26 marca 2015

Organizacja

Przeszła przez portal zamyślona. Cała ta sprawa nie trzymałą się kupy. Schwytany i przyciśnięty do muru zleceniodawca całym sobą zaprzeczał, jakoby jakiekolwiek zlecenie złożył. Skanowanie jego pamięci również nie potwierdziło, że kiedykolwiek był w siedzibie Organizacji. Jednak to jego podpis i jego DNA były w bazie danych. Musieli jeszcze czekać na wyniki analiz, które miałyby potwierdzić ewentualne konszachty tego człowieka z wampirami. Mając taki dowód Organizacja odrzuciłaby jego zlecenie. Byłoby zbyt wielkie podejrzenie, że to wampiry za sprawą czarowników chcą załatwić spory między sobą. Zrobiwszy krok do przodu prawie wpadła na gospodarza tego wymiaru.

- Cześć Ichi – powiedziała, przytulając go do siebie ciepło.
- Witaj Vill – pogłaskał ją po plecach.

Stali tak przez chwilę ciesząc się swoim towarzystwem kiedy Vill zerknęła w górę i nagle cała się spięła.

- Ichi…? Zrobiłeś to? – zapytała.
- Co zrobiłem? – obrócił się, by spojrzeć w miejsce, gdzie patrzyła.

Parę metrów od nich były trzy schody, prowadzące na podwyższenie, na którym stał narożnik i ława. Podwyższenie otoczone było czterema kolumnami i uwieńczone kamienna kopuła w stylu greckim. Na kopule siedział ptak, ale nie taki zwykły, był całkowicie nieruchomy a zielone paciorkowate oczy patrzyły na nich.

- Myślałam, że go zrobiłeś – powiedziała w zamyśleniu – skąd się wziął?

Ptak siedział jak posąg, mechaniczny posąg.


- Nie chcesz mi powiedzieć, że to coś szpieguje mnie bądź ciebie u mnie – powiedział bardzo cicho, nie odrywając wzroku od mechanicznego gościa.
- Nie jestem pewna czy w tym wypadku chcę cokolwiek powiedzieć – rzekła, ostrożnie sięgając po sztylety, lecz ptak nadal się nie poruszył.
- Nie ruszaj się, Vill – rzekł jej.

Gdzieś w oddali usłyszeli trzepot smoczych skrzydeł, choć przecież żadnego smoka nie mogło tu być. Ne było tu żywych istot, poza nimi dwojgiem. Vill dotknęła rękojeści sztyletów, ptak otworzył dziób. Dźwięk jaki się w niego wydobył sprawił, że niemal popękały im bębenki w uszach, przycisnęła zaciśnięte na sztyletach dłonie do uszu i instynktownie się skuliła. Nagle coś spadło im pod nogi, potoczyło się metalicznym głosem. Nastąpił huk, odrzucający ich od siebie i rozszedł się dym gęsty tak mocno, że niczego nie było widać. Dźwięk ucichł, ktoś ją zaatakował, złapała dłoń z nożem i wykręciła, krzyknął, kiedy zatopiła w nim własny sztylet. Padł na ziemię, a ona warknęła rozglądając się za kolejnym przeciwnikiem, mimo, że ledwie cokolwiek widziała. Gdzie był Ichi? Czy zrobili mu krzywdę? Świsnęło, poczuła, jak jakieś ostrze przeleciało jej koło twarzy.

- Ni chuja kurwa! - rzekła gniewnie.

Coś owinęło się wokół jej nadgarstka, krzyknęła zaskoczona, sztylet wypadł jej z ręki. Nim zdołała się uwolnić, łańcuch pociągnął kończynę w tył. Trzasnęła kość, Vill zawyła, a potem zaklęła szpetnie. Dym powoli się rozwiewał, widziała sylwetki. Było ich co najmniej pięcioro.  Wszyscy ubrani w mundury organizacji. Trzech facetów i dwie kobiety, a przynajmniej tyle widziała. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Jedną z kobiet była Katarina. Jeden z mężczyzn skierował rękę w jej stronę, jakby cos rzucił, zerwała się, mimo bezwładnego lewego ramienia i odskoczyła przed magicznym łańcuchem. Usłyszała jak coś, najprawdopodobniej Ichi, uderzyło w jedna z kolumn podwyższenia. Robiąc niezgrabne salto nad kolejnym łańcuchem, kątem oka upewniła się. Wstawał, więc nie było z nim źle.

