. Cała ta sprawa nie trzymałą się kupy. Schwytany i przyciśnięty do muru zleceniodawca całym sobą zaprzeczał, jakoby jakiekolwiek zlecenie złożył. Skanowanie jego pamięci również nie potwierdziło, że kiedykolwiek był w siedzibie Organizacji. Jednak to jego podpis i jego DNA były w bazie danych. Musieli jeszcze czekać na wyniki analiz, które miałyby potwierdzić ewentualne konszachty tego człowieka z wampirami. Mając taki dowód Organizacja odrzuciłaby jego zlecenie. Byłoby zbyt wielkie podejrzenie, że to wampiry za sprawą czarowników chcą załatwić spory między sobą. Zrobiwszy krok do przodu prawie wpadła na gospodarza tego wymiaru.

- Cześć Ichi – powiedziała, przytulając go do siebie ciepło.
- Witaj Vill – pogłaskał ją po plecach.

Stali tak przez chwilę ciesząc się swoim towarzystwem kiedy Vill zerknęła w górę i nagle cała się spięła.

- Ichi…? Zrobiłeś to? – zapytała.
- Co zrobiłem? – obrócił się, by spojrzeć w miejsce, gdzie patrzyła.

Parę metrów od nich były trzy schody, prowadzące na podwyższenie, na którym stał narożnik i ława. Podwyższenie otoczone było czterema kolumnami i uwieńczone kamienna kopuła w stylu greckim. Na kopule siedział ptak, ale nie taki zwykły, był całkowicie nieruchomy a zielone paciorkowate oczy patrzyły na nich.

- Myślałam, że go zrobiłeś – powiedziała w zamyśleniu – skąd się wziął?

Ptak siedział jak posąg, mechaniczny posąg.

24 marca 2015

Tolkienowski statysta cz3

Rozdział 3
                Wysoki chłopa, pół młody gniewny, pół jeździec z innej epoki nie wzbudzał sensacji w tłumie. Powodem chyba było to, że tłum nie zwracał na nic szczególnej uwagi. Po raz pierwszy w życiu Lethi była wdzięczna za ludzka znieczulice i pole widzenia ograniczone jedynie do czubka własnego nosa. Pokusiła się nawet o myśl, że gdyby Amras zdjął czapkę i tak nikt nie wróciłby na uwagi na jego nienaturalne uszy. Wolała jednak tego nie sprawdzać, przezorny zawsze ubezpieczony.
                Po wyjściu z pociągu Amras nie stwarzał już problemów. Lethi dałaby sobie rękę uciąć z przekonania, że to silna potrzeba własnej przestrzeni pozwalał ludziom z pełną premedytacją nie wpadać na Elfa. Nie byłoby wszak zbyt mile widziane, by każdy, niefortunnie zetknąwszy się z blondynem, lądował na ziemi , po uprzedniej wycieczce do parku rozrywki w postaci jednoosobowego diabelskiego młyna.
- A tak w ogóle to skąd znasz to całe haja, Bruce Lee, Jacky Chan, trzask prask i koleś leży? – zagaił Marcus

22 marca 2015

Gabriel

Siedział na parapecie zrujnowanego okna, jak niegdyś ona, z jedną noga zgiętą w kolanie, drugą swobodnie leżącą na uprzątniętej z gruzu powierzchni.  Wpatrywał się w mała fiolkę, którą trzymał w dłoni. Fiolkę z czerwoną cieczą. Jej krwią.

- Wyglądasz niemalże jak anioł zemsty – odezwał się głos za nim.

17 marca 2015

Czarownik

Wyciągnięte klucze upadły na kamienny schodek z brzdękiem. Zaklął z cicha podnosząc je. Zrobił krok do przodu, wchodząc na wycieraczkę z powitalnym napisem. Wsunął klucz do zamka i przekręcił. Dom pogrążony był w mroku i spowity idealną ciszą. Cichy dźwięk oznajmił, że drzwi zostały zamknięte, uniósł dłoń i przekręcił zamek. Rzucił klucze na komodę i sięgnął do pasa.

Cisza była zbyt idealna.

W ciemności coś świsnęło, przyciskając go do ściany, stęknął ciężko i spojrzał prosto w czerwone oczy swego napastnika.

- Podobno jesteście tacy wyszkoleni – zadrwił wampir.
- Podobno wampiry mają jaja ze stali – odparł czarownik, przyciskając lufę pistoletu do krocza swego napastnika.

9 marca 2015

Laira

Księżyc rozświetlał nocne bezchmurne niebo wystarczająco, by nie potrzebowały latarki. No, jedna z nich. Siedziały na jednej z wielu, odnowionych teraz ławek umiejscowionych na stopniach na około boiska do koszykówki. Długi, wysoki na trzy piętra budynek po prawej tonął w ciemności, choć i tak dało się dostrzec powycinane chmurki, muchomorki, króliczki, misie i inne tego typu obrazki, przyklejone do szyb na parterze.

- Co my tu właściwie robimy? – zapytała Vill, zerkając na dobrze znane mury szkolne, od których oddzielało ich teraz kolejne, tym razem sporawe boisko i bieżnia.
- Nie masz czasem ochoty powspominać? – Laira założyła kosmyk czerwonych włosów za szpiczaste ucho – pamiętasz jeszcze to miejsce?

Vill pamiętała, szkoła podstawowa, z której odchodząc płakała, bo tak jej tu było dobrze, czasy, gdy jedynym problemem był wynik w biegu na sto metrów, zwykle zresztą mierny. Czasy sprzed spotkania Davida, sprzed nocy, która wszystko zmieniła. Czerwonowłosa spojrzała na elfkę, będącą niemal jej lustrzanym odbiciem. Miały takie same oczy, taki sam kolor włosów, podobną bladość skóry, choć może to wina światła księżyca?

- Pamiętam, oczywiście, że pamiętam – przyznała i pociągnęła łyk ze swojej butelki.
- Jedne z najdawniejszych czasów, gdy obie byłyśmy jeszcze dziećmi, zupełnie nie ukształtowanymi – rzekła Laira w tęsknym zamyśleniu.

Zapadła cisza, w rodzaju tych, w których nie ma kompletnie nic do powiedzenia, tych, które delikatnie rozchodzą się po okolicy, miękko opadając na ramiona i głowy. W oddali przejechał samochód, a Laira zrobiła gest toastu i pociągnęła z własnej butelki.

- Jednoskrzydły coś o mnie mówił? – zainteresowała się elfka.
- Ichi? – Vill podniosła głowę znad szyjki swojej butelki – pytał, czy byłam taka jak ty.

2 marca 2015

Tolkienowski statysta cz2

Zapraszam na rozdział drugi opowiadania ;-)

Rozdział 2

                Przejażdżka pociągiem nie była wiele gorsza od poranka. Lethi nie spała całą noc, bojąc się, że elf jednak jej coś zrobi albo, co gorsza, że jednak postanowi stać się jedynie wytworem wyobraźni tudzież zbiorową halucynacją (jeśli wliczyć w całą sprawę Marcusa), spowodowaną zapewne zbyt długim przebywaniu w promieniu rażenia monitora komputerowego.  Mimo strachu o własną osobę, nie miała serca wyrzucić nieproszonego gościa na dwór. Nasłuchiwała też, czy rodzicom nie zachce się przyjść do jej pokoju na niekontrolowaną wizytę, mającą na celu sprawdzić, czy aby nie przesiaduje znów przy jakiejś niemożliwie niezrozumiałej przez nich grze. Około szóstej nad ranem trzasnęły drzwi za wychodzącym ojcem dziewczyny. Wtedy spróbowała przemycić jakieś śniadanie do pokoju. Jednak zamiast jej podziękować, Amras wodził łyżką po misce, co i rusz wyławiając trochę płatków i przyglądając im się z uwagą.
- To się je – nie wytrzymała.
- A co to?
- Płatki śniadaniowe – wyjaśniła – na mleku.
- Śnieg na mleku?