11.
Keczup,
gdzie do licha podziała się ta czerwona butelka? Była pewna, że go kupowała! A
tak, trzecia szafka po prawej, na dolnej półce. Niemądra dziewucha - skarciła
samą siebie zapomniałabym głowy, gdyby nie była przytwierdzona do ciała albo
miecza, gdybym nie mogła go przywołać w każdej chwili, zaśmiała się sama do
siebie. Adrelia krzątała się po swojej, zdecydowanie za dużej, jak na jedną
osobę, kuchni, ładując coraz to nowe rzeczy do plecaka. Obok plastikowej
butelki z pomidorem na etykiecie, zapakowane zostały jednorazowe sztućce,
talerzyki i kubki, a także kiełbaski i chleb oraz butelka wody. Nie można też
było zapomnieć o Martini, skoro świętować, to świętować! Obracając się do
lodówki, Adri spostrzegła przez okno siedzącego na gałęzi niedalekiego drzewa
kruka. Ptak zapamiętale czyścił sobie piórka. Zamarła na chwilę, jakby był
niezwykle niecodziennym zjawiskiem. Ten, chyba speszony jej długotrwałym
wpatrywaniem się, przestał zajmować się toaletą i skierował na nią paciorkowate
spojrzenie. Przyglądał się tak dłuższą chwilę, jakby walczyli na spojrzenia, po
czym wydał z siebie krótkie, acz wyraźne w przekazie „kraa!”, rozłożył skrzydła i odleciał. Czerwonowłosa
westchnęła tylko, zawieszając wzrok na pustej już, lecz nadal kołyszącej się
gałązce.
-
Coś, co mam najcenniejszego, hę? - zapytała
drzewa, zaszumiało na wietrze w odpowiedzi.
Przypomniała sobie wizytę w domu
śmierci. Te siedem dziwnych kobiet wpatrujących się w nią, jakby była
eksponatem na wystawie. Odniosła wrażenie, że wiedziały coś, o czym jej nie
powiedziały, coś istotnego, niezwykle ważnego, ale i tajemniczego. Odrzuciła tę
myśl, teraz nie pora się nad tym zastanawiać, poza tym mogło jej się tylko
zdawać. Najcenniejsza rzecz jaką posiadała, tego właśnie zażądały. Oddała im
zatem skrzydła, bo tylko to spełniało kryteria.
Jednak tu nie chodziło o nie. Skrzydła były niczym w porównaniu z tym,
co tak naprawdę im oddała. Latanie to tylko jedna z możliwości magii
zapożyczania. Jej własne źródło mocy było bardzo ograniczone, a energia
magiczna niepokojąco szybko się kończyła. Adrelia podejrzewała, że to efekt
uboczny bycia hybrydą. W końcu nie można mieć samych zalet, pomyślała z
goryczą. Nauczyła się więc sztuki zapożyczania z natury i wykształciła ją do
tego stopnia, że własnego źródła prawie w ogóle nie potrzebowała. Dodawała go
tylko czasem do efektów wizualnych zapożyczenia, by przestraszyć przeciwnika,
jak wtedy podczas walki z Eivą, jednak nawet ta odrobina była przez dhampirzycę
odczuwalna. Adri westchnęła po raz kolejny, wyszła z kuchni i ruszyła do
jednego z pokoi, kierując się do ściennej sypialnianej szafy po stosowne
ubrania. Wybrała zwykłe, stare, poprzecierane na kolanach jeansy, czarne
tenisówki i zieloną bluzkę z rękawami trzy czwarte. Wiedziała, że bez magii
zapożyczenia jest kilkakrotnie słabsza, a to oznacza, że nadejdą chwile, gdy
będzie zdana na wilka lub Jin'a. Na myśl o magu twarz jej się rozpromieniła.
Kiedy zatem poszła do łazienki, by przed lustrem uczesać odpowiednio włosy,
uśmiechała się do własnego odbicia.
* * *
-
Żyje? - zdziwił się Hakon.
Siedział na podłokietnik sporego
fotela i z niedowierzaniem przyglądał się grzebiącej w plecaku przyjaciółce.
-
Ale jak? - zapytał, widząc, że nie podnosi
głowy.
-
Narodził się dziś – powiedziała, wyciągając
butelkę keczupu i odstawiając ją na podłogę – więc dziś są jego urodziny,
zapisz w kalendarzu – dodała, podnosząc głowę i szczerząc radośnie kły.
-
Narodził się.. - powtórzył, kucając obok niej i
zaglądając do plecaka – dlaczego dopiero teraz?
-
Nie wiem – odrzekła – minął tydzień, może to
jakieś zasady zaświatów? Ważne, że się narodził.
-
No racja – przyznał Hakon, a widząc zawartość
plecaka, którego już połowa znajdowała się na podłodze, zapytał – piknik
planujesz?
-
Ognisko – odparła, po czym dodała – Śmierć
powiedziała, że Jin narodzi się z całą swoją pamięcią, więc zapewne użyje
zaklęć, by dorosnąć.
Hakon przyglądał się jej,
radosnej jak dziecko, widzące pierwszy śnieg.
Pamiętał
tę chwilę, gdy pokonali demona, a ona
była cała we krwi, z opadniętymi ramionami, milcząca, z oczami, w których
czaiła się bezmyślna i bezgraniczna pustka; pomyślał wtedy, że Adrelia zamknęła
za jakimiś solidnymi drzwiami cały swój ból... łącznie z duszą. Pamiętał, że
przez myśl mu przeszło, iż sama umarła, tak wewnątrz siebie, pozostawiając
tylko wegetującą na automacie skorupę bez wnętrza. Przez następne parę dni nie
roztaczała wokół siebie nic, poza posępnością i ciszą, przerywaną tylko
niekiedy drobnymi słówkami jak: proszę, dziękuję, tak i nie. Przychodziła do
niego codziennie, ale chyba tylko dlatego, że tego od niej zażądał. Przez cały
ten czas była nieobecna. Przesiadywała przed laptopem, który przynosiła ze sobą
lub przed telewizorem – oglądając programy o starych wierzeniach pradawnych
ludów na Discovery. Bał się, że zrobi coś głupiego, że zacznie szukać zemsty,
nie wiedział tylko na kim miałaby jej szukać. Winny śmierci Jin'a już dawno sam
był martwy, chyba, że szukała sposobu, by go ożywić i zabić ponownie.
Prawdopodobnym było też, że miał pomocników. Trudno wszak uwierzyć, że zdołał
sam wydostać się z więzienia magów. Mimo obaw Hakona, Adrelia spędzała tu
długie godziny i nic nie wskazywało na to, że poza tym czasem podejmuje jakieś
działania. Można było niemal powiedzieć, że tu mieszkała, gdyż wychodziła tylko
na noc i na polowanie, co zwykle było połączone. Dzięki temu uspokoił się
nieco.
Do
czasu.
Wtedy,
tydzień temu, zamknęła nagle laptopa z lekkim trzaskiem, po czym wstała
gwałtownie.
-
Wiem – powiedziała.
-
Hę...?
Pierwej nie zrozumiał, tym nagłym
poruszeniem oderwała go od nowego MMO, które właśnie sprawdzał. Chciał
dowiedzieć się, co wywołało u niej tę reakcję, lecz gdy tylko się odwrócił,
zdołał ledwie dostrzec kontury znikających już drzwi portalu. Nie pojawiła się
przez kolejne siedem dni, nie zadzwoniła, nie odpisała na e-maila, sms'a czy
wiadomość na GG. Co prawda jej laptop nadal spoczywał na ławie w jego salonie,
ale Hakon wiedział, że miała w domu drugi komputer. Trzeciego dnia nie
wytrzymał i choć zły był na siebie za pogwałcenie jej prywatności, sprawdził
historię przeglądarki w laptopie. Ostatnia otwarta strona wydawała się
traktować o okultyzmie. Wydawała, bo nie mógł z niej niczego zrozumieć, a na
temat wskazywały zdjęcia i cała wizualizacja witryny. Tekst natomiast zapisany
był w nieznanym dla niego języku. Nie był to polski, ani angielski, nawet nie niemiecki,
z którym jako tako by sobie poradził z pomocą słownika. Przeglądając jej
komputer, w duchu skarcił sam siebie, że jeszcze nie namówił jej, by pokazała
mu swój dom. Gdyby wiedział gdzie to jest, mógłby się tam przenieść w każdej
chwili i sprawdzić czy wszystko z nią w porządku lub chociaż poszukać śladów
jej bytności i wskazówek miejsca, w którym może teraz być. Przejrzał jeszcze
kilka innych witryn, niektóre były po angielsku, inne w językach, o których
nawet nie słyszał. Wszystkie jednak z grubsza wyglądały tak samo. Dzięki tym
angielskojęzycznym dowiedział się, że to czego szukała, ma związek ze śmiercią
i jakimiś rytuałami zmartwychwstania, wierzeniami starych ludów, jakoby można
było przebłagać bogów, by zwrócili ukochaną osobę. W niektórych miejscach
wspominano, że można zapłacić za to jakąś cenę, zwykle było to własne życie. Po
tych informacjach Hakon zaczął częściej wydzwaniać i naprawdę się martwić,
czyżby Adri chciała zrobić coś tak głupiego?! Kiedy już powoli zaczynał
świrować ze zmartwienia, ona, właśnie dziś, pojawiła się jakby nigdy nic,
radosna jak skowronek, oznajmiając, bez względnych wstępów, że Jin żyje. Nie
wiedział jak to zrobiła i chyba nie chciał wiedzieć, a już na pewno nie miał
zamiaru jej pytać. Jeśli będzie chciała, sama mu to zdradzi.
Zerkając
do plecaka, przekrzywił lekko głowę. Ona, całkowicie zaabsorbowana grzebaniem w
nim, zupełnie nie zwróciła na Hakona uwagi. Dopiero kiedy znalazł się tak
blisko niej, nagle zrozumiał, jaką ulgę czuje, wiedząc, że nic jej nie jest.
Zdecydował, że musi ją w końcu porządnie zrugać za takie znikania. Chociaż miał
ochotę jej przywalić, potrząsnąć nią porządnie, wykrzyczeć jej w twarz, że się
martwił, doszedł do wniosku, że jednak zrobi to później.
-
A czego szukasz, tak właściwie? - zapytał,
zamiast tego.
-
Sprawdzałam, czy wszystko jest – odparła,
posyłając mu słodki uśmiech.
-
Dobra, to ja też coś wezmę, poczekaj.
Ruszył do kuchni pośpiesznym
krokiem. Jej radość udzielała mu się, bo i na jego, zmartwionej jeszcze do
niedawna twarzy, pojawił się szeroki uśmiech. Kiedy Hakon znikł za drzwiami,
dobiegł ją hałas szklanego przedmiotu, uderzającego o metal i ciche, acz
plugawe przekleństwo, tuż po tym, jak coś najwyraźniej upadło na ziemię. Po
chwili jednak chłopak wrócił z czarnym plecakiem na ramieniu.
-
Cholercia, zapomniała ja coś ważnego – wstała –
skoczę tylko po to do domu, dobra?
-
A może w końcu byś mi pokazała, gdzie mieszkasz?
- zapytał przezornie.
-
Nie, dziś nie – pokręciła głową jakby z
niesmakiem – mam straszny burdel na chacie, nie będę cię tam wprowadzać w ten
syf.
-
Taaa.... jasne – rzekł przeciągle, ale nie
nalegał.
-
Zaraz wrócę – rzuciła i znikła w portalu.
Hakon zdjął plecak i rozsiadł się
przed telewizorem. Znał Adrelię już dość dobrze. Była zapominalska, więc
zapewne w ogóle nie wie, gdzie ma to, czego szukała. Niewykluczone też, że w
czasie przeszukiwania domu wyleci jej z
głowy powód całego zamieszania. A może postanowiła posprzątać, żeby w końcu go
zaprosić i teraz biega od pokoju do pokoju, ze ścierką do kurzu, mopem i
miotłą? Chłopak zaśmiał się w duchu. Kiedy wampirzyca walczyła z kimś lub
czegoś broniła, była skoncentrowana, a zmysły miała wyostrzone bardziej niż
zdjęcia najlepszego fotografa. Jednak w codziennym, ludzkim życiu była
roztrzepana niczym zakochana nastolatka. Spojrzał na zegarek. Dam jej pół
godziny, pomyślał, włączając Comedy Central.
Po
niespełna dziesięciu minutach usłyszał pukanie do drzwi. No tak, pomyślał,
roztrzepana nastolatka. Ona naprawdę kiedyś zapomni się ubrać albo własnego
imienia. Uśmiechnął się do tej myśli, uznając, że jest bardzo trafna.
-
Nie, żebyś mogła pojawić się bezpośrednio w
pokoju – rzekł, otwierając drzwi.
Przed nim nie ukazał się
promienny, uzbrojony w kły, uśmiech jego przyjaciółki. Nie zobaczył też
właścicielki dobrze pamiętanego uśmiechu i czerwonych oczu. W ogóle nikogo nie
zobaczył. Wyczuł jednak czyjąś obecność po prawej. Skierował wzrok w tę stronę,
lecz nim zdążył skupić spojrzenie na osobie, otulona w skórzaną rękawicę dłoń
wyszarpała go z przejścia. Wylądował na trawie przed domem. No tak, powinien
już się nauczyć, że jak ktoś puka, to nie wróży to nic dobrego.
-
Czy zawsze, kiedy otwieram drzwi – zaczął,
wstając powoli – muszę dostawać w mordę i lądować tutaj? - otrzepał spodnie.
Dopiero teraz spostrzegł
właściciela rękawicy. Miał dziwne wrażenie, że już widział tego typa. Tym
bardziej, że jego skórzana kurtka miała na rękawie wyhaftowany znak Ankh, który
zdecydowanie już się pojawił w pamięci młodzieńca. Cały wygląd przeciwnika był
równie znajomy, co znak na kurtce. Ciemne, lustrzane okulary, niczym z
Matrix'a, zasłaniały mu oczy, czarna maska natomiast – resztę twarzy. W tej
masce wyglądał jak motocyklista lub jakiś futurystyczny ninja. Milczał jak
zaklęty.
-
Czy ten wasz emo klub naprawdę nie ma co robić?
- dopytywał się Hakon.
I tym razem nie uzyskał
odpowiedzi. Zamiast tego zaatakowano go mylącym ciosem w twarz, który błyskawicznie został skierowany w żołądek.
Chłopak jęknął, lecz nie powaliło go to. Zachowując zimną krew, wykorzystał skierowaną
wciąż w dół kończynę przeciwnika. Podskoczył i używając ręki jak równi
pochyłej, zrobił po niej dwa kroki, po czym poczęstował mężczyznę kopniakiem w
twarz, jednocześnie odskakując w bok. Całość trwała nie więcej niż sekundę, ale
Hakon miał pewność, że ten manewr udał mu się głównie dzięki zaskoczeniu.
Człowiek w masce, czy też raczej wampir, wylądował na ziemi bez żadnego jęku.
Podniósł się powoli, a Hakona przeszedł mimowolny dreszcz na widok oczu,
nieskrywanych już pod ciemnymi okularami, które leżały nieopodal –
roztrzaskane. Te oczy, niczym ze szkła, puste, sztuczne, nic nie wyrażające,
jakby zamglone, oczy marionetki. Ruszył ku Hakonowi z zaciśniętymi pięściami,
powoli, jakby chciał dać młodzieńcowi czas na zapatrzenie się w puste oczy.
Hakon, którego złośliwy uśmiech, nie wiedzieć kiedy zmienił się w uśmiech
wilka, nie pozwolił sobie na nieuwagę. Chwycił jeden z mieczy, które miał na
plecach i machnął nim, a brzeszczot pokrył się czarnym ogniem. Wilk machnął nim
znów, jakby na pokaz, jak gdyby mówił „no chodź krwiopijco, zaraz się pobawimy”.
Wyrażał to miecz, jego spojrzenie, a także uzbrojony w ostre zęby wilkołaczy
uśmiech. Wampir o szklanych oczach cofnął się nieznacznie, po czym uniósł ręce
i zaczął wodzić nimi w powietrzu. Gdyby
inkantował jakieś słowa, można byłoby pomyśleć, że próbuje rzucić
zaklęcie, ale on milczał niewzruszenie.
Mimo iż nie wiedział co się święci, Hakon ruszył ku wampirowi, chcąc
przeszkodzić mu, cokolwiek planował. I wtedy szklanooki ledwie zauważalnie
skinął głową, ktoś skoczył Hakonowi na plecy, ten poczuł obrożę zatrzaskującą
mu się na wilczej szyi, ogień na mieczu zgasł raptownie, jak zdmuchnięta
zapałka. Nim się zorientował, leżał już na ziemi, powalony przez tego, który na
niego skoczył. Wilk jednak nie miał zamiaru dać za wygraną. Mimo że stracił miecz,
który potoczył się poza zasięg jego łapy, ani myślał przestać walczyć. Zrzucił
z siebie przeciwnika i zerwał się jak oparzony, cholerne antymagiczne białe
złoto! Chwycił za obrożę, starając się zerwać ją z siebie lub chociaż rozpiąć,
kątem oka obserwował bliźniaczych, już teraz dwóch napastników. Drugi również
stracił okulary podczas upadku i dopiero teraz dało się zauważyć różnicę między
nimi. Ten, który dopiero teraz dołączył do zabawy, miał stalowo szare oczy,
lecz równie szklane jak jego kolega.
-
No i co się durnie gapicie?! - warknął już nie
na żarty zezłoszczony wilk, nadal mocując się z obrożą, która za nic w świecie
nie chciała zejść.
Nie doczekał się odpowiedzi.
Skoczyli na niego obaj, ledwie zdołał się odsunąć, ale i to niewiele dało.
Dostał w żołądek, a drugi przeciwnik zręcznie uniknął kłapnięcia wilczymi
zębiskami. Od ciosu w pysk, Hakon zatoczył się, ale nim zdążył odzyskać
równowagę - znów leżał na ziemi, trzymany tym razem z podwójną siłą. Usłyszał
klaskanie, zajęty walką nie spostrzegł, że w jego ogródku znalazł się ktoś
jeszcze.
-
No brawo – rzekł znajomy głos – masz pojęcie,
psie, jak ciężko cię było znaleźć tylko po samym wspomnieniu wyglądu tego
miejsca jakie miała w głowie? - zapytał Daell.
-
Zamknij pysk, gówniarzu – warknął Hakon, szarpiąc
się – i co teraz? Znów mnie czeka jebana klatka, czy dostanę lepszy
apartament?!
-
Mój drogi – Daell nie dał się wyprowadzić z
równowagi – apartament dostaniesz, ale na krótko – rzekł uprzejmie – zabiłeś
Ariin'a, a za to jest tylko jedna kara.
Wilk poczuł ukłucia w miejscach,
gdzie go trzymali, mieli tam jakieś strzykawki czy co? Zaraz potem przyszło
osłabienie, spowodowane nie tylko zablokowaniem magii, ale również wysysaną
krwią i drętwieniem łap. Jedyne na co miał teraz siłę, to groźne spojrzenie, przepełnione
chęcią obicia do nieprzytomności małego oprawcy.
-
Ale najpierw zobaczę sobie, co masz w tej psiej
główce – ciągnął chłopiec.
Butelka
Martini Rosso głucho uderzyła o ziemię, prawie natychmiast zatapiając się w
nieskoszonej jeszcze trawie. Usłyszeli warknięcie i dosłownie sekundę później
ledwie widoczne ręce, w ciemnozielonych rękawach, chwyciły Daell'a, nim tamten
zdołał dotknąć wilka. Przeturlali się po trawie, a nim zapadła ciemność, Hakon
zdołał usłyszeć jeszcze.
-
Jak miło, że do nas dołączyłaś.
Pierwszym,
co dotarło do jego świadomości, był chłód krat, o które się opierał. Chwilę
zajęło mu zorientowanie się, że ma skute za plecami łapy, na dolnych kończynach
również mieniła się nowa biżuteria w postaci obrączek. Rozejrzał się niepewnie,
wciąż czując pulsowanie po uderzeniu w głowę. Tak, jak się spodziewał, był w
klatce, a na szyi nadal czuł ciężar obroży.
-
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, kurwa –
mruknął.
Rozglądając się nadal, natrafił
jednak na coś, czego się nie spodziewał lub też raczej na kogoś. Przykuta do
ściany, jak niegdyś on, głowę miała opuszczoną, a grzywka zasłaniała jej oczy.
Martwa? Nie - słyszał powolne bicie jej serca. Mimowolnie zacisnął skute pięści
i zgrzytnął zębami. Jest przecież tak wspaniałą wojowniczką, więc co, u licha,
się stało, że udało im się ją złapać. Jakiego podstępu użyli? Nie wierzył, by
ten smarkacz był w stanie pokonać Adri w uczciwej walce. Może to milczące
bliźniaki? Czyżby byli aż tak silni, czy w ogrodzie był ktoś jeszcze? Pytania
kłębiły się w jego głowie, lecz jedno, najważniejsze, zdołało się wybić: Czego
oni, do jasnej cholery, znowu chcieli? Czyżby młody zapragnął tego, co Ariin?
Czy o to im chodziło? Historia lubi zataczać koła, ale to byłoby wręcz
śmieszne! Może wynaleźli jakąś nową legendę o potędze przyjaźni wampirzo –
wilczej albo zwyczajnie chcieli się zemścić.
-
Dajcie miskę z żarciem, głodny jestem! -
krzyknął, bardziej dla sprawdzenia reakcji niż z faktycznej potrzeby.
Nikt nie odpowiedział. Nikt też
nie przyszedł. Cisza, która otuliła loch, nie została zmącona najmniejszym
nawet dźwiękiem, ani obecnością kogokolwiek, poza więźniami. Hakon niejasno
zdawał sobie sprawę, że znajdują się w innym więzieniu niż poprzednio dane mu
było przebywać. Kraty, jak kraty, rozmieszczenie też podobne, ale zapach
zdecydowanie był inny. Zerknął jeszcze raz na Adrelię, której o dziwo nie
zbudził jego krzyk, a patrząc na nią dziwił się, dlaczego wsadzili ich do tej
samej celi. Szarpnął się, niezbyt zresztą licząc na jakikolwiek efekt. Metal
zadźwięczał żałośnie, jakby przepraszająco. Natomiast Hakon spostrzegł łańcuch
przypięty do obroży, jak smycz dla psa. Skurwysyny, niech ich tylko dostanie w
swoje kły i pazury, niech ich tylko dorwie, tego gówniarza i jego genetyczne
dziwactwa. Zawył z wściekłości, a wycie odbiło się echem od pustych ścian.
Adrelia jęknęła cicho.
-
Adri...?
-
C... co się stało? - zapytała rozglądając się
tępo po pomieszczeniu, odnalazła go wzrokiem – Hakon...
Uśmiechnęła się łagodnym,
pijackim uśmiechem kogoś, kto dostał porządnie w głowę i jeszcze nie do końca
docierało do niego, gdzie jest. Zamrugała kilkakrotnie, a jej niebieskie oczy
poczerwieniały, gdy zrozumiała, w jakim jest położeniu.
-
Jak się spało? - zapytał Hakon, nieco
ironicznie.
-
Świetnie, poduszki trochę za małe, ale kołdra
przynajmniej nie za krótka – odrzekła nie mniej ironicznie – Jak się czujesz? -
lecz nie czekając na odpowiedź, dodała – zaraz coś wymyślę, by nas stąd
wydostać.
-
Byłoby miło – wyszczerzył wilcze zęby.
Najpierw przyglądała mu się dobrą
chwilę, zastanawiając się, co może zrobić, wiedziała bowiem, że sam niewiele
może zdziałać z rękoma skutymi za plecami. Rozczapierzyła palce i skierowała je
w stronę Wilka, przymrużyła oczy, lecz po chwili zrezygnowała.
-
Musisz się trochę przesunąć – powiedziała – nie
chcę cię spalić.
-
No raczej nie sądzę, by wilk z rożna dobrze
smakował.
Zachichotała. Jakkolwiek sytuacja
by nie była poważna, Hakon zawsze potrafił dodać jej otuchy rozluźniając
atmosferę jakimś naprędce wymyślonym komentarzem lub dowcipem. Powoli wstał i
podskakując, zbliżył się do niej nieco. Obrócił się tak, by mogła trafić w
kajdany na górnych kończynach. Chociaż wycelowanie zaklęcia mogło być trudne,
wiedział, że współdziałanie lodu i ognia może skruszyć łańcuchy. Nawet, jeśli
mogła go nieco przypiec – ufał jej bezgranicznie. Adrelia skierowała
rozczapierzone na powrót palce w jego stronę. Nagle przypomniała sobie coś i
przez myśl jej przeszło, że mogłaby użyć samego lodu, co zaoszczędziłoby jej i
tak nikłej energii.
-
Hakon – powiedziała – ty masz te swoje ogniste
pięści, co się tak nimi puszysz zawsze, jaki to jesteś zajebisty bokser – nie
było drwiny w jej głosie, ale nutka rozbawienia dawała się wyraźnie wyczuć –
użyj tego, ja ci rzucę na to lodem, a różnica temperatur rozprawi się z tym
żelastwem – wyjaśniła mu swój plan, jakby wcześniej już się nie domyślił.
-
Dobra.
-
No i? - zapytała po chwili.
-
Nie działa.
-
Jak to nie działa?!
Przymknęła oczy, sięgnęła do
swego źródła i zaczerpnęła zeń. Skupiła się, wykształtowała lód, który potem
uformowała w kształt strzały i skierowała w stronę dłoni. Zaklęcie powędrowało
posłusznie i bez żadnych problemów, lecz przy końcu drogi stanęło dęba niczym
oporny koń i ani myślało wychylić się na zewnątrz. Adri zmarszczyła brwi,
siłując się ze strzałą i twardym, niewidocznym czymś, co uniemożliwiało jej
uwolnienie. Po kilku próbach zrezygnowała i z westchnieniem otworzyła oczy.
-
Bariera antymagiczna – stwierdziła.
-
Uhm – przytaknął – białe złoto,
najprawdopodobniej kajdany.
-
Taka bariera nie powinna działać na narodzone
zaklęcie – konstatowała – spróbuję.
Chwilę później w ścianie, do
której przytulona była Adri, zaczęły pojawiać się kontury drzwi. Hakon, znów
wygodnie siedzący pod kratą, uśmiechnął się na ten widok. Jednak uśmiech ten za
chwilę zgasł jednocześnie z gasnącym portalem. Wilk spojrzał pytająco na
czerwonowłosą.
-
Nie dam rady przenieść całego budynku –
odpowiedziała na niezadane pytanie.
-
Może się nie znam – odrzekł – ale nie lepiej
byłoby przenieść nas, a nie cały budynek?
-
Jestem przyczepiona do ściany. Jak myślisz,
jakim sposobem mogę przejść przez portal, skoro wszystko, co dotykam w chwili
przeniesienia, idzie ze mną? - zapytała, lecz bez złości.
-
Faktycznie – zgodził się – a gdyby tak...? -
zawiesił głos, lecz po chwili pokręcił głową – nie, to głupi pomysł.
-
No?
Nie dane jej było dowiedzieć się,
gdyż w tej właśnie chwili usłyszeli jak ktoś otworzył ciężkie drzwi, gdzieś
poza zasięgiem wzroku, najpewniej jedyne wyjście z lochu. Usłyszeli kroki i już
po chwili w ich polu widzenia pojawił się Daell ze swoimi milczącymi bliźniakami.
Ubiór chłopca zmienił się. Szeroką bluzę i czarne, zapinane na żepy, adidasy,
jakie miał na sobie jeszcze niedawno, zmienił na dobrze skrojony garnitur.
Zapewne chciał wyglądać elegancko i dorosło, ale Hakonowi skojarzył się jedynie
ze znudzonym dzieckiem na pogrzebie nielubianej i mało znanej ciotki.
Zwłaszcza, że na jego stopach nadal widniały adidasy – teraz sznurowane
nieskazitelnie białe.
-
Zrób mi przyjemność – odezwała się Adri – i
zabierz swój gówniarzowaty ryj sprzed moich oczu.
-
Dokładnie – potwierdził Hakon – wróć jak
dorośniesz.
Bliźniacy, którzy jakoś nie
dorobili się nowych okularów, rozeszli się jakby na stanowiska. Jeden – ten o
mlecznych oczach – stanął przy Hakonie, splatając dłonie przed sobą jak
bodyguard, który za wszelką cenę chce wyglądać niewzruszenie niczym skała.
Hakon uznał, że ich milczenie pasuje do postawy, jaką sobą prezentują. Zaraz
jednak skarcił się za zawracanie sobie gitary niepotrzebnymi bzdetami.
Zwłaszcza, że drugi milczek stanął niebezpiecznie blisko Adri i wilk był niemal
pewien jak rozegra się następne kilka minut, a może i nawet godzin ich życia.
Dzieciak natomiast zignorował ich docinki i z miną człowieka przekonanego, że
ma wszystkie asy w rękawie, podszedł do czerwonowłosej. Ta zerknęła nań z góry.
-
Cieszy mnie, że żyjesz, moja śliczna –
powiedział – chociaż pojęcia nie mam jak ci się udało. Podzielisz się ze mną tą
rewelacją?
-
Pieprz się! - krzyknęła – zaraz się stąd
wydostanę i tak ci dupsko skopię, że własna matka cię nie pozna!
-
Primo – rzekł spokojnie – moja matka nie żyje od
wieków, była cholernie ciężkim wampirem do zabicia, ale dałem radę –
wyszczerzył się – secundo, nie możesz...
-
Przeżyłam uderzenie błyskawicą – weszła mu
brutalnie w słowo – przyjęłam do swego ciała mocniejszego demona i ocalałam,
umarłam i wróciłam! Nie mów mi kurwa, czego nie mogę! - ostatnie kilka słów
warknęła przez zęby.
Szarpnęła się wściekle w
łańcuchach, aż zadźwięczały melodyjnie. Skierowała rozczapierzone palce na
chłopca, na tyle, na ile pozwalała jej niewygodna pozycja. Wypowiedziała nawet
jakieś zaklęcie, wkładając w nie całą złość. Nic się jednak nie stało.
-
Chyba jednak nie możesz, moja śliczna –
uśmiechnął się Daell z zadowoleniem.
-
Nie rozkręcaj ciętej riposty, oj nie rozkręcaj –
ostrzegł Hakon.
-
Ty wilku nie masz się co martwić – Daell
spojrzał na niego z wyższością, a przyszło mu to łatwo tylko dlatego, że
więzień siedział – przyjdzie i twoja kolej. Nie myśl, że zapomniałem coś zrobił
Ariin'owi. A teraz – znów spojrzał na nią – na czym stanęliśmy?
-
Właśnie miałeś iść do diabła – odparła zimno.
-
Nie sądzę, moja śliczna – odrzekł – zdaje się,
że miałem ci właśnie wyjawić, dlaczegóż to cię zaciągnąłem do tego uroczego –
wskazał gestem celę – zakątka. Otóż powiesz mi teraz jak się przenosisz.
-
Mowy nie ma – odparła natychmiast.
-
Chcę też wiedzieć czym jest ciemność, którą
widziałem w twoich wspomnieniach – ciągnął niewzruszenie – co się pod nią
kryje, a także jak wróciłaś do żywych.
-
A ja bym chciał paczkę fajek – wtrącił się Hakon
– szczeniaka i kubełek classic z KFC, a może frytki do tego?
Stojący przy wilku mężczyzna
uniósł otwartą dłoń. Hakonowi przeszło przez myśl, że prędzej zabije ich
śmiechem, aniżeli oni zrobią mu krzywdę, policzkując go typowo po babsku.
Chociaż trzeba było przyznać, że kobiety wcale nie są takie słabe. Taka Adri,
na ten przykład, potrafi słusznie uderzyć. Ciosu się jednak nie doczekał, gdyż
chłopiec gestem nakazał tamtemu się powstrzymać.
-
Ponadto – kontynuował Daell, nie spuszczając z
niej wzroku – a i chyba najważniejsze, czego od ciebie chcę, moja śliczna, to
twoje życzenie – założył ręce na piersi – oddaj mi je.
Adrelia spojrzała na niego jak na
idiotę, a jej twarz zdawała się wyrażać mieszaninę zdumienia i rozbawienia
jednocześnie. Nie dość, że Daell był znany ze swego nienawistnego usposobienia
niemalże do wszystkiego i wszystkich, a także trzymania władzy twardą ręką
tyrana, teraz dowiadywała się również, że miał nie po kolei w łepetynie, co
zresztą podejrzewała już od dawna. Może to była jakaś gra słowna? Zaklęcie?
Test? Po dłuższej chwili milczenia nadal nie doszukała się w tym jakiegokolwiek
sensu, więc odrzekła po prostu.
-
Jeśli tak bardzo pragniesz mojego życzenia –
uśmiechnęła się, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu – oto ono – zrobiła pauzę,
widząc w oczach chłopca iskierki oczekiwania – życzę sobie, byś wydoroślał
trochę, a pozwolę ci oglądać dobranockę.
W jednej chwili twarz chłopca
stężała i nachmurzyła się jakby, Adrelia wręcz pomyślała, że smark się
rozpłacze, lecz opanowanie wróciło na jego oblicze dość szybko. Nie spuszczał z
niej spojrzenia czerwonych oczu.
-
Adri, powiedz, jak cię grzecznie proszę –
uśmiechnął się wężowato.
-
Jest takie słowo-zaklęcie, wiesz? - uśmiechnęła
się nie mniej gadzio – sprawia, że ludzie znikają, naprawdę. A brzmi ono –
wyszczerzyła kły – spierdalaj!
-
Xin – Daell skinął na mężczyznę przy niej.
Uderzenie pięści sprawiło, że
głowa odskoczyła jej w bok mimowolnie, jęknęła głucho. Już po chwili jednak
podniosła na chłopca oczy, które ani myślały stracić wyrazu zawziętości i
buntu.
-
Spierdalaj – powtórzyła.
Chłopiec skinął po raz kolejny.
Uderzenie, tym razem w żołądek, sprawiło, że splunęła krwią wprost na buty
przedstawiciela rodziny książęcej.
-
Masz i weź do pyska – wysapała – bo widzę, żeś
jak głodny, to nerwowy.
Hakon szarpnął się silnie, lecz
otulona w skórzaną rękawicę, ciężka dłoń spoczęła na jego ramieniu,
bezdyskusyjnie nakazując spokój. Chłopiec zacisnął pięści, aż pobielały mu
kłykcie.
-
Widzę, że oporna jesteś, a może tylko głupia? –
przekrzywił głowę – zacznijmy w takim razie od czegoś łatwiejszego. Jak się
przenosisz? - zapytał przez zęby.
-
Gówno ci powiem! - odparła chwilę przed kolejnym
ciosem, tym razem w łuk brwiowy.
-
I po cholerę ci to wiedzieć? - zapytał Hakon,
chyba tylko po to, by zyskać na czasie.
-
Głupi jesteś, czy tylko udajesz? - chłopiec teatralnie
przewrócił oczami w geście zniecierpliwienia.
Wilk niesłusznie posądzany był o
głupotę. Dobrze wiedział jaką władzę może dać moc przemieszczania się w
przestrzeni, nie mówiąc już o tym, ile może dać pieniędzy. W jednej chwili
jesteś tu, w następnej w skarbcu, by już po chwili znaleźć się w domu z workami
pełnymi forsy. Taka moc niesie też ze sobą wielką odpowiedzialność. Nie można
skakać na chybił trafił. To znaczy Adri nie mogła, bo on i tak mógł się
przenosić tylko w miejsca, w których już wcześniej był. Ona natomiast, jak mu
kiedyś wspomniała, może eksperymentować ze swoim przenoszeniem się, aczkolwiek
o co dokładnie chodziło, tego już nie wytłumaczyła. Na całe szczęście, pomyślał
Hakon, wampiry nie miały pojęcia o mieczach teleportacyjnych. Zresztą był
pewien, że żaden z mieczy nie przeniósłby nie swego właściciela. Tymczasem
Daell nie kwapiąc się, by odpowiadać
wilkowi, skupił się ponownie na
niej.
-
Jak to robisz – zapytał – odpowiadaj!
-
Już ci mamusia powiedziała – zaczęła łagodnym
głosem – spierdalaj – dokończyła zimno.
Spodziewany cios nie dosięgł
jednak celu, Daell uniósł rękę, powstrzymując Xin'a
-
Chcesz oglądać śmierć swojego przyjaciela? -
zapytał jej.
W ciszy, jaka nastała, słychać
było cichy plusk kropli krwi, która kapnęła z kącika ust wampirzycy. Po
dłuższym milczeniu, odezwała się ochryple.
-
To skomplikowane. Musiałbyś studiować ładnych
parę lat, a i wtedy nie wiadomo, czy zdołałbyś je opanować – rzekła wymijająco.
-
Mów dalej – założył ręce na piersi, a twarz jego
wykrzywiła się w triumfalnym uśmiechu.
-
Wypuść go, to może ci powiem – burknęła.
-
Moja śliczna – chłopiec spojrzał najpierw na
wilka, potem na nią – twój wilczy przyjaciel zabił Ariin'a, jednego z książęcej
rodziny. Jest to zbrodnia ponad miarę wszystkiego innego, czego się dopuścił i
karana jest oczywiście śmiercią – uśmiechnął się niewesoło – jednak, jeśli
będziesz współpracować, moja śliczna, mogę obiecać, iż karę śmierci zamienię mu
na dożywocie.
-
Jasne – wtrącił się Hakon – jako stały zapas
krwi – rzekł kwaśno.
-
Otóż to! - chłopiec klasnął w dłonie, po czym
odwrócił się do Adri – nie jest taki głupi na jakiego wygląda – rzekł z
zadowoleniem.
Adrelia milczała. Milczała długo,
raz po raz zerkając, to na wilka, to na Daell'a to znów na milczących braci,
jakby chciała się w ich obliczach doszukać rozwiązania sytuacji. Chłopiec za to
patrzył tylko na nią, a na jego dziecięcej twarzy zaczęła się powoli malować
długo skrywana niecierpliwość. Adri westchnęła.
-
Dobra – powiedziała, choć wzrok miała zawieszony
na przyjacielu – podejdź, powiem ci.
Xin, ponaglony przez księcia,
postawił przed nią niewysoką drabinkę biblioteczną, idealną do korzystania przy
ściąganiu książek z górnej półki. Chłopiec pokonał wszystkie trzy stopnie i
stanął z wampirzycą twarzą w twarz.
-
Bliżej – poprosiła – takich rzeczy nie mówi się
na głos, chyba nie chcesz, by ktoś niepowołany poznał tę tajemnicę.
Patrzyła mu w oczy z całą powagą
i spokojem, jaki zdołała przywołać na twarz. Zbliżył się jak prosiła, a wtedy
ona gwałtownie odchyliła głowę, cudem tylko nie uderzając potylicą w mur, po
czym porządnie przywaliła mu czołem w ten smarkaty łeb. Chłopiec zawył,
zakołysał się, stracił równowagę i runął jak długi na plecy, głową uderzając o
twardą posadzkę celi. Hakon mało nie zachłysnął się z dumy. To jest jego Adri,
silna i nieugięta!
-
To za to, cholerny dzieciaku, że nie wiesz jak
obchodzić się z kobietami! - wrzasnęła – Bo i skąd miałbyś wiedzieć, gówniarzu
niewyżyty?! - darła się coraz głośniej – Nigdy kobiety nawet nie dotknąłeś, ty
wieczna dziewico z podstawówki! I jeszcze marzy ci się, że zadecyduję o jego
życiu?! - szarpała się wściekle – Aż tyle w tobie frustracji, że bawią cię
takie rzeczy, smarku?! Powinni ci kupić konsolę, to byś się wyż... ugh...
Pierwszy cios trafił ją w bolący
już żołądek. Gdyby nie łańcuchy, zapewne zgięłaby się w pół niczym zamykana
księga. Drugi, sięgnąwszy łuku brwiowego, zasłonił jej lewe oko kaskadą
czerwieni. Głowa odskoczyła jej w bok.
-
Adri! - krzyknął Hakon, próbując zerwać się na
nogi, lecz zarówno łańcuchy, jak i drugi z bliźniaków, skutecznie mu to
uniemożliwiały.
-
Sucza córko – zaklął Daell, podnosząc się – ja
tu do ciebie z kulturą, a ty mi tu takie numery wycinasz? - pomasował dłonią
bolące czoło.
-
Z kulturą? - żachnęła się, wypluwając krew,
która napłynęła jej do ust – to nazywasz kulturą? - szarpnęła łańcuchami i
spojrzała na niego oskarżycielko.
Chciała chyba coś jeszcze
powiedzieć, ale wszedł jej w słowo.
-
O tak moja śliczna – uśmiechnął się wrednie,
znów wchodząc na stołek – chciałem po dobroci, ale skoro taka twoja wola,
możemy się pozbyć całej kultury – wyszczerzył kły – Xin, przytrzymaj ją proszę,
nie chce by mi tu odwracała oczka.
Milczek wykonał polecenie, jak
się można było spodziewać, bez słowa. Adri szarpnęła się, ale nic jej to nie
dało.
-
Masz takie ładne oczka Adrelio – rzekł chłopiec
rozmarzonym głosem – czerwone z wściekłości i pełne tej przecudnej kobiecej
zawziętości. Och nie odwracaj ich ode mnie, tak bardzo mi się podobają –
uśmiechnął się wężowato, ale tylko na chwilę – poddaj się mojej woli!
Wampirzyca jęknęła, chciała
zamrugać, ale powieki odmówiły jej posłuszeństwa, uparcie pozostając otwarte
niczym przyklejone taśmą klejącą. Czerwone oczy Daell'a wpatrywały się w nią z
taką intensywnością, że już po chwili nie widziała nic, poza tą czerwienia.
Czarne jak noc źrenice chłopaka nagle zadygotały i wbiły się w nią, poczuła jak
zapada się w sobie. Skrzywiła się, czując ból rozchodzący się po mózgu,
zmuszając do uległości, do spełnienia woli czarnych źrenic otulonych
krwistoczerwonymi tęczówkami. Została zagnana wgłąb własnej świadomości.
Schroniła się w cieniu, lecz i tam ją odnalazł. Stał teraz przed nią, dumny,
silny, nieznoszący sprzeciwu.
-
Powiedz mi, co chcę wiedzieć – zabrzmiało jej w
głowie.
To było jak jej własna myśl, jej
własna sugestia, skryta pod strachem i buntem. Powiedz mu, nagliła, przecież
nic się nie stanie. Odzyskasz wolność, a to wszystko się skończy. Wyjaw
tajemnicę Adrelio, to takie proste i … bezbolesne.
-
To za...- wysapała z trudem – za... za...
-
Wysłów się dziewczyno – rzekł Daell łagodnie,
hipnotyzująco.
-
Za.. za... zaklęcie...
Hakon patrzył na nią z
niedowierzaniem. Patrzył jak pod wpływem woli chłopca skurczyła się, zrobiła
jakby bardziej krucha, a oczy zaszły jej mgłą. Przypomniał sobie jak pewna
wampirzyca i na nim kiedyś próbowała tej hipnozy, narzucenia swojej woli, jak
wtedy mało doszczętnie nie zapadł się w sobie, oddając jej władze nad swoim
ciałem, duszą i krwią. Wiedział, że teraz to samo dzieje się z jego
przyjaciółką. Wiedział również to, że jeśli czegoś nie zrobi, Daell dostanie
to, czego chce. Nie wiedział, co smarkacz zrobi z nimi, gdy już nie będą mu
potrzebni, ale mógł mieć pewność, że nie będzie to nic dobrego. Zaklął szpetnie
w duchu i już otwierał pysk, by choć spróbować odwrócić uwagę księcia od jego
przyjaciółki, kiedy w jego nozdrza wdarł się zapach czegoś obcego, obcego i
bardzo, bardzo starego.
-
Za..klęcie... - powtórzyła Adri opornie.
Dźwięk otwieranych drzwi sprawił,
że wszyscy bezwiednie obrócili głowy w tamtą stronę, chłopiec również. Adrelia
westchnęła, nie ukrywając ulgi, kiedy jej umysł i ciało zostały oddane pod jej
władzę. Po chwili również zwróciła twarz w stronę wyjścia, nie mniej ciekawa
zresztą, kto też wybawił ją spod władzy smarkatego księcia. Po schodach
schodziła kobieta, było to widać na pierwszy rzut oka, gdyż eksponowała swoją
kobiecość wręcz wyzywająco. Pierwszym, co rzucało się w oczy, były wysokie do
kolan, zapinane na niezliczona ilość pasków, ciemnozielone buty na koturnach.
Wyżej, ledwie kryjąc pośladki, prezentowały się czarne skórzane spodenki
uwieńczone łańcuchowym pasem z klamrą w kształcie nietoperza. Jej klatkę
piersiową, niczym napierśnik zbroi, zdobił dopasowany do ciała czarnozielony
gorset, ścięty w trójkąt u dołu. Całość ubioru wieńczył, niedbale rzucony na ramiona, długi, skórzany płaszcz,
niczym ukradziony z „Matrix'a”. Czarne włosy, związane w wysoki kucyk, lekko
podrygiwały w rytm jej kroków, tak wdzięcznych, a zarazem cichych i
delikatnych, że wyglądała jakby niemal płynęła w powietrzu. Hakon zauważył coś
jeszcze, co prawdę mówiąc, lekko go zaniepokoiło, jeśli w ogóle w tej sytuacji
można mówić o lekkim niepokoju. Na palcu wskazującym prawej dłoni miała srebrny
pierścień przechodzący w kolec, niczym metaliczny szpon. Kolejna Emo-memberka,
pomyślał zgryźliwie, czy oni wszyscy się tu tak ubierają? Daell, jakby nagle
się ocknął, drgnął lekko, po czym, mimo że była zaledwie kilka kroków od celi,
wyszedł jej na spotkanie.
-
Pani... - zaczął uprzejmie, wkładając w to
słowo, jak na gust wilka, zbyt wiele służalczości i lizusostwa.
Wilk spojrzał na Adrelię,
pytająco unosząc brwi. Ta pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, że pojęcia
nie ma, kim jest czarnowłosa, poza tym, że bezdyskusyjnie jest Azjatką, co było
widać na pierwszy rzut oka, podobnie jak to, że drugie narodziny przeżyła nie później,
niż mając dwadzieścia jeden lat. Nie mieli jednak pojęcia, co to dla nich
oznacza i czy oznacza cokolwiek.
-
Witaj mój drogi Daell'u – powiedziała kobieta,
zmiękczając lekko r.
Wyciągnęła nonszalancko dłoń do
chłopca, a ten ujął ją i ucałował uprzejmie, jakby nie znajdowali się w
lochach, lecz co najmniej na arystokratycznym balu jakiegoś hrabiego lub króla.
Hakonowi niedobrze się robiło od tej całej, wymuszonej etykiety, jakby to w
ogóle było komuś do szczęścia potrzebne. Tym bardziej, że przybyszka w ogóle
nie wyglądała na szlachciankę.
-
Jak się masz, droga Neilo? - zapytał chłopiec,
wciąż obrzydliwie ociekając słodyczą – Co cię tu sprowadza – to pytanie miało w
sobie drugie dno i chyba wszyscy wyczuli w nim nutki niezadowolenia, ociekające
co prawda słodyczą jak sam chłopiec, ale zawsze niezadowolenia – Przecież
rutynowa kontrola.. - ciągnął.
-
Była trzy miesiące temu, wiem – weszła mu w
słowo zupełnie bez krępacji – miałam ochotę cię odwiedzić – uśmiechnęła się,
choć w tym uśmiechu więcej było drapieżności, aniżeli szczerości.
-
Przybyłaś sama? - Daell pozwolił, by gra
aktorska trwała w najlepsze.
-
Och, nie – zaprzeczyła ruchem głowy – Inuki i
Rodric są w okolicy, zwiedzają zamek.
Patrząc na ten wymuszony teatr
uprzejmości wilk zastanawiał się, czy aby o nich nie zapomniano i jak wielka
jest szansa, że oba wampiry odejdą, słodząc sobie nawzajem do tego stopnia, że
nie zaszczycą ich nawet spojrzeniem. Dałoby im to choć trochę czasu na
obmyślenie planu ucieczki, wszak gospodarz powinien godnie i bez zwłoki przyjąć
niespodziewanych gości, pomyślał Hakon, jeśli już tak przyczepili się do tej
dziwnie średniowiecznej etykiety, dodał z goryczą. Jakby czytając mu w myślach,
Azjatka zerknęła na więźnia i zapytała banalnie:
-
A co my tu mamy – jakby nie widziała, że mają tu
właśnie wilka.
-
Eeee... tego.. - zaczął Daell – jesteśmy w
trakcie przesłuchania, a ona – tu wskazał na Adri, rozpaczliwie próbując
odwrócić uwagę przybyłej od wilkołaka - jest winna kilku poważniejszych zbrodni
– rzekł – surowo karanych – dodał szybko.
Neila weszła do klatki, ledwie
spoglądając przelotem na Wilka, podeszła do więźniarki tym samym delikatnym
krokiem, jakby niemalże nie dotykała podłoża.
-
Czy to prawda, o co cię książę oskarża? -
zapytała czerwonowłosej.
Ta podniosła na kobietę zmęczone,
lecz wciąż pełne buntu oczy. Krew z rozciętego łuku brwiowego przestała ciec,
pozostawiając jednak po sobie pamiątkę w postaci kilku posklejanych rzęs. Adri
odwróciła wzrok buntowniczo, na co Hakon z tylko sobie znanych powodów
zachichotał cicho. Neila zawiesiła na nim wzrok na dłuższa chwilę. Serce
Daell'a zamarło. Wprawdzie miał dobry powód, by więzić wilkołaka, ale nie miał
zbyt wiarygodnych świadków, a oskarżony nie dostał adwokata, co przecież
gwarantowały mu warunki podpisanego przed siedmiuset laty porozumienia obu ras.
Neila zaś była przedstawicielką władzy i jeśli zechce akt sprawy, on – Daell
może znaleźć się w tarapatach. Tymczasem kobieta, wciąż patrząc na Hakona,
uniosła prawą dłoń, która powędrowała do szyi Adri, delikatnie dotknęła jej skóry
i ruszyła nieco wyżej, chwytając czerwonowłosą za brodę. Metalowy szpon znalazł
się niebezpiecznie blisko jej oka.
-
Nie lubię nie dostawać odpowiedzi na pytanie –
powiedziała, nie odwracając wzroku od drugiego więźnia – Na szczęście to, czego
nie powiesz mi ty – rzekła, spoglądając w końcu na nią – powie mi twoja krew –
dokończyła, przekręcając głowę Adri w bok i zatapiając kły w jej szyi.
Krzyk bólu rozszedł się echem po
więzieniu, Hakon podskoczył nagle, próbując się uwolnić.
-
E, ty! Zostaw ją! - krzyknął, po czym opadł na
zad, posadzony przez swego strażnika – jebane kajdany – burknął.
Azjatka oderwała się od Adri,
która westchnęła z ulgą. Czuła się zmęczona, a głowa jej opadła, czy ten dzień
może być jeszcze gorszy? Tymczasem przybyszka spojrzała na Hakona ponownie,
wciąż zresztą trzymanego przez bliźniaka o pustych oczach. Serce Daell'a znów
zamarło. Nie jest dobrze, będzie musiał wymyślić jakąś wiarygodną bajeczkę
wyjaśniającą brak stosownych dokumentów w sprawie wilka. Przeklęta niech
będzie, pomyślał, nie miała kiedy wpadać z niezapowiedzianą wizytą! Rodzina
królewska naprawdę ma cholerne wyczucie czasu.
-
A więc jest dla ciebie ważna? - zapytała,
podchodząc do więźnia – Jak bardzo jest dla ciebie ważna? - chciała wiedzieć,
kucnęła przy nim i przyjrzała mu się z uwagą.
Odwrócił łeb, by na nią nie
patrzeć, ta uśmiechnęła się pod nosem.
-
Jej krew dała mi wiele informacji, Hakonie –
powiedziała.
Delikatnie, jakby w ogóle nie
wchodziło w rachubę, że mógłby ją ugryźć, dotknęła jego pyska i przekręciła mu
głowę tak, by na nią spojrzał. Po głębokim, acz szybkim namyśle, stwierdził, że
używanie zębów w tej sytuacji raczej nie przyniesie mu korzyści. Jak na złość,
był pewien, że Neila o tym wiedziała. Patrzyła mu w oczy zielenią własnych,
zupełnie jak Adri, kiedy trenowała na nim wampirzą hipnozę, której ni jak nie
mogła opanować. Wilk jednak nie doznał znajomego uczucia zapadania się w sobie,
zatem to nie to. Dlaczego więc ona tak się w niego wpatrywała? Kiedy tak się
zastanawiał, a cisza zaczęła przedłużać się nieznośnie, czarnowłosa wampirzyca
dotknęła palcem wskazującym lewej ręki jego nosa. Lodowate zimno rozeszło się
błyskawicznie po jego ciele, potem zrobiło mu się niemożliwie gorąco. Gdy
temperatura wróciła do normy, ze zdziwieniem spostrzegł, że jest człowiekiem.
Zanim jednak myśl o zbyt dużych kajdanach zdołała zwrócić na siebie jego uwagę
- obręcze zacisnęły się, dostosowując kształt do przegubów.
-
Czy jest dla ciebie tak ważna, jak ty dla niej?
- zapytała Neila.
-
Heh – zaśmiał się krótko i bez wesołości – a na
co ci to wiedzieć? Książkę piszesz? Jakie to ma znaczenie, skoro dobrze wiem,
że w finale i tak zamierzacie nas zabić? Po co ta gra? - zamilkł na chwilę, a nie doczekawszy się
odpowiedzi, dodał – No właśnie, tak myślałem. Nie pieprz mi tu więc o ważności
– głos miał zadziwiająco spokojny.
Neila objęła go, poczuł jej
chłodne dłonie na plecach. Ach i dochodzimy do sedna sprawy, pomyślał
zgryźliwie.
-
Czy jest dla ciebie tak ważna – szepnęła mu do
ucha, zupełnie nie przejmując się jego słowami – że byłbyś w stanie ją
uratować, oddając własne życie?
Szept był tak cichy, że żaden
człowiek by go nie usłyszał. W tym pomieszczeniu jednak nie było żadnego
człowieka.
-
Zostaw go, ty parszywa wiedźmo! - wrzasnęła
Adri, chwilę potem splunęła krwią, gdy Xin pofatygował się do niej.
-
Nawet jeśli, to co? - zapytał Hakon, usilnie
starając się nie okazywać, jak bardzo ma ochotę rozszarpać gardło temu
cholernemu niedorobionemu ninja.
-
Odejdź od niego starociu jeden! - nie
rezygnowała Adri.
I znów Xin ją dopadł, tym razem
dostała prosto w policzek, aż głowa jej odskoczyła. Neila odsunęła się od
Hakona i zwróciła twarz w stronę milczka. To był pierwszy raz, kiedy w jego
oczach można było ujrzeć coś poza obojętnością, tym czymś był ból i błaganie.
Lecz nawet wtedy, gdy chwycił się za serce i cofnął dwa kroki, by po chwili
oprzeć się o kratę – nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Po chwili dziwne
napięcie w powietrzu zniknęło, a mężczyzna o szklanych oczach osunął się do
siadu, oddychając ciężko przez nos. Neila spojrzała na Hakona.
-
Chcę twojego życia, za jej życie – powiedziała
wprost – chcę całej twojej krwi.
~~*~~
Eeee nooo, w takim momencie koniec nieeee...
OdpowiedzUsuńMolly chan czytała