Cztery lata temu napisane.
- Nic już nie jest ważne -
***
Po raz kolejny siedział na tym swoim
brązowym fotelu, siedział i szydził z niej. Dlaczego? Nie
potrafiła zrozumieć, nie odzywała się do niego, lecz on mimo to
jej dokuczał. Czym mu zawiniła? Nienawidziła go! Nienawidziła go
tak bardzo! Co mówił? Nie wiedziała, nie docierały do niej słowa,
tylko ten jego ton, te oczy tak bezczelnie wpatrzone w nią. Siedział
tam oświetlany blaskiem świec. Ha! W tym przeklętym domu nawet
prądu nie było! Boże jaki on był pusty, nic nie rozumiał, nigdy
nic nie zrozumie. Patrzyła tak na niego głęboko, bezwstydnie
wpatrując się w jego szydercze oczy. Przez myśl przeszło jej, że
jest dziwnie cicho. Dorota się nie odzywała, a Daniel również
umilkł. Ale w końcu co ją to obchodziło, Adam po niej jeździł z
góry na dół, a jeśli Daniel nie miał tyle odwagi by sprzeciwić
się kumplowi, to jego sprawa! Sama z tego wybrnie! Nikt bezkarnie
nie będzie z niej szydził! Nie będzie jej poniżał ani wyzywał!
Nagle niewiele myśląc podniosła się, złapała nóż, który
leżał na ławie, pozostawiony przez Daniela po kolacji. Podskoczyła
do niego, ciach! Ha! Z jego gardła potężnie trysnęła krew, jak z
fontanny. W jednej chwili Agata cała była we krwi. Śmiała się
opętańczo. O tak! Ten cholerny gnojek został wreszcie ukarany! Ha
Ha! Gdzieś w oddali usłyszała krzyk Doroty, Daniel stał jak
wryty. Ha i kto się śmieje ostatni?! Patrzyła jak twarz Adama robi
się powoli coraz bardziej blada...
***
- Misiek dobrze się czujesz? –
Daniel dotknął jej ramienia
Niemal podskoczyła czując jego dotyk.
Spojrzała na Adama wciąż siedzącego na brązowym fotelu. W blasku
świec jego oczy błyszczały, patrzył na nią dziwnie.
- O co chodzi? – zapytała
niepewnie.
- Przez chwile jakby cię nie było
z nami.
Spojrzała jeszcze raz na Adama, on już
na nią nie patrzył, skręcał sobie papierosa. Agata spojrzała na
stół. Nóż leżał spokojnie przez nikogo nie niepokojony.
Pomyślała, że to zabawne, że miała taką realistyczną wizje.
Wizje, tak właśnie nazywała to co się z nią działo, gdy zbyt
zamyśliła się i wyobraźnia szła w ruch. Jej wzrok jeszcze raz
powędrował w stronę znienawidzonego chłopaka. Nic już się nie
odzywał. Błogosławiony! Cisza, chwila ciszy... Dorota siedziała
na łóżku oparta plecami o ścianę i przyglądała się temu
wszystkiemu w milczeniu, kochała Adama. Wiedziała, że nie ma sensu
wdawać się z nim w kłótnie. Nie, jeśli nadal chce z nim być.
Agata pomyślała, że ta dziewczyna nie będzie szczęśliwa, ale
potem spojrzała na swojego Daniela. Czy ona będzie szczęśliwa? Po
raz setny zaczęła się zastanawiać dlaczego to wszystko zmierza w
takim kierunku. Czy ona zawiniła? Oczywiście, na pewno zawiniła...
Zawsze to była jej wina. Nie lubiła jak pił z kolegami, nie lubiła
jak palił... Nienawidziła kiedy ją okłamywał, ale kochała go
tak bardzo. Być może się od niego uzależniła, zaraz jednak
odgoniła tę myśl. Uzależnienie oznaczało, że powinna się z
tego wyleczyć, a z miłości nie powinno się leczyć. On był taki
inny na początku i wciąż, po dziesięciu miesiącach, były
chwile, że był taki jak wtedy. Gdy byli sam na sam stawał się jej
aniołem, znów. Teraz mieszkał u Adama i niby wszystko było w
porządku, jednak Adamowi nie podobał się jej stosunek do kolegów
Daniela, jej stosunek do alkoholu. Do jasnej cholery wychowała się
w innym mieście nie musiała być taka jak oni i na pewno tego nie
chciała! Mieszkała kiedyś tak daleko stąd, nie wiedząc, że
istnieje ktoś taki jak Daniel, nie wiedząc jak to może zmienić
jej życie. Jedno spotkanie w barze. Jedno jedyne do którego, mogła
by przysiąc, popchnęła ją jakaś niewidzialna siła, to jedno
spotkanie tak ją zmieniło. Tak bardzo zmieniło jej życie.
Poświęciła wszystko dla niego, zostawiła rodzinę i przyjaciół
prawie pięćset kilometrów od tego znienawidzonego miasta, w którym
teraz mieszkała. Zostawiła ich dla niego. Zaczęła się
zastanawiać czego on wyrzekł się dla mniej, z przerażeniem doszła
do wniosku, że niczego. Spojrzała znów na niego i miała wielką
ochotę go uderzyć, wykrzyczeć to wszystko co leżało jej na
sercu. Czuła jednak, że to nie ma sensu. On nie znosił kiedy mu
się czegoś zabraniało. Zawsze mawiał ze jest przecież wolnym
człowiekiem i to że ona zrezygnowała ze znajomych nie zobowiązuje
go do tego samego. Co mogła zrobić słysząc takie argumenty? Mówił
kiedyś, że gdyby miał wybierać, wybrałby ją, lecz z biegiem
czasu coraz mniej w to wierzyła. Ponieważ każdego weekendu
wybierał kolegów i picie. Z czasem zaczęło rodzić się w niej
pragnienie by zabrać go jak najdalej stąd, ukryć przed nimi, przed
alkoholem. Może nieco przesadzała ale im więcej pił tym bardziej
nie znosiła alkoholu... Nienawidziła! Jego koledzy! Do cholery,
wmawiali mu takie głupoty, a on to łykał! Kurwa łykał to jak
małe dziecko bajki o Mikołaju! Nienawidziła jego kolegów za to co
z nim robili, za to co mu wmawiali o niej. Trzyma cię na smyczy, tak
mu kiedyś powiedzieli, ale przecież on i tak robił co chciał bez
względu na jej zdanie! Czy tak powinien wyglądać związek?
Uśmiechnęła się niepewnie.
- Zamyśliłam się, to wszystko
- Na pewno dobrze się czujesz? –
Daniel wydawał się zaniepokojony
- Tak, ale pójdę już chyba do
domu
***
Sobota, dzień imprez, nie lubiła tego
dnia. Zwykle zbyt dużo alkoholu się lało. Wchodziło jak masło,
jak mawiał Adam. Agata szła powoli po schodach na pierwsze piętro
rozmyślając nad swoim związkiem. Wchodząc do mieszkania od razu
usłyszała kilka głosów. Na pewno Paweł, Michał, chyba jeszcze
Grzesiek, ale nie była pewna. Zdjęła buty w przedpokoju, weszła i
od razu stanęła jak wryta. Na stole wśród świec stały 3 butelki
po wódce z czego tylko jedna prawie pełna. Wszystkie wesołe miny
zwróciły się w jej stronę. Oczy ją zapiekły od nieudanie
powstrzymanych łez. Przecież obiecał, że będzie ograniczał!
Skoro tak wygląda ograniczanie, to ona nie chce wiedzieć jak
wygląda swoboda. Bez chwili namysłu chwyciła prawie pełną
butelkę wódki i cisnęła nią w okno. Butelka roztrzaskała się o
szybę, niczym w kiepskim filmie akcji. Adam momentalnie się
podniósł, jego oczy kipiały złością. Agata płakała, nie
widziała za dobrze przez łzy, ale zauważyła że podszedł do
okna, chwycił ocalała szyjkę butelki, tworzącą teraz tulipan i
skierował się w jej stronę wymachując szkłem. Dziewczyna cofnęła
się i wyciągnęła dłonie w obronnym geście. To był błąd w
jednej chwili poczuła jak coś ciepłego spływa jej po
nadgarstkach. To zabawne, ale pierwsza jej myśl dotyczyła absurdu
tak doskonale dokładnego cięcia szkłem. Świat zaczął jej się
rozmywać. Poczuła jak czyjeś ręce ją chwytają. Przez chwile
pomyślała, że to Daniel, ale już ją to nie obchodziło.
Odpływała w ciemność, a jej ciało osuwało się bezwładnie na
ziemie.
***
Otworzyła szeroko oczy. Wpatrywała
się w biały sufit, długo nie mogąc zrozumieć co się właściwie
stało. W końcu uświadomiwszy sobie, że to był jej kolejny zbyt
realistyczny sen by nazwać go snem, podniosła się i spojrzała na
zegarek. Trzecia w nocy, godzina duchów. Uśmiechnęła się do tej
myśli próbując pozbyć się treści snu z pamięci, chociaż
wiedziała, że to bezcelowe. Sny zawsze zostawały. Spisywała je w
małym zeszycie by choć na chwile uwolnić od nich myśli. Tym razem
również sięgnęła po swój notesik i długopis. Zapaliła uroczą,
drobną lampkę i zapisała treść snu. Położyła się na wznak
wpatrując się bezmyślnie w sufit. Do oczu zaczęły napływać jej
łzy, więc podniosła się i wzięła do ręki swój odtwarzać mp3.
Empacz, jak go nazywała po swojemu, był już dość stary i miał
zalewie 128 MB ale jej to w zupełności wystarczało. Włożyła
słuchawki w uszy i nacisnęła play. Od razu zalały ją dźwięki
jej aktualnie ulubionej piosenki. Słuchała wielu rodzajów muzyki.
Właściwie, jej gust muzyczny zmieniał się w zależności od
nastroju jaki aktualnie miała. W tej chwili gustowała w wybranych
utworach Evanescence, a w słuchawkach wokalistka krzyczała „Bring
me to life”. Agata bezgłośnie krzyczała wraz z nią, a łzy
płynęły nieprzerwanie. W końcu trochę się uspokoiła. Zamknęła
oczy i zaczęła sobie wyobrażać jak śpiewa. Uwielbiała śpiewać,
choć jej ojciec zawsze powtarzał, że nadaje się do stada wyjących
wilków niż przed mikrofon, jednak nie przejmowała się tym.
Nauczyła się nie przejmować opinią ojca. Piosenka zmieniła się
na „Everybodys fool”. Dziewczyna wsłuchiwała się w perkusje i
gitarę. Cały świat na chwile przestał istnieć. Była tylko ona,
muzyka, niebo i jej czarne skrzydła anioła śmierci, jak lubiła
nazywać to w swojej wyobraźni. Cień uśmiechu pojawił się na jej
twarzy, łzy przestały płynąc. Utwór się skończył, lecz zaczął
się kolejny tym razem ścieżka dźwiękowa z jakiegoś filmu. W tym
utworze zawsze walczyła z chmarą ludzi i zawsze wygrywała. Ciosy
niczym w Matrixie czy jakimkolwiek innym filmie. Lubiła wyżywać
się za pomocą muzyki, zdawało jej się, że to bezpieczne, bo cóż
może być niebezpiecznego w wyobraźni? Konrad, jej przyjaciel z
Internetu, powiedział jej kiedyś, że cokolwiek by nie straciła,
wyobraźnie będzie mieć zawsze, bo wyobraźni nikt nie jest w
stanie jej odebrać, wierzyła w to. Zresztą Konradowi ufała
bezgranicznie, znali się coś ponad pięć lat. Pieszczotliwie
nazywała go Kondziu ni-san. Uwielbiała anime i pożyczała czasem w
japońskiego jakieś drobne słówka. Ni-san jako określenie
starczego brata bardzo jej się podobało. Pomyślała o tych
wszystkich grach z nim, o scenariuszach w „jej wersji RPG”. Znów
lekko się uśmiechnęła. Myśli o starszym bracie zawsze poprawiały
jej humor. Odłożyła empacza i przewróciła się na drugi bok, by
chwilę później odpłynąć w objęcia snu bez treści.
***
To już nic nie jest ważne, pomyślała
spoglądając w dół. Wieżowiec miał 13 pięter i wydawał się
olbrzymi, a ludzie na dole tacy mali. Wiatr huczał czesząc jej
włosy wedle własnego uznania, było jej zimno, ale to nie było już
ważne. W słuchawkach znów leciał jakiś utwór, tym razem Linkin
Park. Tutaj na dachu wieżowca mogła wykrzykiwać słowa do woli i
nikt jej nie powiedział, że źle śpiewa, lub myli tekst. Ten
kawałek świata należał do niej mogła robić co jej się
podobało. Patrzyła na ludzi na dole, zebrał się już mały
tłumek. Agata uśmiechnęła się na myśl, że będzie sensacją
dnia. Pomachała ludziom, jakiś strażak krzyczał coś do niej
przez megafon. Coś, żeby zeszła, ale nie słyszała go dobrze,
Linkin Park robił swoje, a ona śpiewała. Miała swoją własną
scenę, swoje pięć minut. Nic nie było ważne. Nie było ważne,
ze zaraz się tutaj dostana po schodach i wyważą drzwi na dach. Nie
zdążą. Nie było ważne, czy on stoi gdzieś tam na dole czy
jeszcze o niczym nie wie i dowie się po fakcie. Napisała mu zresztą
krótki list, który podpisała pseudonimem jaki jej nadał Daniel.
Zakończyła ten list tak pieszczotliwie z niejakiej zemsty. Niech
pamięta, gdy będzie pił z kolegami, niech pamięta o niej. Niech
pamięta jak mu było dobrze, niech tęskni... Niech cierpi...tak jak
ona cierpiała. Zrobiła krok do przodu, już słyszała jak strażacy
dobijają się do zaryglowanych drzwi. Wiedziała, ze nawet jeśli tu
wejdą nie podejdą do niej w obawie, że skoczy. Wyjęła telefon.
Przeszukała książkę telefoniczną i zadzwoniła do niego.
- Halo? – usłyszała jego głos
- Kocham cię skarbie –
powiedziała głośno. Zdążyła usłyszeć jeszcze jego „ja
ciebie tez”
Skoczyła z telefonem w dłoni.
Rozłożyła ręce jak ptak, czując szalenie szybki wiatr na twarzy.
Leciała kilka sekund patrząc na przerażone twarze, które zbliżały
się coraz szybciej.
***
Agata poczuła lekkie uderzenie.
Spojrzała w tamtą stronę na mężczyznę w czarnym płaszczu.
- G.. przepraszam – wydukała
zdając sobie nagle sprawę z tego gdzie jest.
Spojrzała jeszcze raz na nieznajomego.
„gomen nasai” pomyślała po japońsku, po czym skierowała wzrok
na wieżowiec. Tak, to ten wieżowiec sobie wybrała. Będzie ją
widzieć dużo osób, ale nie dbała o to. To ten wieżowiec będzie
końcem jej męki, jej krzywd. Już nikt nigdy jej nie skrzywdzi.
Nikt nie sprawi jej bólu, już nie popłyną łzy, nie będzie
płakać. To się skończy i już nie będzie niczyim ciężarem,
niczyim zmartwieniem, a jej ukochany nie będzie musiał wybierać
miedzy nią, a kolegami. Ona zawsze wybrałaby jego... Jeszcze
wpatrywała się w budynek kiedy Daniel szturchnął ją lekko.
- Hej maleńka idziemy na spacer? –
zapytał z uśmiechem dając jej całusa.
- Jasne, maleńki.
Spacerowali po parku zajrzeli do
biblioteki, wybrała kilka książek choć wiedziała, że już ich
nie przeczyta. Uśmiechała się i przez chwilę było tak cudownie,
że miała ochotę zaniechać swoich planów. Jednak gdy poszli do
niego, Adam siedział na fotelu grając na konsoli, to wciąż było
dziwne przychodzić do tego domu gdy już był prąd. Nie minęło
dziesięć minut, a Daniel już dzwonił po kolegach na picie.
- Skarbie ja idę do domu, źle się
czuje – powiedziała ze smutkiem.
- Na pewno? – zaniepokoił się –
co ci jest?
- Brzuch mnie boli, będę miała
okres chyba – skłamała.
Ubrała się i wyszła, lecz nie poszła
do domu, postanowiła się przejść. List był gotowy, leżał
ukryty w domu. Meil do Konrada też był przygotowany lecz jeszcze
nie wysłany, miała zamiar to zrobić jutro. Spacerowała coś już
od dwóch godzin, kiedy jej komórka za wibrowała, sms. Daniel
pytał, jak się czuje i czy nie nudzi jej się w domku. Odpisała
mu, że nie ma jej w domu. Na co on niemal natychmiast odparł
zapytaniem, gdzie się znajduje jego pszczółka. Napisała ze w
otchłani samotności, to był jej ostatni sms. Nie chciała więcej
pisać, bo i po co? Poszła w miejsce gdzie nie długo miała
zakończyć własne życie. Jej telefon wibrował jak szalony, lecz
nie odbierała, nie chciała by słyszał jej łzy. Stała przez
chwilę pod wieżowcem. Wiedziała, że Daniel się martwi, jednak
już ją to nie obchodziło. Nic już nie jest ważne... Jutro zrobi
jej awanturę ale to już nie było ważne. Postanowiła iść do
domu. Temperatura obniżała się i było jej coraz zimniej. Idąc po
chodniku zauważyła dwóch policjantów, zbliżyła się do
przejścia dla pieszych. Uśmiechnęła się do mundurowych, Niech
też mają coś z tej służby. Odwzajemnili uśmiech, lecz niemal
jednocześnie na ich twarzach pojawiło się przerażenie, gdy robiła
krok wprost pod koła samochodu. Poczuła silne uderzenie, odleciała
kilka metrów spadając tuż pod nogi nadbiegających policjantów.
Jej martwe oczy wpatrywały się w wieżowiec.
Nie mam pojęcia, jak Ci to opowiadanie ocenić... mógł bym ocenić, że jest tragiczne, ale tutaj chodzi mi o samą zawartość. Jest bardzo smutne, ja jako osoba lubiąca szczęśliwe zakończenia, zawiodłem się doczytując końca... smutno mi się zrobiło i gardło mi ścisło, mam nadzieję, że facet dożywocie dostanie za to, że zabił Agatę na przejściu dla pieszych! Przecież mogła by się jeszcze rozmyślić, pogadać z Danielem... emocjonalnym i sentymentalnym facetem jestem, łza w oku się zakręciła i gardło zacisnęło, więc ocenie opowiadanie jako tragiczne w zawartości, które super emocje wywołuje.
OdpowiedzUsuńOstatnie opowiadanie, które mi podesłałas b.mi się spodobało:)) więc z radością i chwilą wolnego czasu przeglądam w/w zawartość.
OdpowiedzUsuńPrzez całe opowiadanie towarzyszyły mi b.intensywne emocje, które przejęłam z czytanego tekstu. Jak dla mnie nasączone złymi emocjami. A zakończenie totalnie mnie zaskoczyło..czytalam kilka razy i nie mogłam uwierzyć w to, że taki był koniec. A on uparcie się nie zmieniał mimo kolejnego czytania. Czy to ktoreś z tych opowiadań za czasów szkoły, o których mi pisalas?
To akuratnie jest już po szkole... Ale jeszcze przed wyjazdem do UK
UsuńSzczerze trudno powiedzieć... przesłanie głębokie i smutne zarazem... chociaż chyba bym wolała by na wieżowcu doszła do wniosku ze kocha siebie bardziej i zaczęła walczyć o siebie zostawiajac tego całego Danielka a Adamowi bym walnęła dla samej satysfakcji :P Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuń