- Pojedynek -
- Wyzywam cię na pojedynek –
szepnęła mu do ucha, na przerwie
W pierwszej chwili popatrzył na nią
ze zdumieniem. Jakby nie za bardzo wiedział, o co chodzi. Ten wyraz
twarzy trwał tylko kilka sekund, by zaraz zmienić się w
zaskoczenie. W pewnym momencie miała wrażenie, że chłopak ją
wyśmieje, Lecz chyba spostrzegł, iż nie jest to żart, nie
uśmiechała się. Patrzyła na niego przenikliwie. Czekała na
reakcję, słowo, gest. Rozejrzał się wokoło, sprawdzając czy
nikt nie słuchał ich rozmowy. W gwarze dużej pauzy nikt jednak nie
zwracał na nich uwagi.
- Nie wygrasz ze mną – powiedział
patrząc jej w oczy.
- O czym tak gawędzicie? –
Blondynka pojawiła się znikąd.
Spojrzeli na nią trochę spłoszeni,
dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie, jak to miała w zwyczaju.
- O niczym ważnym, sorka, ale muszę
coś załatwić – spojrzała na niego znacząco i znikła w tłumie
uczniów.
Chłopak o długich czarnych włosach
patrzył na sylwetkę tej, która odważyła się wyzwać go na
pojedynek. Blondynka mówiła coś do niego, ale nie zwracał na to
uwagi. Myślał, o dzisiejszej nocy, o nocy, która miała
rozstrzygnąć wszystko.
- Jacek czy ty mnie w ogóle
słuchasz? – blondynka była oburzona
- Wybacz, ale muszę przemyśleć
pewną rzecz – odpowiedział i nie czekając na jej rekcję
oddalił się.
Na chemii, która była zwykle luźną
lekcją, wszyscy rozmawiali, zupełnie nie zwracając uwagi na młodą,
przestraszoną nauczycielkę, próbującą przekazać im trochę
wiedzy. Niektórzy grali w karty, inni rysowali coś na tyłach
zeszytów. Jeszcze inni jedli śniadanie. Patrzył na niepozorną
szatynkę siedzącą w trzeciej ławce, swobodnie rozmawiała o czymś
z blondynką. Co chwilę, jednak zerkała na niego, odwracał wtedy
wzrok, nie chciał, by wiedziała, że ją obserwuje. Zastanawiał
się dlaczego zrobiła to co zrobiła. Wiele razy przechwalał jej
się jaki jest potężny. Chociaż nie, nie uważał tego za
przechwałki. Po prostu chciał wzbudzić u niej respekt, ale ona
była nie ugięta, zuchwała dziewczyna. Zastanawiał się czy
dzisiejszej nocy pożałuje że wyjawił jej swą tajemnicę. Nagle
przyszło mu do głowy że dziewczyna żartowała, że wcale nie
zamierza się dziś zjawić, że zwyczajnie z niego zakpiła, ale z
drugiej strony po co miałaby to robić? Nie miała w tym żadnego
celu. Pomyślał o zignorowaniu jej wyzwania, ale szybko odrzucił
ten pomysł. Wiedział że jeżeli nie przyjdzie, zostanie nazwany
tchórzem. Tego nienawidził z całego serca. I chociaż ta zuchwała
dziewczyna nigdy nie wyjawiłaby jego tajemnicy (bo któż by jej
uwierzył), nie chciał być uważany przez nią za cykora.
Postanowił że zjawi się w określonym miejscu i czasie.
***
Budynek szkoły pogrążony był w
ciemności. Natychmiast wypowiedział zaklęcie ostrego widzenia, co
pozwalało mu na przeniknięcie mroku na jakiś metr wokół siebie i
wszedł powoli do sali gimnastycznej, był sam. Przez głowę
przeleciała mu myśl, że jednak został oszukany, lecz za chwilę
usłyszał jej głos.
- Tylko miecze, żadnych mocy –
wyłoniła się z ciemności
Wyglądała inaczej, miała na dobie
czarne spodnie i niebieską luźną bluzkę, jakby nie przyszła tu
walczyć, lecz po prostu posiedzieć z przyjacielem. Stwierdził, że
jest dość ładna, nie odezwał się. Zastanawiał się, dlaczego
miecze. Każde z nich miało moc i choć od dawna zanosiło się na
ten pojedynek, on zawsze sądził, że to będzie właśnie
sprawdzian mocy. Mocy ciemności, przeciwko białej magii. Otrząsnął
się z rozmyślań i szeptem wypowiedział zaklęcie. Sala
gimnastyczna na chwilkę zalśniła jasnym blaskiem, a potem znów
wszystko pociemniało, w ręku trzymał broń. Spojrzała na nią z
aprobatą i uśmiechnęła się, był to półtora ręczny zdobiony
runami miecz, z srebrną rękojeścią zakończoną rubinem. W jej
własnej dłoni także mignął brzeszczot, srebrna klinga miała
wyryte na powierzchni pnącze róży, a rękojeść katany zdobiona
była na czarno, czerwono. Jacek zastanawiał się czy powinien ufać
jej na tyle, by nie używać swoich mocy. Po krótkim namyśle
stwierdził że raczej tak, z tego co wiedział te istoty nocy były
honorowe. Ruszył do walki, zaatakował, lecz ona odparowała jego
cios. Odskoczyła i zmierzyła go wzrokiem.
- Wiesz że mogę cię zabić jednym
zaklęciem – powiedział
- Nie, nie możesz – jej pewność
siebie przestraszyła go nieco.
Krążyli w około siebie mierząc się
nawzajem i czekając na ruch przeciwnika. Gdyby nie to, że sam był
honorowym magiem, spróbowałby już teraz spalić ją żywcem jednym
ze swych ognistych zaklęć. Ziarenko wątpliwości jednak już w nim
zakiełkowało. Być może blefowała, a może naprawdę zdołałaby
się obronić? W końcu zaatakowała, skoczyła ku niemu próbując
cięcie na klatkę piersiową. Odsuną się i od razu przeszedł do
kontry, ich miecze spotykały się kilkakrotnie. Sprawdzian siły i
umiejętności trwał, a Jacek pomyślał że dziewczyna naprawdę
jest dobra. Odskoczył w ciemność, choć wątpił, że da mu
schronienie. Klaudia widziała w nocy lepiej niż on, nawet jeśli
był wspomagany zaklęciem widzenia. Przez chwilę zastanawiał się
po co to wszystko, znów powróciły wątpliwości. Czy przypadkiem
nie jest ofiarą jakiegoś zmyślnego żartu. Nie dane było mu się
długo o tym myśleć. Znów zaatakowała, tym razem jej cios był
bardziej stanowczy. Jednakże zdołał się obronić, ale stracił
równowagę. Szybko się poniósł. Wściekły ruszył do ataku,
jednak ona była zbyt szybka, zrobiła unik jednocześnie wytrącając
mu miecz z ręki. Cholera! Złamała własne zasady, nikt nie mógł
być tak szybki, skorzystała ze swojej mocy, był tego pewien,
cofnął się. W jego dłoni pojawiła się kula ognia, Klaudia
spojrzała w jego oczy.
- Miało być bez mocy – rzekła
bez strachu.
- Sama jej użyłaś – zripostował
– nikt nie jest tak szybki
- Jest, jeśli dobrze i ciężko
trenuje
Kula ognia zgasła, podniosła jego
miecz i rzuciła w jego stronę, upadł z głuchym brzdękiem. Jacek
podniósł broń, czuł coraz większą pogardę dziewczyny i coraz
większy gniew. Jak ona śmiała w ogóle wyzwać go na pojedynek?! Z
wyrazem wściekłości w oczach skoczył ku niej. Z kocią zwinnością
podskoczyła unikając ciosu i jednocześnie przeskakując nad
przeciwnikiem. Błyskawicznie odwróciła się i kopnęła go w
plecy, tracąc równowagę upuścił miecz i upadł na brzuch. Kiedy
przewrócił się na plecy stała już nad nim trzymając klingę
swej broni przy jego szyi. „Czemu z tym nie skończy?”,
przemknęło mu przez głowę.
- Wygrałam – uśmiechnęła się
słodko, a w tym uśmiechu nie było cienia złośliwości.
Odrzuciła broń i wyciągnęła rękę
by pomóc mu wstać. Podnosząc się, zapytał
- Czy to wszystko? Czy tylko o to
chodziło?
- Chciałam się przekonać –
nadal uśmiechała się słodko.
- Przekonać? – w jego głosie
wyczuć można było niedowierzanie.
- Chciałam wiedzieć, kto jest
lepszy, ale bez mocy, bo wiedziałam, że gdybyśmy używali mocy...
Któreś z nas na pewno by zginęło.... A za bardzo cię lubię.
- Zawsze pewna siebie co? –
uśmiechnął się.
Milcząc przytuliła go. Wzdrygnął
się, lecz gdy tylko przekonał się że nic mu nie grozi rozluźnił
napięte mięśnie. Może miała rację, może naprawdę któreś z
nich by zginęło, a jemu tez byłoby żal, gdyby ona umarła. Miała
coś w sobie, coś co sprawiało, że byli najbardziej przyjaznymi
wrogami na świecie.
- Jesteś dobry – powiedziała i
odwróciła się by odejść
- Ty także – uśmiechnął się
już do siebie gdy, znikła w ciemności.
No i w koncu jakis dobry koniec :) Lubie takie opowiadanka :) Apropos... pogubilas w niektorych slowkach po jednej literce ale nie szkodzi :)
OdpowiedzUsuńOptymistyczne bardzo i wciągające :)
OdpowiedzUsuńheheh fajny fragment z ripostą o (nie) użyciu mocy
OdpowiedzUsuń