-   Vampiria – warknęła, posyłając sztylet w stronę tego, który kierował łańcuchami.

Trafiła i wylądowawszy zgięła lekko nogi w kolanach, gotowa do kolejnego skoku. Uniknęła łańcucha, lecz nie zauważyła tego, lecącego z tyłu, najwyraźniej, nie tylko jeden facet używał tego typu zaklęć. Ogniwa otoczyły jej drugą rękę zaciskając się mocno i jak poprzednio wykręciły. Trzasnęło. Zawyła, lądując na kolanach, przejeżdżając na nich po bruku, a potem upadając na bok. Nie dała jednak za wygraną.

- Zetsubo no hoko! – krzyknęła.

Zionęła czarno fioletowym ogniem w stronę najbliższego przeciwnika. Lecz ten ukrył się za półprzezroczystą magiczna tarczą.  Nad sobą usłyszała władczy głos Ichiego.

- Luna sectis.

Czuła, jak jego moc rośnie, czuła igły jego mocy, bolało, bo nie zdążyła aktywować pasa. Bolały ją też złamane ręce i kolana.

- Portal za tobą, Vill, wejdź, zanim jebnie – usłyszała go w głowie.

Mimo bezwładnych rąk próbowała podnieść się choć na kolana. Nie miała czasu zrugać go za to, że gadał w jej umyśle. Raz tylko nieopacznie dostała jego mocą i nie miała ochoty przeżywać tego ponownie. Kątem oka dostrzegła, jak jeden z nich o oczach świecących jak blask supernowej, uniósł głowę w stronę wiszącego nad nimi Ichiego. Zacisnął pięść. Vill podniosła się na tyle, by odbić się od ziemi i wskoczyć w portal. Rąbnęło tak, że za trzęsła się ziemia, ale pocisk energii trafił w tarczę. Tarczę, która wytrzymała. Vill do portalu nie doskoczyła, łańcuch owinął się w okól jej pasa i pociągnął ją miedzy nich, kolejny  związał ja tak, że ledwie mogła się ruszyć. Jeden z napastników stanął w pozycji strzeleckiej

- Skazuje cię na śmierć ze zlecenia Alana Lake'a za zamordowanie jego brata – rzekł zimnym głosem.

W dłoniach pojawił mu się ognisty łuk.

- Nie ma kurwa mowy! – warknęła – Jeszcze nie skończyłam! Raifu!

Czarno czerwone niteczki wyskoczyły z nadgarstków, mimo, że nie mogła ruszać rękami. Wbiły się w tego z łukiem, krzyknął, ona też. Nie powinna pić w ten sposób, to bolało, ale nie zamierzała dać się tak po prostu zabić. Ten, który patrzył na Ichiego nie spuszczał z niego wzroku, jakby to, co dzieje się z jego kolegą w ogóle go nie obchodziło

- Yaburame Kuroi Doragon! – krzyknął Ichi.

Fala energii pchnęła wszystko w jego stronę, smok łaknący energii by się przebudzić. Od miecza po ramieniu zaczął piąć mu się ogon bestii dochodząc do głowy gdzie utworzył szczelnie zamknięty hełm.

- Uprasza się najeźdźców o nie atakowanie Vill – rzekł stłumionym przez hełm głosem.
Zanim skończył to mówić, był już był przy mężczyźnie z łukiem. Lewą ręką chwycił mu krtań i przeleciał kilka metrów w górę pikując mocno. Głowa, a raczej jej resztki zabrudziły ziemię. Uśmiechał się przerażająco wzrok miał nieobecny, przytłaczająca siła narastających igieł wydawała się przebijającymi się przez skórę ostrzami rapierów. Vill jęknęła z cicha.

- O krew – powiedział radosnym głosem Ichi.

Nabił bezgłowy korpus na czarny miecz i rzucił nim w stronę człowieka o świecących oczach. Ten zrobił krok do tyłu, zupełni e nic sobie nie robiąc ze śmierci kolegi. Położył ciężar ciała na tylnej, lekko ugiętej nodze. Złożył ręce w jakiś dziwny znak po czym pchnął prawą, otwartą dłoń w stronę Ichiego, jakaś nieznana siła odepchnęła go. Jedna z dwóch kobiet, blondynka, posłała w stronę Nefilim kulę ognia, która po kilku metrach rozprzestrzeniła się na kilka mniejszych kulek atakujących ze wszystkich stron. Złożyła ręce i gdy kuleczki były dostatecznie blisko, wybuchły, jednocześnie zasłaniając mu widok.

- Za mało was – usłyszeli każdy za sobą – a Vill kazała strzelców zawsze pierwszych – powiedział to takim tonem, jakby obwieszczał, że pani kazała odrobić zadanie domowe. Panią strzelec owinęło skrzydło i chrupot kości rozległ się po okolicy - Przepraszam śliczną panią - ukłonił się, ale ten ukłon był już tylko mgłą - Fajna moc - usłyszał tym razem pan obserwator - mogę się przyjrzeć? - cięcie pionowe w górę sprawiło że ręka pomachała reszcie ciała, Ichi podniósł rękę i uderzył nią w pana obserwatora - nie działa – stwierdził.

Blondynka nawet nie krzyknęła, ciało, które opadło rozpłynęło się w dymie, obserwator zdążył zakląć. Vill próbowała się podnieść w łańcuchach.

- Za tobą! – krzyknęla.

Powodem tego krzyku, było zauważenie do tej pory nie widzianego, zapewne skrytego za jakąś iluzją, potężnego faceta z wielką lufa na ramieniu, jak bazooka.  W tym samym momencie blondynka pojawiła się przy Vill przykładając jej lufę pistoletu do boku głowy.

Strzał.

A zaraz drugi. Nim Ichi się obrócił, facet z bazooką padł na ziemię z dziurą w głowie. Blondynka upadła obok Vill. Została druga kobieta. Czarnowłosa. Opuściła pistolet i uśmiechnęła się do Vill, ta, popatrzyła na nią zdumiona. Dziewczyna, w mundurze Organizacji podeszła od niej I zaczęła rozplątywać  łańcuchy.

-  D..dlaczego? – zapytała Vill
- Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci permanentnie zginąć?  - głos dziewczyny był pozbawiony emocji

Vill zerknęła na Ichiego, który radośnie ciął sobie mieczem mężczyznę, który wcześniej odrzucił go zaklęciem. Ciął z maniakalnym uśmiechem zadowolonego z siebie dziecka. Ciął na ślepo, wygięty w łuk do tyłu, obserwując co się dzieje. Vill zadrżała na ten widok.  Zaraz poczuła delikatne dłonie na swej brodzie i jej twarz została zwrócona w stronę Katariny.

- Śliczna, jak zawsze, nawet jak masz połamane ręce i boli jak diabli – rzekła z lubością.

Vill patrzyła na nią, jak na wariatkę. Czy ta dziewczyna z nią flirtowała? O co, u licha chodziło?! Katarina założyła Vill kosmyk włosów za ucho, delikatnym gestem.

- Wiele bym dał, by spotkać cię w innych okolicznościach – powiedziała tęsknie.
- Ty… - szepnęła Vill ze zgrozą.
- Tak, ja – Katarina uśmiechnęła się – sądziłaś, że nie wrócę? – uśmiech stał się szerszy, dziewczyna pochyliła się i wyszeptała Vill do ucha – przyjdź do mnie Villandro, mam dla ciebie propozycję.

Nagle do niej dotarło. Nagle wszystko się poukładało. DNA Katariny na skanie, wiele rożnych śladów, wielu różnych istot, to, że zleceniodawca nie pamiętał składania zlecenia. Wszystko stało się jasne w jednym momencie.

- W rzyci mam twoje propozycje ! –warknęła – został tę biedną dziewczynę w spokoju.
- Och nie – odparła tamta – nie zostawię w spokoju ani jej, ani nikogo innego dopóki do mnie nie przyjdziesz – dotknęła jej policzka, Ichi wyprostował się zaalarmowany.
- Nie zmusisz mnie.
- Jeśli do mnie nie przyjdziesz zniszczę każdego na kim ci zależy, aż nie zostanie już zupełnie nikt. Na początek może zacznę od niego? – skierowała pistolet w jego stronę.

Vill prychnęła.

- To Nefilim, nie zabijesz go zwykła kulą, nawet  magiczną.
- Może i nie – broń została opuszczona - ale mogę sprawić, by on zabił ciebie. Co o tym myślisz? – zapytała – potem Łowca będzie musiał wziąć swoje. – zaśmiała się perliście, niemal po wampirzemu – wezmę jego, Gabriela, twoja, jakże drogą służebnicę, każdego na kim ci zależy. Chyba, że do mnie przyjdziesz, będę bardzo wdzięczny. – powiedziała niemal czule i pogłaskała Villandrowy policzek. 

Ichi nagle zaniósł się śmiechem. Rechotał coraz głośniej i głośniej, aż zaczęło to być maniakalne. Śmiech ucichł nagle, jak ucięty nożem.

- Zmusić mnie, bym ją skrzywdził?! Nigdy!

Nagle skoczył w jej stronę, wyminął ją i… owinął czarnym ogonem. Vill krzyknęła z zaskoczenia, kiedy koniec ogona wbił się w rękę Katariny, ta jednak wydawała się zupełnie nie zauważać ataku na swoją skromną osobę. Zapewne dlatego, że nie była swoją skromną osobą. Ogon piął się do góry, krusząc kości.

- Nikt – mówił przy tym gardłowym głosem – nie będzie groził jej w mojej obecności! - ogon przebił jej brzuch, Ichi usiadł na nią i przytrzymując ją lewą ręką zaczął ją okładać prawą otwartą ręką którą zdobiły szpony - wybije ci z głowy te głupie pomysły - zaśmiał się okładając ją szaleńczo.

Dziewczyna nawet nie krzyknęła, póki mogła mówić, rzekła tylko.

- Och, czarownik będzie zawiedziony, że pozwoliłaś umrzeć jego uczennicy – te słowa skierowała do pobladłej z przerażenia i zgrozy Vill.

I to było ostatnie co powiedziała. Potem jej spojrzenie stało się puste, a nagły krzyk urwał się w gardle, kiedy opadła pod nim bezwładnie, tonąc w kałuży własnej krwi. Ichi nagle zesztywniał. Zszedł z dziewczyny, chwycił Vill za złamaną rękę i przedzierając się przez jej wycie powiedział:

- Przyjdź do mnie Villandro.

Potem niewiele już widziała, słyszała smoczy ryk, jak przez mgle zapamiętała, jak dusza miecza ożyła pokrywając Ichiego czarnymi łuskami, świadomość uciekała jej co chwilę, gdy zew gniewu gnał przez niebo.

Obudziło ją delikatnie ciepłe, lecz bezbolesne zaklęcie leczenia. Siedział przy niej na kolanach i głaskał.

- To nie byłem ja.. – powiedział – wiesz, że nie zrobiłbym ci krzywdy..
- Wiem Ichi… - podniosła zdrową już rękę i zabrała kosmyk włosów z jego czoła – to nie byłeś ty, a ni ona – wskazała na ostatnie ślady istnienia Katariny – On przejmuje władze nad istnieniami i z jakiegoś cholernego powodu chce mnie… – zamyśliła się -  Coś wymyślę… - obiecała, przytulając go ciepło.

~~*~~

1 komentarz: