13 czerwca 2015

Życzenie Półkrwi - rozdział 4

Rozdział 4

Utkwił wzrok w liściu tlącym się na najdalej wysuniętej gałęzi sporego drzewa. Reszta rośliny była już mocno nadpalona. Gdyby nie jej wodna magia, zapewne większość obszaru na którym się znajdowali, już dawno strawiłby ogień. Siedział teraz na trawie, podkulając kolana pod brodę. Spojrzał na nią, a wiatr zawiał lekko, wichrząc jej czerwone włosy. Zastanawiał się jakie myśli wędrują jej po głowie. Patrzyła przed siebie, a jej twarz nie zdradzała żadnych emocji. Niebieskie oczy, wpatrzone w ten sam liść, były nieruchome. Zdawać by się mogło, że w ogóle nie musiała mrugać. Zerknął na napis rozpościerający się teraz od ramienia, aż po sam nadgarstek. Miał na sobie bezrękawnik, więc nic nie zasłaniało mu liter. Nie chciał zresztą nosić niczego innego, gdyż każde dotknięcie blizn powodowało, że napis świecił się na czerwono, co sprawiało mu ból. Jego wzrok powędrował z powrotem na liść. Ile razy już dziś używał magii? Stracił rachubę. Za każdym razem było to troszkę łatwiejsze niż poprzednio. Zauważył nawet, że odrobinę mniej energii zużywa na ukształtowanie każdego następnego zaklęcia. Możliwość czarowania tylko w postaci wilka, była nieco drażniąca, za to siły regenerowały się szybciej, gdy zmieniał się w człowieka.  Przez prawie cały dzień, który spędzili na tych zapomnianych przez ludzi wzgórzach, nauczył się jedynie szybciej tworzyć płomień i strzelać nim na odległość kilkudziesięciu centymetrów.  Kiedy pierwszy raz usłyszał, że będzie mógł tworzyć ogniste pociski, nie sądził, iż będzie to aż takie trudne. Jednak nie to było teraz problemem. Dobrze wiedział jaka myśl przewija się w tej chwili przez jej umysł. Wiedział to, bo taka sama myśl wciąż dawała o sobie znać i w jego głowie. Znów spojrzał na napis. Wezwanie...


-        Dochodzi północ. - odezwała się, przerywając ciszę.
Wstał. Ręce opuszczone miał wzdłuż ciała, patrzył w ziemie. Nie odzywał się przez kilka minut. Rozważał w głowie to, o co ją poprosił. Czy na pewno powinna tam z nim iść? Oglądając jego ranę stwierdziła, że zrobienie czegoś takiego wymaga dużej wiedzy magicznej i niezwykłych umiejętności. Czy w związku z tym powinna się narażać? Był prawie pewien, że tę wiadomość wysłały mu wilki. Czuł to po prostu we krwi. Po tym, co mu powiedziała o różnicach między ich gatunkami zastanawiał się gorączkowo, czy powinien ją tam brać? Wiedział instynktownie o który most chodzi, lecz jeśli będzie tam jakiś wilk wprawiony w magii... Hakon nie bardzo znał się na czarach, był natomiast pewien, że pazury przeciw nim niewiele zdziałają. No dobrze, Adri potrafiła posługiwać się magią, ale jak dobra była w tej sztuce? Czy lepiej niż adresat wiadomości? Czy wystarczy jej sił? Kilka godzin temu wyjaśniła mu, że szybciej męczy się używając zaklęć. Dlatego zawsze zwleka, by się do nich uciec. Spojrzał na swoje dłonie. Po całym dniu pracy jego własne umiejętności były poniżej żałosnego poziomu. Zastanowił się przez chwilę nad opcją nie odpowiadania na wezwanie. Nie. Kogo chciał oszukać? Jeśli potrafili napisać taką wiadomość, na pewno potrafili znaleźć go bez trudu. Znów utkwił w niej wzrok. Chciał, by została. Chciał cofnąć swoją prośbę, już otwierał usta, ale... zawahał się. Bał się iść tam sam. Przyjrzał się jej uważniej, miała zacięty wyraz twarzy. Nagle uświadomił sobie, że co by nie powiedział, ona i tak z nim pójdzie. Ucieszył się w duchu, lecz jakaś jego cząstka bardzo się zmartwiła. Jakby się zastanowić, nie powinien obawiać się wilków. Może w końcu chcieli wyjaśnić dlaczego mu to zrobili. Czy gdyby przyprowadził ze sobą wampira, straciłby szansę na pokojową rozmowę? Z drugiej jednak strony, gdyby chcieli z nim porozmawiać i wyjaśnić, czy nie powinni zrobić tego tej nocy, gdy jego życie tak nagle się zmieniło? Zacisnął pięści i zmienił się w wilka.
-        Chodźmy. - powiedział, głos miał wyprany z emocji.
Podeszła do niego bez słowa i chwyciwszy go za dłoń przeniosła na most, którym przechadzali się kiedyś, podczas jednego ze spacerów. Hakon jeszcze raz się jej przyjrzał. Miała na sobie ten swój strój, w którym wyglądała, jakby urwała się z jakiegoś filmu fantasy. Zauważył, że bezwiednie poklepała się po małej torebeczce przy udzie, jakby dla sprawdzenia, czy czegoś nie zapomniała.  Nie patrzyła na niego. Wzrok miała skierowany przed siebie, ale dobrze wiedział, że uważnie obserwuje też teren po bokach. Patrząc na nią stwierdził ze zdziwieniem, że jej oczy się zmieniły. Były czerwone, co nie stanowiło nowości, lecz tym, co go zaskoczyło był ich kształt. Zewnętrzne kąciki uniosły się lekko ku górze, a źrenice trochę spłaszczyły w pionie, nadając im kociego wyrazu. Weszli na most. Doszli do mniej więcej połowy i zatrzymali się. Na pobliskiej wieży zegarowej wybiła północ.  Adri rozejrzała się uważnie, po czym znieruchomiała niczym posąg. Hakon również omiótł wzrokiem obszar wokół nich, lecz nic nie zauważył.

            Usłyszała warknięcie z prawej, powiodła wzrokiem w tę stronę. Z górnej części mostu zeskoczył wielki wilk, o krwawoczerwonej sierści. Rzucił się na nią i nim zdążyła zareagować, przygniótł ją do ziemi. Warknął jej prosto w twarz. Spojrzała w jego ślepia i również warknęła przeciągle, ukazując przy tym kły.
-        Złaź kundlu!
Chwyciła go za przedramiona i przerzuciła sobie nad głową. Podniosła się nim jeszcze wylądował ryjąc pyskiem w powierzchnie mostu. Hakon w jednej chwili znalazł się przy niej. Pochylił się lekko, gotowy do walki. Czerwony wilk wstał, utkwiwszy ślepia w pobratymcy. W  momencie doskoczył do niego, uderzając pięścią w pysk z taką siła, że tamtego odrzuciło na dobry metr. Adri nie zdążyła nawet się obrócić, a wilk już był przy niej. Wymierzył cios w brzuch Błyskawicznie chwyciła go za rękę i okręciła się, przerzucając go nad sobą. Z gracją wylądował na czterech łapach. Dhampirzyca warknęła ostrzegawczo, gdy ten podniósł się i spojrzał na nią ślepiami pełnymi nienawiści.
-        Czego chcesz, do diabła?! - jej głos przesycony był gniewem.
Nie odpowiedział. Przebiegło jej przez głowę, że to, co słyszała o wilkach, to prawda. Zapamiętale nienawidziły wampirów. Nie wiedziała co było tego powodem. Nie dane jej było też zastanowić się, dlaczego Hakon nie przejawia takich predyspozycji. Przeciwnik już do niej doskoczył, wymierzając kolejny cios. Jego pięść trafiła w nastolatka, który właśnie ją zasłonił. Krzyknęła, gdy został powalony na ziemie. Chwile potem solidny kopniak tylną łapą odrzucił ją na dobry metr. Uderzywszy plecami o balustradę mostu, jęknęła głośno. Podniosła się powoli, obserwując napastnika. Kątem oka uchwyciła, że jej przyjaciel już stał na nogach. Ukazała kły.
-        Teraz się zdenerwowałam. – powiedziała przez zęby.
-        Co tu robi ta pijawka?! - czerwony wilk zwrócił się do Hakona, jego głos wręcz ociekał pogardą.
-        Ta „pijawka” to moja przyjaciółka – odparł tamten.
Wilka najwyraźniej rozwścieczyła ta odpowiedź. Warknął raz jeszcze i doskoczywszy do nastolatka wymierzając kolejny, wściekły cios. Ten zrobił unik, tak jak uczyła go Adri. Dhampirzyca uśmiechnęła się, lecz twarz jej spoważniała sekundę później, gdy przeciwnik dosięgnął młodego wilka mocnym uderzeniem prosto w pysk, powalając go na ziemie. Czerwonowłosa stanęła w lekkim rozkroku i wyrzuciwszy obie ręce przed siebie sięgnęła do źródła, zaczerpnęła i krzyknęła.
-        Mizu!
Ze środka dłoni wystrzeliła woda pod ciśnieniem, trafiając czerwonego wilka z taką siłą, że odleciał aż do przeciwnej barierki, uderzając w nią bokiem. Przez głowę Hakona mimowolnie przeleciały informacje, odnośnie zaklęć, jakimi zdążyła się z nim do tej pory podzielić. Powtarzała cały czas, że czary, to głównie energia, lecz czasem, by szybciej i łatwiej ją ukierunkować, można posłużyć się jakimś słowem. Pozwalało to szybciej się skoncentrować, o ile słowo to na stałe zostało przypisane do konkretnego zaklęcia. Niewiele zaklęć do tej pory używała przy nim, jednak wiedział, że bez względu na to, jakie to było zaklęcie, jeśli łączyło się z wodą, zawsze powtarzała to jedno słowo. Mizu. Nie był do końca pewien, ale to chyba znaczyło „woda” po japońsku. Kiedy ją o to pytał, wyjaśniła mu, że polskie słowa do jej zaklęć jakoś nie pasują. Wiedział, że uwielbia  Japonię, ten język i broń. Dlatego też, czasem nawet w zwykłej rozmowie, używała japońskich odpowiedników poszczególnych słów. Był pewien, że gdyby miała miecz, byłaby to japońska katana.
-        Jeszcze raz go tknij, mokry kundlu, a to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobisz w życiu. - warknęła, kiedy czar wygasł, po czym cofnęła się i Kątem oka spoglądając na przyjaciela, zapytała – W porządku?
-        Tak, nic mi nie jest – odparł, wstając i wycierając krew z pyska.

Jej wzrok ponownie powędrował w stronę napastnika. Ten otrząsnął się z wody jak to robią psy, po czym ruszył w ich stronę na czworaka. Hakon również ruszył do przodu. Chciał zaatakować, ale jego wilczy przeciwnik był szybszy, skoczył rzucając się na nastolatka, kopniakiem powalając go na ziemie. Otworzył pysk, jakby chciał wgryźć się w ciało młodego wilka, lecz nie zdążył. Dhampirzyca w jednej chwili doskoczyła do niego, przywalając mu z całej wampirzej siły, prosto w jego rozdziawiony pysk. Odrzuciło go to na spora odległość. 
-        Spieprzaj, powiedziałam! - wrzasnęła w gniewie.
-        O! Widzę pijawka pokazuje pazurki – rzekł z drwiną, wstając powoli. Splunął – a co do ciebie – zwrócił się do Hakona - przynosisz hańbę naszemu gatunkowi!
-        Hańbę?! - wrzasnęła Adri – Zaraz ci pokażę hańbę! - zacisnęła pięść kipiąc złością. Uniosła rękę do góry, kierując w stronę wilka, po czym wysunęła palec wskazujący – Ty przynosisz największą hańbę, atakując własnego pobratymce!
W momencie znalazła się między swoim przyjacielem, a przeciwnikiem. Uniosła do góry rękę w obronnym geście, tak jak niegdyś mag. Chciała trzymać przyjaciela za sobą, w bezpiecznej odległości. Miała upartość wypisaną na twarzy i determinacje w oczach.
-        Posłuchaj psie – powiedziała przez zęby – albo powiesz nam czego chcesz, albo znikniemy stąd szybciej niż zdążysz zauważyć – ostatnie słowo utonęło w warknięciu.
Wilk nie odpowiedział. Cofnął się jeszcze i warknąwszy przeciągle wzniósł pysk ku niebu. Adri spięła mięśnie przygotowana na atak lub jakieś zaklęcie. Zawył. Kilka sekund później na most wkroczyły trzy inne wilki. Zajęły miejsca za czerwonym, dając do zrozumienia, że to on jest szefem. Wszystkie cztery przysiadły na zadach, ale dhampirzyca ani myślała się rozluźniać. Węszyła w tym jakiś podstęp. Nie zwykła zresztą ufać osobom, które zaczynają konwersacje od pięści. Przeszło jej przez myśl, że z czterema mogą sobie nie poradzić. Co prawda nigdy wcześniej nie walczyła z żadnym wilkiem, jednak czterech na dwoje? To zawsze dawało nierówne szanse. Obserwowała ich uważnie, analizując czy dałaby radę choć trochę ich osłabić, zanim będą zmuszeni uciekać. Wiedziała, że jeżeli dysponowali na tyle potężną magią, aby zostawiać wiadomości, byli też zdolni ich znaleźć. Zarówno ona jak i przeciwnicy milczeli przez dłuższy czas.
-        Dlaczego przyjaźnisz się z wampirem? - czerwony wilk zwrócił się do Hakona. Pogarda w jego głosie niemal fizycznie raniła – Jesteś jednym z nas!
-        Nie prosiłem się o to , by być jednym z was.
-        Nie gatunek czyni cię tym kim jesteś – dodała swoje trzy grosze.
Nadal stała między przyjacielem, a czterema wilkami. Rękę miała uniesioną w obronnym geście, tak na wszelki wypadek, by zatrzymać go, gdyby chciał przejść do przodu. Chciała go bronić, nieważne za jaką cenę... Nawet, jeśli będą musieli uciekać już do końca życia. Spojrzała prosto w ślepia czerwonego wilka. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, lecz ten odezwał się pierwszy.

-        Nazywam się Dakon – przedstawił się – jestem twoim stwórcą - jego spojrzenie zwrócone było wprost na Hakona.
-        Więc to ty – w tej chwili młody wilk rozpoznał to bydle, które zaatakowało go kilka dni temu.
-        Obserwowaliśmy cię od dawna – ciągnął czerwony – Twoja krew ma wiele wspólnego z naszą. Mamy wspólnych przodków - wyjaśnił. 
Przyjrzał się dhampirzycy. Przeszło mu przez myśl, że mógłby, tak najzwyczajniej w świecie, uderzyć ją piorunem. Zastawiał się jednak nad możliwością jej kontrataku. Wiedział na pewno, że znała jedno zaklęcie. Ale czy było to tylko zaklęcie, czy może zdolność? Czy była aż tak wiekowa? Może jej ludzcy przodkowie pałali się magią? Jaką zdolność mogła posiąść dzięki temu? Czy półkrwi mogła mieć zdolność? Na ile była dzięki temu silna? Nagle spostrzegł jej oczy, czerwone, zdeterminowane. Oczy osoby zawziętej, silnej. Takiej, która pójdzie na całość, jeśli trzeba. Jego wzrok powędrował na jej rękę, która odgradzała Hakona od reszty watahy. Czyżby faktycznie go broniła? Grała przed nimi? W jakim celu? Może nie wiedziała? Jeśli nie wiedziała, znaczyło to, że była bardzo młoda. Jednak gdyby wiedziała, czy broniłaby wilka? Czy przyjaźniłaby się z nim? Jeśli była młoda, istniała szansa, że niewiele potrafi, choć mogła jedynie udawać. Czy była na tyle potężna, aby zwabić młodego, niedoświadczonego wilka, przyjaźnią i potem rozprawić się z cała wataha? Wątpił w to. Poza tym  te oczy. Były dziwnie prawdziwe. Nie sądził, aby była aż tak dobrą aktorką. Bardziej prawdopodobne było, że jednak nie wiedziała, lecz to nie wykluczało jej, jako potencjalnego zagrożenia. Zauważył również, że nie atakowała. Broniła tylko siebie lub Hakona. Postanowił zatem być powściągliwy w decyzji o uznaniu jej za wroga. Tym bardziej, że to mogła być ona. Ta, która jest nadzieją.
-        Zabijmy ją! - krzyknął jeden z wilków.
-        Spróbuj szczęścia – syknęła. Odsunęła ręce od ciała i zgiąwszy je w łokciach, machnęła dłońmi, w geście przyzwania przeciwnika do siebie - No chodź, zapraszam - wyszczerzyła kły.
-        Nie! - odparł Dakon – Uparty gnojek będzie jej bronił.
-        Nie wyrażaj się kundlu! - rzekła z pogardą. - Gdzie byłeś, gdy nie wiedział czym się stał?! - wskazała na przyjaciela – Gdzie byłeś, gdy nie wiedział jak polować?! Gdzie byleś, gdy uczyłam go magii?! - wrzasnęła – Gdzie byłeś jego wspaniały stwórco?! Gdzie do cholery i jakim prawem przychodzisz tu teraz, żądając od niego czegokolwiek?!
-        Nie znasz naszego świata – odparł, nie zważając na jej złość. - Rada nie pozwala mi się zbliżyć do niego. Twierdzą, że popełniłem błąd, przyjmując do naszej watahy, przyjaciela wampira! - wykrzyczał dwa ostatnie słowa. - Nawet teraz działam wbrew naszemu prawu. – rzekł już spokojniej - Lecz jeśli nie ma innego wyjścia, musimy pogodzić się z tym co się stało.
Milczała uparcie, wpatrując się we wszystkie cztery wilki i w każdego z osobna. Kiedy jej wzrok spoczął na czerwonym, ten ruszył w jej stronę. Napięła wszystkie mięśnie, gotowa w razie czego się bronić - siebie lub przyjaciela. Zmarszczyła brwi. Rozmowa rozmową, ale za żadne skarby nie zaufałaby wilkowi, który jako swoje imię na powitanie przedstawia włochatą pięść i ostre zębiska. Ku jej zdziwieniu podszedł powoli i wyciągnął w jej stronę łapę na której spoczywała mała, drewniana szkatułka. Adri spojrzała na pudełeczko, potem na wilka i znów na pudełeczko. Milczała.
-        Przyjmij to – rzekł wilk - W środku jest indyjski pąk dzikiej róży – wyjaśnił - kiedy będziesz miała go na sobie, nie wyczuje cie żaden wilkołak.
Miała ochotę mu powiedzieć, by wsadził sobie ten prezent tam, gdzie słońce nie dochodzi. Za kogo on się u diabła uważał?! Atakuje bez ostrzeżenia nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia, a teraz próbuje zdobyć jej przychylność jakimiś prezentami. Po co? By poczuła się zobowiązana? By straciła czujność? Uznała jednak, że jest to jakiś rodzaj próby pokojowego porozumienia. Przyjęła szkatułkę. Mimochodem oblizała wargi i kątem oka spojrzała na przyjaciela. Stał tam gdzie go zostawiła, obserwując w milczeniu całą sytuację. Zastanawiało go, co sprawiło, że czerwony wilk nagle zmienił nastawienie do dhampirzycy. Lecz nie odzywał się. Uznał, że jeśli dane mu będzie się dowiedzieć, zostanie mu to powiedziane. Nie był pewien, czy chciałby zagrzewać miejsca w watasze, która atakuje jego przyjaciół.
-        Co zamierzasz teraz zrobić? - pytanie skierowała do Dakona, w jej głosie dało się wyczuć sztuczną obojętność.
-        Początkowo chciałem cię zabić, żeby rada nie miała się do czego przyczepić – na te słowa ona spięła się jeszcze bardziej - lecz widzę, że łączy was silna więź – kontynuował - Dlatego daje ci ten pąk, aby żaden wilkołak nie wyczuł cię, gdy jest z tobą Hakon.
-        Dziękuje zatem – rzekła, siląc się na uprzejmy ton, choć nie otworzyła pudełeczka.
-        Dla ciebie też coś mam – przywódca watahy zwrócił się do młodego wilka - Garin podaj miecz – skierował te słowa do jednego z obecnych za nim.
Szary wilk podszedł do niego i podał mu długi miecz w czarnej pochwie. Adri od razu zauważyła na niej złote zdobienia, oraz napis wyjawiający do kogo ów miecz należy. Dakon dokładnie obejrzał broń, po czym podał ją Hakonowi.
-        To twój wilczy miecz - wyjaśnił. - jesteś teraz członkiem watahy – dodał.
-        Dziękuje – odparł tamten ostrożnie.

Dhampirzyca niespodziewanie ruszyła w stronę czerwonego wilka. Znalazłszy się przy nim wyciągnęła do niego prawą dłoń w geście zgody. Ten spojrzał na jej rękę i na nią, w jej czerwone oczy. Jeszcze raz przeleciało mu przez myśl pytanie. Czy ona nie wie? Czy tylko udaje? Co będzie jeśli się dowie? Czy Hakon będzie z nią bezpieczny? A może...? Czyżby to naprawdę była ona? Czerwonowłosa...
-        Żaden wilk, który pierwszy nie zaatakuje mnie lub moich przyjaciół, nie musi się obawiać niczego z mojej strony – rzekła oficjalnym tonem.
-        Miło mi to słyszeć - uścisnął jej dłoń włochatą łapą - Jednak pamiętaj. To spotkanie nie miało miejsca – przestrzegł ją.
-        Jasne, rozumiem – odparła, wyswobadzając rękę.
-        Musisz wiedzieć, że to nie jest zwykły miecz. – Dakon zwrócił się do nowego członka watahy – Kiedy wbijesz go w ziemię, otworzy wilczy krąg, a gdy wejdziesz w niego i dotniesz rękojeści, będziesz mógł przenieść się do dowolnego, znanego ci miejsca.
-        O wow... to na pewno się przyda. – uśmiech wypłynął na wilczy pysk Hakona.
-        Dobrze, teraz odejdziemy – rzekł czerwony, wracając do swoich - Pamiętajcie, to spotkanie to tajemnica – dodał jeszcze.

            Jeden z wilków podniósł się i wyciągnąwszy miecz z pochwy na plecach, wbił go w ziemie. Wokół klingi utworzył się złoty krąg i wszystkie wilki weszły do niego. Adri od razu poczuła przepływ energii magicznej. Bez wątpienia ta wataha była silna. Czy wszystkie wilki były takie? Czy jej przyjaciel również rozwinie taką potęgę? Chwycili za rękojeść i chwile później nie było śladu, ani po nich, ani po mieczu, czy okręgu. Wampirzyca podeszła do balustrady mostu i najzwyczajniej w świecie usiadła opierając się o nią plecami, podkuliła kolana pod brodę i westchnęła głęboko, jakby z ulgą. Jej oczy wróciły do normalnego stanu i koloru, spojrzała na przyjaciela.

***
            Złoty krąg pojawił się na piasku. Cztery wilki w jednym momencie zjawiły się obok miecza. Trzy z nich zniknęły już po chwili, ostatni zmienił się w człowieka. Młody, przystojny mężczyzna o marchewkowo rudych, związanych w kitkę włosach, ruszył przed siebie. Miał bose stopy, a jedyne jego ubranie stanowiły lniane, jasne spodnie. Z kieszeni wyjął najnowszy smartphone. Zielone oczy przebiegły po liście kontaktów, a zręczne palce wybrały numer. Musiał ją powiadomić.
-        Człowieku! - zawołała od wejścia – nie idzie się do ciebie w ogóle dodzwonić!
-        Powinnaś wiedzieć, że w postaci wilka nie mogę używać telefonu – odparł jej spokojnie – nie widziałaś tego w swoich wizjach?
-        Czy ty myślisz, że ja obserwuje każdą istotę ludzką, albo chociażby magiczną dwadzieścia cztery na siedem?! - awanturowała się.
-        „Cześć” byłoby lepszym przywitaniem – skwitował, idąc powoli, zatapiając bose stopy w piasku, lubił jego chłód nocą.
-        Och przepraszam Dakon – powiedziała przeciągle – lepiej mi powiedz, co wiesz – poprosiła przymilnie.
-        Możliwe, że to ona – odparł krótko – półkrwi, broniła szczeniaka.
-        Zależy jej na nim – skomentowała rozmówczyni – czy jest możliwość, że to jego zabije?
-        To ty powinnaś to wiedzieć – skwitował – ty jesteś jasnowidzką.
-        Dobrze wiesz, że nie widzę decyzji. Widzę tylko okoliczności, które do nich doprowadzają – odparła z dziwnym, jak na nią, spokojem – Poza tym, jest jeszcze za wcześnie. Obrazy są zbyt niejasne.
-        Rozumiem.
-        Trzeba będzie ich obserwować – podjęła decyzję – powiadomię resztę – po czym rozłączyła się.
Rudowłosy mężczyzna spojrzał w niebo, odnalazł na nim wielki wóz i utkwił w nim wzrok. Palcami u stóp zagłębiał się w piasek coraz mocniej. Westchnął. Czy ona odda im życzenie? Czy naprawdę mogą na to liczyć? Westchnął ponownie i usiadł na piasku wpatrując się w spokojne morze przed sobą.

***
-        Noooo... to przynajmniej wiemy kim jest twój tatuś – rzekła z cieniem rozbawienia - Swoją drogą ciekawe, czy wampiry też mają jakąś najwyższą radę – zastanowiła się na głos.
-        Nic ci nie jest? - zapytał, przysiadając się do niej.
-        Trochę poobijana, to wszystko – odparła i spojrzawszy na niego zapytała – Z tobą wszystko okey? Parę razy oberwałeś - sięgnęła dłonią w stronę jego pyska, by lepiej mu się przyjrzeć – Strasznie narwane z was stworzenia.
-        Wszystko gra - odparł wesoło, szczerząc wszystkie zębiska w szerokim uśmiechu - Hej, pokaż do pudło, ciekawe jak wygląda ten kwiatek – zachichotał.
-        Ach, faktycznie, prawie o tym zapomniałam.
Ustawiła szkatułkę tak, by oboje mogli się jej dobrze przyjrzeć. Pudełeczko miało kształt prostokąta. Zrobione było z jasnego drewna i pachniało lekko lasem. Na wieku zauważyła wyrzeźbiony czerwony znak wilczego łba. Na obu krańcach zaś, złote zdobienia, takie same jak na pochwie miecza. Powoli, lekko drżącą dłonią otworzyła szkatułkę. W środku na wyściełanym czerwonym aksamicie leżał bordowy pąk róży. Wyglądał tak samo, jak każdy inny, z jedną tylko różnicą. U nasady ozdobiony był białymi płatkami kwiatów. Według Adri, można było to porównać do płatków stokrotki. Czubek kwiatu łączył się ze srebrnym wisiorkiem, który z kolei łączył się z łańcuszkiem tego samego koloru. Wzięła łańcuszek w ręce i przyłożyła do swojej szyi jakby mierząc.
-        Niech i tak będzie – rzekła.
-        Ładnie ci w nim – skomentował.
Zapięła łańcuszek i kwiat zawisł na jej szyi, chwile później poczuła się dziwnie. Nie umiała określić  co to za uczucie, jakby jednocześnie czuła się zmęczona i pełna energii. Zakręciło jej się w głowie. Przez dosłownie sekundę zdawało jej się, że wszystkie kolory poznikały ustępując różnym odcieniom czerni. Zrobiło jej się gorąco, potem zimno. Wtedy zapachy uderzyły ją niczym niespodziewany cios. Gdyby nie siedziała, zapewne by się zachwiała. Chciała unieść dłoń do skroni, lecz wrażenie minęło nagle. Usłyszała okrzyk zdumnienia, jaki wydał z siebie nastolatek. Spojrzała na niego ze zdziwioną miną. Wskazał miejsce, gdzie widział podarowany kwiat. Zerknęła. Nie było go tam. Zamiast wisiorka miała w tym miejscu tatuaż z kwiatem róży w pełnym rozkwicie. Wzruszyła ramionami.
-        Przynajmniej nie będzie kolidował z moim krzyżem – rzekła.
Faktycznie miała jeszcze na szyi srebrny krzyż z czerwonym oczkiem w samym środku. Krucyfiks wisiał również na srebrnym łańcuszku, ale dużo dłuższym.
-        I jak działa? - zapytała.
-        Hmmm... pachniesz...eee... kurde! Ty pachniesz różami – odparł zaskoczony – twój wampirzy zapach całkowicie znikł!
-        No i gitara – uśmiechnęła się.
-        Gitara? A co, grasz? - zapytał.
-        Eee... w co? - nie zrozumiała.
-        No mówisz, że gitara, to pytam, czy grasz – odparł z uśmiechem.
-        Ah – zachichotała – nie, nie, to takie powiedzenie – wyjaśniła.
-        Przecież wiem, nabijam się – zarechotał, a ona mu zawtórowała.
Hakon wstał. Chwycił miecz i wyciągnął go z pochwy. Przyjrzał się klindze z zaciekawieniem.
-        Czy to nie dziwne? - zapytał – Czarne ostrze.
-        Faktycznie – odparła, również wstając - Ostre chociaż, czy tak na pokaz?
Machnął mieczem lekko w powietrzu. Idealnie układał się w dłoni, był też perfekcyjnie wyważony. Najwyraźniej stworzony specjalnie dla niego. Machnął raz jeszcze i wtedy jeden z metalowych słupków został skrócony o kilka centymetrów. Odcięta część zsunęła się za balustradę i wpadła do wody z cichym pluskiem.
-        Chyba ostry – wilk uśmiechnął się, szczerząc zęby.
-        Fajnie – rzekła nieco speszona – tylko nie machaj tym przy mnie. Wolałabym nie zostać skrócona o głowę - zażartowała.
-        Spoko, tylko sprawdzałem - zaśmiał się, chowając miecz – Mam tylko nadzieję, że nie wyniknie z tego żadna patologia. – zastanowił się na głos.
-        Nawet jak wyniknie, to teraz jesteś postrach okolic! – zachichotała – Więc nikt ci krzywdy nie zrobi. Poza tym jak coś, to masz mnie.
-        Chodziło mi raczej o tę całą watahę, ale w sumie masz rację! Jak coś, damy radę! - rzekł radośnie.
-        Jak się jeszcze raz pokażą, to pójdę sobie do tej całej rady, a wteeeeeedy, – przedłużyła to słowo, nadając mu znaczenie. Uniosła palec wskazujący, jakby komuś groziła – wtedy mój drogi to dopiero będzie patologia!
-        Spokojnie, chyba nie wybijesz mi rodziny co? - zaśmiał się.
-        Nie ważne kim są! Jeśli zaatakują... - nie dokończyła.
-        Spokojnie - powtórzył -  Jak zaatakują, to wtedy będziemy się martwić.
-        Masz rację – westchnęła, uspokajając się nieco.
-        Hej, wypróbujemy ten miecz? - zapytał wskazując na broń.
-        No dobra – zgodziła się choć niechętnie – to gdzie nas przeniesiesz?
-        Może, tam gdzie niedawno spacerowaliśmy. Jak to się nazywało? Miejski dom kultury? Usiądziemy sobie, zafajurczymy – zaproponował.
-        Już mówisz, jak ja! Zafajurczymy – zaśmiała się - A to jest good idea! - dodała  uradowana.

            Na wieży zegarowej wybiła godzina trzecia rano, ale nie zwrócili na to uwagi. Odsunął się od niej kilka kroków i wyjąwszy miecz z pochwy, wbił go w ziemie. Od klingi rozszedł się złoty okrąg o średnicy około metra. Znów poczuła to zawirowanie energii. Hakon wszedł w krąg i gestem zaprosił ją do siebie. Stała tak chwilę niezdecydowana, nie będąc pewna, czy to bezpieczne dla niej, jako wampira. Mogło to ją spalić, albo coś w tym rodzaju. Dakon nie wspominał nic na temat zakazu przenoszenia w ten sposób wampirów. Nie powiedział też, że nie będzie z tym problemu. Z drugiej jednak strony to miecz Hakona, więc jakby nie było jest pod jego wolą, a przyjaciel nie pozwoliłby jej skrzywdzić. Odczekała jeszcze minutę analizując wszystkie za i przeciw. W końcu wzruszyła ramionami i skorzystała z zaproszenia. Wewnątrz zawirowania magii były jeszcze silniejsze. Czuła, jak energia czepia się jej ubrania i włosów, tylko po to, żeby za chwilę puścić. Pomyślała, że może jest w ten sposób sprawdzana, ale na co? Na gatunek? Na charakter? Czy wilcza magia nie wyrzuci jej z kręgu? Nic się jednak nie stało. Energia czepiała się nadal i po kilku sekundach puszczała. Adri skupiła się na tym tak bardzo, że zupełnie nie zorientowała się, iż już się przenieśli. Stali teraz przed frontowymi drzwiami MDK. Do budynku miejskiego domu kultury prowadziły trzy wielkie pary drzwi, wysokie na dobre dwa i pół metra. Nad nimi znajdował się dach podpierany trzeba kolumnami. Po obu stronach wejścia leżały kamienne lwy, dumnie chroniące budynek przed nieproszonymi gośćmi. Hakon zmienił się w człowieka i miecz zniknął razem z jego sierścią. Co dziwne, napis również przestał istnieć.
-        No, przyznam, że szybki ten nożyk – zachichotała.
Spojrzał tylko na nią z naganą. Ruszyli, chcąc dostać się do parku, który ozdabiał budynek z prawej strony. Adri zawsze była zachwycona tym parkiem. Znajdowało się tu mnóstwo zieleni, kwiatów, krzewów i pięknie strzyżonych żywopłotów. Gdzieniegdzie napotkać można było kilka rzeźb. Uwielbiała przechadzać się po wyściełanych kamykami dróżkach. Szli w stronę ulubionej ławki, kiedy wampirzyca mimowolnie skrzywiła się widząc kogoś, kogo nie miała ochoty spotkać. Owa osoba znajdowała się dobre piec metrów od nich i już ją zauważyła. Średniej budowy, blady mężczyzna, wyciągnął dłoń do góry, machając do Adri, która odmachnęła niechętnie. Hakon zerknął na nią.
-        Chyba ktoś znajomy, co?
-        Taaaa....
Nastolatek zauważył jego szczurzą twarz, niebieskie, lekko błyszczące oczy, schowane za okrągłymi szkłami okularów. Miał rzadkie blond włosy związane w koński ogon, sięgające ledwie do ramion. Na oko dwudziestosześciolatek. Wytarta skórzana kurtka, jaka nosił do jasnych szerokich jeansów, jedynie go postarzała. Niecałe pół minuty później był już przy nich.
-        O, witam wampirzyce... – powiedział wesoło, mijając ją.
Uchwyciła kątem oka coś jasnego. Nie spodobał jej się ton, jakiego użył do słowa „wampirzyca” Był przesycony czymś dziwnym, mrocznym.
-        … i jej przyjaciela, wilka – dokończył.
Adri znieruchomiała. Zaczęła obracać się w jego stronę. Skąd wiedział? Mówiła mu o sobie, to fakt, ale przecież jej nie uwierzył. Nic mu nigdy nie udowodniła. Zawsze śmiał się z niej, mniej lub bardziej jawnie, za takie pomieszanie w głowie. Lecz skąd wiedział o wilku? Jeśli wiedział, jeśli faktycznie widział poza widocznością zwykłych ludzi... Mogło to oznaczać jedynie kłopoty. Nie wiedziała do czego byłby zdolny i co mógłby zrobić z taką wiedzą, ale na pewno nic dobrego. Te wszystkie myśli przebiegły jej przez głowę w momencie, gdy się odwracała. Kiedy jej oczy spoczęły na nim, zamarła ponownie. W jej twarz, dosłownie kilka centymetrów od nosa, wycelowana była lufa dziwnie wyglądającego pistoletu.
>>*<<

2 komentarze:

  1. Niezły wątek z watahą wilków. Co dalej?!
    Molly chan czytała

    OdpowiedzUsuń
  2. No coż to pewne rzeczy wyjaśnia i komplikuje .. jakies rozwiązania? Sakura Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń