17 maja 2012

Nic już nie jest ważne

Cztery lata temu napisane.
- Nic już nie jest ważne -
***
Po raz kolejny siedział na tym swoim brązowym fotelu, siedział i szydził z niej. Dlaczego? Nie potrafiła zrozumieć, nie odzywała się do niego, lecz on mimo to jej dokuczał. Czym mu zawiniła? Nienawidziła go! Nienawidziła go tak bardzo! Co mówił? Nie wiedziała, nie docierały do niej słowa, tylko ten jego ton, te oczy tak bezczelnie wpatrzone w nią. Siedział tam oświetlany blaskiem świec. Ha! W tym przeklętym domu nawet prądu nie było! Boże jaki on był pusty, nic nie rozumiał, nigdy nic nie zrozumie. Patrzyła tak na niego głęboko, bezwstydnie wpatrując się w jego szydercze oczy. Przez myśl przeszło jej, że jest dziwnie cicho. Dorota się nie odzywała, a Daniel również umilkł. Ale w końcu co ją to obchodziło, Adam po niej jeździł z góry na dół, a jeśli Daniel nie miał tyle odwagi by sprzeciwić się kumplowi, to jego sprawa! Sama z tego wybrnie! Nikt bezkarnie nie będzie z niej szydził! Nie będzie jej poniżał ani wyzywał! Nagle niewiele myśląc podniosła się, złapała nóż, który leżał na ławie, pozostawiony przez Daniela po kolacji. Podskoczyła do niego, ciach! Ha! Z jego gardła potężnie trysnęła krew, jak z fontanny. W jednej chwili Agata cała była we krwi. Śmiała się opętańczo. O tak! Ten cholerny gnojek został wreszcie ukarany! Ha Ha! Gdzieś w oddali usłyszała krzyk Doroty, Daniel stał jak wryty. Ha i kto się śmieje ostatni?! Patrzyła jak twarz Adama robi się powoli coraz bardziej blada...

***
- Misiek dobrze się czujesz? – Daniel dotknął jej ramienia
Niemal podskoczyła czując jego dotyk. Spojrzała na Adama wciąż siedzącego na brązowym fotelu. W blasku świec jego oczy błyszczały, patrzył na nią dziwnie.
- O co chodzi? – zapytała niepewnie.
- Przez chwile jakby cię nie było z nami.
Spojrzała jeszcze raz na Adama, on już na nią nie patrzył, skręcał sobie papierosa. Agata spojrzała na stół. Nóż leżał spokojnie przez nikogo nie niepokojony. Pomyślała, że to zabawne, że miała taką realistyczną wizje. Wizje, tak właśnie nazywała to co się z nią działo, gdy zbyt zamyśliła się i wyobraźnia szła w ruch. Jej wzrok jeszcze raz powędrował w stronę znienawidzonego chłopaka. Nic już się nie odzywał. Błogosławiony! Cisza, chwila ciszy... Dorota siedziała na łóżku oparta plecami o ścianę i przyglądała się temu wszystkiemu w milczeniu, kochała Adama. Wiedziała, że nie ma sensu wdawać się z nim w kłótnie. Nie, jeśli nadal chce z nim być. Agata pomyślała, że ta dziewczyna nie będzie szczęśliwa, ale potem spojrzała na swojego Daniela. Czy ona będzie szczęśliwa? Po raz setny zaczęła się zastanawiać dlaczego to wszystko zmierza w takim kierunku. Czy ona zawiniła? Oczywiście, na pewno zawiniła... Zawsze to była jej wina. Nie lubiła jak pił z kolegami, nie lubiła jak palił... Nienawidziła kiedy ją okłamywał, ale kochała go tak bardzo. Być może się od niego uzależniła, zaraz jednak odgoniła tę myśl. Uzależnienie oznaczało, że powinna się z tego wyleczyć, a z miłości nie powinno się leczyć. On był taki inny na początku i wciąż, po dziesięciu miesiącach, były chwile, że był taki jak wtedy. Gdy byli sam na sam stawał się jej aniołem, znów. Teraz mieszkał u Adama i niby wszystko było w porządku, jednak Adamowi nie podobał się jej stosunek do kolegów Daniela, jej stosunek do alkoholu. Do jasnej cholery wychowała się w innym mieście nie musiała być taka jak oni i na pewno tego nie chciała! Mieszkała kiedyś tak daleko stąd, nie wiedząc, że istnieje ktoś taki jak Daniel, nie wiedząc jak to może zmienić jej życie. Jedno spotkanie w barze. Jedno jedyne do którego, mogła by przysiąc, popchnęła ją jakaś niewidzialna siła, to jedno spotkanie tak ją zmieniło. Tak bardzo zmieniło jej życie. Poświęciła wszystko dla niego, zostawiła rodzinę i przyjaciół prawie pięćset kilometrów od tego znienawidzonego miasta, w którym teraz mieszkała. Zostawiła ich dla niego. Zaczęła się zastanawiać czego on wyrzekł się dla mniej, z przerażeniem doszła do wniosku, że niczego. Spojrzała znów na niego i miała wielką ochotę go uderzyć, wykrzyczeć to wszystko co leżało jej na sercu. Czuła jednak, że to nie ma sensu. On nie znosił kiedy mu się czegoś zabraniało. Zawsze mawiał ze jest przecież wolnym człowiekiem i to że ona zrezygnowała ze znajomych nie zobowiązuje go do tego samego. Co mogła zrobić słysząc takie argumenty? Mówił kiedyś, że gdyby miał wybierać, wybrałby ją, lecz z biegiem czasu coraz mniej w to wierzyła. Ponieważ każdego weekendu wybierał kolegów i picie. Z czasem zaczęło rodzić się w niej pragnienie by zabrać go jak najdalej stąd, ukryć przed nimi, przed alkoholem. Może nieco przesadzała ale im więcej pił tym bardziej nie znosiła alkoholu... Nienawidziła! Jego koledzy! Do cholery, wmawiali mu takie głupoty, a on to łykał! Kurwa łykał to jak małe dziecko bajki o Mikołaju! Nienawidziła jego kolegów za to co z nim robili, za to co mu wmawiali o niej. Trzyma cię na smyczy, tak mu kiedyś powiedzieli, ale przecież on i tak robił co chciał bez względu na jej zdanie! Czy tak powinien wyglądać związek? Uśmiechnęła się niepewnie.
- Zamyśliłam się, to wszystko
- Na pewno dobrze się czujesz? – Daniel wydawał się zaniepokojony
- Tak, ale pójdę już chyba do domu 

***
Sobota, dzień imprez, nie lubiła tego dnia. Zwykle zbyt dużo alkoholu się lało. Wchodziło jak masło, jak mawiał Adam. Agata szła powoli po schodach na pierwsze piętro rozmyślając nad swoim związkiem. Wchodząc do mieszkania od razu usłyszała kilka głosów. Na pewno Paweł, Michał, chyba jeszcze Grzesiek, ale nie była pewna. Zdjęła buty w przedpokoju, weszła i od razu stanęła jak wryta. Na stole wśród świec stały 3 butelki po wódce z czego tylko jedna prawie pełna. Wszystkie wesołe miny zwróciły się w jej stronę. Oczy ją zapiekły od nieudanie powstrzymanych łez. Przecież obiecał, że będzie ograniczał! Skoro tak wygląda ograniczanie, to ona nie chce wiedzieć jak wygląda swoboda. Bez chwili namysłu chwyciła prawie pełną butelkę wódki i cisnęła nią w okno. Butelka roztrzaskała się o szybę, niczym w kiepskim filmie akcji. Adam momentalnie się podniósł, jego oczy kipiały złością. Agata płakała, nie widziała za dobrze przez łzy, ale zauważyła że podszedł do okna, chwycił ocalała szyjkę butelki, tworzącą teraz tulipan i skierował się w jej stronę wymachując szkłem. Dziewczyna cofnęła się i wyciągnęła dłonie w obronnym geście. To był błąd w jednej chwili poczuła jak coś ciepłego spływa jej po nadgarstkach. To zabawne, ale pierwsza jej myśl dotyczyła absurdu tak doskonale dokładnego cięcia szkłem. Świat zaczął jej się rozmywać. Poczuła jak czyjeś ręce ją chwytają. Przez chwile pomyślała, że to Daniel, ale już ją to nie obchodziło. Odpływała w ciemność, a jej ciało osuwało się bezwładnie na ziemie. 

***
Otworzyła szeroko oczy. Wpatrywała się w biały sufit, długo nie mogąc zrozumieć co się właściwie stało. W końcu uświadomiwszy sobie, że to był jej kolejny zbyt realistyczny sen by nazwać go snem, podniosła się i spojrzała na zegarek. Trzecia w nocy, godzina duchów. Uśmiechnęła się do tej myśli próbując pozbyć się treści snu z pamięci, chociaż wiedziała, że to bezcelowe. Sny zawsze zostawały. Spisywała je w małym zeszycie by choć na chwile uwolnić od nich myśli. Tym razem również sięgnęła po swój notesik i długopis. Zapaliła uroczą, drobną lampkę i zapisała treść snu. Położyła się na wznak wpatrując się bezmyślnie w sufit. Do oczu zaczęły napływać jej łzy, więc podniosła się i wzięła do ręki swój odtwarzać mp3. Empacz, jak go nazywała po swojemu, był już dość stary i miał zalewie 128 MB ale jej to w zupełności wystarczało. Włożyła słuchawki w uszy i nacisnęła play. Od razu zalały ją dźwięki jej aktualnie ulubionej piosenki. Słuchała wielu rodzajów muzyki. Właściwie, jej gust muzyczny zmieniał się w zależności od nastroju jaki aktualnie miała. W tej chwili gustowała w wybranych utworach Evanescence, a w słuchawkach wokalistka krzyczała „Bring me to life”. Agata bezgłośnie krzyczała wraz z nią, a łzy płynęły nieprzerwanie. W końcu trochę się uspokoiła. Zamknęła oczy i zaczęła sobie wyobrażać jak śpiewa. Uwielbiała śpiewać, choć jej ojciec zawsze powtarzał, że nadaje się do stada wyjących wilków niż przed mikrofon, jednak nie przejmowała się tym. Nauczyła się nie przejmować opinią ojca. Piosenka zmieniła się na „Everybodys fool”. Dziewczyna wsłuchiwała się w perkusje i gitarę. Cały świat na chwile przestał istnieć. Była tylko ona, muzyka, niebo i jej czarne skrzydła anioła śmierci, jak lubiła nazywać to w swojej wyobraźni. Cień uśmiechu pojawił się na jej twarzy, łzy przestały płynąc. Utwór się skończył, lecz zaczął się kolejny tym razem ścieżka dźwiękowa z jakiegoś filmu. W tym utworze zawsze walczyła z chmarą ludzi i zawsze wygrywała. Ciosy niczym w Matrixie czy jakimkolwiek innym filmie. Lubiła wyżywać się za pomocą muzyki, zdawało jej się, że to bezpieczne, bo cóż może być niebezpiecznego w wyobraźni? Konrad, jej przyjaciel z Internetu, powiedział jej kiedyś, że cokolwiek by nie straciła, wyobraźnie będzie mieć zawsze, bo wyobraźni nikt nie jest w stanie jej odebrać, wierzyła w to. Zresztą Konradowi ufała bezgranicznie, znali się coś ponad pięć lat. Pieszczotliwie nazywała go Kondziu ni-san. Uwielbiała anime i pożyczała czasem w japońskiego jakieś drobne słówka. Ni-san jako określenie starczego brata bardzo jej się podobało. Pomyślała o tych wszystkich grach z nim, o scenariuszach w „jej wersji RPG”. Znów lekko się uśmiechnęła. Myśli o starszym bracie zawsze poprawiały jej humor. Odłożyła empacza i przewróciła się na drugi bok, by chwilę później odpłynąć w objęcia snu bez treści.

***
To już nic nie jest ważne, pomyślała spoglądając w dół. Wieżowiec miał 13 pięter i wydawał się olbrzymi, a ludzie na dole tacy mali. Wiatr huczał czesząc jej włosy wedle własnego uznania, było jej zimno, ale to nie było już ważne. W słuchawkach znów leciał jakiś utwór, tym razem Linkin Park. Tutaj na dachu wieżowca mogła wykrzykiwać słowa do woli i nikt jej nie powiedział, że źle śpiewa, lub myli tekst. Ten kawałek świata należał do niej mogła robić co jej się podobało. Patrzyła na ludzi na dole, zebrał się już mały tłumek. Agata uśmiechnęła się na myśl, że będzie sensacją dnia. Pomachała ludziom, jakiś strażak krzyczał coś do niej przez megafon. Coś, żeby zeszła, ale nie słyszała go dobrze, Linkin Park robił swoje, a ona śpiewała. Miała swoją własną scenę, swoje pięć minut. Nic nie było ważne. Nie było ważne, ze zaraz się tutaj dostana po schodach i wyważą drzwi na dach. Nie zdążą. Nie było ważne, czy on stoi gdzieś tam na dole czy jeszcze o niczym nie wie i dowie się po fakcie. Napisała mu zresztą krótki list, który podpisała pseudonimem jaki jej nadał Daniel. Zakończyła ten list tak pieszczotliwie z niejakiej zemsty. Niech pamięta, gdy będzie pił z kolegami, niech pamięta o niej. Niech pamięta jak mu było dobrze, niech tęskni... Niech cierpi...tak jak ona cierpiała. Zrobiła krok do przodu, już słyszała jak strażacy dobijają się do zaryglowanych drzwi. Wiedziała, ze nawet jeśli tu wejdą nie podejdą do niej w obawie, że skoczy. Wyjęła telefon. Przeszukała książkę telefoniczną i zadzwoniła do niego.
- Halo? – usłyszała jego głos
- Kocham cię skarbie – powiedziała głośno. Zdążyła usłyszeć jeszcze jego „ja ciebie tez”
Skoczyła z telefonem w dłoni. Rozłożyła ręce jak ptak, czując szalenie szybki wiatr na twarzy. Leciała kilka sekund patrząc na przerażone twarze, które zbliżały się coraz szybciej.

***
Agata poczuła lekkie uderzenie. Spojrzała w tamtą stronę na mężczyznę w czarnym płaszczu.
- G.. przepraszam – wydukała zdając sobie nagle sprawę z tego gdzie jest.
Spojrzała jeszcze raz na nieznajomego. „gomen nasai” pomyślała po japońsku, po czym skierowała wzrok na wieżowiec. Tak, to ten wieżowiec sobie wybrała. Będzie ją widzieć dużo osób, ale nie dbała o to. To ten wieżowiec będzie końcem jej męki, jej krzywd. Już nikt nigdy jej nie skrzywdzi. Nikt nie sprawi jej bólu, już nie popłyną łzy, nie będzie płakać. To się skończy i już nie będzie niczyim ciężarem, niczyim zmartwieniem, a jej ukochany nie będzie musiał wybierać miedzy nią, a kolegami. Ona zawsze wybrałaby jego... Jeszcze wpatrywała się w budynek kiedy Daniel szturchnął ją lekko.
- Hej maleńka idziemy na spacer? – zapytał z uśmiechem dając jej całusa.
- Jasne, maleńki.
Spacerowali po parku zajrzeli do biblioteki, wybrała kilka książek choć wiedziała, że już ich nie przeczyta. Uśmiechała się i przez chwilę było tak cudownie, że miała ochotę zaniechać swoich planów. Jednak gdy poszli do niego, Adam siedział na fotelu grając na konsoli, to wciąż było dziwne przychodzić do tego domu gdy już był prąd. Nie minęło dziesięć minut, a Daniel już dzwonił po kolegach na picie.
- Skarbie ja idę do domu, źle się czuje – powiedziała ze smutkiem.
- Na pewno? – zaniepokoił się – co ci jest?
- Brzuch mnie boli, będę miała okres chyba – skłamała.
Ubrała się i wyszła, lecz nie poszła do domu, postanowiła się przejść. List był gotowy, leżał ukryty w domu. Meil do Konrada też był przygotowany lecz jeszcze nie wysłany, miała zamiar to zrobić jutro. Spacerowała coś już od dwóch godzin, kiedy jej komórka za wibrowała, sms. Daniel pytał, jak się czuje i czy nie nudzi jej się w domku. Odpisała mu, że nie ma jej w domu. Na co on niemal natychmiast odparł zapytaniem, gdzie się znajduje jego pszczółka. Napisała ze w otchłani samotności, to był jej ostatni sms. Nie chciała więcej pisać, bo i po co? Poszła w miejsce gdzie nie długo miała zakończyć własne życie. Jej telefon wibrował jak szalony, lecz nie odbierała, nie chciała by słyszał jej łzy. Stała przez chwilę pod wieżowcem. Wiedziała, że Daniel się martwi, jednak już ją to nie obchodziło. Nic już nie jest ważne... Jutro zrobi jej awanturę ale to już nie było ważne. Postanowiła iść do domu. Temperatura obniżała się i było jej coraz zimniej. Idąc po chodniku zauważyła dwóch policjantów, zbliżyła się do przejścia dla pieszych. Uśmiechnęła się do mundurowych, Niech też mają coś z tej służby. Odwzajemnili uśmiech, lecz niemal jednocześnie na ich twarzach pojawiło się przerażenie, gdy robiła krok wprost pod koła samochodu. Poczuła silne uderzenie, odleciała kilka metrów spadając tuż pod nogi nadbiegających policjantów. Jej martwe oczy wpatrywały się w wieżowiec.


4 komentarze:

  1. Nie mam pojęcia, jak Ci to opowiadanie ocenić... mógł bym ocenić, że jest tragiczne, ale tutaj chodzi mi o samą zawartość. Jest bardzo smutne, ja jako osoba lubiąca szczęśliwe zakończenia, zawiodłem się doczytując końca... smutno mi się zrobiło i gardło mi ścisło, mam nadzieję, że facet dożywocie dostanie za to, że zabił Agatę na przejściu dla pieszych! Przecież mogła by się jeszcze rozmyślić, pogadać z Danielem... emocjonalnym i sentymentalnym facetem jestem, łza w oku się zakręciła i gardło zacisnęło, więc ocenie opowiadanie jako tragiczne w zawartości, które super emocje wywołuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnie opowiadanie, które mi podesłałas b.mi się spodobało:)) więc z radością i chwilą wolnego czasu przeglądam w/w zawartość.

    Przez całe opowiadanie towarzyszyły mi b.intensywne emocje, które przejęłam z czytanego tekstu. Jak dla mnie nasączone złymi emocjami. A zakończenie totalnie mnie zaskoczyło..czytalam kilka razy i nie mogłam uwierzyć w to, że taki był koniec. A on uparcie się nie zmieniał mimo kolejnego czytania. Czy to ktoreś z tych opowiadań za czasów szkoły, o których mi pisalas?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akuratnie jest już po szkole... Ale jeszcze przed wyjazdem do UK

      Usuń
  3. Szczerze trudno powiedzieć... przesłanie głębokie i smutne zarazem... chociaż chyba bym wolała by na wieżowcu doszła do wniosku ze kocha siebie bardziej i zaczęła walczyć o siebie zostawiajac tego całego Danielka a Adamowi bym walnęła dla samej satysfakcji :P Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń