30 lipca 2014

Ośmioro ocalałych - cz4

Wiem, że trochę to trwało ,ale serdecznie zapraszam ;-)    
4
                       Zanurzyłam się w wannie pełnej letniej wody. Niestety nie znaleźliśmy więcej niż dwóch pięciolitrowych garnków, ale jakoś daliśmy sobie radę, z tym co mieliśmy. O dziwo kanalizacja w tym domu działała całkiem sprawnie. Znaczyło to tyle, że woda była w kranie na dole w kuchni. Na górze już nie, ale nie chciało nam się sprawdzać dlaczego.  Po wszystkich przyszła moja kolej i w końcu mogłam oddać  się chwili relaksu, podczas, gdy chłopaki na dole naprawiali płot. Pistolet położyłam między wanną, a ścianą. Nie, żebym komuś nie ufała, ale odkąd udało mi się uciec, zawsze miałam go przy sobie, choć użyłam tylko raz. Teraz, gdy zamknęłam powieki, znów przypomniał mi się dziki wyraz oczu tego chłopca, do którego strzeliłam. Mimo letniej wody, zadrżałam.  To była obrona własna, powtórzyłam sobie, jak mantrę, choć sama nie bardzo w to wierzyłam.


Chłopiec mógł mieć co najwyżej jedenaście lat i , kiedy był jeszcze człowiekiem, to znaczy, zanim postradał zmysły, na pewno był całkiem miłym piegowatym dzieciakiem. W jego wizerunku brakowało mi tylko okrągłych okularów. Zamiast tego miał jednak chip w oczach, poznałam po cieniu fioletowego blasku, jaki przepłynął po jego tęczówkach, gdy skoczył ku mnie z japońskim nożem kuchennym. Nawet się do niego nie odezwałam, po prostu szłam ulicą, mając nadzieję, że.. w zasadzie nie wiem na co miałam nadzieję, po prostu chciałam być jak najdalej od tego koszmaru. Widziałam też kilku zagubionych osób, które szły w różnych kierunkach, rozglądając się na boki, jakby znaleźli się w zupełnie obcym świecie i szukali przewodnika lub chociaż punktu informacyjnego. Wyglądałam pewnie dokładnie jak oni, brudna, obszarpana, od dwóch dni w drodze przed siebie, jak jakiś pieprzony bohater filmu, albo gorzej, jak jakiś niezapamiętany przez nikogo statysta.
Krajobraz też nie prezentował się wcale uroczo. Nie było jeszcze tak źle jak teraz, ale już dało się widzieć pierwsze oznaki bezprawia i narastającej, cichej jeszcze paniki, która podkradała się niczym kieszonkowiec do potencjalnej ofiary.  Szyby niektórych sklepów były powybijane, manekiny poprzewracane i ograbione z ubrań czy biżuterii. Wszystkie stoliki niedalekiej kawiarenki leżały na ziemi rozkopane, jakby ludzie nagle zobaczyli miedzy nimi węża i zaczęli uciekać. To właśnie z bramy kamienicy mieszczącej się nad kawiarenką wyskoczył na mnie chłopiec z nożem.  Mogłabym już wtedy nie żyć, gdyby kobieta idąca po drugiej stronie jezdni nie krzyknęła. Strzeliłam bez namysłu, w chwili, gdy kątem oka zobaczyłam zbliżające się ostrze. 
Opadł z ustami otwartymi w niemym krzyku, fioletowa mgiełka w jego oczach rozwiała  się w chwili, gdy kopnięciem odrzuciłam nóż z jego ręki. W pierwszym odruchu chciałam wykonać resuscytacje, ale gdy spostrzegłam celność swego strzału, opuściłam tylko głowę z rezygnacją. W miejscu szyi, tam, gdzie w późniejszych latach miało mu się uwidocznić jabłko Adama, zionęła krwawa dziura. Koszulka z transformerami pokryła się czerwienią, jakby ktoś wylał na niego wiadro keczupu. Rdzawego keczupu.

Poczułam, że ktoś jest ze mną w łazience. Miałam nadzieję, że to żaden z chłopaków, bo przywaliłabym żeliwną patelnią prosto w łeb. Kiedy jednak otworzyłam oczy, ujrzałam  krótkie blond nastroszone włosy i tę wiecznie smutną twarz siostry Nevi. Nadal nie mogłam sobie przypomnieć jej imienia.
- Ekhm.. chciałaś coś? – zapytałam, lekko skrępowana.
Kobieta patrzyła na mnie, jakby nie na mnie patrzyła, a przeze mnie raczej. Wydawać by się mogło, że jestem dla niej przezroczysta, a ona przenika spojrzeniem wannę, ściany, rury, cały dom, glebę i bóg wie co jeszcze. Gdzie sięgał jej wzrok, gdzie sięgało jej pole widzenia? Nie mogłam tego wiedzieć. Jednak to, że się nie odezwała, zaniepokoiło mnie.  Była małomówna, ale nigdy milcząca.
- Alieo ? – zapytałam, bo w końcu jej imię, czy też raczej ksywka, którą nakazała się mianować, wpadło w trybiki mojej pamięci – Alieo, wszystko w porządku ?
                I wtedy się ruszyła. Jak kobra, błyskawicznie.  Jak widziani na filmach ninja, albo wampiry. Zacisnęła dłonie na mojej szyi. Zachłysnęłam się wodą, kiedy wepchnęła mnie do wanny.  Przez bąbelki, zasłaniające mi pole widzenia, przebijało się jej zimne, pełne wyższości spojrzenie.  Chwyciłam jedna ręką brzeg wanny, próbując sobie pomóc wydostać się na powierzchnie. Drugą ręką starałam się ją odepchnąć, jednocześnie walcząc o jakikolwiek oddech.  Kiedy zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, a nacisk na piersi stawał się niemożliwy do zniesienia, zrozumiałam, że niczego tak nie wskóram. Przestałam ją odpychać i po omacku sięgnęłam na lewo, w stronę ściany. Jeszcze trochę.. obiecywałam sobie, starając się nie zapadać w otchłań ciemności, moje nogi samoczynnie kopały wodę, jakby to miało cokolwiek dać. W końcu wyczułam rękojeść pistoletu pod dłonią, chwyciłam go, modląc się do boga, by broń nie wypadła mi z rąk. 
                Strzał.
                Czerwień chlapnęła na mnie z błogosławieństwem uczucia, że nadal żyję. Ucisk na mojej szyi zelżał na tyle, że byłam w stanie wysunąć się na powierzchnie i łapczywie zaczerpnąć powietrza. Cień nade mną zniknął zastąpiony przez krzyk Nevi.

                Powoli zaczęło do mnie docierać, że wszyscy rzucili się do drzwi. Wszyscy patrzyli teraz na mnie. Jedyną, która w naszej grupie dzierżyła broń. Liderkę, która właśnie zastrzeliła jedną z osób, którymi miała się opiekować. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz