>>> Zaklęcie umarłych <<<
(01)
Z ogniska strzelały iskry, gdy drewno ustępowało przed
władzą ognia. Poza tym jednym dźwiękiem nic nie zmąciło nocnej ciszy. Niedaleko
ognia leżał mały stosik zajęczych kości, pozostałość po niedawnym posiłku. Jedyną osobą siedzącą przy ogniu był wysoki
mężczyzna o czarnych, nastroszonych, krótko ściętych włosach. Wprawny
obserwator zauważyłby jednak, że mężczyzna jest tu tylko ciałem. Oddychał
równo, a pozycja w jakiej siedział wskazywała na głęboką medytację. Jego uszu
dobiegł szelest. Dźwięk nadszedł z prawej. Nastała cisza, jakby ktoś właśnie
zauważył, że go usłyszano, lecz miał nadzieję, że jednak się myli. Kolejny
szelest, tym razem bliżej i znów cisza. Jakby ktoś wyczekiwał znaku, czy został
spostrzeżony. Mężczyzna powoli zwrócił głowę w tym kierunku. Usłyszał czyjś
urywany oddech. Chwile później z zarośli wypadła młoda kobieta. Zobaczyła go,
lecz chcąc go wyminąć, potknęła się i upadła przewracając go na plecy.
-
Przepr... - zaczęła i urwała
Jej zielone oczy rozszerzyły się ze zdumienia, które sekundę
później zostało zastąpione przerażeniem, gdy zauważyła tatuaż w kształcie
odwróconego krzyża celtyckiego na jego szyi, tuż pod prawym uchem. Spojrzał na
nią, a jej własne oczy instynktownie przybrały bordowy kolor. Dopiero teraz zorientowała się jak jest ubrany.
Czarno fioletowy płaszcz będący symbolem jego profesji zapięty był niemal pod
samą szyje. Łowca, cholera Łowca! W panice zaczęła gramolić się z niego, co
niezbyt jej się udawało. Jego dłonie błyskawicznie zamknęły się na jej
przedramionach. Przeturlał ich tak, że teraz on był na górze. Teraz zginę,
pomyślała, wyciągnie ten swój nóż i zginę! Zacisnęła powieki, wtedy poczuła, że
z niej zszedł. Stanął nad nią i wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać. Pozwoliła mu na to, wciąż ostrożna i spięta
jak dzikie zwierzę gotowe do ucieczki. Kiedy wstała zobaczyła, że sięga mu
ledwie do ramion. Usłyszeli kolejne szelesty i krzyki.
-
Tam pobiegła!
-
Macie ją złapać do cholery!
Wyrwała gwałtownie rękę czmychnęła w krzaki. Łowca obrócił
się w stronę z której nadbiegały głosy, a jego wzrok spoczął na pakunku, który
najwidoczniej upuściła. Podniósł zawiniątko i schował wewnątrz płaszcza. Na
polanę wbiegło trzech mężczyzn. Zobaczywszy go, zatrzymali się gwałtownie.
Jeden z nich, ten najbliższy i uzbrojony w kuszę wystąpił na przód. Jego małe
oczka zlustrowały krój i rozmieszczenie kolorów czarno fioletowego płaszcza,
jakby oceniały jego autentyczność. Pozostali dwaj byli bez wątpienia magami, na
co wskazywały ich szaty. Niski człowieczek najwyraźniej skończył oględziny, bo
zabrał głos.
-
Wybacz Mnichu, ze wkroczyliśmy na twój teren.
Poszukujemy dziewczyny.
-
Dziewczyny? - spojrzenie fioletowych oczu
przesunęło się po magach.
-
Drobna, czarne włosy, uciekała mniej więcej
tędy.
-
Nie widziałem – odparł spokojnie.
-
Z całym szacunkiem panie – odezwał się jeden z
magów – ona jest potępiona, twoje zdolności powinny ją wykryć, jeśli jest w
pobliżu.
-
W takim razie nie ma jej w pobliżu.
-
Jestem pewien, że tędy uciekała – człowiek z
kuszą nie ustępował – zatem, albo twoje
zdolności się stępiły, albo ją ukrywasz.
Łowca zwiesił na nim wzrok. Magowie cofnęli się o krok.
Niski człowiek albo był na tyle odważny, albo na tyle głupi, by tak jawnie
drwić z mnichów Zakonu.
-
Nie widziałem – powtórzył spokojnie.
Słowa zawisły w powietrzu. Wszyscy trzej byli pewni, że są
kłamstwem. Stali przez chwilę niezdecydowani czy mają walczyć, czy też ukryć
się i czekać aż dziewczyna się pokaże. Starszy z dwójki magów, ten który
jeszcze się nie odzywał przemówił głębokim głosem.
-
Zdajesz sobie sprawę panie co grozi za ukryw...
Po lewej coś przebiegło między drzewami. Goniący ruszyli,
ostatni jednak zatrzymał się na chwile by rzucić Łowcy coś w stylu
ostrzegawczego spojrzenia. Po pięciu minutach, kiedy ich kroki cichły w oddali,
usłyszał za sobą jej głos.
-
Powinieneś mi oddać co moje.
Wyjął pakunek spod płaszcza i podał jej bez słowa. Uchwyciła
błysk jego noży przypiętych u pasa, zanim zniknęły pod materiałem.
-
Jesteś łowcą – stwierdziła
-
Owszem.
-
Dlaczego nie próbujesz mnie zabić?
-
Czyżbyś sadziła mnie po mojej profesji?
-
Jestem potępiona – zignorowała jego pytanie
-
Atakujesz? - zapytał obojętnie
-
Oczywiście że nie! - krzyknęła oburzona
-
Więc nie mam powodu cię potępiać.
-
Kościół mnie potępił. Jesteś mnichem Zakonu
Świętego Krzyża, czy wasz kodeks nie nakazuje zabijać wrogów kościoła?
-
Kościół niewiele wie o życiu.
Usiadł i pogrzebał patykiem w palenisku. Przez chwile trwała
cisza. Pozwolił jej przetrawić tę informację i fakt, że jeszcze stoi o własnych
siłach. W końcu spojrzał na nią.
-
Większość łowców, których spotkałam, próbowało
mnie zabić – powiedziała.
-
Ludzie są różni, mnisi też. Przysiądziesz się?
-
Naprawdę nie rusza cię, że mogę zaatakować w
każdej chwili? Ani to, że jestem szybsza od ciebie?
Słowa te wypowiedziała pochylając się nad nim. Była tak
blisko, że jej nos niemal stykał się z jego. Przyjrzał jej się teraz. Jej oczy
wróciły do poprzedniego koloru, a drobna twarz dwudziestolatki wyrażała
zaciekawienie. Czarne włosy związane miała w koński ogon, a niebieskie pasmo
uchodzące za grzywkę opadało jej nieco na oczy. Nosiła krótka, odsłaniającą
brzuch, dopasowaną o ciała bluzkę w kolorze ciemnej zieleni, wiązana z przodu
na rzemyki. Nogawki jej czarnych spodni ginęły w wysokich do kolan wiązanych
butach, na ciężkiej, stabilnej podeszwie.
Przy prawym jej udzie zauważył małą brązową torebeczkę, do której na oko
zmieściłyby się dwa, może trzy noże do rzucania.
-
Atakujesz? - zapytał raz jeszcze.
-
Nie – odparła ostrożnie.
-
Zatem masz odpowiedź.
Przyglądała mu się w milczeniu, jakby oceniała czy robi
sobie z niej żarty. Wytrzymał jej spojrzenie nagradzając, lub też karząc
obojętnością swojego.
-
Widzę, że twoje zmysły naprawdę się stępiły Łowco
– powiedział niski człowieczek wychodząc zza drzew. - Potępiona stoi pół
centymetra od ciebie, a ty jej nie widzisz.
-
Z moimi zmysłami jest wszystko w porządku –
odparł nie odrywając oczu od dziewczyny.
-
Moglibyśmy zatem wynająć twe usługi – zadzwoniły
monety w sakiewce.
-
Nie sądzę. - ton jego głosu sugerował
definitywne zakończenie negocjacji.
Już odwracał głowę w
stronę mówiącego, ale kątem oka uchwycił jak nią szarpnęło kiedy bełty trafił
ją w ramie. Sekundę później był już przy napastniku. Jeden z jego noży
zgrzytnął o kuszę, którą przeciwnik zdołał podnieść, by się obronić. Łowca
sięgnął po drugi nóż i odskoczył gwałtownie przed kulą ognia, która cudem tylko
nie zahaczyła o człowieka z kuszą. Spojrzał w stronę maga w ciemno
pomarańczowej szacie, tego, który pierwszy się odezwał. Dziewczyna podniosła
się chwiejnie, ten cholerny bełt nasączony był jakąś trucizną! Kolejna kula
ognia pomknęła w stronę Łowcy.
-
Mizu! - wrzasnęła posyłając strumień wody.
Nie była pewna czy dobrze wycelowała, bo obraz jej się
rozmywał, ale chyba tak, gdyż kula najpierw zmieniła tor lotu, a potem z
syknięciem wyparowała. Ostrze sztyletu łowcy brzdęknęło uderzając o grot bełtu
lecący w jego stronę. Zanim jednak niski człowieczek zdołała naładować kusze
ponownie, leżał już na ziemi w kałuży własnej krwi. Łowca błyskawicznie znalazł
się przy starszym, odzianym w czarną szatę magu i ciął. Nie miał jednak czasu
zdziwić się, że jego ostrze przecięło powietrze, gdy usłyszał jej pełne obawy:
-
Uważaj!
Poczuł, że znalazła się za nim. Stanęła do niego plecami i
skrzyżowała ręce. Zdołał się odwrócić, by zauważyć jak spora, czarna kula Energi
uderza w coś, jakby niewidzialną barierę. Poczuł podmuch. Chwile później kula
zniknęła, a on dopadł młodszego maga. Dziewczyna osunęła się z cichym
westchnieniem. Po starszym z magów nie było śladu. Mnich nasłuchiwał jeszcze
przez chwilę, lecz nic się nie stało. Ten mag w czarnej szacie nie walczył.
Czyżby nie umiał? A może nie widział potrzeby? Gdzie zatem się podział? Uciekł?
Schował sztylety i wziął pakunek, który opuściła przy drzewie. Podszedł do
niej. Przyklęknął. Rękawy jej bluzki były nadpalone odsłaniając srebrne
karwasze. Oddychała szybko i ciężko jak w gorączce. Wyjął spod płaszcza maść i
wziął do ręki nóż.
***
Ja chcę więcej....
OdpowiedzUsuńCzekam ...... :) Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuńFajne Krwistowłosa :) Lubie tego mnicha
OdpowiedzUsuń