Wiem, że trochę to trwało ,ale serdecznie zapraszam ;-)
4
Zanurzyłam
się w wannie pełnej letniej wody. Niestety nie znaleźliśmy więcej niż dwóch
pięciolitrowych garnków, ale jakoś daliśmy sobie radę, z tym co mieliśmy. O
dziwo kanalizacja w tym domu działała całkiem sprawnie. Znaczyło to tyle, że
woda była w kranie na dole w kuchni. Na górze już nie, ale nie chciało nam się
sprawdzać dlaczego. Po wszystkich
przyszła moja kolej i w końcu mogłam oddać
się chwili relaksu, podczas, gdy chłopaki na dole naprawiali płot.
Pistolet położyłam między wanną, a ścianą. Nie, żebym komuś nie ufała, ale
odkąd udało mi się uciec, zawsze miałam go przy sobie, choć użyłam tylko raz.
Teraz, gdy zamknęłam powieki, znów przypomniał mi się dziki wyraz oczu tego
chłopca, do którego strzeliłam. Mimo letniej wody, zadrżałam. To była obrona własna, powtórzyłam sobie, jak
mantrę, choć sama nie bardzo w to wierzyłam.
Chłopiec mógł mieć co najwyżej
jedenaście lat i , kiedy był jeszcze człowiekiem, to znaczy, zanim postradał
zmysły, na pewno był całkiem miłym piegowatym dzieciakiem. W jego wizerunku
brakowało mi tylko okrągłych okularów. Zamiast tego miał jednak chip w oczach,
poznałam po cieniu fioletowego blasku, jaki przepłynął po jego tęczówkach, gdy
skoczył ku mnie z japońskim nożem kuchennym. Nawet się do niego nie odezwałam,
po prostu szłam ulicą, mając nadzieję, że.. w zasadzie nie wiem na co miałam
nadzieję, po prostu chciałam być jak najdalej od tego koszmaru. Widziałam też
kilku zagubionych osób, które szły w różnych kierunkach, rozglądając się na
boki, jakby znaleźli się w zupełnie obcym świecie i szukali przewodnika lub
chociaż punktu informacyjnego. Wyglądałam pewnie dokładnie jak oni, brudna, obszarpana,
od dwóch dni w drodze przed siebie, jak jakiś pieprzony bohater filmu, albo
gorzej, jak jakiś niezapamiętany przez nikogo statysta.
Krajobraz też nie prezentował
się wcale uroczo. Nie było jeszcze tak źle jak teraz, ale już dało się widzieć
pierwsze oznaki bezprawia i narastającej, cichej jeszcze paniki, która
podkradała się niczym kieszonkowiec do potencjalnej ofiary. Szyby niektórych sklepów były powybijane,
manekiny poprzewracane i ograbione z ubrań czy biżuterii. Wszystkie stoliki
niedalekiej kawiarenki leżały na ziemi rozkopane, jakby ludzie nagle zobaczyli
miedzy nimi węża i zaczęli uciekać. To właśnie z bramy kamienicy mieszczącej
się nad kawiarenką wyskoczył na mnie chłopiec z nożem. Mogłabym już wtedy nie żyć, gdyby kobieta
idąca po drugiej stronie jezdni nie krzyknęła. Strzeliłam bez namysłu, w
chwili, gdy kątem oka zobaczyłam zbliżające się ostrze.
Opadł z ustami otwartymi w
niemym krzyku, fioletowa mgiełka w jego oczach rozwiała się w chwili, gdy kopnięciem odrzuciłam nóż z
jego ręki. W pierwszym odruchu chciałam wykonać resuscytacje, ale gdy
spostrzegłam celność swego strzału, opuściłam tylko głowę z rezygnacją. W
miejscu szyi, tam, gdzie w późniejszych latach miało mu się uwidocznić jabłko
Adama, zionęła krwawa dziura. Koszulka z transformerami pokryła się czerwienią,
jakby ktoś wylał na niego wiadro keczupu. Rdzawego keczupu.
Poczułam, że ktoś jest ze mną
w łazience. Miałam nadzieję, że to żaden z chłopaków, bo przywaliłabym żeliwną
patelnią prosto w łeb. Kiedy jednak otworzyłam oczy, ujrzałam krótkie blond nastroszone włosy i tę wiecznie
smutną twarz siostry Nevi. Nadal nie mogłam sobie przypomnieć jej imienia.
- Ekhm.. chciałaś coś? –
zapytałam, lekko skrępowana.
Kobieta patrzyła na mnie, jakby nie na mnie patrzyła, a
przeze mnie raczej. Wydawać by się mogło, że jestem dla niej przezroczysta, a
ona przenika spojrzeniem wannę, ściany, rury, cały dom, glebę i bóg wie co
jeszcze. Gdzie sięgał jej wzrok, gdzie sięgało jej pole widzenia? Nie mogłam
tego wiedzieć. Jednak to, że się nie odezwała, zaniepokoiło mnie. Była małomówna, ale nigdy milcząca.
- Alieo ? – zapytałam, bo w końcu jej imię, czy też
raczej ksywka, którą nakazała się mianować, wpadło w trybiki mojej pamięci –
Alieo, wszystko w porządku ?
I
wtedy się ruszyła. Jak kobra, błyskawicznie.
Jak widziani na filmach ninja, albo wampiry. Zacisnęła dłonie na mojej
szyi. Zachłysnęłam się wodą, kiedy wepchnęła mnie do wanny. Przez bąbelki, zasłaniające mi pole widzenia,
przebijało się jej zimne, pełne wyższości spojrzenie. Chwyciłam jedna ręką brzeg wanny, próbując
sobie pomóc wydostać się na powierzchnie. Drugą ręką starałam się ją odepchnąć,
jednocześnie walcząc o jakikolwiek oddech.
Kiedy zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, a nacisk na piersi
stawał się niemożliwy do zniesienia, zrozumiałam, że niczego tak nie wskóram.
Przestałam ją odpychać i po omacku sięgnęłam na lewo, w stronę ściany. Jeszcze
trochę.. obiecywałam sobie, starając się nie zapadać w otchłań ciemności, moje
nogi samoczynnie kopały wodę, jakby to miało cokolwiek dać. W końcu wyczułam
rękojeść pistoletu pod dłonią, chwyciłam go, modląc się do boga, by broń nie
wypadła mi z rąk.
Strzał.
Czerwień
chlapnęła na mnie z błogosławieństwem uczucia, że nadal żyję. Ucisk na mojej
szyi zelżał na tyle, że byłam w stanie wysunąć się na powierzchnie i łapczywie
zaczerpnąć powietrza. Cień nade mną zniknął zastąpiony przez krzyk Nevi.
Powoli
zaczęło do mnie docierać, że wszyscy rzucili się do drzwi. Wszyscy patrzyli
teraz na mnie. Jedyną, która w naszej grupie dzierżyła broń. Liderkę, która
właśnie zastrzeliła jedną z osób, którymi miała się opiekować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz