1.
Wsiedli do autobusu, który miał
ich zawieźć na jego ulubioną polane, uzbrojeni w papierosy i dwie puszki piwa,
postanowili mile spędzić tę noc. W pojeździe niewiele było ludzi. a nawet jakby
kilku było i tak nie zwracaliby na to uwagi. Hakon nadal wpatrywał się w swoją
przyjaciółkę, która tak niespodziewanie go dziś odwiedziła. Jeszcze jej nie
zapytał jakim cudem wiedziała gdzie go szukać. Czuł, że boi się tego, co może
mu powiedzieć. Zastanawiał się, czy jeśliby faktycznie znalazła jego adres
poprzez włamanie do jego komputera, to byłby w stanie jej wtedy zaufać.
Wiedział, że w końcu musi ją zapytać, bo inaczej zniszczy go to od środka. Nie
powodowała nim zwykła ciekawość. Powodowała nim świadomość, że nie jest ona
zwyczajną internetową przyjaciółką. Nie wiedział, skąd to się wzięło, ale mógł
ją nazwać męską – kobiecą intuicją.
-
Co mi się tak przyglądasz? - zapytała z
ciekawością w aksamitnym glosie, do którego jeszcze nie mógł się przyzwyczaić,
choć przecież powiedziała już kilka zdań odkąd się pojawiła.
-
Eee... - zająknął się znów – tak sobie myślę nad
tym, co spowodowało że dziś mnie odwiedziłaś – rzekł z trudem.
-
Jak to co? - zapytała uśmiechając się i lekko
przekrzywiając głowę w bok, jak to miała w zwyczaju – przecież planowaliśmy się
spotkać.
-
Nooo... tak, ale czemu konkretnie dziś? - chciał
wiedzieć.
-
Byłam po prostu w okolicy – odparła beztrosko.
Resztę
drogi przejechali w milczeniu. Hakon zastanawiał się, czy Adri zdawała sobie
sprawę że praktycznie wymknął się z domu bez wiedzy matki i że jeśli ona się
dowie, to będzie przechlapane. Coś go jednak ciągnęło do tej dziewczyny, która
stawiła się pod drzwiami jego tarasu tak nagle o godzinie jedenastej w nocy.
Niby powinien jej nie ufać, znali się tylko z internetu, ludzie zawsze
powtarzali, jakie to świry siedzą w necie. Chociaż w sumie ona mogła to samo
myśleć o nim, przecież takie rzeczy działają obustronnie. Choć uważał ją za
przyjaciółkę, nigdy nie sądził, że naprawdę się spotkają, zawsze była taka
zajęta, a on nie przypuszczał, że tak po prostu do niego przyjedzie. Była
jeszcze ta sprawa ze znalezieniem go. Skąd wiedziała? To napawało go lekkim
lękiem, ale Adri jakoś hipnotyzowała swoim jestestwem. Był pewien, że za nikim
innym nie wyszedłby ot tak zwyczajnie z domu o tej porze. Na pewno za nikim
kogo zna tylko z internetu. Za nią poszedł i do tej pory pytał sam siebie, dlaczego.
Mimo wszystko nie czuł, że robi źle. Była jakaś dziwna, jakaś inna, jakaś
bardziej istniejąca. Nie umiał tego inaczej określić, ale coś go za nią
ciągnęło.
-
Powiedz mi, Adri, to nie jest twoje prawdziwe
imie? - zapytał w końcu, gdy zaczęło denerwować go to milczenie.
-
Jasne – odparła – Jestem Adrelia – wskazała na
siebie, uśmiechając się lekko – Adri to po prostu taki skrót.
-
Uhm – mruknął, nie przypominał sobie, by kiedyś
mu o tym mówiła.
Przegadali
tyle godzin na GG i na skype'ie, ale ani razu nie wspomniała swojego imienia.
Zawsze mówiła o sobie Adri, tak też się przedstawiła, gdy się poznali na jednej
z gier MMO. Jak się głębiej zastanowić to nie wspominała też o swojej rodzinie,
w ogóle o swojej przeszłości niewiele mówiła. Zawsze mu opowiadała o takich
zwykłych ludzkich rzeczach, jak praca, co ją rozbawiło danego dnia, a co
zdenerwowało, co ugotowała na obiad i tym podobne rzeczy, taka zwyczajność.
Przypomniał sobie, iż nie wspomniała, że ma zamiar przyjechać do Polski, a
przecież zawsze mu mówiła, że wybiera się w takim, czy innym terminie. Ta myśl
znów nasunęła pytania. Dlaczego tu jest? Dlaczego właśnie dziś? Czemu go nie
uprzedziła? I najważniejsze: jak go znalazła? Autobus szarpnął, zatrzymując
się, co wyrwało go z toru myślowego. Wysiedli, a ona zaczęła się rozglądać
ciekawie wokół, jakby pierwszy raz widziała ulice, ławki, park, sklepy i tym
podobne rzeczy. Ruszyli w lewo, czuł ciężar dwóch puszek w plecaku, paczka
fajek nic nie ważyła. Przez myśl mu przeszło, że to będzie niesamowite przeżycie
siedzieć na trawie, na polanie w środku lasu, w środku nocy i po prostu pić
piwo jakby nigdy nic. Cudowne rozpoczęcie wakacji. Nigdy by na to nie wpadł
wychodząc dziś z budynku szkoły ze świadectwem w ręce. Skręcili, budynki i
ulica z przystankiem znikły im z oczu, przed nimi było wejście do lasu, który,
na oko, wydawał się dość spory. Hakon wiedział, że w samym jego środku jest
polana, na której większość dzieciaków w czasie wakacji robiło ogniska i
libacje, uśmiechnął się pod nosem na tę myśl wspominając własne imprezy z
kumplami. Miał nadzieje, że nikogo tam nie będzie już o tej porze.
-
Zastanawia mnie – zaczął - czemu się przyjaźnisz
z takim młodziakiem, przecież ja mam ledwie siedemnaście lat, a ty jesteś no...
młoda, ale starsza – spojrzał na nią, ciekawy odpowiedzi.
-
Nie wiek czyni człowieka – powiedziała
filozoficznie, uśmiechnęła się przy tym ciepło.
-
Powiedz, skąd wiedziałaś gdzie mieszkam? - zapytał w końcu – Jak mnie znalazłaś?
-
Szklana kula – zachichotała.
Nic jej na to nie odpowiedział.
Nie był pewien czy dobrze usłyszał, musiał to sobie zresztą przetrawić. Był
ciekawy, czy nie mówi mu prawdy bo nie chce, czy nie może. To rozbudziło jego
ciekawość. Ruszyli w las, chwycił ją za przegub ręki, aby się nie zgubiła. Na
polane mógł trafić z zamkniętymi oczami, ale ona nie znała terenu, a las był
sporawy i pełny wszelakich ścieżek niemal we wszystkich kierunkach. Szła
posłusznie, nie minęło dwadzieścia minut, a ona odezwała się dziwnym szeptem.
-
Pięciu. - to było tylko jedno słowo, ale ton
jakim to wypowiedziała kazał spojrzeć na nią badawczo. Przez chwile Hakonowi
wydawało się, że Adri ma nawiedzone spojrzenie.
-
Co?
Nie
doczekał się odpowiedzi. Silna ręka szarpnęła go za ramię tak nagle, że puścił
swoją towarzyszkę, wywalił się na tyłek na mokrą trawę, dopiero wtedy ich
zauważył. Mieli na oko po dwadzieścia parę lat, nosili skórzane kurtki i ciemne
jeansy, niczym jakiś gang. Banda idiotów, przebiegło mu przez myśl, podniósł
się niemal natychmiast. Czuł się w obowiązku bronić swej przyjaciółki. W końcu,
jak na swoje siedemnaście lat nie był wcale taki mały i bezbronny, właściwie to
był nieco wyższy od niej i zdecydowanie szerszy, co nie było niczym dziwnym,
gdyż Adri była zwyczajnie drobniutka/
-
Czego chcecie? - zapytał przez zęby.
-
Stul pysk smarkaczu – odwarknął jeden z nowo
przybyłych.
Hakon zacisnął pięści i
zaatakował najbliższego, trafił go w policzek, dwudziestoparolatek zachwiał się
nieco, po czym walnął go prosto w brzuch, ten zgiął się w pół z głuchym jękiem.
Wysoki, ciemnowłosy facet z włosami obciętymi na jeża, najwyraźniej szef owej
bandy, chwycił Adri pod brodę i przycisnął w ten sposób do najbliższego drzewa.
-
Ślicznotka – powiedział patrząc na nią siłą
przekręcając jej głowę w prawo i w lewo jakby oglądał jakiś okaz – co tu robisz
z tym gówniarzem w lesie? - zapytał z drwiną – Lepiej by ci starszy zrobił.
-
Zostaw ją padalcu! - Hakon podniósł się kipiąc
złością.
Najbliższy jemu przeciwnik
zamachnął się, by zadać kolejny cios w brzuch, ale nastolatek sprytnie go
wyminął, trafiając jednocześnie następnego, który stanął mu na drodze, prawą
pięścią prosto w bok.
-
Jesteś człowiekiem prawda? - odezwała się
patrząc na swego oprawce, nie wykrył ani cienia drżenia w jej glosie.
-
I co z tego?! - warknął, zaciskając palce
mocniej na jej szczęce chcąc sprawić jej ból. Denerwowało go że czerwonowłosa
kobieta nie przejawia strachu.
-
Odejdź od niej! - krzyknął Hakon, chwile przed
tym, jak dostał kolanem w brzuch, znów jęknął głucho.
-
To – odparła niewzruszenie – że bywacie okrutni
zupełnie bez potrzeby, a to jest drażniące. - ton głosu miała zimny niczym lód.
-
Co żeś powiedziała? - szarpnął ją za ramiona i
znów przycisnął do drzewa.
-
W dupach wam się poprzewracało od dobrobytu –
zaczęła - żeby tak trochę szacunku do drugiego człowieka, ale nie – rzekła,
zapowiadało się na długą przemowę, podczas której Hakon próbował się podnieść –
wy, dranie musicie pokazać siłę i po co to wszystko? Żeby zgnoić smarkacza i
zgwałcić nieznaną dziewczynę, bo żadna normalna się wami nie interesuje? Taki
macie plan? Znęcać się nad słabszymi, by podnieść sobie to, co w spodniach nie
chce stanąć?! Banda bezmózgich kretynów – zakończyła zwyczajnym stwierdzeniem
faktu.
-
Że co?
Żeby się tak wyrywała, krzyczała,
prosiła o pomoc, błagała o litość, ale ona po prostu wygłosiła mowę.
-
Zabieraj łapska – rzekła tonem spokojnym, aż za
spokojnym.
-
Jaja se robisz dziewczyno?
-
Mogę ci zrobić zaraz na miękko. - skwitowała -
ale fakt, robię się trochę głodna – odparła bez mrugnięcia okiem.
Nie
dała mu czasu, by mógł się zdziwić jej słowami. Uniosła dłoń i zakryła mu usta
delikatnie, dokładnie w taki sposób jak on powinien zakryć jej, gdyby zaczęła
krzyczeć. Zdążył zareagować jedynie rozszerzeniem oczu ze zdumienia, chwile
później szpony wbiły się w jego twarz, nawet nie jęknął. Osunął się milcząco na
ziemie, tuż u jej stóp. W miejscu gdzie go chwyciła pozostały tylko widoczne
krwawe, poszarpane strzępki skóry i mięśni, nie było nawet zębów, a jeżeli
gdzieś były, to próżno ich szukać. Zrobiła krok w stronę następnego przeciwnika
- niskiego, barczystego blondyna z irokezem. Ten rozdziawił usta i tak już
pozostał osuwając się na kolana od uderzenia w kark, nawet nie zarejestrował
kiedy się ruszyła. Hakon wstał błyskawicznie i korzystając z nieuwagi
przeciwników przywalił jednemu kolanem w brzuch, jednocześnie łapiąc go za
ramiona, a gdy tamten się zgiął dostał jeszcze łokciem w plecy z całej siły.
Nastolatek nawet nie spojrzał, czy oprych wylądował na ziemi, był pewien że
tak. Doskoczył do kolejnego, łysego chudzielca, lądując kolanami na jego
plecach powalając go z taką siła, że gdyby walczyli na chodniku przeciwnik
połamałby sobie nos i najprawdopodobniej większość zębów o kamienne płyty.
Chwile później usłyszał krótki przerażający krzyk, odwrócił się w tę stronę
zdyszany.
Stała
tam patrząc na niego, u jej stóp leżał ostatni z bandy, niski chudzielec z
krótkimi włosami. Z ust Adri ciekła krew, prawą dłoń też miała zranioną, palce
jej krwawiły. Hakon szybko przywalił przeciwnikowi, na którym siedział, tak dla
pewności, po czym zerwał się i podbiegł do niej.
-
Co ci jest? - zapytał dopadając do niej i
oglądając ją uważnie, w glosie miał panikę – Trzeba cię zabrać do szpitala?
Zrobili ci krzywdę? - chciał wiedzieć.
-
Nic mi nie jest – odparła z uśmiechem, który
wyglądał dość upiornie przyozdobiony krwią.
-
A... ale krwawisz...? - przyjrzał jej się
uważniej, wyciągnął dłoń w jej stronę.
-
To nie moja krew.
-
N... nie twoja...? - cofnął dłoń i zrobił krok w
tył, przełknął głośno ślinę. - więc c...czyja? - zapytał bezmyślnie, pół sekundy później pożałował, że zapytał.
Uśmiechnęła
się szeroko. Wtedy zauważył kły. Cholera, ona miała kły! Nie wierzył własnym
oczom. Przecież coś takiego nie istnieje. To jakiś koszmar, na pewno jakiś sen.
Zaraz zadzwoni budzik i będzie musiał wstawać do szkoły. Tak to na pewno to.
Żeby była chociaż morderczynią z nożem w ręku, to jeszcze by zrozumiał. Ale
nie. Ona miała pieprzone noże w ustach! Cofnął się jeszcze o krok. Jej wzrok
przesunął się po nim powoli. Beztrosko oblizała wargi, a potem każdy palec po
kolei, jakby oblizywała je z tłuszczu po kurczaku. Spojrzała na niego i
uśmiechnęła się ciepło.
-
Idziemy na ten browar? - zapytała wesoło.
-
T.. ty masz kły – stwierdził, głos mu lekko
drżał. Zaczął się zastanawiać dlaczego nalegała by udać się tam, gdzie nie ma
ludzi.
-
Owszem – odparła zupełnie niespeszona, ruszyła w
las chwytając go za rękę, jakby teraz on miał się zgubić.
-
A...ale... - przystanął po chwili, zatrzymując
ją siłą, choć zdawał sobie sprawę, iż udało mu się tylko dlatego, że mu na to
pozwoliła. - Jesteś wampirem. – oznajmił patrząc jej głęboko w oczy, ale wcale
nie zrobiło mu się lepiej, gdy wypowiedział to na głos.
-
Dhampirem ściślej mówiąc – sprostowała –
przecież mówiłam ci o tym.
-
No tak, ale … - umilkł na chwilę – Myślałem, że
to wiesz, taka faza, jak mają goth'y, czy inne emo.
Łagodny
uśmiech przyozdobił jej twarz. Ponownie przeszło mu przez myśl, że to jakiś
sen. Przecież takie rzeczy się nie dzieją. Wampiry, czy też dhampiry – jak
kazała siebie określać, nie istnieją. Przecież to wszystko jakieś fantasy jest,
jak gra MMO, czy RPG. Kły, hipnotyzujące jestestwo,
porcelanowa skóra, dotąd myślał, że po prostu wygląda blado w świetle księżyca,
ale teraz wszystko zaczynało nabierać sensu. Patrzył na nią i nie mógł uwierzyć
w to, co przed chwilą widział. Powoli zaczynał wmawiać sobie, że to tylko
wytwór jego wyobraźni, że gra świateł czy czegoś podobnego płata mu figle.
Wtedy uśmiechnęła się ponownie ukazując kły. Wyrwał się z jej uścisku ogarnięty
paniką i strachem o własne życie. Wytwór wyobraźni czy nie, lepiej być
ostrożnym. Cofnął się o krok. Zorientował się nagle, że są już na polanie.
Przebiegło mu przez myśl, że tutaj właśnie skończy się jego życie. Zauważył jak
przekrzywiła lekko głowę przyglądając mu się badawczo. Cofnął się znów i mało
nie potknął o wystający korzeń.
-
Nie zamierzam cie jeść – rzekła niby to
normalnym tonem, jakby mówiła o czymś zupełnie innym – tak cię informuje, bo
mam wrażenie, że tego się obawiasz – znów się uśmiechnęła.
-
Zabiłaś tamtych ludzi – stwierdził ostrożnie.
-
Grozili nam, poza tym nie zginęli wszyscy,
właściwie to żaden, jeden z nich będzie tylko niemową do końca życia – odparła
niewzruszenie.
-
No ale... - zaczął i znów się cofnął.
-
Żadne ale, byli zagrożeniem, już nie są – ucięła
łagodnie.
-
Czyli nic mi nie grozi z twojej strony? -
zapytał, dla pewności.
-
Ależ oczywiście, że tak.
-
A zatem powinienem się bać?
-
Zawsze – odparła niby to mimochodem.
Nim się zorientował znalazła się
za nim otworzyła plecak i wyjęła z niego mały koc, położyła go na trawie, i
usiadła po turecku. Spojrzała na niego i znów uśmiechnęła się tym łagodnym
uśmiechem. Przez głowę przeleciało mu, ze gdyby faktycznie chciała go zabić,
zrobiłaby to już dawno. Jaki miała by cel bawiąc się z nim teraz? To nie miało
sensu. Westchnął próbując choć odrobinę się rozluźnić, zdjął plecak i postawił
go na ziemi, wyjął obie puszki i podał jej jedną. Usłyszeli znajome, niemal
jednoczesne syknięcie obu otwieranych piw. Hakon przysiadł na kocu naprzeciwko
niej, również po turecku.
-
A więc jesteś dhampirem – rzekł starając się
opanować drżenie głosu, coraz lepiej mu to wychodziło – Czym to się różni od
zwykłego wampira?
-
Tym, że jestem też pół czarownicą – zachichotała
– Dhampir to taka hybryda, pół wampir, pół coś innego, ja jestem na przykład z
dodatkiem czarownicy – znów zachichotała.
-
Pół czarownicą – powtórzył za nią cicho jakby
smakując te słowa – Nie wyglądasz jak czarownica – stwierdził, coraz bardziej
się rozluźniał. Czy to była jej wampirza hipnoza? Jakieś zaklęcie?
-
Ludzie nie widza wielu rzeczy. – rzekła
tajemniczo.
Milczał przez chwilę myśląc nad
tym co powiedziała. Upił spory łyk swojego zimnego piwa. Wstrząsnął nim
dreszcz, ale ona, albo tego nie zauważyła, albo to zignorowała. Zastanawiał się czy uznałaby za dobry żart
gdyby ją zapytał, czy w rzeczywistości wygląda jak stara zgarbiona kobieta w
szpiczastym kapeluszu i tylko maskuje się jakimś zaklęciem. Doszedł jednak do
wniosku że to kiepski dowcip. Nie czuł się jeszcze na tyle swobodnie by
ryzykować doświadczenie jej gniewu.
-
Czyli czary naprawdę istnieją?
-
Owszem.
-
Stosujesz teraz coś na mnie? - zapytał, nim
pomyślał.
-
Nie – pokręciła głową i uśmiechnęła się
łagodnie, jak cierpliwa nauczycielka do nadgorliwego ucznia.
-
Pokażesz mi coś?
Skinęła głową. Uniosła dłoń,
zamknęła oczy, chwilę tak trwała. W końcu zrobiła międzynarodowy znak OK i nagle
na jej kciuku pojawił się mały ognik, wesoło tańczył na lekkim wietrzyku, kiedy
otworzyła oczy – zgasł. Hakon siedział przez chwilę wpatrzony w miejsce, gdzie
przed chwilą paliło się małe ogniste światełko. Może to była jakaś sztuczka z
zapalniczką? Ocknął się dopiero, gdy opuściła rękę.
-
Spotykasz wielu kolegów wampirów? - zapytał w
końcu, zbyt późno zdając sobie sprawę jak to zabrzmiało.
-
A co ty mi tu robisz wywiad, jak w tym filmie? -
zaśmiała się.
-
Jakim filmie?
-
No w tym o wywiadzie z wampirem, nie widziałeś,
toż to klasyk!
-
Ee... - Hakon najwyraźniej nie widział – Mam nie
zadawać pytań?
-
Nie no, zadawaj sobie – zgodziła się
wspaniałomyślnie – jestem ciekawa twojej ciekawości.
-
Więc?
-
Nie, raczej nie - odparła na jego wcześniejsze
pytanie - Osobiście nawet nie znam zbyt
wielu przedstawicieli swojej rasy. Są też tacy, który uważają, że dhampir to
nie wampir czystej krwi i w związku z tym jest jakimś podgatunkiem –
westchnęła.
-
Czy wampirom coś daje picie własnej krwi? -
zadał kolejne pytanie.
-
Chodzi ci o picie krwi innych wampirów? -
zapytała nie będąc pewna, co on ma na myśli.
-
No na przykład, swojej własnej też – odparł.
Coraz bardziej czuł, że to jednak nadal jego Adri, jego najlepsza przyjaciółka.
-
No cóż... - westchnęła - to raczej nie jest
bezpieczne, wampiryzm polega w dużej mierze na intensywności. Wspomnienia
przenikają do krwi, gdy takiej się napijesz możesz na przykład znów przeżyć ból
narodzin, a tego wierz mi, przeżywać nie chciał być nawet raz, a co dopiero dwa
razy – zrobiła pauzę by się napić – swojej własnej raczej nie, nigdy nie
próbowałam, zresztą to by nie miało większego sensu.
-
Ach, rozumiem – rzekł – możesz sobie zrobić
zapasy krwi, na przykład w termosie?
-
Nie, raczej nie, bynajmniej nie próbowałam –
zachichotała, bo rozbawił ją niesamowicie tym pytaniem.
-
Wszystkie wampiry piją browar? - zapytał,
patrząc jak upiła spory łyk ze swojej puszki.
-
Nie jestem do końca poinformowana – odparła
szczerze – ale raczej nie, ani nie piją ani nie jadają ludzkiego jedzenia.
-
No, ale ty pijesz – odrzekł jej, spoglądając na
nią z lekkim zdziwieniem, jakby była zaprzeczeniem własnych słów.
-
Tak – zgodziła się – ale ja jestem pół wampirem.
-
Czyli możesz sobie wybierać, na przykład, czy
masz dziś ochotę powiedzmy na jajecznicę czy na krew dwudziestolatka?
-
Niestety nie – pokręciła przecząco głową –
ludzkie jedzenie daje mi smak i poczucie, że nie zatraciłam się do końca, ale
potrzebuje krwi, aby przeżyć.
-
Powiedz mi co z krzyżami i innymi tego typu
rzeczami? - chciał wiedzieć.
-
Ależ jesteś ciekawski – zaśmiała się.
-
Pozwoliłaś pytać – odparł, uśmiechając się
szelmowsko – więc co z tymi rzeczami?
-
Mówisz o czosnku, trumnach, kościołach i wodzie
święconej? - zapytała, a on przytaknął,
więc rzekła – czosnek nie jest czymś co nas odstrasza, no może pomijając zionięcie
czosnkowym oddechem, to odstraszyłoby każdego. – zachichotała – Wszelkiej maści
krucyfiksy, srebro, kościoły i woda święcona to mit. Ja osobiście nie śpię w
trumnie, ale wiem, że istnieją tacy, który używają jej zamiast łóżka, osobiście
sądzę, że to niesmaczne.
-
A co ze słońcem?
-
Spala doszczętnie jeśli zbyt długo się na nim
przebywa.
-
Co to znaczy „zbyt długo”?
-
Jakieś trzy minuty – odparła niewzruszenie.
Milczał przez dłuższa chwilę
popijając własne piwo. Analizował sobie w głowie to, co mu powiedziała,
dopasowywał do tego wszystko co wiedział o tych istotach z filmów, książek czy
gier. Przyszło mu do głowy tylko jedno pytanie.
-
Dlaczego się ciebie nie boję?
-
Ponieważ jesteśmy przyjaciółmi – uśmiechnęła się
promiennie.
Tym razem jej uśmiech nie wyglądał
tak upiornie. Miała mniejsze kły, a może mu się tylko wydawało. Wiedział za to
na pewno, że już się jej nie boi. Przemawiały za tym dwie rzeczy. Świadomość,
że gdyby chciała go zabić, zrobiłaby to już dawno temu, oraz fakt, że byli
najlepszymi przyjaciółmi od … nawet nie pamiętał od kiedy.
-
Co nie zmienia faktu – kontynuowała wyrywając go
z zamyślenia – że musisz się nauczyć przede mną bronić.
-
W jaki sposób?
Upiła spory łyk ze swojej puszki
i odstawiła ją na ziemię obok koca. Wstała bez słowa, odsunęła się od niego na
jakieś trzy metry. Przyglądała mu się przy tym uważnie, jakby już wiedziała, że
pojął co się teraz stanie. On również wstał niepewnie, swoją puszkę trzymał w
dłoni, zapominając niemal, że ją ma. Jedną rękę zgięła za plecami, niczym jakiś
kelner, a drugą wysunęła w jego stronę w zapraszającym geście. Nic nie
powiedziała, uśmiechnęła się tylko. Ten uśmiech nie sięgnął oczu. Hakon dobrze
wiedział czego ona w tej chwili oczekuje. Nie ruszył się jednak, jakby czekając
na zaproszenie.
-
Atakuj – powiedziała łagodnie.
Wypił duszkiem resztę tego co
miał w puszcze, zgniótł ją w ręce i odrzucił za siebie. Stał tak przez chwilę
jakby chciał jej powiedzieć, że nie bije kobiet i że to głupi pomysł jest. Ona
chyba zwariowała, pomyślał.
-
Przecież nie mogę cię ot tak uderzyć, jesteś
kobietą – rzekł w końcu.
-
Dhampirem – poprawiła go.
-
Nie ważne z jakim dodatkiem, jesteś kobietą, a
ja nie bije kobiet – zaprotestował.
-
To nie bicie, to trening, poza tym nie zrobisz
mi krzywdy.
Znał ją na tyle, iż wiedział, że
nie ma sensu na ten temat dyskutować. Adri jak się na coś uprze, to nie ma
zmiłuj. Westchnął teatralnie. Przez głowę przebiegło mu kilka kolejnych pytań,
między innymi: jak szybka może być dhampirzyca. Zrobił krok w jej stronę, nie
ruszyła się, więc zrobił kolejny. Wciąż się uśmiechała. Zastanawiał się, czy
straci kontrolę nad sobą jeśli ją zdenerwuje. Nagle zaatakował prawą pięścią
prosto w jej policzek, wyprowadzając cios specjalnie z mniejszą siła, niż
normalnie. Nie trafił, czego się zresztą spodziewał. Ledwie dostrzegł
nieznaczny ruch stopami jaki wykonała, robiąc piruet niczym w tańcu. Wyminęła
go i będąc już prawie za nim klepnęła lekko w plecy, mało nie stracił
równowagi. Wyprostował się i spojrzał na nią, ta stała jakieś dwa metry od
niego.
-
Zwinność – powiedziała po prostu.
-
Aha – mruknął.
Spróbował jeszcze raz, z podobnym
skutkiem. Bawiła się z nim, najwyraźniej mając pewność, że chłopak nie jest dla
niej żadnym zagrożeniem. Spojrzał na nią i uśmiechnął się wrednie, coś
zaświtało mu w głowie. Liczył na to, że ona nie zorientuje się do czego ma
prowadzić ten podstęp. Chciał by znalazła się blisko niego, na tyle blisko, by
nie mogła wywinąć się od ciosu. Wiedział, że to duże ryzyko, ale cholera, może
to wszystko mu się tylko śni. Jeśli nie – możliwości są dwie: od jutra będzie
spał całymi dniami i balował nocami, albo zginie, ale przynajmniej się dobrze
zabawi. Z kieszeni spodni wyjął mały nożyk naciął nim palec patrząc na nią.
Krew pociekła, dhampirzyca syknęła. Znów uśmiechnął się wrednie, wyciągnął krwawiący
palec w jej stronę. Bez wątpienia albo życie było mu niemiłe, albo był wariatem
lub totalnym ignorantem. Możliwe, że wszystkie te trzy rzeczy naraz.
-
Chcesz? Na pewno będzie ci smakować – rzekł
zapraszającym tonem.
-
Kusssisz mnie? - zapytała szepcząc mu do ucha,
głos miała syczący niczym wąż.
Nie zauważył nawet że się
ruszyła. Stała teraz za nim trzymając w jednej dłoni jego rękę ze zranionym
palcem, a drugą dłonią oplatając go wokół szyi, odchylając delikatnie jego
głowę. Był w szoku. Nie sądził, że aż tak szybko mogłaby się ruszyć. Przełknął
głośno ślinę. Przez myśl mu przeszło, że może jednak jego podstęp nie zadziała.
Mimo wszystko chciał spróbować. Twierdziła, że nie zrobi jej krzywdy. Nie
wiedział, czy to była zachęta, czy uspokojenie, nie myślał teraz o tym, musiał
działać szybko. Zamachnął się wolną ręką, w której trzymał nożyk, wbił go w jej
nogę aż po samą rękojeść. Syknęła z wściekłością. Zdezorientowała się przy tym
na tyle, że zdołał się wyrwać z jej uścisku.
-
Jeden zero dla mnie – rzekł odskakując.
-
Nieźle – pochwaliła go.
Ruszyła w jego stronę powoli
wciąż go obserwując. On również ją obserwował zastanawiając się jaki będzie jej
następny krok. Co za kolejny pomysł rodził się w jej głowie? Czy zaatakuję, czy
może jemu każe atakować. A może ją zdenerwował i nim rzuci? Gdzieś czytał, że
wampiry potrafią rzucić człowiekiem, tak jakby był po prostu szmaciana lalką.
Znalazłszy się przy nim, wyciągnęła do niego prawą dłoń, nim się zorientował z
szybkością kobry zamknęła w niej jego zraniony palec, poczuł nieznośne
mrowienie przy palcu. Wyrwał dłoń i odsunął się kawałek. Po nacięciu nie było
już śladu. Przyglądał się temu miejscu z niedowierzaniem. Otworzył usta, jakby
chciał coś powiedzieć, potem je zamknął i znów otworzył. W końcu wykrztusił.
-
J..jak?
-
Magia – odparła, głos miała aksamitny, a więc
jednak to wcześniej nie było sztuczką z zapalniczką! Zauważył że na jej nodze
też nie ma już rany. - To nie był dobry pomysł – rzekła, patrząc na niego
poważnie – gdybym się nie posiliła jednym z tej bandy najprawdopodobniej bym
się na ciebie rzuciła, nie rób tak więcej – przestrzegła.
-
Sprawdzałem tylko jak daleko się posuniesz –
rzekł uśmiechając się do niej po swojemu.
-
Jesteś albo tak odważny albo tak głupi – rzekła
z godnością – atakuj.
-
Nie, panie przodem.
Nie mógł być pewien, ale chyba
przez jej twarz przeleciał cień złośliwego uśmiechu. W jednej chwili kucnęła i
wyrzuciła nogę by go podciąć. Przewidział taką reakcję, odskoczył. Podniosła
się błyskawicznie. Ruszyła do przodu szybko, zdecydowanie za szybko, choć
jeszcze mógł to zauważyć, przynajmniej kątem oka. Miał wrażenie, że specjalnie
dla niego się hamuje. Znalazła się z jego prawej, potem z lewej, nim zareagował
stała już za nim. Zamachnęła się by zadać cios na jego lewe ramie, chwycił jej
dłoń prawą ręką i pociągnął do przodu jednocześnie lewym łokciem wyprowadzając
uderzenie prosto w jej brzuch. Trafił, tego zdecydowanie się nie spodziewała.
Ledwie zdążyła jęknąć głucho, już przerzucił ją nad sobą, tak jak to widział w
jakiejś grze lub filmie. Wylądowała na plecach tuż u jego stóp. Uśmiechnęła się
łagodnie. Wiedziała że to był dobry kontratak. Wiedziała też, że gdyby
przeciwnikiem był ktoś inny właśnie dostałaby kopniaka w twarz. Westchnęła
głęboko.
-
W porządku ? - zapytał kucając nad nią.
-
Jasne, jesteś całkiem dobry – rzekła – dużo
lepszy niż sądziłam – pochwaliła go – na dziś już koniec – zawyrokowała
podnosząc się do pozycji siedzącej.
Przyłożyła dłoń do brzucha, tam
gdzie ją uderzył, skrzywiła się lekko czując to nieznośne mrowienie. Hakon
przysiadł się przy niej, patrząc w milczeniu na to, co robi. Chciał o to
zapytać, ale uznał, że na dziś już ma dość wampirzo-magicznych wrażeń. Poza tym
miał dziwne wrażenie, że jutro jak się obudzi to wszystko okaże się tylko snem
i razem z Adri będą śmiać się z tego poprzez Skype. Uśmiechnął się na tę myśl,
dziewczyna spojrzała na niego najwidoczniej myśląc, że uśmiecha się do niej,
więc odwzajemniła gest. Chwile później wstała.
-
Późno już. Powinieneś wracać – rzekła.
-
O cholera, nie jedzie już żaden autobus aż do szóstej
rano! - krzyknął patrząc na zegarek.
-
Nie przejmuj się – obdarzyła go tajemniczym
uśmiechem – odstawie cie do domu.
-
Jak? Masz tu w okolicy samochód? - zapytał
rozglądając się, jakby faktycznie oczekiwał, że gdzieś w mroku drzew stoi auto.
-
Nie – odparła – zaniosę cię.
-
Jak to?! - zrobił zdziwioną minę.
Zdawał sobie sprawę, że jest
silna, ale żeby go nieść tyle kilometrów? Nie mieściło mu się w głowie. Poza
tym jeśli mieli iść na piechotę nie chciał, by go nosiła. Podeszła do niego bez
słowa, chwyciła go za rękę po czym objęła delikatnie, jakby się bała, że go
stłucze, jak porcelanową lalkę, jeśli wzmocni uścisk.
-
Zamknij oczy – wyszeptała.
Posłuchał jej, chwile później
poczuł że zapadli się w miękkość. Chwycił ją mocniej, bo miał wrażenie że cały
czas spadają. Nie słyszał nic poza własnym i jej oddechem. Chciał otworzyć
oczy, ale bał się tego, co może zobaczyć. Spadali tak przez ułamek sekundy, a
może całą wieczność? Nie wiedział. Nagle po prostu poczuł grunt pod stopami.
Otworzył oczy. Stali na tarasie przed jego domem. Rozdziawił usta ze
zdziwienia, lecz nie był w stanie nic powiedzieć jeszcze przez dłuższą chwilę.
-
Teleportacja – wyjaśniła, jakby znała pytanie
które utworzyło mu się w głowie.
-
A..Aha...
-
Jesteś całkiem dobrym wojownikiem – pochwaliła go
raz jeszcze, uśmiechając się przy tym ciepło.
-
Mam wrażenie, że jesteś lepsza – odrzekł jej.
-
Naturalnie – zgodziła się niby to mimochodem.
-
Znasz sztuki walki? - chciał wiedzieć.
-
Można powiedzieć, że niektóre podstawy –
zachichotała, jakby ją to niezmiernie rozbawiło.
-
I magię też? - dopytywał się.
-
Owszem.
-
Nauczysz mnie?
Adrelia obdarzyła go szczerym
uśmiechem, uzbrojonym w kły.
>>*<<
Nieźle, ale ciekawe, że tak sobie wyszedł z nieznajomą.
OdpowiedzUsuńMolly chan czytała ^^
Powiedziałabym, że typowe gdy zirytujesz wampira :) Najpierw uświadomi Ci jak nędzny jesteś a potem najczęściej zabija :) Swoją drogą chłopak szybko przeszedł z tym na porządek dzienny :) Sakura Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuń