Zapraszam do czytania kolejnej części ;-)
-
Ona już dziś wyjeżdża – oznajmił, pakując do
sakwy podróżnej trzy dorodne jabłka.
Alea przyglądała się mężowi. Jasnym było, że martwi się o
zdrowie tej kobiety. Z tego też powodu pakował dla niej prowiant, chociaż tyle
mógł zrobić. Zabójczyni, czy nie, była człowiekiem. Żona karczmarza uśmiechnęła
się w duchu – zawsze był opiekuńczy – pomyślała. Głośno jednak rzekła.
-
Tak szybko? Ledwie wstała z łóżka – skomentowała
– chociaż może to i lepiej... - zamyśliła się.
Kaczmarka nie ustępowała mężowi w opiekuńczości, czy
dobroci, jednak wyjazd rannej zabójczyni był jej zdecydowanie na rękę. Kerra
stanowczo wykazywała zbyt wielkie zainteresowanie tą kobietą.
-
Lepiej, czy nie, nie wypuszczę jej bez
odpowiedniego prow..
Coś świsnęło od strony okna, karczmarz urwał nagle i
zesztywniał.
-
Fin ? - zaniepokoiła się Aela.
Obrócił wolno głowę i jego przerażone spojrzenie padło na
ukochaną. Krzyknęła, widząc szaropiórą strzałę wystającą z jego szyi. W tej
samej chwili Fin upadł, a krzyk urwał się dławiąco, gdy kolejna strzała wbiła
się w otwarte usta kobiety.
Skryte
dotychczas za beczkami jasnowłose dziecko, porwało na wpół spakowaną sakwę i
wybiegło tylnym wyjściem, nie oglądając się za siebie.
***
Szarpnęła
siodłem, by sprawdzić, czy jest dobrze zapięte. Trzymało się idealnie. Koń
wypoczął porządnie i, po prawdzie, wyglądał i zapewne czuł się lepiej niż ona.
Pozostało jedynie czekać na obiecany prowiant. Usłyszała krzyk i wypadła ze
stajni w chwili, w której się urwał. Zdążyła zobaczyć idącego środkiem drogi
elfa z łukiem. Ujrzawszy ją, nałożył szaropiórą strzałę i napiął cięciwę.
Celował z lewego oka, gdyż prawe, wraz z uchem, miał zabandażowane. Widocznie
jej ostatni rzut był dość celny. Elf nie był sam. Szła za nim gromada
najemników, przynajmniej tuzin i dwa psy tropiące. Szlag.
Elf
przystanął, by wystrzelić.
-
Na koń! - rozkazała Kerra.
Delaila nawet nie zauważyła skąd dziewczynka nadbiegła,
kiedy tamta, chwytając ją za rękach, pociągnęła do stajni.
-
Twoi rodzice... - zaprotestowała.
-
Fin i Alea nie żyją – rzuciło dziecko, próbując
wsiąść na konia.
-
Ale..
-
Później!
To był rozkaz. Rozkaz od jedenastoletniej dziewczynki, ale
nie możliwy do zignorowania. Delaila wiedziała, że trzeba działać, że nie da
rady tuzinowi najemników i że musi zabrać stąd to dziecko, bez względu na koszty.
Nie była pewna, dlaczego mała jest tak ważna, ale miała wrażenie, że wkrótce
się dowie. Pomogła jej wsiąść na konia i sama wskoczyła za nią. Chwyciła wodze.
Wyjechały w
chwili, gdy jeden z psów był już pod stajnią. Koń o mały włos nie stratował
zwierzaka. Delaila nie miała nawet szansy się obejrzeć, kiedy nad głową
świsnęła jej strzała. Kerra wychyliła się zręcznie na bok. Jedną ręką wciąż
trzymała się cugli, drugą sięgnęła do pasa zabójczyni. Chwyciła nóż i szepcząc?
jakieś niezrozumiałe słowa, rzuciła nim. Co ona wyprawia? Pomyślała Delaila,
ten sztylet jest za ciężki do rzucania, zwłaszcza dla dziecka. Już chciała
zaprotestować, kiedy szczekanie psa i tętent kopyt zagłuszyły wycie trafionego
elfa. Nie oglądając się, popędziły przed siebie.
No no ciekawy motyw małej pomocnicy, będzie jej więcej?
OdpowiedzUsuńNo to czekam na dalszy ciąg bo ciekawe to nie ma co :) Sakura Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuń