>>> Zaklęcie umarłych <<<
(01)
Z ogniska strzelały iskry, gdy drewno ustępowało przed
władzą ognia. Poza tym jednym dźwiękiem nic nie zmąciło nocnej ciszy. Niedaleko
ognia leżał mały stosik zajęczych kości, pozostałość po niedawnym posiłku. Jedyną osobą siedzącą przy ogniu był wysoki
mężczyzna o czarnych, nastroszonych, krótko ściętych włosach. Wprawny
obserwator zauważyłby jednak, że mężczyzna jest tu tylko ciałem. Oddychał
równo, a pozycja w jakiej siedział wskazywała na głęboką medytację. Jego uszu
dobiegł szelest. Dźwięk nadszedł z prawej. Nastała cisza, jakby ktoś właśnie
zauważył, że go usłyszano, lecz miał nadzieję, że jednak się myli. Kolejny
szelest, tym razem bliżej i znów cisza. Jakby ktoś wyczekiwał znaku, czy został
spostrzeżony. Mężczyzna powoli zwrócił głowę w tym kierunku. Usłyszał czyjś
urywany oddech. Chwile później z zarośli wypadła młoda kobieta. Zobaczyła go,
lecz chcąc go wyminąć, potknęła się i upadła przewracając go na plecy.
-
Przepr... - zaczęła i urwała