4 czerwca 2012

Narodziny

Gdy tylko go minęła, poczuła na sobie jego spojrzenie. Nie było to typowe, lubieżne spojrzenie pijanego obwiesia, który ma ochotę na za wysokie dla siebie progi. Długowłosy, oparty o mur, młody mężczyzna z papierosem w ustach niczym szczególnym nie różnił się od pozostałych osób w okolicy - ludzi szwendających się to tu, to tam, odbywających swój maraton między klubami, mieszczącymi się po obu stronach ulicy. Jednak jego spojrzenie wbite w jej plecy niemal paliło.

            Wiedziała, kim jest ów długowłosy. Skręciła za róg, nie oglądając się za siebie. Tak jak przewidywała, nieznajomy ruszył za nią w pewnej odległości, jakby dla zachowania pozorów. Nie miała jednak wątpliwości, iż i on domyślił się, z kim ma do czynienia. Skręciła ponownie i tutaj zrobiło się puściej. Chodź pijawko, pomyślała, już ja ci pokażę, że lepiej nie żerować na czarownicy. Nadal za nią szedł, gdy skręciła po raz trzeci. Tu ulica była zupełnie opustoszała.

            Kobieta weszła w dość szeroki, lecz ciemny zaułek. Gdy tylko znalazł się w odpowiednim zasięgu, nałożyła niewidzialną barierę na wyjście, sprawiając jednocześnie, że oboje znaleźli się w pułapce, jak i to, że nikt z zewnątrz niczego nie zobaczy. 

            Blondyn obrócił głowę w stronę magicznego muru. Wykorzystała ten moment, zdejmując błyskawicznie bransoletkę z ręki i rzucając w niego długim, magicznie wspomaganym łańcuchem, jarzącym się niebieskością. Broń zakończona była głową węża, który rozdziawił kły, chcąc wbić się w ofiarę. Długowłosy jednak zdołał się uchylić. Psia mać, pomyślała, szybki jest! Przyciągnęła łańcuch do siebie i skupiła wzrok na przeciwniku.  W ciemnych spodniach, lakierowanych butach i bordowej koszuli wyglądał jak puzzel nie pasujący do obrazka tanich i licznych w tej okolicy klubów. Miała wrażenie, że gdy spojrzy na jego rękę, doszuka się na przegubie złotego zegarka. Nie zaryzykowała jednak spuszczenia wzroku z jego czerwonych już oczu. Miał długie, do samego pasa, jasne włosy, pewnie w dzień połyskiwały złotem, ale tego nie dane będzie nikomu stwierdzić, gdyż te istoty nie chodzą za dnia. Lekki, swobodny uśmiech wypełzł na jego twarz, gdy mu się tak przyglądała. Rzuciła łańcuchem ponownie, znów się uchylił, podobnie jak następne dwa razy.
-        Zjeżdżaj – wycedziła.

            Za trzecim razem sięgnął do tyłu i dobywszy ukrytego za paskiem spodni sztyletu o falującym ostrzu, wcelował go w jedno z ogniw łańcucha i pociągnął. Nie spodziewała się tego. Nie sądziła zresztą, że nieznajomy ma ze sobą broń, a już na pewno nie była przygotowana na sztylet, raczej na pistolet. Nie utrzymała jednak łańcucha i już po chwili bransoletka, tracąc swoje magiczne właściwości, znalazła się na ziemi. Czarownica cofnęła się i przywołała  nad dłonie ogniste dyski, rzuciła w niego kilka, ale on wyminął wszystkie. Był niewiarygodnie szybki, szybszy niż jej myśli, w jednej chwili znalazł się przy niej, poczuła jego chłodną dłoń na ramieniu.
-        Jaka groźna – rzekł aksamitnie, z nutką rozbawienia w głosie.
Uśmiech ozdobiony ostrymi kłami napawał ją niemal paniką. Wyrwała się z impetem i skoczyła na ścianę, a odbiwszy się od niej, skoczyła na drugą. Pomagając sobie magią, pokonała tak trzy piętra, aż znalazła się na dachu niższego z budynków.

            Ruszył za nią bez najmniejszego problemu. Nie oglądała się. Budynek był długi, więc miała więcej miejsca na rozbieg. Pognała przed siebie, czując na karku jego oddech. Biegła, nie słysząc jego kroków, ale ciągle miała wrażenie, że jest kilka centymetrów za nią. Nagle obróciła się, wysapała jakieś zaklęcie zdyszanym głosem. Z rozczapierzonych palców wyrzuciła kilkanaście ostrych lodowych igieł, nie patrząc nawet czy goniący wciąż znajdował się za nią. Myliła się, nie było go tam. Czyżby jednak nie wskoczył za nią na dach? Wciąż trzymając rękę w gotowości rozglądała się, nasłuchując najmniejszego dźwięku, jaki może wydać ukrywający się przeciwnik. Nie słyszała jednak nic poza własnym oddechem, który powoli się już uspokajał.
-        Zwinna z ciebie mała kotka – szepnął jej do ucha.

            Zamarła. Jakim cudem znalazł się za nią? Jakim, do cholery, cudem podszedł tak blisko niezauważony? Przygryzła wargę. Nie doceniła go, a istot nocy nie powinno się nie doceniać. Obróciła się, błyskawicznie zadając cios ostrymi lodowymi szponami, które wyrosły jej z paznokci. Zablokował cios, bez większego problemy. Jego czerwone oczy spojrzały głęboko w błękit jej własnych. Na chwilę zamarł, jakby się nad czymś zastanawiał, wykorzystała ten moment, wyrwała się i minąwszy go, zaczęła uciekać. Nie krzyknął za nią tak, jak się spodziewała. Jeśli natomiast ruszył w pościg, to znów nie wydawał żadnego dźwięku. Przeklęte wampiry, pomyślała, człowiek nawet nie jest w stanie się zorientować czy za nim gonią, czy już się znudziły. Przyszło jej do głowy, że będąc tak szybkim - dawno mógłby ją wyminąć i schwytać, nie zrobił tego jednak, co oznaczało, że zwyczajnie się nią bawił. Gniew rozgorzał w niej dodając sił, przyspieszyła. Wyminęła kilka anten zaczepionych na dachu, a widząc już krawędź, przyspieszyła jeszcze bardziej, chcąc nabrać jak największego rozpędu.

            Zdawało jej się, że długowłosy wciąż jest przy niej zaledwie na wyciągnięcie ręki, nie miała jednak odwagi się obejrzeć. Dobiegła do krawędzi i odbiła się najmocniej jak umiała, wyciągając  ręce przed siebie.

            Już w momencie skoku zrozumiała, że źle wymierzyła, kolejny budynek był za daleko.  Dlaczego u licha nie pomyślała by przy odbiciu wzmocnić skok magią?! Miałaby wtedy jakieś szanse, a teraz spadnie i w najlepszym wypadku połamie sobie wszystkie kości.
-        Uch.. - wydobyło się z jej płuc.

            Uderzyła klatką piersiową o ścianę budynku, łapiąc się jednak palcami krawędzi dachu. Musisz się podnieść, skarciła się w duchu, nie wiś jak jakaś kukła, podciągnij się, bo spadniesz! Za sobą usłyszała kroki, a potem odbicie. Zobaczyła jak nieznajomy przelatuje nad nią swobodnie, jakby grawitacja nie miała na niego wpływu, ręce trzymał w kieszeniach spodni i już po chwili wylądował miękko na dachu. Odwrócił się do niej, kucnął i wyciągnął w jej stronę rękę.
-        Spieprzaj! - wycedziła.
Nie powiedział nic, uśmiechnął się tylko pobłażliwie i bezceremonialnie chwycił ją za przegub, pomagając wejść na dach.
-        Niezły pojedynek czarownico – powiedział z uznaniem – Jestem Derian.
-        A...Adrelia – odparła zmieszana, zakładając kosmyk czerwonych włosów za ucho.
-        Masz piękne imię Adrelio... i włosy.

            Nadal trzymał ją za rękę, a ona zamiast się wyrwać i walczyć albo uciekać, stała oszołomiona jego spojrzeniem, tonem głosu i łagodnością. Stwierdziła nawet, że jest w istocie piękny. Długie, blond włosy opadały łagodnie na ramiona. Jego lekko podłużna twarz, ozdobiona jednodniowym zarostem, miała wyraz cudownie ciepłego rozbawienia. Może wcale nie był taki groźny. Może wcale nie chciał z niej pić? Patrzyła na jego piękne, krwistoczerwone oczy, dochodząc do wniosku, że przecież niekoniecznie musi być zły.

            Rozwarła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz on pociągnął ją do siebie i okręcając jak w tańcu, sprawił, że teraz stała tyłem do niego. Nim zdążyła zareagować, jedną ręką zasłonił jej usta, odchylając jednocześnie głowę, drugą natomiast oplótł wokół jej łokci, uniemożliwiając ruch. Cały urok znikł, gdy tylko przestał patrzeć jej w oczy. Szarpnęła się wściekła na siebie za nieostrożność.

            Wbił kły. Zapragnęła krzyknąć, wyrazić tym krzykiem cały żal do świata, złość i nagły strach, który ją teraz dopadł. Chciała krzyknąć, głośno błagając kogokolwiek o pomoc. Chciała krzyknąć... ale nie mogła. Żelazny uścisk jego rąk nie pozwalał jej na żadną reakcję. Niechciane, niekontrolowane łzy popłynęły jej z oczu. Wędrujące chmury odsłoniły krwawy sierp księżyca, a ona nabrała pewności, że umrze.

-        Musisz umrzeć, zanim się narodzisz – słowa przebiły się przez gęstą zasłonę bólu.

            W tej jednej chwili, jeszcze zanim całkowita ciemność zapanowała nad nią, znienawidziła nieznajomego tak bardzo, jak nikogo nigdy dotąd.

            Jej nienawiść wzrosła jeszcze, kiedy zabiła człowieka zaspokajając pierwszy głód.


^*^*^*^

5 komentarzy:

  1. Sorka że Ci tu przeklne ale to jest po prostu zajebiste :) Gdzieś to ściągnęła? z jakiej książki co? Przyznaj sie!

    Na prawde świetny opis końca jednego, oraz początku innego życia jednej i tej samej osoby. Pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No powiem że sny masz inspirujące :)) Wiesz o co chodzi.....Aga z V :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym już to kiedyś "czytała" .... :) Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń
  4. sugoi ^^ co ja nie lubię czytać

    OdpowiedzUsuń