28 maja 2014

Ośmioro ocalałych cz3

Zapraszam do czytania trzeciej części ;-)
3.

Rozbudził mnie gwałtowny ból w niezagojonej jeszcze ranie po nożyczkach. Syknęłam i zerwałam się. Pan Faja odskoczył, jak oparzony, unosząc dłonie w obronnym geście.
- Nie strzelaj, to ja… - powiedział, a ja dopiero zorientowałam się, że mierzę do niego z trzydziestki ósemki – Chyba ciebie to nie dopadło, co?

- Przep.. przepraszam… - powoli opuściłam broń.
- Chryste, Neti, nie strasz mnie tak, przecież wiesz, że mam już swoje lata – zaczął trajkotać, jak to on. Przysiadł się na drugim, podniesionym krześle, wyjął paczkę papierosów i zapalniczkę.
- Widzę, że poszukiwania były dość owocne – wskazałam na to, co trzymał w dłoni.
- Och, za stary jestem żeby rzucać palenie – powiedział – Na szczęście w domu obok jest skromny zapas, także przez jakiś czas będziecie mieli spokój od mojego marudzenia – uśmiechnął się przepraszająco – paskudny nałóg – rzekł, zapalając papierosa – ale przecież na coś przecież trzeba umrzeć. – zaciągnął się i wypuścił dym powoli z uśmiechem zadowolonego dziadzia – Jakieś wieści? – wskazał na mój bok.
Zerknęłam na radioodbiornik, który zdołałam zabrać z domu. Kiedy telewizja siadła, był to nasz jedyny kontakt ze światem. Niestety od dwóch dni milczał jak zaklęty, mimo, że słoneczne baterie urządzenia były naładowane. Możliwe, że nie istniały już nadajniki. Albo nie istnieli ludzie, którzy nadawali…
                Dopóki radio działało, mieliśmy jeszcze jako takie pojęcie tego, co działo się w kraju. Po tym, jak Polacy zaczęli atakować siebie nawzajem, niektórzy sięgnęli po broń. Na ulice wyjechały czołgi, prowadzone przez Odmiennych wojskowych. Jakiś wariat z Bazuką rozwalił pół Warszawskiej Ikei, wybuchły bomby na Wiejskiej, z czego akurat Pan Faja, zapalony antypolityk, bardzo się ucieszył. W Niemczech zniszczono cały Berlin, a Rosja zarzekała się, że ich nic nie ruszy. Mylili się. Europa była w chaosie,  a na Amerykę podobno spadła atomówka. Nie wiedzieliśmy jednak, czy została tam nakierowana, by zatrzymać rozprzestrzenianie się tego szaleństwa, czy może odpalił ją któryś z Odmiennych.
Odmienni, tak nazywano tych, którzy zwariowali. Nikt też nie wiedział gdzie to dokładnie się zaczęło. Ani dlaczego. Po prostu nagle ludzie zaczęli zachowywać się agresywnie. Przyjaciele, małżonkowie, kochankowie, współpracownicy, całe rodziny zaczęli się wyżynać. Tak zupełnie bez powodu.  Nie wiedzieliśmy co o tym myśleć, nie wiedzieliśmy nawet, czy nas to za chwile nie złapie, czy nasza ósemka nie zacznie polować na siebie nawzajem…
- Nie – odparłam – milczy od dwóch dni. Albo urządzenie się zepsuło, albo nadajniki.
- Mhm.. – wzruszył ramionami i znów się zaciągnął – Nie przejmuj się tak Neti. Na pewno jakoś się z tego wykaraskamy – wyglądał, jakby chciał mnie pocieszyć .
- Wykaraskamy? – zapytałam.
Miałam ochotę wybuchnąć. Ludzie na całym świecie zabijają się nawzajem bez powodu i my się mamy z tego wykaraskać? Chciałam mu powiedzieć, że nie ma racji, nie wykaraskamy się. Bo świat przestał istnieć. Świat stał się miejscem, gdzie potwory są całkowicie realne,  co gorsze te potwory codziennie rano od zawsze widzieliśmy w lustrach. A teraz coś się przebudziło. Coś, co każe nam zabijać i nie ma najmniejszej nawet pewności, że jutro ja, czy Pan Faja nie staniemy się bezmyślnymi mordercami, aż ziemia zaleje się krwią po wszelkie jej granice i wszystkie wymiary. Wtedy z nas nie zostanie już nic, bo nawet jeśli przetrwamy, to i tak nie będziemy lepsi od nich, bo zabijać będziemy ze świadomością odbieranego życia. Wtedy nawet obrona własna nie ma większego znaczenia. Wtedy nawet nie wiadomo, czy przetrwanie będzie cokolwiek warte. Przez jedną krótką chwilę miałam ochotę po prostu się rozpłakać. Poprosić ze łzami w oczach, by ktoś wyciągnął wtyczkę, by dał mi klucz do normalności, bo chyba zwyczajnie zabłądziłam. To nie jest mój świat, to nie jest moje istnienie, to nie są prawa tego istnienia. To coś zupełnie innego, jak obca planeta z obcymi istotami, które tylko wyglądają jak ludzie. Chciałam paść na kolana i błagać, by ktoś mnie stąd zabrał, wylogował z tej okrutnej gry…  Co uczyniłam,  by zostać zamknięta w tym koszmarze?!

                Otworzyłam usta, by wydobyć z siebie myśli, kiedy David wyskoczył z drugiego pokoju.
- Słuchajcie, tam w piwnicy jest kilka sporych butli gazowych do tej kuchenki  - wskazał w kierunku kuchni – będziemy mieli ciepłą wodę.
- Będziemy mogli też coś ugotować – odezwała się siostra Nevi, wchodząc wraz z nią przez rozbite drzwi na patio. Niosła jakieś puszki w kartonie, a ja mimowolnie rozpromieniłam się na myśl o ciepłym posiłku.


***

2 komentarze: