2.
Była
to już któraś z kolei jej wizyta u niego i trening. Szedł obok niej
zamyślony. Wspominał ten czas. Moment,
gdy obudził się następnego dnia przekonany, że to był sen i chwilę w której
zobaczył ją stojącą niedaleko jego domu, czekającą, aż wróci od kumpla. Wtedy
wszystko się posypało. To, co sobie poukładał w głowie, co zamierzał jej
powiedzieć przez Skype, jaki to zajebisty sen miał dziś, że przyszła do niego i
że trenowali. Wszystko nagle roztrzaskało się zastąpione świadomością, iż „sen”
to nader błędne określenie tego, co się wydarzyło. Myślał też o tym, ile go
nauczyła. Nie tylko walki, ale również o istnieniach takich jak ona, choć nadal
ciężko było mu uwierzyć, że żywi się ludzką krwią. Z tego co czytał, czy
słyszał do tej pory, wampiry były istotami bardzo wyniosłymi krwiożerczymi i
mrocznymi. Ona była jak negatyw tych cech. Wyglądała i zachowywała się tak, że
gdyby nie wyjawiła mu kim jest, w życiu by się nie domyślił! Zastanawiał się w duchu, czy jest tak, bo
jest też pół czarownicą, czy może po prostu obrała taką drogę. Postanowił
kiedyś ją o to zapytać. Przypomniał sobie, jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył
ją promiennie uśmiechniętą stojącą w blasku słońca, czekającą na niego
następnego dnia. Wyjaśniła mu wtedy, że jedną z zalet bycia pół wampirem jest
możliwość przebywania na słońcu do woli. Może to właśnie sprawiało, że była
taka uśmiechnięta. Zawsze przecież uważał ją za osobę pogodną.
Skręcili
w lewo, potem w prawo, mijali jakiś pawilon sklepów. Fakt, iż przeniosła ich do
swojego, chyba rodzinnego, miasta nie zdziwił go za bardzo. Może chciała
odwiedzić dawne miejsca, może potrenować tam, gdzie sama się uczyła, może po
prostu chciała się z kimś spotkać. Nie pytał. Głowę miał zajętą czymś
innym. Nie widzieli się tylko trzy dni.
Te trzy dni, które diametralnie zmieniły jego życie. Nigdy nie sądził, że coś takiego
może mu się przydarzyć. Jeszcze parę dni temu był zwykłym chłopakiem zajętym
głównie kolegami i grami MMO. Teraz był kimś... no, zupełnie innym. Dopiero, co
przybyła do niego ona, jego najlepsza przyjaciółka, która okazała się nie być
człowiekiem, a teraz to zdarzenie sprzed dwóch dni.
W
pierwszych minutach nie wiedział co się dzieje, ani gdzie się znajduje. Nie
wiedział nic. Był tylko ten nieznośny ból w prawej łydce i świadomość, że coś
właśnie pognało w las. Obudził się, jak mu się zdawało, po kilku godzinach.
Otaczała go ciemność. Nie czuł już bólu, tylko zapachy. Intensywną woń
różnorodnych zapachów, uderzających w jego nos niczym fala wybuchu supernowej.
Przez pierwsze parę minut to było nie do wytrzymania. Zorientował się, że leży
na polanie w lesie, ubranie miał poszarpane. To co później zauważył przeszło
jego najśmielsze oczekiwania.
-
Broń mnie – poprosiła, wyrywając go z
zamyślenia.
Poczuł, że skoczyła za niego,
jednocześnie kładąc mu dłonie na ramionach, jakby chciała się za nim schować. Kątem
oka zauważył, że przechodzili właśnie obok jakiejś szkoły, na oko podstawowej.
W tej właśnie chwili mijali otoczony ogrodzeniem z siatki, pełen różnorakich
huśtawek, ślizgawek i drabinek, plac zabaw przynależny do szkoły. Hakon
powędrował wzrokiem przed siebie, chcąc się
dowiedzieć przed czym, czy też kim, miał bronić swoją przyjaciółkę. W
ich stronę zmierzał wysoki, średniej budowy człowiek z przydługimi czarnymi
włosami. Kosmyki miał założone za uszy, co nadawało mu nieco elfiego wyrazu. Na
jego twarzy malował się gniew. Szedł do nich z zaciśniętymi pięściami. Adri
skuliła się za Hakonem, niby przezornie, jakby człowiek miał ją obronić przed
tym mężczyzną, który idąc nie spuszczał wzroku z jej oczu. Zbliżył się do nich.
-
Zostaw chłopaka – powiedział do Adri, głos miał
pełen gniewu.
-
Przeż ja nic nie robię – pożaliła się zza
Hakona.
-
Nie ogarniam – odezwał się nastolatek – siema
tak w ogóle.
Czarnowłosy nie odpowiedział.
Chwycił go za przegub z taką siła, że Hakon chwile później znalazł się za nim,
zdecydowanie zaskoczony. Ten uniósł rękę w geście obrony chłopaka, nie
spuszczając brązowych oczu z Adri.
-
Uspokój się magu – powiedziała łagodnie.
W jego lewej ręce zaczęła tworzyć
się kula ognia, ta spostrzegła to i w jednej chwili znalazła się przy nim,
chwyciwszy prawą dłonią przegub jego lewej ręki.
-
Opanuj się magu – syknęła nerwowo – jeszcze ktoś
zobaczy!
Kula zgasła momentalnie, lecz on
prawą dłonią chwycił ją za ubranie i szarpnął tak, że przycisnął ją do
ogrodzenia z siatki. Puściła go i uniosła obie dłonie do góry w poddańczym
geście.
-
Matko, coś ty taki agresywny? - zapytała
szczerze zdziwiona.
-
Co tu robisz do cholery?! - warknął do niej,
nadal jej nie puszczając.
-
Chłopie, ogarnij się – rzekł Hakon – bo będę
zmuszony jej bronić.
-
A ty co?! - warknął mag, tym razem do nastolatka
– Kandydat?!
-
Kandydat? - zapytał Hakon spoglądając na Adri.
-
Jin do diabła! - zwróciła się do tego, którego
nazwała magiem – nie, nie jest kandydatem. Nie zamierzam mu tego zrobić. Nie
będzie taki jak ja, wyluzuj, nie jestem twoim wrogiem.
-
Jestem łowcą, a ciebie nie powinno tu być –
rzekł jej, patrząc w oczy.
-
To ja mam pomysł – odezwał się Hakon, który już
powoli tracił cierpliwość – ty sobie spojrzysz tam – wskazał na budynek po
drugiej stronie ulicy – a my sobie pójdziemy tam – tu wskazał przeciwny
kierunek - i po sprawie.
-
Kim ty w ogóle jesteś? - ten nazwany przez nią
magiem spojrzał na nastolatka pytająco.
-
Jej przyjacielem – odparł tamten spokojnie –
wdzięczny byłbym, gdybyś ją puścił – dodał.
-
Spacerujemy sobie – dodała Adri, gdy mag ją
puścił. - wyluzuj chłopie – spróbowała się uśmiechnąć, lecz cofnął się o krok.
- jaki drażliwy – pożaliła się.
-
Po coś wracała? - zapytał.
-
Jestem tu „przelotem” - zrobiła znak cudzysłowu.
-
Jesteś zagrożeniem – odparł jej, zaciskając
zęby.
-
Taaaaa... jasne – wzniosła oczy ku niebu – od
piętnastu minut jak tu jestem zabiłam ze dwadzieścia osób, mówię ci! -
spróbowała zażartować, lecz on tylko zacisnął pięści.
-
To może zagrożenie – Hakon wskazał na Adri – i
głupota – wskazał na siebie, uśmiechając się lekko – po prostu sobie pójdą, co?
-
Nie mam zamiaru się z tobą bić – Adri w jednej
chwili znalazła się bardzo blisko Jina, lecz tym razem go nie dotknęła - Nie
wiem co się działo przez ten czas, który się nie widzieliśmy – szepnęła mu do
ucha swoim aksamitnym wampirzym głosem – ale dla ciebie nie jestem zagrożeniem
– umilkła na chwilę, a gdy się nie odezwał szepnęła jeszcze – Teraz ja i
człowiek sobie pójdziemy w swoją stronę, a ty w swoją. Z fartem łowco!
Ostatnie słowa wypowiedziała już
głośniej, po czym razem z Hakonem ruszyli dalej przed siebie. Uszli spory
kawałek, kiedy odwróciła się za siebie, mag stał tam gdzie go zostawiła. Głowę
miał spuszczoną, a pięści zaciśnięte, westchnęła. Nie wiedziała co się działo
przez te lata, ale najwyraźniej wampiry zaszły mu za skórę i to do tego stopnia,
iż zapomniał o ich niegdysiejszej przyjaźni. Postanowiła, że przy następnym
posiłku musi dowiedzieć się co takiego się stało.
-
Co to za typ? - zapytał Hakon, gdy podeszli pod
górkę – czego chciał?
-
To ktoś w rodzaju łowcy wampirów – odparła jakby
w zamyśleniu. – myślał najwyraźniej, że jesteś w niebezpieczeństwie.
-
Myślał, że tak w środku dnia wyssiesz ze mnie
całą krew? - Hakon zachichotał.
-
Myślę, że zaskoczyło go moje pojawienie się
tutaj. Dotychczas udawało mi się go unikać – mówiła, gdy skręcili w prawo i
mijali mały supermarket spożywczy wchodząc na osiedle jedenastopiętrowych
wieżowców.
-
I nie widzieliście się jakiś czas tak? -
dopytywał się.
-
Chodziliśmy razem do liceum – odparła – to
znaczy jak on był młodszy – dodała, jakby dla sprostowania – Jeszcze w szkole
opowiadał, jaki to z niego będzie wielki łowca i gdybym była zagrożeniem, to
nic by się nie liczyło poza zleceniem. Tylko że... to było takie gadanie, a
dziś... - westchnęła.
-
Idziemy dokądś czy tak sobie łazimy? - zapytał
chcąc zmienić temat, czuł, że przyjaciółka popada w przygnębienie. Mijali
właśnie wieżowce, lekko skręcając w lewo i znów zeszli z górki.
-
No, na górkę, na Zakaźniak – wyjaśniła.
Przeszli
przez ulicę i weszli na wrzosowiska, teren podniósł się nieco, a z daleka widać
było rozpadający się budynek. Weszli wyżej i ich oczom ukazały się ruiny
spalonego niegdyś szpitala zakaźnego. Chwile później znaleźli się w budynku i
dalej, po szczątkach schodów, ruszyli na pierwsze piętro, skręcili w prawo. To
piętro, jak i cały budynek, usłane było gruzem. Wszędzie leżało pełno
niedopałków papierosów i pustych butelek, czy tez puszek po przeróżnych
alkoholach. Już na pierwszy rzut oka widać było, że młodzież przychodzi tu
głównie w jednym celu: aby urządzać libacje alkoholowe w gronie bliższych lub
dalszych znajomych. Wampirzyca i człowiek skierowali się do jednego z większych pomieszczeń. Tam
podłoga również usłana była gruzem niczym jakimś dywanem, a zamiast ścian
działowych pozostały tylko kolumny podtrzymujące sufit. Po lewej stronie
znajdowały się balkony, również usypane gruzem. Adri skierowała się właśnie
tam, rozejrzała się jakby sprawdzając jak wiele zmieniło się od czasu, kiedy
była tu ostatni raz. Pod balkonem widać było ulicę, a za nią pas zieleni i
dalej rzekę. Odetchnęła głęboko, jakby napawając się powietrzem, przymknęła
przy tym oczy.
-
Ładny widok. – stwierdził Hakon, rozglądając się
ciekawie.
-
Ano - przyznała i weszła z powrotem pod dach.
Gruz skrzypiał lekko pod jej stopami, odwróciła się przodem do swojego
towarzysza – A teraz atakuj – rzekła zakładając jedną rękę do tyłu niczym szermierz, drugą wysuwając do przodu w
geście zaproszenia.
-
Czyli jednak trening? - uśmiechnął się
pobłażliwie.
-
Skoro prosiłeś, bym cie uczyła. - odparła.
Nic już jej nie odpowiedział.
Nawet nie protestował, wiedział już, że nie musi i że nie wolno mu patrzeć na
to, iż ma przed sobą kobietę. Rozbiegł się i zaatakował celując pięścią w
głowę. Wyminęła go leniwie, jak przy pierwszej walce wtedy na polanie, tylko że
tym razem klepnęła go w plecy mocniej, licząc na to że straci równowagę.
Stracił, lecz wyrzucił ręce do przodu i sprytnie zrobił przewrót, by chwile
później być już na nogach. Ruszył na nią, pól metra przed, pochylając się by ją
podciąć, odskoczyła niemal leniwie. Ponagliła go gestem, uśmiechając się przy
tym wrednie i ukazując kły. Zamachnął się i kopnął ją w brzuch, tym razem
trafiając. Zgięła się, chwytając go za kostkę i przekręcając tak nagle, iż cała
jego noga wraz zresztą ciała zrobiła piruet w powietrzu. Chwile później
wylądował brzuchem na gruzie, dziękując losowi, że nie połamała mu kostki. Adri
zaśmiała się odskakując. Podniósł się szybko i nie patrząc na to, że cały jest
już biały, spróbował kopnąć ją w głowę, uchyliła się z łatwością wymijając go z boku. Tym razem ona się
zamierzyła, chcąc uderzyć go bokiem dłoni pod żebra, nie zdążyła. Chłopak
obrócił się lekko i uderzył ją łokciem w plecy. Jęknęła, lądując na czworaka, a
on odskoczył uśmiechając się z zadowoleniem. Podniosła się, oczy jej
poczerwieniały. Widział to już wielokrotnie więc nie robiło to na nim wrażenia.
Oczy czerwieniały jej zawsze, gdy zaczynała się złościć. Warknęła cicho i
chwile później znalazła się przed nim, zanim się zorientował wymierzyła prosty
cios otwartą dłonią w klatkę piersiową. Odleciał kawałek uderzając plecami o
kolumnę, zakaszlał. Przekrzywiła lekko głowę przyglądając mu się, oblizała
wargi i uśmiechnęła się ukazując kły.
-
Uch... Nieźle – powiedział, wstając.
Dobiegł do niej i wymierzył kilka
kopniaków, w rezultacie trafiając ją w brzuch i wywracając na plecy. Podparła
się na łokciach i przyjrzała mu się uważnie. Nie czekał, uniósł nogę by zadać
kolejny cios w brzuch, tym razem piętą. Od turlała się i podniosła pośpiesznie.
W jednej chwili znalazła się przy nim, uchwycił tylko pieść trafiającą w jego
nos, cofnął się chwiejnie. Pomyślał, że chyba naprawdę się zezłościła.
Zaatakował pięścią w głowę. Spodziewał się uniku, a ona po prostu złapała jego
pięść i zamknęła ją w swojej, poczuł nacisk. Uświadomił sobie, że mogłaby mu
połamać palce w ten sposób, gdyby tylko użyła więcej siły. Nie czekał aż gniew
weźmie nad nią górę, wiedział już, że bywa porywcza. Drugą pięścią uderzył w
brzuch wyrywając się jednocześnie z uścisku Sekundę później, gdy się zgięła,
trafił łokciem w plecy powalając ją na ziemie, po czym odskoczył, obserwując
uważnie. Pomagając sobie rękoma podniosła się do pozycji na czworaka, spojrzała
po sobie, teraz i ona była już cała biała. Zerknęła na niego. Tyle zdążył
zauważyć, kolejną rzeczą, którą zobaczył była pieść trafiająca w jego łuk
brwiowy, zatoczył się od ciosu, a krew zalała mu prawe oko. Chciała to
wykorzystać, by go podciąć, ale odskoczył przewidziawszy jej ruch, wytarł przy
tym krew rękawem bluzy. Ruszyła w jego stronę z warknięciem, oczy
poczerwieniały jej jeszcze bardziej. Zamachnął się czekając na nią, w momencie
w którym znalazła się przy nim dostała prosto w policzek, wywaliła się na
tyłek, klnąc siarczyście. Wiedział już, że takim ciosem niewielką krzywdę
mógłby jej zrobić. Nie była wytrzymała jak wampiry, ale, jak twierdziła, była dość
wytrzymała by dowalić nie jednemu. Hakon nie przejmował się też swoją raną. Jej
lecznicza magia potrafiła go „naprawić” w ciągu kilku sekund. Nie był też
dzieckiem spod klosza. Kilka razy już się pobił z chłopakami, więc rozcięty łuk
brwiowy nie robił na nim wrażenia. Poza tym, był pewien, że nie używała całej
swej siły. Ba! Nie używała nawet połowy! Spojrzała na niego spode łba,
ocierając krwawiącą wargę.
-
Wiesz, że robię się głodna? – zapytała
zgryźliwie, jakby miała zamiar go przestraszyć.
-
Ja też – odparł jej.
Podniosła się gwałtownie i
ruszyła w jego stronę. Był przygotowany. Stał, czekając. Uznał, że właśnie
nadszedł odpowiedni moment, by jej pokazać. Przez głowę przeleciało mu, że to
niesamowita ironia losu. On, zwykły nastolatek poznaje prawdziwego pół wampira,
a parę dni później... cóż, nie jest już zwykłym nastolatkiem. Znalazłszy się
przy nim uchwyciła tylko jego szeroki uśmiech, ledwie zdążyła zauważyć, że nie
był to uśmiech człowieka.
-
Uuuoooaaaaa... – zawyła, uderzając plecami w
pozostałości jednej ze ścian granicznych pierwszego piętra.
Z nosa ciekła jej krew,
definitywnie był złamany. Zabolało i to bardzo, ale ból był niczym w porównaniu
ze zdziwieniem jakie nią zawładnęło, gdy go zobaczyła. Stał przed nią wilk –
najprawdziwszy wilkołak. Był wyższy od Hakona. Całe ciało miał pokryte brązową
sierścią. Zamiast twarzy miał długi wilczy pysk z żółtymi ślepiami o kocich
pionowych źrenicach, uszy stojące jak do psa. Nie miał na sobie nic poza
czarnymi spodenkami ze złotymi zdobieniami.
Spojrzał
na nią swoimi wilczymi oczyma i wtedy zobaczył ją taką, jaka była naprawdę.
Czerwień jej włosów, podobnie jak oczu, była jeszcze bardziej intensywna.
Ubrana w krótką, bordową bluzkę, zapinaną z przodu na zamek błyskawiczny,
posiadającą jedynie prawy, niemal przezroczysty, rozszerzany u dołu rękaw i
czarne, ledwie zakrywające pośladki, spodenki,
Na biodrach znajdował się srebrny pas z klamra w kształcie pierzastych
skrzydeł, z którego wypływał bordowy materiał. Hakon domyślił się, że gdy stała
w miejscu materiał tak się komponował, iż można było go uznać za spódnice. Całość wieńczyły wysokie aż do kolan czarne,
choć właściwie teraz białe od tynku, buty na masywnym obcasie, oraz mała
torebeczka przypięta pasami do prawego uda, ledwie widoczna spod materiału. Wilk
ruszył w jej stronę wyciągając włochatą łapę, jakby chciał ją dotknąć. Warknęła
przeciągle mimo złamanego nosa i krwi która zalała jej usta, splunęła. Z
torebeczki przy udzie wyciągnęła krótki nóż, uniosła go na wysokość oczu w
obronnym geście odskakując jednocześnie w bok.
-
Nie zbliżaj się wilku – rzekła twardo, ten
zatrzymał się w pół kroku – jeśli zamierzasz zaatakować to wiedz, że będę się
bronić. Zaciekle – dodała przez zęby.
-
Co? - nie zrozumiał – Adri przecież to ja,
Hakon.
-
Będę się bronić – powtórzyła, choć w jej oczach
zauważył niezdecydowanie.
Znów zrobił krok w jej stronę,
odsunęła się. Ciągle trzymała nóż na wysokości oczu. Wyciągnął do niej łapę,
lecz ona tylko obserwowała go badawczo. Nie potrafił zrozumieć o co jej chodzi.
Jak to atakować? Co ona w ogóle wygadywała?! Czyżby uderzyła się w głowę?
Przecież i tak walczyli. Czemu nagle wzięła to tak na poważnie? Powinien jej
powiedzieć, zamiast pokazywać. Widział, że się go obawia, lecz była to dziwna
obawa. Jakby nie bała się jego, lecz o niego. Przysiadł na zadzie, chcąc jej
pokazać, że nie ma zamiaru zrobić jej krzywdy. Wciąż go obserwowała, czekając
najwyraźniej na atak. Siedział tak dobre trzy minuty, przeszło mu przez głowę,
że tak wygląda oswajanie dziwnego zwierzęcia. Uśmiechnął się w duchu na myśl,
że mogłaby teraz do niego podejść obwąchując go ze wszystkich stron, tak go to
rozbawiło, że prawie się zaśmiał.
-
Nie mam zamiaru cię zjeść – zacytował jej
niegdysiejsze słowa.
-
Jesteś wilkiem – stwierdziła.
-
Właściwie to nie wiem co to jest – odparł –
pamiętam, że była już noc, bo księżyc świecił i że goniło mnie jakieś bydle,
obudziłem się rano w krzakach, wyglądając właśnie tak – wskazał na siebie.
Jego ostatnie słowa zatonęły w
kolejnym wyciu, które wydała z siebie nastawiając złamany nos. Splunęła tą
krwią, która napłynęła jej do ust. Siedziała teraz oparta o inny kawałek ściany
oddychając ciężko, przymknęła oczy.
Podszedł do niej powoli w momencie którym ocierała krew rękawem. Bacznie
ją obserwował, ale nie wyglądała, jakby chciała uciekać. Milczała wpatrując się
w niego z mieszaniną zdziwienia i podejrzliwości. Przykucnął i delikatnie dotknął łapą jej
policzka.
-
Przesadziłem, przepraszam – powiedział ze
skruszona miną – jeszcze nie znam tej siły...
-
Nic się nie stało, posilę się i będę jak nowa –
wysiliła się na uśmiech.
-
I tak przesadziłem... - posmutniał, przyjrzał
się swoim łapom uważnie.
-
Teraz na pewno umiesz się przede mną bronić –
znów się uśmiechnęła, tym razem przyszło jej to łatwiej - Możesz już wyjść –
dodała głośniej, patrząc gdzieś za Hakona.
Wilk teraz dopiero skupił uwagę,
na tym obcym zapachu który czuł od jakiegoś czasu. Zapach dochodził zza
przeciwległej ściany. Był dziwny, specyficzny, jak mieszanina przypraw
korzennych i spalenizny. Spojrzał w tamta stronę oczekując wroga. Napiął
mięśnie przygotowując się. Zza ściany wyszedł ten, którego Adri nazywała
magiem. Nie odzywał się obserwując bacznie ich oboje, na jego twarzy malowało
się zdziwienie.
-
Oż ty cwaniaczku! – zaśmiał się Hakon – długo tu już jesteś? - zapytał przybysza.
-
Śledził nas od osiedla wieżowców – powiedziała
Adri, nim mag zdążył otworzyć usta.
Ten oparł się o kawałek ściany
ramieniem i założył ręce na piersi. Uśmiechnął się nieco złośliwie patrząc na
Hakona, który właśnie zmienił się bezkształtną masę sierści, kłów i pazurów, z
której w ciągu jednego oddechu wyłoniły się ludzkie kształty. Hakon znów był
sobą. Mag przyglądał się przez chwilę Adri, po czym podszedł do niej i
bezceremonialnie chwycił ją za brodę przekręcając jej głowę na boki, oglądając
nastawione złamanie.
-
Nieźle ci się dostało – rzekł z lekka nutką
drwiny w głosie. Spojrzał na nastolatka – To ciekawe wiesz? - zapytał podnosząc
się – ona mogłaby cie zabić mimo to.
-
Nie, nie dałabym już rady – odparła robiąc
urażoną minę.
-
Kłamiesz – rzekł krótko z taką pewnością, jakby
już kiedyś widział podobną sytuację.
-
Marudzisz – odezwał się Hakon – niby skąd to
wiesz?
-
Znam ten.. - przywiesił głos i spojrzał Adri
prosto w czerwone oczy - ..gatunek.
-
Wystarczy – warknęła podnosząc się, chwyciła
maga za koszulkę - Zamknij się już – jej głos mógł zarysować diament.
Mag nie drgnął nawet. Hakon
przyglądał się sytuacji, nie bardzo wiedział co zrobić. Czerwonowłosa i Jin
przez dłuższą chwilę mierzyli się spojrzeniami. W końcu puściła go, w jednej
sekundzie stała już dwa metry od niego, znów znajdując się przy Hakonie.
-
Nie chce z tobą walczyć Jin – powiedziała.
-
Mam za zadanie chronić ludzi – odparł jej
twardo.
-
Ale ja mu
nic nie zrobiłam! - wskazała na Hakona – Śledziłeś nas, widziałeś co się
działo, uczę go do cholery, by mógł się przy mnie czuć bezpiecznie!
-
Właśnie, taki kurs samoobrony – dodał
nastolatek.
-
Poza tym, on nie jest człowiekiem - rzekła
jeszcze.
-
Odejdźcie stąd.
Adri
po prostu podeszła do nastolatka bez słowa, chwyciła go za rękaw bluzy i
pociągnęła za sobą w błękitne drzwi, które otworzyły się obok nich. Wylądowali
u niego w ogrodzie, wampirzyca usiadła na bujanej huśtawce, patrzyła gdzieś w
dal. Wzrok miała mętny, jakby była nieobecna duchem, Hakon przysiadł się obok i
objął ją ramieniem, chcąc pocieszyć.
-
Dlaczego
jesteś inaczej ubrana? - zapytał, chcąc odgonić jej myśli od spotkania z
magiem.
-
Znaczy
jak inaczej? - spojrzała na niego.
-
No, masz czarno bordowy strój – odparł – w
którym zresztą ci do twarzy – dodał uśmiechając się łobuzersko. Wiedział, że
lubiła ten uśmiech.
-
Ach to... - rzekła jakby się zastanawiając – nie
jesteś już człowiekiem – zaczęła – teraz masz to magiczne widzenie, co każda
magiczna istota – wyjaśniła – widzisz mnie taka jaka jestem naprawdę.
-
Ooooo... - powiedział przeciągle – Fajnie! Bo się
obawiałem, że jednak jesteś stara pomarszczoną czarownicą ze szpiczastym
kapeluszem i brodawką na haczykowatym nosie!.
Zaśmiała się, bo jednak ją
rozbawił. Zawsze potrafił odciągnąć jej myśli od problemów
-
A więc
jesteś wilkołakiem – rzekła, już poważniejąc.
-
Czy to jakiś problem? - zapytał.
-
Nie, jeśli nie masz ochoty mnie rozszarpać.
-
A powinienem mieć na to ochotę? Czy wilkołaki
już tak mają? - ton jego głosu zabarwiony był autentyczną ciekawością.
-
Z tego co mi wiadomo –zaczęła – wilki i wampiry
to odwieczni wrogowie. Ponoć nienawiść do siebie mamy w genach. Nie zauważyłeś
że specyficznie pachnę?
-
No tak, ale co z tego?
-
Nie wiem, nigdy żadnego wilka nie spotkałam –
odparła szczerze.
-
Jedno wiem na pewno – rzekł raźno – nie czuje do
ciebie nienawiści – uśmiechnął się.
-
Ja do ciebie też nie – odparła i również
uśmiechnęła się lekko.
Nastała minuta ciszy, jakby oboje
nie bardzo byli pewni, że są realnie obok siebie, nagle Adri klasnęła w ręce.
-
Ty słuchaj! - zawołała – tyś miał spodenki na
sobie – zrobiła szelmowską minę, jakby odkryła tajemnicę zaginionego klejnotu.
-
No i? - chłopak widocznie nie zrozumiał jej
ekscytacji.
-
No ale jak miałeś spodenki? Zamieniło cię tak w
wilka w spodenkach? To jakaś groteska! - zaśmiała się.
-
A to – machnął ręką – to nie, te spodenki
nałożyłem po przemianie i tak już zostały, gdy wróciłem do postaci człowieka,
też byłem w ubraniu, jakbyś nie zauważyła – posłał jej zawadiackie spojrzenie.
-
A gdzie ześ kupił spodenki z dziurą na ogon?!
-
Adri, ty to jak coś powiesz... - żachnął się –
sobie wyobraź, że taki zdolny jestem i dziurę sam se wyciąłem – wyszczerzył
zęby w uśmiechu.
-
Aaaaaaa – powiedziała przeciągle – takie buty. A
właściwie gdzie się podziewa cała twoja cielesna powłoka, gdy jesteś wilkiem?
-
A co ty wywiad z wilkołakiem robisz?
-
Jestem ciekawa! - zaprotestowała.
-
A ja jestem wilkiem dwa dni, więc w tej chwili
wybacz, ale nie udzielę komentarza. Nie znam się to się nie wypowiem – wystawił
do niej język, zachichotała w odpowiedzi.
Siedzieli tak przez dłuższą
chwilę nie odzywając się do siebie. Hakon obserwował przyjaciółkę z nową
ciekawością, jakby po raz pierwszy ją zobaczył. Wyglądała tak inaczej, a
jednocześnie tak samo. Jej oczy, już niebieskie wpatrywały się gdzieś w dal,
włosy, dziś związane wysoko w koński ogon, idealnie komponowały się z bordowymi
częściami stroju. Była pełna wyniosłości i elegancji, a jednocześnie, po
sposobie w jaki siedziała, wywnioskować można było, że jest zwinna niczym kot.
Miał wrażenie, że siedzi obok niego postać z anime lub jakiejś gry fantasy.
Zresztą to wszystko co działo się od kilku dni zakrawało na scenariusz do
jakiegoś filmu.
-
Muszę zapolować – rzekła, wstając.
Hakon również wstał, chciał coś
powiedzieć, ale nie zdążył. Sekundę później drzwi zaklęcia teleportacyjnego
zamknęły się za nią. Usiadł z powrotem analizując w głowię to, co dziś się
wydarzyło. Nie minęła jeszcze cała doba, a już
dowiedział się tylu nowych rzeczy. Był wilkiem, który, najwyraźniej
wbrew naturze, przyjaźnił się z wampirem. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek
pozna tego, który mu to zrobił. Na pewno był jakiś stwórca, przecież
wilkołakiem nie zostaje się tak samemu z siebie, prawda? Siedział na bujanej
huśtawce ogrodowej, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Zapalił papierosa.
Minęło parę minut i pojawiła się ona.
-
Wilku potrzebuje twojej pomocy – powiedziała,
nie kłopocząc się o jakikolwiek wstęp.
>>*<<
Rozkręca sie ^^
OdpowiedzUsuńMolly chan czytała
No to machina ruszyła :) Czekam... Sakura Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuń