Zapraszam do czytania kolejnej części ;-)
-
Ona już dziś wyjeżdża – oznajmił, pakując do
sakwy podróżnej trzy dorodne jabłka.
Alea przyglądała się mężowi. Jasnym było, że martwi się o
zdrowie tej kobiety. Z tego też powodu pakował dla niej prowiant, chociaż tyle
mógł zrobić. Zabójczyni, czy nie, była człowiekiem. Żona karczmarza uśmiechnęła
się w duchu – zawsze był opiekuńczy – pomyślała. Głośno jednak rzekła.
-
Tak szybko? Ledwie wstała z łóżka – skomentowała
– chociaż może to i lepiej... - zamyśliła się.
Kaczmarka nie ustępowała mężowi w opiekuńczości, czy
dobroci, jednak wyjazd rannej zabójczyni był jej zdecydowanie na rękę. Kerra
stanowczo wykazywała zbyt wielkie zainteresowanie tą kobietą.
-
Lepiej, czy nie, nie wypuszczę jej bez
odpowiedniego prow..
Coś świsnęło od strony okna, karczmarz urwał nagle i
zesztywniał.