11.
Keczup,
gdzie do licha podziała się ta czerwona butelka? Była pewna, że go kupowała! A
tak, trzecia szafka po prawej, na dolnej półce. Niemądra dziewucha - skarciła
samą siebie zapomniałabym głowy, gdyby nie była przytwierdzona do ciała albo
miecza, gdybym nie mogła go przywołać w każdej chwili, zaśmiała się sama do
siebie. Adrelia krzątała się po swojej, zdecydowanie za dużej, jak na jedną
osobę, kuchni, ładując coraz to nowe rzeczy do plecaka. Obok plastikowej
butelki z pomidorem na etykiecie, zapakowane zostały jednorazowe sztućce,
talerzyki i kubki, a także kiełbaski i chleb oraz butelka wody. Nie można też
było zapomnieć o Martini, skoro świętować, to świętować! Obracając się do
lodówki, Adri spostrzegła przez okno siedzącego na gałęzi niedalekiego drzewa
kruka. Ptak zapamiętale czyścił sobie piórka. Zamarła na chwilę, jakby był
niezwykle niecodziennym zjawiskiem. Ten, chyba speszony jej długotrwałym
wpatrywaniem się, przestał zajmować się toaletą i skierował na nią paciorkowate
spojrzenie. Przyglądał się tak dłuższą chwilę, jakby walczyli na spojrzenia, po
czym wydał z siebie krótkie, acz wyraźne w przekazie „kraa!”, rozłożył skrzydła i odleciał. Czerwonowłosa
westchnęła tylko, zawieszając wzrok na pustej już, lecz nadal kołyszącej się
gałązce.
-
Coś, co mam najcenniejszego, hę? - zapytała
drzewa, zaszumiało na wietrze w odpowiedzi.