1.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było nawet czyste i
dobrze utrzymane. Jeśli oczywiście nie liczyć wybitych szyb w szklanych
drzwiach, prowadzących na patio i kilku przewróconych krzeseł. Na stole stał całkiem
ładny wazon z wyschniętymi na wiór kwiatami. Po lewej znajdowało się przejście
do kuchni z obiecująco wyglądającą lodówką. Nie pokusiłam się jednak o
otworzenie jej. Nie miałam ochoty na kolejne rozczarowanie, albo co gorsza –
jego brak. Szafki kuchenne wyglądały bardziej zachęcająco, zanotowałam sobie
więc w pamięci, by później je sprawdzić. Cisza, która panowała w całym domu,
była równie przyjemna, co przerażająca. Wzięłam do ręki zwinięte arkusze papieru i
wyszłam na zewnątrz. Moje kroki wydawały chrzęszczący dźwięk, gdy szłam po
szkle. Minęłam dobrze utrzymany trawnik, ogrodowy basen bez wody z wielką
dziurą w ścianie i kilka przewróconych mebli, idealnych na grilla. Przez krótką
chwilę zatęskniłam za beztroskimi chwilami pełnych słońca dni sprzed katastrofy.
Dni, gdy jedynym problemem była równa opalenizna. Wiedziałam jednak, że ten
czas minął bezpowrotnie.