1.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było nawet czyste i
dobrze utrzymane. Jeśli oczywiście nie liczyć wybitych szyb w szklanych
drzwiach, prowadzących na patio i kilku przewróconych krzeseł. Na stole stał całkiem
ładny wazon z wyschniętymi na wiór kwiatami. Po lewej znajdowało się przejście
do kuchni z obiecująco wyglądającą lodówką. Nie pokusiłam się jednak o
otworzenie jej. Nie miałam ochoty na kolejne rozczarowanie, albo co gorsza –
jego brak. Szafki kuchenne wyglądały bardziej zachęcająco, zanotowałam sobie
więc w pamięci, by później je sprawdzić. Cisza, która panowała w całym domu,
była równie przyjemna, co przerażająca. Wzięłam do ręki zwinięte arkusze papieru i
wyszłam na zewnątrz. Moje kroki wydawały chrzęszczący dźwięk, gdy szłam po
szkle. Minęłam dobrze utrzymany trawnik, ogrodowy basen bez wody z wielką
dziurą w ścianie i kilka przewróconych mebli, idealnych na grilla. Przez krótką
chwilę zatęskniłam za beztroskimi chwilami pełnych słońca dni sprzed katastrofy.
Dni, gdy jedynym problemem była równa opalenizna. Wiedziałam jednak, że ten
czas minął bezpowrotnie.
Tu krajobraz przedstawiał się dużo gorzej: piaszczyste
pobocza, popękany asfalt, ususzone gdzieniegdzie widoczne jeszcze krzewy.
Nieopodal stał doszczętnie spalony budynek, o którego szkielet opierał się
zniszczony słup elektryczny. Gdzieniegdzie, jakby rzucone niedbale przez
chaotycznego artystę, walały się zielone kosze na śmieci z numerami
nieistniejących już domów. Całkiem na zachód ode mnie stały już tylko
zrujnowane fundamenty ceglanych niegdyś budowli. Z przeciwnej strony wiatr
przynosił skrzypiący dźwięk wiszącej na ostatniej śrubie, niegdyś świecącej
tablicy z logo ONESTOP. Z samego budynku pozostała jedynie, a może aż, połowa. Przewrócona
budka telefoniczna podpierała tył spalonego samochodu, przy którym stali inni.
Cała siódemka... plus ja.
Nim zdołałam się odezwać, na spotkanie wyruszył mi Wilk -
wysoki, barczysty ciemnowłosy mężczyzna około trzydziestopięcioletni. Niegdysiejszy
ochroniarz, na tyle, na ile zdołałam się dowiedzieć. Był wyższy ode mnie, co
pozwało mu bez większego wysiłku patrzeć na mnie z góry. Spojrzenie jego
bladych oczu było twarde, silne. Ale wiedziałam, że to pozory, co jakiś czas
przez te oczy przemykał cień strachu, niepokoju…
- Będziesz liderką naszej grupy - oznajmił, a ja
zamrugałam oczami, jakbym nie bardzo zrozumiała co do mnie powiedział.
- Przepraszam, że co? - zapytałam.
- Było głosowanie ... - powiedziała niepewnie Nevi,
skuliwszy się pod moim spojrzeniem, jakbym ją spoliczkowała.
Nevi była niższa ode mnie, co było nie lada wyczynem,
gdyż mierzyłam sobie ledwie metr sześćdziesiąt osiem. Ona drobna i malutka,
przez co łatwo było ją pomylić z dzieckiem. Wiedziałam jednak, że ma około
dwudziestu lat. Jej czarne, długie włosy związane były w wysoki koński ogon, a
przestraszone wiecznie oczy, rozglądały się nerwowo, jakby oczekiwały zewsząd
śmiertelnego ciosu. Odkąd ją poznałam, nie odstępowała na krok blondynki, o
krótkich nastroszonych włosach, sądząc po żywotności koloru miała chip
farbujący. Blondynka, której imienia jakoś nie mogłam sobie przypomnieć, miała
twarz bardzo podobną do twarzy Nevi, poza tym, że nosiła okulary, a jej oczy
były wiecznie smutne.
- Tak..? - zapytałam - a dlaczego mnie nie było przy tym
głosowaniu?
- Musieliśmy mieć nieparzystą ilość głosów - odezwał się
wysoki, chudy jak tyczka szatyn w okrągłych okularach, które wiecznie poprawiał
na nosie.
Miał na sobie coś na kształt peleryny i byłam pewna, że
skądś go znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. O ile mnie nie okłamał,
miał na imię Jared, ale równie dobrze mógł się ochrzcić samym Jezusem, nie
miałabym nic przeciwko. Po katastrofie dawna tożsamość, czy w ogóle jakieś
dokumenty ją potwierdzające, przestały mieć rację bytu.
- Zresztą i tak nie było innego kandydata – dodał, znów
poprawiając okulary, słońce błysnęło w uciapanych palcami szkłach.
Popatrzyłam po ich twarzach: po mojej małej, drobnej Nevi
i jej smutnej siostrze, bo barczystym ciemnowłosym osiłku, po szatynie w
okularach, blond nastolatku, który wyglądał, jakby jego włosy jeszcze pamiętały
czasy sprzed katastrofy, łysym facecie przy kości, żywcem wyjętym z reklamy
pizzy, oraz milczącej jak dotąd, niebieskowłosej Emo z różowymi pasemkami,
wysokimi, wiązanymi butami na koturnach i posępnym makijażem. Dziewczyna nie chciała nam się przedstawić.
Uznaliśmy zatem, że imię: Cicha, będzie dla niej nad wyraz odpowiednie. Wszyscy
też po cichu zastanawialiśmy się, co takiego jest napisane w tym zeszycie,
który wciąż przytulała do piersi, niczym jakiś talizman.
Westchnęłam ciężko i zerknęłam do tyłu na powalony,
wysoki płot, zastanawiając się, jakim cudem to małe osiedle przetrwało w tak
nienaruszonym stanie. Odwróciłam znów na spojrzenie moich siedmiu ocalałych i
zobaczyłam na ich twarzach wyczekiwanie.
- Dobra - rzekłam w końcu, rozkładając znalezioną mapę na
masce zniszczonego samochodu - są tu trzy domy, o ile się nie mylę wszystkie są
puste, jeden z nich – ten po środku - jest w bardzo dobrym stanie, ma co
najmniej cztery sypialnie, moglibyśmy w nim zamieszkać - wskazałam na mapie
dom, z którego właśnie wyszłam - jednak przeszukać należy wszystkie. Zajrzyjcie
wszędzie. Do szafek, lodówek, schowków pod schodami, nawet do pralni. Gdzieś
może być coś do jedzenia, jakieś puszki, suche pokarmy, może woda. Trzeba to
znaleźć. Tu są przejścia między ogródkami - wskazałam kolejne miejsce na mapie –
Możliwe, że gdzieś tam są jeszcze ciała, więc bądźcie ostrożni. Trzeba będzie
je wynieść za płot, zanim zaczną się rozkładać, o ile już nie zaczęły –
skrzywiłam się mimowolnie. Od katastrofy minęło zaledwie parę dni, ale było
ciepło, a niekiedy wręcz gorąco, kto wie, ile takie ciało potrzebuje w tym
zaduchu, by zacząć się rozkładać - Jeśli znajdziecie jakieś narzędzia, też je
zabierzcie, mogą się przydać. - zerknęłam po mężczyznach - poszukajcie też
łopaty, jeśli damy radę wykopiemy groby. - Potem przeniosłam spojrzenie na Nevi
- Nevi, twoim głównym zadaniem będzie znalezienie jakichś medykamentów. Domowe
apteczki, te sprawy - powiedziałam, a ona skinęła głową. - Ja spróbuje znaleźć
coś, czym naprawimy ten płot - wskazałam za siebie – Cicha – spojrzałam na niebieskowłosą
– przeszukasz górne partie budynków, sypialnie, łazienki, poszukasz czystej
pościeli, ubrań, Jared pójdzie z tobą . No dalej do roboty!
Przez chwilę patrzyłam za
nimi, jak znikają za płotem, idąc w stronę domów. Nevi jak zwykle trzymała się
blisko siostry, Wilk, Pan Faja i David ruszyli na lewo, a Cicha z Jaredem
skierowali się na prawo. Ja weszłam do
pierwszego z domów i podniosłam jedno z leżących krzeseł. Usiadłam na nie
ciężko i oparłam się o stół. Czułam się zmęczona, a jeszcze tyle było do
zrobienia. Przymknęłam na chwilę oczy...
I co dalej????
OdpowiedzUsuńA dalej to będzie za jakiś czas ;-)
UsuńCzekam na to dalej :) Dopracowałaś to :) Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuń