28 czerwca 2012

Prawo odpowiedniej ceny (1)

Pierwsze opowiadanie ze zbioru opowiadań "Podróżniczka" (chyba, że po drodze odwidzi mi się tytuł :P),  rozdział pierwszy.


Prawo odpowiedniej ceny (1)

- Nie chcę, żebyś to robiła.
- Przecież wiesz, że czasem to nie ode mnie zależy.
- Więc powinnaś być bardziej ostrożna – nie ustępował.
- Jestem ostrożna
- Ostrożnością nazywasz nadziewanie się na miecze?! - Ven nie wytrzymał

23 czerwca 2012

Yumi (6)


Część 6, ostatnia
(przeredagowana, dzięki nieocenionej pomocy Xzmenki mojej kochanej ;-) )

- Yumi -
 6.
Oczekiwana fala bólu nie nadeszła, poczuł natomiast nad sobą jakiś cień. Powoli otworzył oczy. Pierwsze co zobaczył, to czarne, błoniaste, rozpostarte skrzydła. Usłyszał przeraźliwy dźwięk łamanych kości i wycie: tym razem głos należał do mężczyzny. Mimo piekącego bólu przeczołgał się nieco dalej by zobaczyć dokładnie całą scenę. Blondyni stali jak wryci. Tym, który krzyczał, był zabójca Yumi. Na jego pięści spoczywała drobna dłoń. Skrzydlata dziewczyna miała spuszczoną głowę, płowe, niemal białe włosy, opadając luźno, zakrywały jej twarz. Miała na sobie bordową bluzkę odsłaniającą pępek i czarne długie spodnie uwieńczone pasem z klamrą w postaci rogatej czaszki. Rudzielec wrzeszczał nieprzerwanie, w końcu blada dłoń rozwarła się puszczając swoją ofiarę, ten natychmiast cofnął się o kilka kroków, trzymając złamaną pięść we wnętrzu zdrowej dłoni.

21 czerwca 2012

Yumi (5)

Rozdział piąty :) 
- Yumi -

5.
Nie mógł uwierzyć, że naprawdę wypowiedziała to zaklęcie. Uniósł wysoko brwi, zauważył, że trzech oprychów również wygląda na zdumionych. Yumi stała przed nimi z zamkniętymi oczyma. Przez sekundę, która zdawała się trwać cała wieczność, w zaułku obok klubu panowała niczym niezmącona cisza. Nic się nie stało. Dziewczyna zamrugała oczami, jakby dopiero teraz zorientowała się gdzie jest.
- Czyżbyś naoglądała się za dużo Naruto? - rudy zwrócił się niej uśmiechając się ironicznie.
Obaj blondyni już zanosili się śmiechem. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz zamiast tego odwróciła się gwałtownie do Marka i chwyciła go za ramiona. 
- Aki, uciekaj! - wyszeptała mu w twarz

19 czerwca 2012

Yumi (4)


Część 4 :)

-Yumi -
4.
Było cicho i spokojnie. Deszcz przestał padać i ubyło trochę chmur. Gdzieniegdzie pokazywały się gwiazdy na czarnych kawałkach nieba i Marek zauważył nawet sierp księżyca. Po kilku sekundach, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do mroku spojrzał na swoją towarzyszkę. To zabawne jaką silną miała osobowość. Nawet w myślach nazywał ją Yumi, bo tego właśnie wymagała. Zawsze mu powtarzała, że nie lubi swojego imienia więc niech się nawet nie waży go używać i faktycznie, dla niego zawsze była jest i będzie Yumi. Poczuł że puściła jego dłoń.
- No, to teraz mi powiedz w którą stronę pójdziemy. Ja się nie znam na tych twoich Katowicach. - rzekła jakby zupełnie nie dostrzegała tego że stoi w środku nocy w jakimś zaułku w obcym dla niej mieście z, jakby nie było, obcym dla siebie facetem. 
- Eee..... w lewo – powiedział bez entuzjazmu.
Usilnie próbował nie dopuścić do siebie myśli, że może jednak odpuścili, że może jednak oboje dotrą do jego domu bezpiecznie. Nawet jej nie zapytał czy zatrzymała się w jakimś hotelu, choć nie widział by miała bagaż, ale skoro uparła się go odprowadzić, to zawsze mógł jej pokazać gdzie mieszka. Oboje skierowali się w tę stronę. Było mu dziwnie zimno w dłoń która jeszcze przed chwilą trzymała dziewczyna. Włożył ręce do kieszeni kurtki i spojrzał w stronę ciemnowłosej, by lepiej jej się przyjrzeć. Teraz dopiero zauważył, że przez jej ciemne , związane niedbale w koński ogon,włosy prześwitywały pasma ni to brązu, ni to bordo. Nie malowała się, na jej twarzy nie było śladu nawet odrobiny tuszu do rzęs. Wziął głęboki wdech, pachniała świeżymi różami, zupełnie jakby była nimi obwieszona, choć zapach nie był drażniący, jednak na długo pozostawał w pamięci. Na sobie miała zwykłe jeansy i jakąś czarną kurtkę przeciwdeszczową. Nie miała torebki, zupełnie nic ze sobą nie nosiła. Doszedł do wniosku, że na pewno musi być zameldowana w jakimś hotelu. Przecież nie przyjechała tutaj bez bagażu. Już miał ją o to zagaić, gdy nagle stanął jak wryty, instynktownie schował ją za sobą.
- No, w końcu się pojawiłeś – powiedział wysoki blondyn ostrzyżony na jeża. 

16 czerwca 2012

Yumi (3)

Część trzecia ;-) 

- Yumi -
3.

- Dobrze Ci poszło – usłyszał po prawej kobiecy głos. 
- D...dzięki – odparł. 
- Wszystko w porządku Marek? - zapytała z troską w głosie kładąc mu dłoń na ramieniu.
Wzdrygnął się na dźwięk swojego imienia i jej ciepłego dotyku. Czuł to nawet przez bluzę. Spojrzał na nią badawczo. Była to ta sama zielonooka, ciemnowłosa dziewczyna którą wtedy zauważył w tłumie.
- Czy my się znamy? - zapytał trochę niepewnie. 

14 czerwca 2012

Yumi (2)

Część druga opowiadania ;-) 

- Yumi -
2.
         Padało. Jak na przystało na marzec, pogoda płatała figle. Już myślało się, że lato ma zamiar nadejść, a przynajmniej porządna wiosna, to już na drugi dzień niebo zasnute było ciężkimi szarymi chmurami nie zwiastującymi niestety nic dobrego. Od rana zastanawiał się, czy w końcu te szare ciężary luną kaskadą wody na mieszkańców Katowic. Zawsze uważał, że deszcz oczyszcza miasto, ale w dni tak chłodne jak ten wolałby, żeby już miasto było brudne. Co prawda miał na sobie kurtkę, ale krótko ścięte włosy odsłaniały kark i teraz deszcz wbijał w niego zimne igiełki jakby się nad nim znęcał. Marek skulił się próbując unikać lodowatych kropli i przyśpieszył kroku. Szedł rozglądając się nerwowo na wszystkie strony, czy aby nie czają się gdzieś w jakimś zaułku.

12 czerwca 2012

Yumi (1)


To będzie trochu dłuższe, zapraszam na część pierwszą ;-) 
-Yumi-


1.

24.03.2010 , 11:23
Od Aki-kun <aki01@net.net>
Do Yumi-chan <yumii@net.net>

Hej Yumi!

Co u Ciebie słychać? Tak dawno się nie odzywałem, bo miałem kilka spraw na głowie. Naprawdę brakuje mi mailowania z Tobą, bardzo Cie lubię. Mam nadzieję, że przez moją „nieobecność” Nie urwie się kontakt między nami. Bardzo bym tego nie chciał.

Muszę Ci powiedzieć (Tobie, bo nie mam komu. Mam nadzieję, że Tobie mogę zaufać), że ostatnio zostałem napadnięty, przez czterech facetów. Powiedzieli, że mam zrezygnować z bitwy Freestyle i oddać pojedynek walkowerem inaczej mnie zabiją... tak powiedzieli...

4 czerwca 2012

Narodziny

Gdy tylko go minęła, poczuła na sobie jego spojrzenie. Nie było to typowe, lubieżne spojrzenie pijanego obwiesia, który ma ochotę na za wysokie dla siebie progi. Długowłosy, oparty o mur, młody mężczyzna z papierosem w ustach niczym szczególnym nie różnił się od pozostałych osób w okolicy - ludzi szwendających się to tu, to tam, odbywających swój maraton między klubami, mieszczącymi się po obu stronach ulicy. Jednak jego spojrzenie wbite w jej plecy niemal paliło.

            Wiedziała, kim jest ów długowłosy. Skręciła za róg, nie oglądając się za siebie. Tak jak przewidywała, nieznajomy ruszył za nią w pewnej odległości, jakby dla zachowania pozorów. Nie miała jednak wątpliwości, iż i on domyślił się, z kim ma do czynienia. Skręciła ponownie i tutaj zrobiło się puściej. Chodź pijawko, pomyślała, już ja ci pokażę, że lepiej nie żerować na czarownicy. Nadal za nią szedł, gdy skręciła po raz trzeci. Tu ulica była zupełnie opustoszała.

            Kobieta weszła w dość szeroki, lecz ciemny zaułek. Gdy tylko znalazł się w odpowiednim zasięgu, nałożyła niewidzialną barierę na wyjście, sprawiając jednocześnie, że oboje znaleźli się w pułapce, jak i to, że nikt z zewnątrz niczego nie zobaczy. 

            Blondyn obrócił głowę w stronę magicznego muru. Wykorzystała ten moment, zdejmując błyskawicznie bransoletkę z ręki i rzucając w niego długim, magicznie wspomaganym łańcuchem, jarzącym się niebieskością. Broń zakończona była głową węża, który rozdziawił kły, chcąc wbić się w ofiarę. Długowłosy jednak zdołał się uchylić. Psia mać, pomyślała, szybki jest! Przyciągnęła łańcuch do siebie i skupiła wzrok na przeciwniku.  W ciemnych spodniach, lakierowanych butach i bordowej koszuli wyglądał jak puzzel nie pasujący do obrazka tanich i licznych w tej okolicy klubów. Miała wrażenie, że gdy spojrzy na jego rękę, doszuka się na przegubie złotego zegarka. Nie zaryzykowała jednak spuszczenia wzroku z jego czerwonych już oczu. Miał długie, do samego pasa, jasne włosy, pewnie w dzień połyskiwały złotem, ale tego nie dane będzie nikomu stwierdzić, gdyż te istoty nie chodzą za dnia. Lekki, swobodny uśmiech wypełzł na jego twarz, gdy mu się tak przyglądała. Rzuciła łańcuchem ponownie, znów się uchylił, podobnie jak następne dwa razy.
-        Zjeżdżaj – wycedziła.

            Za trzecim razem sięgnął do tyłu i dobywszy ukrytego za paskiem spodni sztyletu o falującym ostrzu, wcelował go w jedno z ogniw łańcucha i pociągnął. Nie spodziewała się tego. Nie sądziła zresztą, że nieznajomy ma ze sobą broń, a już na pewno nie była przygotowana na sztylet, raczej na pistolet. Nie utrzymała jednak łańcucha i już po chwili bransoletka, tracąc swoje magiczne właściwości, znalazła się na ziemi. Czarownica cofnęła się i przywołała  nad dłonie ogniste dyski, rzuciła w niego kilka, ale on wyminął wszystkie. Był niewiarygodnie szybki, szybszy niż jej myśli, w jednej chwili znalazł się przy niej, poczuła jego chłodną dłoń na ramieniu.
-        Jaka groźna – rzekł aksamitnie, z nutką rozbawienia w głosie.
Uśmiech ozdobiony ostrymi kłami napawał ją niemal paniką. Wyrwała się z impetem i skoczyła na ścianę, a odbiwszy się od niej, skoczyła na drugą. Pomagając sobie magią, pokonała tak trzy piętra, aż znalazła się na dachu niższego z budynków.

            Ruszył za nią bez najmniejszego problemu. Nie oglądała się. Budynek był długi, więc miała więcej miejsca na rozbieg. Pognała przed siebie, czując na karku jego oddech. Biegła, nie słysząc jego kroków, ale ciągle miała wrażenie, że jest kilka centymetrów za nią. Nagle obróciła się, wysapała jakieś zaklęcie zdyszanym głosem. Z rozczapierzonych palców wyrzuciła kilkanaście ostrych lodowych igieł, nie patrząc nawet czy goniący wciąż znajdował się za nią. Myliła się, nie było go tam. Czyżby jednak nie wskoczył za nią na dach? Wciąż trzymając rękę w gotowości rozglądała się, nasłuchując najmniejszego dźwięku, jaki może wydać ukrywający się przeciwnik. Nie słyszała jednak nic poza własnym oddechem, który powoli się już uspokajał.
-        Zwinna z ciebie mała kotka – szepnął jej do ucha.

            Zamarła. Jakim cudem znalazł się za nią? Jakim, do cholery, cudem podszedł tak blisko niezauważony? Przygryzła wargę. Nie doceniła go, a istot nocy nie powinno się nie doceniać. Obróciła się, błyskawicznie zadając cios ostrymi lodowymi szponami, które wyrosły jej z paznokci. Zablokował cios, bez większego problemy. Jego czerwone oczy spojrzały głęboko w błękit jej własnych. Na chwilę zamarł, jakby się nad czymś zastanawiał, wykorzystała ten moment, wyrwała się i minąwszy go, zaczęła uciekać. Nie krzyknął za nią tak, jak się spodziewała. Jeśli natomiast ruszył w pościg, to znów nie wydawał żadnego dźwięku. Przeklęte wampiry, pomyślała, człowiek nawet nie jest w stanie się zorientować czy za nim gonią, czy już się znudziły. Przyszło jej do głowy, że będąc tak szybkim - dawno mógłby ją wyminąć i schwytać, nie zrobił tego jednak, co oznaczało, że zwyczajnie się nią bawił. Gniew rozgorzał w niej dodając sił, przyspieszyła. Wyminęła kilka anten zaczepionych na dachu, a widząc już krawędź, przyspieszyła jeszcze bardziej, chcąc nabrać jak największego rozpędu.

            Zdawało jej się, że długowłosy wciąż jest przy niej zaledwie na wyciągnięcie ręki, nie miała jednak odwagi się obejrzeć. Dobiegła do krawędzi i odbiła się najmocniej jak umiała, wyciągając  ręce przed siebie.

            Już w momencie skoku zrozumiała, że źle wymierzyła, kolejny budynek był za daleko.  Dlaczego u licha nie pomyślała by przy odbiciu wzmocnić skok magią?! Miałaby wtedy jakieś szanse, a teraz spadnie i w najlepszym wypadku połamie sobie wszystkie kości.
-        Uch.. - wydobyło się z jej płuc.

            Uderzyła klatką piersiową o ścianę budynku, łapiąc się jednak palcami krawędzi dachu. Musisz się podnieść, skarciła się w duchu, nie wiś jak jakaś kukła, podciągnij się, bo spadniesz! Za sobą usłyszała kroki, a potem odbicie. Zobaczyła jak nieznajomy przelatuje nad nią swobodnie, jakby grawitacja nie miała na niego wpływu, ręce trzymał w kieszeniach spodni i już po chwili wylądował miękko na dachu. Odwrócił się do niej, kucnął i wyciągnął w jej stronę rękę.
-        Spieprzaj! - wycedziła.
Nie powiedział nic, uśmiechnął się tylko pobłażliwie i bezceremonialnie chwycił ją za przegub, pomagając wejść na dach.
-        Niezły pojedynek czarownico – powiedział z uznaniem – Jestem Derian.
-        A...Adrelia – odparła zmieszana, zakładając kosmyk czerwonych włosów za ucho.
-        Masz piękne imię Adrelio... i włosy.

            Nadal trzymał ją za rękę, a ona zamiast się wyrwać i walczyć albo uciekać, stała oszołomiona jego spojrzeniem, tonem głosu i łagodnością. Stwierdziła nawet, że jest w istocie piękny. Długie, blond włosy opadały łagodnie na ramiona. Jego lekko podłużna twarz, ozdobiona jednodniowym zarostem, miała wyraz cudownie ciepłego rozbawienia. Może wcale nie był taki groźny. Może wcale nie chciał z niej pić? Patrzyła na jego piękne, krwistoczerwone oczy, dochodząc do wniosku, że przecież niekoniecznie musi być zły.

            Rozwarła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz on pociągnął ją do siebie i okręcając jak w tańcu, sprawił, że teraz stała tyłem do niego. Nim zdążyła zareagować, jedną ręką zasłonił jej usta, odchylając jednocześnie głowę, drugą natomiast oplótł wokół jej łokci, uniemożliwiając ruch. Cały urok znikł, gdy tylko przestał patrzeć jej w oczy. Szarpnęła się wściekła na siebie za nieostrożność.

            Wbił kły. Zapragnęła krzyknąć, wyrazić tym krzykiem cały żal do świata, złość i nagły strach, który ją teraz dopadł. Chciała krzyknąć, głośno błagając kogokolwiek o pomoc. Chciała krzyknąć... ale nie mogła. Żelazny uścisk jego rąk nie pozwalał jej na żadną reakcję. Niechciane, niekontrolowane łzy popłynęły jej z oczu. Wędrujące chmury odsłoniły krwawy sierp księżyca, a ona nabrała pewności, że umrze.

-        Musisz umrzeć, zanim się narodzisz – słowa przebiły się przez gęstą zasłonę bólu.

            W tej jednej chwili, jeszcze zanim całkowita ciemność zapanowała nad nią, znienawidziła nieznajomego tak bardzo, jak nikogo nigdy dotąd.

            Jej nienawiść wzrosła jeszcze, kiedy zabiła człowieka zaspokajając pierwszy głód.


^*^*^*^