30 listopada 2014

Zabójczyni - 3

Zapraszam do czytania kolejnej części ;-) 

-        Ona już dziś wyjeżdża – oznajmił, pakując do sakwy podróżnej trzy dorodne jabłka.
Alea przyglądała się mężowi. Jasnym było, że martwi się o zdrowie tej kobiety. Z tego też powodu pakował dla niej prowiant, chociaż tyle mógł zrobić. Zabójczyni, czy nie, była człowiekiem. Żona karczmarza uśmiechnęła się w duchu – zawsze był opiekuńczy – pomyślała. Głośno jednak rzekła.
-        Tak szybko? Ledwie wstała z łóżka – skomentowała – chociaż może to i lepiej... - zamyśliła się.
Kaczmarka nie ustępowała mężowi w opiekuńczości, czy dobroci, jednak wyjazd rannej zabójczyni był jej zdecydowanie na rękę. Kerra stanowczo wykazywała zbyt wielkie zainteresowanie tą kobietą.
-        Lepiej, czy nie, nie wypuszczę jej bez odpowiedniego prow..
Coś świsnęło od strony okna, karczmarz urwał nagle i zesztywniał.

24 listopada 2014

Zabójczyni - 2

Druga część, zapraszam do czytania ;-) 

Zabójczyni cz 2

Zerknął przez okno. Niespełna jedenastoletnia  dziewczynka o pięknych, długich blond włosach, siedziała na schodach prowadzących do karczmy. Przyglądał się ze zmartwioną miną, machinalnie czyszcząc kufel. Martwił się. Miał powody, chociaż żona uparcie twierdziła, że nic się nie zmieniło. Nie wiedział, czy próbowała w ten sposób uspokoić jego, czy siebie samą. Rok temu, gdy jego córka, jego blond aniołeczek, jego oczko w głowie, zgubiła się w lesie, panicznie bał się, że ją straci. Znalazła się po dwóch dniach, ale była odmieniona. Nie był w stanie powiedzieć co się stało. Nadal, mimo że minęło tyle czasu, nie potrafił określić na czym dokładnie polegała ta zmiana, ale Kerra nie zachowywała się, jak na jedenastolatkę przystało. Była spokojna, nie apatyczna, ale po prostu spokojna, cierpliwa, cicha. Zamiast biegać z innymi dziećmi, siedziała albo z nosem w książkach, albo znikała na długie godziny. Zapytana kiedyś o powód, wyznała, acz niechętnie, że  próbuje udomowić jedną z leśnych wiewiórek. Cierpliwość to dziecko miało anielską.
I te oczy.

17 listopada 2014

Zabójczyni - 1

Skądeś wygrzebałam ;-) 

Zabójczyni, część 1 

Strzała świsnęła jej koło ucha. Popędziła wierzchowca. Nie śmiała się oglądać, nie musiała zresztą. Ze słuchu zorientowała się, że obaj nadal ją gonią. Poza tym, pędzenie na koniu przez las nie sprzyjało zerkaniu za siebie. Pochyliła się, bardziej tuląc do grzywy zwierzęcia. Zaklęła siarczyście, przecież jeszcze kilka minut temu spacerowała po mieście. Któż zresztą mógł przypuszczać, że gildia jednak wynajmie zabójców i to tak szybko. Kiedy zobaczyła ich wtedy w karczmie, od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Zbyt mocno starali się na nią nie patrzeć. Za to nagminnie zerkali na siebie, mimo że siedzieli na dwóch różnych końcach sali. Współpracowali? A może byli wynajęci osobno i tylko przypadkiem się spotkali? Po sposobie w jaki siedzieli – zbyt sztywno i nerwowo – poznała, że nie byli członkami gildii. Jaki był sens,  by gildia zabójców zatrudniała najemników. Czy była aż tak dobra? Czy pokonałaby własnych pobratymców? A może bali się, że zbyt szybko ich zdemaskuje? Znała przecież wszystkie sekrety kamuflażu. Możliwe też, że zwyczajnie nie chcieli, by rozeszło się po ludziach, że jedna z nich zdradziła. Nie było na co czekać, odwróciła się gwałtownie i wybiegła z pomieszczenia, słysząc za sobą głuchy odgłos dwóch padających krzeseł i czyjeś słuszne bluzgi, na czym świat stoi.