Przeszła przez portal zamyślona. Cała ta sprawa nie
trzymałą się kupy. Schwytany i przyciśnięty do muru zleceniodawca całym sobą
zaprzeczał, jakoby jakiekolwiek zlecenie złożył. Skanowanie jego pamięci
również nie potwierdziło, że kiedykolwiek był w siedzibie Organizacji. Jednak
to jego podpis i jego DNA były w bazie danych. Musieli jeszcze czekać na wyniki
analiz, które miałyby potwierdzić ewentualne konszachty tego człowieka z
wampirami. Mając taki dowód Organizacja odrzuciłaby jego zlecenie. Byłoby zbyt
wielkie podejrzenie, że to wampiry za sprawą czarowników chcą załatwić spory
między sobą. Zrobiwszy krok do przodu prawie wpadła na gospodarza tego wymiaru.
- Cześć Ichi – powiedziała, przytulając go do siebie
ciepło.
- Witaj Vill – pogłaskał ją po plecach.
Stali tak przez chwilę ciesząc się swoim towarzystwem
kiedy Vill zerknęła w górę i nagle cała się spięła.
- Co zrobiłem? – obrócił się, by spojrzeć w miejsce,
gdzie patrzyła.
Parę metrów od nich były trzy schody, prowadzące na
podwyższenie, na którym stał narożnik i ława. Podwyższenie otoczone było
czterema kolumnami i uwieńczone kamienna kopuła w stylu greckim. Na kopule
siedział ptak, ale nie taki zwykły, był całkowicie nieruchomy a zielone
paciorkowate oczy patrzyły na nich.
- Myślałam, że go zrobiłeś – powiedziała w zamyśleniu –
skąd się wziął?
Ptak siedział jak posąg, mechaniczny posąg.
- Nie chcesz mi powiedzieć, że to coś szpieguje mnie bądź
ciebie u mnie – powiedział bardzo cicho, nie odrywając wzroku od mechanicznego
gościa.
- Nie jestem pewna czy w tym wypadku chcę cokolwiek
powiedzieć – rzekła, ostrożnie sięgając po sztylety, lecz ptak nadal się nie
poruszył.
- Nie ruszaj się, Vill – rzekł jej.
Gdzieś w oddali usłyszeli trzepot smoczych skrzydeł, choć
przecież żadnego smoka nie mogło tu być. Ne było tu żywych istot, poza nimi
dwojgiem. Vill dotknęła rękojeści sztyletów, ptak otworzył dziób. Dźwięk jaki
się w niego wydobył sprawił, że niemal popękały im bębenki w uszach,
przycisnęła zaciśnięte na sztyletach dłonie do uszu i instynktownie się
skuliła. Nagle coś spadło im pod nogi, potoczyło się metalicznym głosem.
Nastąpił huk, odrzucający ich od siebie i rozszedł się dym gęsty tak mocno, że
niczego nie było widać. Dźwięk ucichł, ktoś ją zaatakował, złapała dłoń z nożem
i wykręciła, krzyknął, kiedy zatopiła w nim własny sztylet. Padł na ziemię, a
ona warknęła rozglądając się za kolejnym przeciwnikiem, mimo, że ledwie
cokolwiek widziała. Gdzie był Ichi? Czy zrobili mu krzywdę? Świsnęło, poczuła,
jak jakieś ostrze przeleciało jej koło twarzy.
- Ni chuja kurwa! - rzekła gniewnie.
Coś owinęło się wokół jej nadgarstka, krzyknęła
zaskoczona, sztylet wypadł jej z ręki. Nim zdołała się uwolnić, łańcuch
pociągnął kończynę w tył. Trzasnęła kość, Vill zawyła, a potem zaklęła
szpetnie. Dym powoli się rozwiewał, widziała sylwetki. Było ich co najmniej
pięcioro. Wszyscy ubrani w mundury
organizacji. Trzech facetów i dwie kobiety, a przynajmniej tyle widziała. Jej
oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Jedną z kobiet była Katarina. Jeden z
mężczyzn skierował rękę w jej stronę, jakby cos rzucił, zerwała się, mimo
bezwładnego lewego ramienia i odskoczyła przed magicznym łańcuchem. Usłyszała
jak coś, najprawdopodobniej Ichi, uderzyło w jedna z kolumn podwyższenia.
Robiąc niezgrabne salto nad kolejnym łańcuchem, kątem oka upewniła się.
Wstawał, więc nie było z nim źle.
- Vampiria –
warknęła, posyłając sztylet w stronę tego, który kierował łańcuchami.
Trafiła i wylądowawszy zgięła lekko nogi w kolanach,
gotowa do kolejnego skoku. Uniknęła łańcucha, lecz nie zauważyła tego, lecącego
z tyłu, najwyraźniej, nie tylko jeden facet używał tego typu zaklęć. Ogniwa
otoczyły jej drugą rękę zaciskając się mocno i jak poprzednio wykręciły.
Trzasnęło. Zawyła, lądując na kolanach, przejeżdżając na nich po bruku, a potem
upadając na bok. Nie dała jednak za wygraną.
- Zetsubo no hoko! – krzyknęła.
Zionęła czarno fioletowym ogniem w stronę najbliższego
przeciwnika. Lecz ten ukrył się za półprzezroczystą magiczna tarczą. Nad sobą usłyszała władczy głos Ichiego.
- Luna sectis.
Czuła, jak jego moc rośnie, czuła igły jego mocy, bolało,
bo nie zdążyła aktywować pasa. Bolały ją też złamane ręce i kolana.
- Portal za tobą, Vill, wejdź, zanim jebnie – usłyszała
go w głowie.
Mimo bezwładnych rąk próbowała podnieść się choć na
kolana. Nie miała czasu zrugać go za to, że gadał w jej umyśle. Raz tylko
nieopacznie dostała jego mocą i nie miała ochoty przeżywać tego ponownie. Kątem
oka dostrzegła, jak jeden z nich o oczach świecących jak blask supernowej,
uniósł głowę w stronę wiszącego nad nimi Ichiego. Zacisnął pięść. Vill
podniosła się na tyle, by odbić się od ziemi i wskoczyć w portal. Rąbnęło tak,
że za trzęsła się ziemia, ale pocisk energii trafił w tarczę. Tarczę, która
wytrzymała. Vill do portalu nie doskoczyła, łańcuch owinął się w okól jej pasa
i pociągnął ją miedzy nich, kolejny związał ja tak, że ledwie mogła się ruszyć.
Jeden z napastników stanął w pozycji strzeleckiej
- Skazuje cię na śmierć ze zlecenia Alana Lake'a za zamordowanie
jego brata – rzekł zimnym głosem.
W dłoniach pojawił mu się ognisty łuk.
- Nie ma kurwa mowy! – warknęła – Jeszcze nie skończyłam!
Raifu!
Czarno czerwone niteczki wyskoczyły z nadgarstków, mimo,
że nie mogła ruszać rękami. Wbiły się w tego z łukiem, krzyknął, ona też. Nie
powinna pić w ten sposób, to bolało, ale nie zamierzała dać się tak po prostu
zabić. Ten, który patrzył na Ichiego nie spuszczał z niego wzroku, jakby to, co
dzieje się z jego kolegą w ogóle go nie obchodziło
- Yaburame Kuroi Doragon! – krzyknął Ichi.
Fala energii pchnęła wszystko w jego stronę, smok łaknący
energii by się przebudzić. Od miecza po ramieniu zaczął piąć mu się ogon bestii
dochodząc do głowy gdzie utworzył szczelnie zamknięty hełm.
- Uprasza się najeźdźców o nie atakowanie Vill – rzekł
stłumionym przez hełm głosem.
Zanim skończył to mówić, był już był przy mężczyźnie z
łukiem. Lewą ręką chwycił mu krtań i przeleciał kilka metrów w górę pikując
mocno. Głowa, a raczej jej resztki zabrudziły ziemię. Uśmiechał się
przerażająco wzrok miał nieobecny, przytłaczająca siła narastających igieł
wydawała się przebijającymi się przez skórę ostrzami rapierów. Vill jęknęła z
cicha.
- O krew – powiedział radosnym głosem Ichi.
Nabił bezgłowy korpus na czarny miecz i rzucił nim w
stronę człowieka o świecących oczach. Ten zrobił krok do tyłu, zupełni e nic
sobie nie robiąc ze śmierci kolegi. Położył ciężar ciała na tylnej, lekko
ugiętej nodze. Złożył ręce w jakiś dziwny znak po czym pchnął prawą, otwartą
dłoń w stronę Ichiego, jakaś nieznana siła odepchnęła go. Jedna z dwóch kobiet,
blondynka, posłała w stronę Nefilim kulę ognia, która po kilku metrach rozprzestrzeniła
się na kilka mniejszych kulek atakujących ze wszystkich stron. Złożyła ręce i
gdy kuleczki były dostatecznie blisko, wybuchły, jednocześnie zasłaniając mu
widok.
- Za mało was – usłyszeli każdy za sobą – a Vill kazała
strzelców zawsze pierwszych – powiedział to takim tonem, jakby obwieszczał, że
pani kazała odrobić zadanie domowe. Panią strzelec owinęło skrzydło i chrupot
kości rozległ się po okolicy - Przepraszam śliczną panią - ukłonił się, ale ten
ukłon był już tylko mgłą - Fajna moc - usłyszał tym razem pan obserwator - mogę
się przyjrzeć? - cięcie pionowe w górę sprawiło że ręka pomachała reszcie ciała,
Ichi podniósł rękę i uderzył nią w pana obserwatora - nie działa – stwierdził.
Blondynka nawet nie krzyknęła, ciało, które opadło
rozpłynęło się w dymie, obserwator zdążył zakląć. Vill próbowała się podnieść w
łańcuchach.
- Za tobą! – krzyknęla.
Powodem tego krzyku, było zauważenie do tej pory nie
widzianego, zapewne skrytego za jakąś iluzją, potężnego faceta z wielką lufa na
ramieniu, jak bazooka. W tym samym
momencie blondynka pojawiła się przy Vill przykładając jej lufę pistoletu do
boku głowy.
Strzał.
A zaraz drugi. Nim Ichi się obrócił, facet z bazooką padł
na ziemię z dziurą w głowie. Blondynka upadła obok Vill. Została druga kobieta.
Czarnowłosa. Opuściła pistolet i uśmiechnęła się do Vill, ta, popatrzyła na nią
zdumiona. Dziewczyna, w mundurze Organizacji podeszła od niej I zaczęła rozplątywać
łańcuchy.
- D..dlaczego? –
zapytała Vill
- Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci permanentnie zginąć? - głos dziewczyny był pozbawiony emocji
Vill zerknęła na Ichiego, który radośnie ciął sobie
mieczem mężczyznę, który wcześniej odrzucił go zaklęciem. Ciął z maniakalnym
uśmiechem zadowolonego z siebie dziecka. Ciął na ślepo, wygięty w łuk do tyłu,
obserwując co się dzieje. Vill zadrżała na ten widok. Zaraz poczuła delikatne dłonie na swej
brodzie i jej twarz została zwrócona w stronę Katariny.
- Śliczna, jak zawsze, nawet jak masz połamane ręce i
boli jak diabli – rzekła z lubością.
Vill patrzyła na nią, jak na wariatkę. Czy ta dziewczyna
z nią flirtowała? O co, u licha chodziło?! Katarina założyła Vill kosmyk włosów
za ucho, delikatnym gestem.
- Wiele bym dał, by spotkać cię w innych okolicznościach
– powiedziała tęsknie.
- Ty… - szepnęła Vill ze zgrozą.
- Tak, ja – Katarina uśmiechnęła się – sądziłaś, że nie
wrócę? – uśmiech stał się szerszy, dziewczyna pochyliła się i wyszeptała Vill
do ucha – przyjdź do mnie Villandro, mam dla ciebie propozycję.
Nagle do niej dotarło. Nagle wszystko się poukładało. DNA
Katariny na skanie, wiele rożnych śladów, wielu różnych istot, to, że
zleceniodawca nie pamiętał składania zlecenia. Wszystko stało się jasne w
jednym momencie.
- W rzyci mam twoje propozycje ! –warknęła – został tę
biedną dziewczynę w spokoju.
- Och nie – odparła tamta – nie zostawię w spokoju ani
jej, ani nikogo innego dopóki do mnie nie przyjdziesz – dotknęła jej policzka,
Ichi wyprostował się zaalarmowany.
- Nie zmusisz mnie.
- Jeśli do mnie nie przyjdziesz zniszczę każdego na kim
ci zależy, aż nie zostanie już zupełnie nikt. Na początek może zacznę od niego?
– skierowała pistolet w jego stronę.
Vill prychnęła.
- To Nefilim, nie zabijesz go zwykła kulą, nawet magiczną.
- Może i nie – broń została opuszczona - ale mogę
sprawić, by on zabił ciebie. Co o tym myślisz? – zapytała – potem Łowca będzie
musiał wziąć swoje. – zaśmiała się perliście, niemal po wampirzemu – wezmę
jego, Gabriela, twoja, jakże drogą służebnicę, każdego na kim ci zależy. Chyba,
że do mnie przyjdziesz, będę bardzo wdzięczny. – powiedziała niemal czule i
pogłaskała Villandrowy policzek.
Ichi nagle zaniósł się śmiechem. Rechotał coraz głośniej
i głośniej, aż zaczęło to być maniakalne. Śmiech ucichł nagle, jak ucięty
nożem.
- Zmusić mnie, bym ją skrzywdził?! Nigdy!
Nagle skoczył w jej stronę, wyminął ją i… owinął czarnym
ogonem. Vill krzyknęła z zaskoczenia, kiedy koniec ogona wbił się w rękę
Katariny, ta jednak wydawała się zupełnie nie zauważać ataku na swoją skromną
osobę. Zapewne dlatego, że nie była swoją skromną osobą. Ogon piął się do góry,
krusząc kości.
- Nikt – mówił przy tym gardłowym głosem – nie będzie
groził jej w mojej obecności! - ogon przebił jej brzuch, Ichi usiadł na nią i
przytrzymując ją lewą ręką zaczął ją okładać prawą otwartą ręką którą zdobiły
szpony - wybije ci z głowy te głupie pomysły - zaśmiał się okładając ją
szaleńczo.
Dziewczyna nawet nie krzyknęła, póki mogła mówić, rzekła
tylko.
- Och, czarownik będzie zawiedziony, że pozwoliłaś umrzeć
jego uczennicy – te słowa skierowała do pobladłej z przerażenia i zgrozy Vill.
I to było ostatnie co powiedziała. Potem jej spojrzenie
stało się puste, a nagły krzyk urwał się w gardle, kiedy opadła pod nim
bezwładnie, tonąc w kałuży własnej krwi. Ichi nagle zesztywniał. Zszedł z
dziewczyny, chwycił Vill za złamaną rękę i przedzierając się przez jej wycie
powiedział:
- Przyjdź do mnie Villandro.
Potem niewiele już widziała, słyszała smoczy ryk, jak
przez mgle zapamiętała, jak dusza miecza ożyła pokrywając Ichiego czarnymi
łuskami, świadomość uciekała jej co chwilę, gdy zew gniewu gnał przez niebo.
Obudziło ją delikatnie ciepłe, lecz bezbolesne zaklęcie
leczenia. Siedział przy niej na kolanach i głaskał.
- To nie byłem ja.. – powiedział – wiesz, że nie
zrobiłbym ci krzywdy..
- Wiem Ichi… - podniosła zdrową już rękę i zabrała kosmyk
włosów z jego czoła – to nie byłeś ty, a ni ona – wskazała na ostatnie ślady
istnienia Katariny – On przejmuje władze nad istnieniami i z jakiegoś
cholernego powodu chce mnie… – zamyśliła się -
Coś wymyślę… - obiecała, przytulając go ciepło.
~~*~~
Muszę to wszystko od nowa przeczytać bo się pogubiłam...
OdpowiedzUsuń