Rozdział 4
Utkwił wzrok w liściu tlącym się
na najdalej wysuniętej gałęzi sporego drzewa. Reszta rośliny była już mocno
nadpalona. Gdyby nie jej wodna magia, zapewne większość obszaru na którym się
znajdowali, już dawno strawiłby ogień. Siedział teraz na trawie, podkulając
kolana pod brodę. Spojrzał na nią, a wiatr zawiał lekko, wichrząc jej czerwone
włosy. Zastanawiał się jakie myśli wędrują jej po głowie. Patrzyła przed
siebie, a jej twarz nie zdradzała żadnych emocji. Niebieskie oczy, wpatrzone w
ten sam liść, były nieruchome. Zdawać by się mogło, że w ogóle nie musiała
mrugać. Zerknął na napis rozpościerający się teraz od ramienia, aż po sam
nadgarstek. Miał na sobie bezrękawnik, więc nic nie zasłaniało mu liter. Nie
chciał zresztą nosić niczego innego, gdyż każde dotknięcie blizn powodowało, że
napis świecił się na czerwono, co sprawiało mu ból. Jego wzrok powędrował z
powrotem na liść. Ile razy już dziś używał magii? Stracił rachubę. Za każdym
razem było to troszkę łatwiejsze niż poprzednio. Zauważył nawet, że odrobinę
mniej energii zużywa na ukształtowanie każdego następnego zaklęcia. Możliwość
czarowania tylko w postaci wilka, była nieco drażniąca, za to siły regenerowały
się szybciej, gdy zmieniał się w człowieka.
Przez prawie cały dzień, który spędzili na tych zapomnianych przez ludzi
wzgórzach, nauczył się jedynie szybciej tworzyć płomień i strzelać nim na
odległość kilkudziesięciu centymetrów.
Kiedy pierwszy raz usłyszał, że będzie mógł tworzyć ogniste pociski, nie
sądził, iż będzie to aż takie trudne. Jednak nie to było teraz problemem.
Dobrze wiedział jaka myśl przewija się w tej chwili przez jej umysł. Wiedział
to, bo taka sama myśl wciąż dawała o sobie znać i w jego głowie. Znów spojrzał
na napis. Wezwanie...
-
Dochodzi północ. - odezwała się, przerywając
ciszę.
Wstał. Ręce
opuszczone miał wzdłuż ciała, patrzył w ziemie. Nie odzywał się przez kilka
minut. Rozważał w głowie to, o co ją poprosił. Czy na pewno powinna tam z nim
iść? Oglądając jego ranę stwierdziła, że zrobienie czegoś takiego wymaga dużej
wiedzy magicznej i niezwykłych umiejętności. Czy w związku z tym powinna się
narażać? Był prawie pewien, że tę wiadomość wysłały mu wilki. Czuł to po prostu
we krwi. Po tym, co mu powiedziała o różnicach między ich gatunkami zastanawiał
się gorączkowo, czy powinien ją tam brać? Wiedział instynktownie o który most
chodzi, lecz jeśli będzie tam jakiś wilk wprawiony w magii... Hakon nie bardzo
znał się na czarach, był natomiast pewien, że pazury przeciw nim niewiele
zdziałają. No dobrze, Adri potrafiła posługiwać się magią, ale jak dobra była w
tej sztuce? Czy lepiej niż adresat wiadomości? Czy wystarczy jej sił? Kilka
godzin temu wyjaśniła mu, że szybciej męczy się używając zaklęć. Dlatego zawsze
zwleka, by się do nich uciec. Spojrzał na swoje dłonie. Po całym dniu pracy
jego własne umiejętności były poniżej żałosnego poziomu. Zastanowił się przez
chwilę nad opcją nie odpowiadania na wezwanie. Nie. Kogo chciał oszukać? Jeśli
potrafili napisać taką wiadomość, na pewno potrafili znaleźć go bez trudu. Znów
utkwił w niej wzrok. Chciał, by została. Chciał cofnąć swoją prośbę, już
otwierał usta, ale... zawahał się. Bał się iść tam sam. Przyjrzał się jej
uważniej, miała zacięty wyraz twarzy. Nagle uświadomił sobie, że co by nie
powiedział, ona i tak z nim pójdzie. Ucieszył się w duchu, lecz jakaś jego cząstka
bardzo się zmartwiła. Jakby się zastanowić, nie powinien obawiać się wilków.
Może w końcu chcieli wyjaśnić dlaczego mu to zrobili. Czy gdyby przyprowadził
ze sobą wampira, straciłby szansę na pokojową rozmowę? Z drugiej jednak strony,
gdyby chcieli z nim porozmawiać i wyjaśnić, czy nie powinni zrobić tego tej
nocy, gdy jego życie tak nagle się zmieniło? Zacisnął pięści i zmienił się w
wilka.
-
Chodźmy. - powiedział, głos miał wyprany z
emocji.
Podeszła do niego bez słowa i
chwyciwszy go za dłoń przeniosła na most, którym przechadzali się kiedyś,
podczas jednego ze spacerów. Hakon jeszcze raz się jej przyjrzał. Miała na
sobie ten swój strój, w którym wyglądała, jakby urwała się z jakiegoś filmu
fantasy. Zauważył, że bezwiednie poklepała się po małej torebeczce przy udzie,
jakby dla sprawdzenia, czy czegoś nie zapomniała. Nie patrzyła na niego. Wzrok miała skierowany
przed siebie, ale dobrze wiedział, że uważnie obserwuje też teren po bokach.
Patrząc na nią stwierdził ze zdziwieniem, że jej oczy się zmieniły. Były
czerwone, co nie stanowiło nowości, lecz tym, co go zaskoczyło był ich kształt.
Zewnętrzne kąciki uniosły się lekko ku górze, a źrenice trochę spłaszczyły w
pionie, nadając im kociego wyrazu. Weszli na most. Doszli do mniej więcej
połowy i zatrzymali się. Na pobliskiej wieży zegarowej wybiła północ. Adri rozejrzała się uważnie, po czym
znieruchomiała niczym posąg. Hakon również omiótł wzrokiem obszar wokół nich,
lecz nic nie zauważył.
Usłyszała
warknięcie z prawej, powiodła wzrokiem w tę stronę. Z górnej części mostu
zeskoczył wielki wilk, o krwawoczerwonej sierści. Rzucił się na nią i nim
zdążyła zareagować, przygniótł ją do ziemi. Warknął jej prosto w twarz.
Spojrzała w jego ślepia i również warknęła przeciągle, ukazując przy tym kły.
-
Złaź kundlu!
Chwyciła go za przedramiona i
przerzuciła sobie nad głową. Podniosła się nim jeszcze wylądował ryjąc pyskiem
w powierzchnie mostu. Hakon w jednej chwili znalazł się przy niej. Pochylił się
lekko, gotowy do walki. Czerwony wilk wstał, utkwiwszy ślepia w pobratymcy.
W momencie doskoczył do niego, uderzając
pięścią w pysk z taką siła, że tamtego odrzuciło na dobry metr. Adri nie
zdążyła nawet się obrócić, a wilk już był przy niej. Wymierzył cios w brzuch
Błyskawicznie chwyciła go za rękę i okręciła się, przerzucając go nad sobą. Z
gracją wylądował na czterech łapach. Dhampirzyca warknęła ostrzegawczo, gdy ten
podniósł się i spojrzał na nią ślepiami pełnymi nienawiści.
-
Czego chcesz, do diabła?! - jej głos przesycony
był gniewem.
Nie odpowiedział. Przebiegło jej
przez głowę, że to, co słyszała o wilkach, to prawda. Zapamiętale nienawidziły
wampirów. Nie wiedziała co było tego powodem. Nie dane jej było też zastanowić
się, dlaczego Hakon nie przejawia takich predyspozycji. Przeciwnik już do niej
doskoczył, wymierzając kolejny cios. Jego pięść trafiła w nastolatka, który
właśnie ją zasłonił. Krzyknęła, gdy został powalony na ziemie. Chwile potem
solidny kopniak tylną łapą odrzucił ją na dobry metr. Uderzywszy plecami o
balustradę mostu, jęknęła głośno. Podniosła się powoli, obserwując napastnika.
Kątem oka uchwyciła, że jej przyjaciel już stał na nogach. Ukazała kły.
-
Teraz się zdenerwowałam. – powiedziała przez
zęby.
-
Co tu robi ta pijawka?! - czerwony wilk zwrócił
się do Hakona, jego głos wręcz ociekał pogardą.
-
Ta „pijawka” to moja przyjaciółka – odparł
tamten.
Wilka najwyraźniej rozwścieczyła
ta odpowiedź. Warknął raz jeszcze i doskoczywszy do nastolatka wymierzając
kolejny, wściekły cios. Ten zrobił unik, tak jak uczyła go Adri. Dhampirzyca
uśmiechnęła się, lecz twarz jej spoważniała sekundę później, gdy przeciwnik
dosięgnął młodego wilka mocnym uderzeniem prosto w pysk, powalając go na
ziemie. Czerwonowłosa stanęła w lekkim rozkroku i wyrzuciwszy obie ręce przed
siebie sięgnęła do źródła, zaczerpnęła i krzyknęła.
-
Mizu!
Ze środka dłoni wystrzeliła woda
pod ciśnieniem, trafiając czerwonego wilka z taką siłą, że odleciał aż do
przeciwnej barierki, uderzając w nią bokiem. Przez głowę Hakona mimowolnie
przeleciały informacje, odnośnie zaklęć, jakimi zdążyła się z nim do tej pory
podzielić. Powtarzała cały czas, że czary, to głównie energia, lecz czasem, by
szybciej i łatwiej ją ukierunkować, można posłużyć się jakimś słowem. Pozwalało
to szybciej się skoncentrować, o ile słowo to na stałe zostało przypisane do konkretnego
zaklęcia. Niewiele zaklęć do tej pory używała przy nim, jednak wiedział, że bez
względu na to, jakie to było zaklęcie, jeśli łączyło się z wodą, zawsze
powtarzała to jedno słowo. Mizu. Nie był do końca pewien, ale to chyba znaczyło
„woda” po japońsku. Kiedy ją o to pytał, wyjaśniła mu, że polskie słowa do jej
zaklęć jakoś nie pasują. Wiedział, że uwielbia
Japonię, ten język i broń. Dlatego też, czasem nawet w zwykłej rozmowie,
używała japońskich odpowiedników poszczególnych słów. Był pewien, że gdyby
miała miecz, byłaby to japońska katana.
-
Jeszcze raz go tknij, mokry kundlu, a to będzie
ostatnia rzecz, jaką zrobisz w życiu. - warknęła, kiedy czar wygasł, po czym
cofnęła się i Kątem oka spoglądając na przyjaciela, zapytała – W porządku?
-
Tak, nic mi nie jest – odparł, wstając i
wycierając krew z pyska.
Jej wzrok ponownie powędrował w
stronę napastnika. Ten otrząsnął się z wody jak to robią psy, po czym ruszył w
ich stronę na czworaka. Hakon również ruszył do przodu. Chciał zaatakować, ale
jego wilczy przeciwnik był szybszy, skoczył rzucając się na nastolatka,
kopniakiem powalając go na ziemie. Otworzył pysk, jakby chciał wgryźć się w
ciało młodego wilka, lecz nie zdążył. Dhampirzyca w jednej chwili doskoczyła do
niego, przywalając mu z całej wampirzej siły, prosto w jego rozdziawiony pysk.
Odrzuciło go to na spora odległość.
-
Spieprzaj, powiedziałam! - wrzasnęła w gniewie.
-
O! Widzę pijawka pokazuje pazurki – rzekł z
drwiną, wstając powoli. Splunął – a co do ciebie – zwrócił się do Hakona -
przynosisz hańbę naszemu gatunkowi!
-
Hańbę?! - wrzasnęła Adri – Zaraz ci pokażę
hańbę! - zacisnęła pięść kipiąc złością. Uniosła rękę do góry, kierując w
stronę wilka, po czym wysunęła palec wskazujący – Ty przynosisz największą
hańbę, atakując własnego pobratymce!
W momencie znalazła się między
swoim przyjacielem, a przeciwnikiem. Uniosła do góry rękę w obronnym geście,
tak jak niegdyś mag. Chciała trzymać przyjaciela za sobą, w bezpiecznej
odległości. Miała upartość wypisaną na twarzy i determinacje w oczach.
-
Posłuchaj psie – powiedziała przez zęby – albo
powiesz nam czego chcesz, albo znikniemy stąd szybciej niż zdążysz zauważyć –
ostatnie słowo utonęło w warknięciu.
Wilk nie odpowiedział. Cofnął się
jeszcze i warknąwszy przeciągle wzniósł pysk ku niebu. Adri spięła mięśnie
przygotowana na atak lub jakieś zaklęcie. Zawył. Kilka sekund później na most
wkroczyły trzy inne wilki. Zajęły miejsca za czerwonym, dając do zrozumienia,
że to on jest szefem. Wszystkie cztery przysiadły na zadach, ale dhampirzyca
ani myślała się rozluźniać. Węszyła w tym jakiś podstęp. Nie zwykła zresztą
ufać osobom, które zaczynają konwersacje od pięści. Przeszło jej przez myśl, że
z czterema mogą sobie nie poradzić. Co prawda nigdy wcześniej nie walczyła z
żadnym wilkiem, jednak czterech na dwoje? To zawsze dawało nierówne szanse.
Obserwowała ich uważnie, analizując czy dałaby radę choć trochę ich osłabić,
zanim będą zmuszeni uciekać. Wiedziała, że jeżeli dysponowali na tyle potężną
magią, aby zostawiać wiadomości, byli też zdolni ich znaleźć. Zarówno ona jak i
przeciwnicy milczeli przez dłuższy czas.
-
Dlaczego przyjaźnisz się z wampirem? - czerwony
wilk zwrócił się do Hakona. Pogarda w jego głosie niemal fizycznie raniła –
Jesteś jednym z nas!
-
Nie prosiłem się o to , by być jednym z was.
-
Nie gatunek czyni cię tym kim jesteś – dodała
swoje trzy grosze.
Nadal stała między przyjacielem,
a czterema wilkami. Rękę miała uniesioną w obronnym geście, tak na wszelki
wypadek, by zatrzymać go, gdyby chciał przejść do przodu. Chciała go bronić,
nieważne za jaką cenę... Nawet, jeśli będą musieli uciekać już do końca życia.
Spojrzała prosto w ślepia czerwonego wilka. Już otwierała usta, by coś
powiedzieć, lecz ten odezwał się pierwszy.
-
Nazywam się Dakon – przedstawił się – jestem
twoim stwórcą - jego spojrzenie zwrócone było wprost na Hakona.
-
Więc to ty – w tej chwili młody wilk rozpoznał
to bydle, które zaatakowało go kilka dni temu.
-
Obserwowaliśmy cię od dawna – ciągnął czerwony –
Twoja krew ma wiele wspólnego z naszą. Mamy wspólnych przodków - wyjaśnił.
Przyjrzał się dhampirzycy.
Przeszło mu przez myśl, że mógłby, tak najzwyczajniej w świecie, uderzyć ją
piorunem. Zastawiał się jednak nad możliwością jej kontrataku. Wiedział na
pewno, że znała jedno zaklęcie. Ale czy było to tylko zaklęcie, czy może zdolność?
Czy była aż tak wiekowa? Może jej ludzcy przodkowie pałali się magią? Jaką
zdolność mogła posiąść dzięki temu? Czy półkrwi mogła mieć zdolność? Na ile
była dzięki temu silna? Nagle spostrzegł jej oczy, czerwone, zdeterminowane.
Oczy osoby zawziętej, silnej. Takiej, która pójdzie na całość, jeśli trzeba.
Jego wzrok powędrował na jej rękę, która odgradzała Hakona od reszty watahy.
Czyżby faktycznie go broniła? Grała przed nimi? W jakim celu? Może nie
wiedziała? Jeśli nie wiedziała, znaczyło to, że była bardzo młoda. Jednak gdyby
wiedziała, czy broniłaby wilka? Czy przyjaźniłaby się z nim? Jeśli była młoda,
istniała szansa, że niewiele potrafi, choć mogła jedynie udawać. Czy była na
tyle potężna, aby zwabić młodego, niedoświadczonego wilka, przyjaźnią i potem
rozprawić się z cała wataha? Wątpił w to. Poza tym te oczy. Były dziwnie prawdziwe. Nie sądził,
aby była aż tak dobrą aktorką. Bardziej prawdopodobne było, że jednak nie
wiedziała, lecz to nie wykluczało jej, jako potencjalnego zagrożenia. Zauważył
również, że nie atakowała. Broniła tylko siebie lub Hakona. Postanowił zatem
być powściągliwy w decyzji o uznaniu jej za wroga. Tym bardziej, że to mogła
być ona. Ta, która jest nadzieją.
-
Zabijmy ją! - krzyknął jeden z wilków.
-
Spróbuj szczęścia – syknęła. Odsunęła ręce od
ciała i zgiąwszy je w łokciach, machnęła dłońmi, w geście przyzwania
przeciwnika do siebie - No chodź, zapraszam - wyszczerzyła kły.
-
Nie! - odparł Dakon – Uparty gnojek będzie jej
bronił.
-
Nie wyrażaj się kundlu! - rzekła z pogardą. -
Gdzie byłeś, gdy nie wiedział czym się stał?! - wskazała na przyjaciela – Gdzie
byłeś, gdy nie wiedział jak polować?! Gdzie byleś, gdy uczyłam go magii?! -
wrzasnęła – Gdzie byłeś jego wspaniały stwórco?! Gdzie do cholery i jakim
prawem przychodzisz tu teraz, żądając od niego czegokolwiek?!
-
Nie znasz naszego świata – odparł, nie zważając
na jej złość. - Rada nie pozwala mi się zbliżyć do niego. Twierdzą, że
popełniłem błąd, przyjmując do naszej watahy, przyjaciela wampira! - wykrzyczał
dwa ostatnie słowa. - Nawet teraz działam wbrew naszemu prawu. – rzekł już
spokojniej - Lecz jeśli nie ma innego wyjścia, musimy pogodzić się z tym co się
stało.
Milczała uparcie, wpatrując się
we wszystkie cztery wilki i w każdego z osobna. Kiedy jej wzrok spoczął na
czerwonym, ten ruszył w jej stronę. Napięła wszystkie mięśnie, gotowa w razie
czego się bronić - siebie lub przyjaciela. Zmarszczyła brwi. Rozmowa rozmową,
ale za żadne skarby nie zaufałaby wilkowi, który jako swoje imię na powitanie
przedstawia włochatą pięść i ostre zębiska. Ku jej zdziwieniu podszedł powoli i
wyciągnął w jej stronę łapę na której spoczywała mała, drewniana szkatułka.
Adri spojrzała na pudełeczko, potem na wilka i znów na pudełeczko. Milczała.
-
Przyjmij to – rzekł wilk - W środku jest
indyjski pąk dzikiej róży – wyjaśnił - kiedy będziesz miała go na sobie, nie
wyczuje cie żaden wilkołak.
Miała ochotę mu powiedzieć, by
wsadził sobie ten prezent tam, gdzie słońce nie dochodzi. Za kogo on się u
diabła uważał?! Atakuje bez ostrzeżenia nie czekając na jakiekolwiek
wyjaśnienia, a teraz próbuje zdobyć jej przychylność jakimiś prezentami. Po co?
By poczuła się zobowiązana? By straciła czujność? Uznała jednak, że jest to
jakiś rodzaj próby pokojowego porozumienia. Przyjęła szkatułkę. Mimochodem
oblizała wargi i kątem oka spojrzała na przyjaciela. Stał tam gdzie go
zostawiła, obserwując w milczeniu całą sytuację. Zastanawiało go, co sprawiło,
że czerwony wilk nagle zmienił nastawienie do dhampirzycy. Lecz nie odzywał
się. Uznał, że jeśli dane mu będzie się dowiedzieć, zostanie mu to powiedziane.
Nie był pewien, czy chciałby zagrzewać miejsca w watasze, która atakuje jego
przyjaciół.
-
Co zamierzasz teraz zrobić? - pytanie skierowała
do Dakona, w jej głosie dało się wyczuć sztuczną obojętność.
-
Początkowo chciałem cię zabić, żeby rada nie
miała się do czego przyczepić – na te słowa ona spięła się jeszcze bardziej -
lecz widzę, że łączy was silna więź – kontynuował - Dlatego daje ci ten pąk,
aby żaden wilkołak nie wyczuł cię, gdy jest z tobą Hakon.
-
Dziękuje zatem – rzekła, siląc się na uprzejmy
ton, choć nie otworzyła pudełeczka.
-
Dla ciebie też coś mam – przywódca watahy
zwrócił się do młodego wilka - Garin podaj miecz – skierował te słowa do
jednego z obecnych za nim.
Szary wilk podszedł do niego i
podał mu długi miecz w czarnej pochwie. Adri od razu zauważyła na niej złote
zdobienia, oraz napis wyjawiający do kogo ów miecz należy. Dakon dokładnie
obejrzał broń, po czym podał ją Hakonowi.
-
To twój wilczy miecz - wyjaśnił. - jesteś teraz
członkiem watahy – dodał.
-
Dziękuje – odparł tamten ostrożnie.
Dhampirzyca niespodziewanie
ruszyła w stronę czerwonego wilka. Znalazłszy się przy nim wyciągnęła do niego
prawą dłoń w geście zgody. Ten spojrzał na jej rękę i na nią, w jej czerwone
oczy. Jeszcze raz przeleciało mu przez myśl pytanie. Czy ona nie wie? Czy tylko
udaje? Co będzie jeśli się dowie? Czy Hakon będzie z nią bezpieczny? A może...?
Czyżby to naprawdę była ona? Czerwonowłosa...
-
Żaden wilk, który pierwszy nie zaatakuje mnie
lub moich przyjaciół, nie musi się obawiać niczego z mojej strony – rzekła
oficjalnym tonem.
-
Miło mi to słyszeć - uścisnął jej dłoń włochatą
łapą - Jednak pamiętaj. To spotkanie nie miało miejsca – przestrzegł ją.
-
Jasne, rozumiem – odparła, wyswobadzając rękę.
-
Musisz wiedzieć, że to nie jest zwykły miecz. –
Dakon zwrócił się do nowego członka watahy – Kiedy wbijesz go w ziemię, otworzy
wilczy krąg, a gdy wejdziesz w niego i dotniesz rękojeści, będziesz mógł
przenieść się do dowolnego, znanego ci miejsca.
-
O wow... to na pewno się przyda. – uśmiech
wypłynął na wilczy pysk Hakona.
-
Dobrze, teraz odejdziemy – rzekł czerwony,
wracając do swoich - Pamiętajcie, to spotkanie to tajemnica – dodał jeszcze.
Jeden
z wilków podniósł się i wyciągnąwszy miecz z pochwy na plecach, wbił go w
ziemie. Wokół klingi utworzył się złoty krąg i wszystkie wilki weszły do niego.
Adri od razu poczuła przepływ energii magicznej. Bez wątpienia ta wataha była
silna. Czy wszystkie wilki były takie? Czy jej przyjaciel również rozwinie taką
potęgę? Chwycili za rękojeść i chwile później nie było śladu, ani po nich, ani
po mieczu, czy okręgu. Wampirzyca podeszła do balustrady mostu i najzwyczajniej
w świecie usiadła opierając się o nią plecami, podkuliła kolana pod brodę i
westchnęła głęboko, jakby z ulgą. Jej oczy wróciły do normalnego stanu i
koloru, spojrzała na przyjaciela.
***
Złoty
krąg pojawił się na piasku. Cztery wilki w jednym momencie zjawiły się obok
miecza. Trzy z nich zniknęły już po chwili, ostatni zmienił się w człowieka.
Młody, przystojny mężczyzna o marchewkowo rudych, związanych w kitkę włosach,
ruszył przed siebie. Miał bose stopy, a jedyne jego ubranie stanowiły lniane,
jasne spodnie. Z kieszeni wyjął najnowszy smartphone. Zielone oczy przebiegły
po liście kontaktów, a zręczne palce wybrały numer. Musiał ją powiadomić.
-
Człowieku! - zawołała od wejścia – nie idzie się
do ciebie w ogóle dodzwonić!
-
Powinnaś wiedzieć, że w postaci wilka nie mogę
używać telefonu – odparł jej spokojnie – nie widziałaś tego w swoich wizjach?
-
Czy ty myślisz, że ja obserwuje każdą istotę
ludzką, albo chociażby magiczną dwadzieścia cztery na siedem?! - awanturowała
się.
-
„Cześć” byłoby lepszym przywitaniem – skwitował,
idąc powoli, zatapiając bose stopy w piasku, lubił jego chłód nocą.
-
Och przepraszam Dakon – powiedziała przeciągle –
lepiej mi powiedz, co wiesz – poprosiła przymilnie.
-
Możliwe, że to ona – odparł krótko – półkrwi,
broniła szczeniaka.
-
Zależy jej na nim – skomentowała rozmówczyni –
czy jest możliwość, że to jego zabije?
-
To ty powinnaś to wiedzieć – skwitował – ty
jesteś jasnowidzką.
-
Dobrze wiesz, że nie widzę decyzji. Widzę tylko
okoliczności, które do nich doprowadzają – odparła z dziwnym, jak na nią,
spokojem – Poza tym, jest jeszcze za wcześnie. Obrazy są zbyt niejasne.
-
Rozumiem.
-
Trzeba będzie ich obserwować – podjęła decyzję –
powiadomię resztę – po czym rozłączyła się.
Rudowłosy mężczyzna spojrzał w
niebo, odnalazł na nim wielki wóz i utkwił w nim wzrok. Palcami u stóp
zagłębiał się w piasek coraz mocniej. Westchnął. Czy ona odda im życzenie? Czy
naprawdę mogą na to liczyć? Westchnął ponownie i usiadł na piasku wpatrując się
w spokojne morze przed sobą.
***
-
Noooo... to przynajmniej wiemy kim jest twój
tatuś – rzekła z cieniem rozbawienia - Swoją drogą ciekawe, czy wampiry też
mają jakąś najwyższą radę – zastanowiła się na głos.
-
Nic ci nie jest? - zapytał, przysiadając się do
niej.
-
Trochę poobijana, to wszystko – odparła i
spojrzawszy na niego zapytała – Z tobą wszystko okey? Parę razy oberwałeś -
sięgnęła dłonią w stronę jego pyska, by lepiej mu się przyjrzeć – Strasznie
narwane z was stworzenia.
-
Wszystko gra - odparł wesoło, szczerząc
wszystkie zębiska w szerokim uśmiechu - Hej, pokaż do pudło, ciekawe jak
wygląda ten kwiatek – zachichotał.
-
Ach, faktycznie, prawie o tym zapomniałam.
Ustawiła szkatułkę tak, by oboje
mogli się jej dobrze przyjrzeć. Pudełeczko miało kształt prostokąta. Zrobione
było z jasnego drewna i pachniało lekko lasem. Na wieku zauważyła wyrzeźbiony
czerwony znak wilczego łba. Na obu krańcach zaś, złote zdobienia, takie same
jak na pochwie miecza. Powoli, lekko drżącą dłonią otworzyła szkatułkę. W
środku na wyściełanym czerwonym aksamicie leżał bordowy pąk róży. Wyglądał tak
samo, jak każdy inny, z jedną tylko różnicą. U nasady ozdobiony był białymi
płatkami kwiatów. Według Adri, można było to porównać do płatków stokrotki.
Czubek kwiatu łączył się ze srebrnym wisiorkiem, który z kolei łączył się z
łańcuszkiem tego samego koloru. Wzięła łańcuszek w ręce i przyłożyła do swojej
szyi jakby mierząc.
-
Niech i tak będzie – rzekła.
-
Ładnie ci w nim – skomentował.
Zapięła łańcuszek i kwiat zawisł
na jej szyi, chwile później poczuła się dziwnie. Nie umiała określić co to za uczucie, jakby jednocześnie czuła
się zmęczona i pełna energii. Zakręciło jej się w głowie. Przez dosłownie
sekundę zdawało jej się, że wszystkie kolory poznikały ustępując różnym
odcieniom czerni. Zrobiło jej się gorąco, potem zimno. Wtedy zapachy uderzyły
ją niczym niespodziewany cios. Gdyby nie siedziała, zapewne by się zachwiała.
Chciała unieść dłoń do skroni, lecz wrażenie minęło nagle. Usłyszała okrzyk
zdumnienia, jaki wydał z siebie nastolatek. Spojrzała na niego ze zdziwioną
miną. Wskazał miejsce, gdzie widział podarowany kwiat. Zerknęła. Nie było go
tam. Zamiast wisiorka miała w tym miejscu tatuaż z kwiatem róży w pełnym
rozkwicie. Wzruszyła ramionami.
-
Przynajmniej nie będzie kolidował z moim krzyżem
– rzekła.
Faktycznie miała jeszcze na szyi
srebrny krzyż z czerwonym oczkiem w samym środku. Krucyfiks wisiał również na
srebrnym łańcuszku, ale dużo dłuższym.
-
I jak działa? - zapytała.
-
Hmmm... pachniesz...eee... kurde! Ty pachniesz
różami – odparł zaskoczony – twój wampirzy zapach całkowicie znikł!
-
No i gitara – uśmiechnęła się.
-
Gitara? A co, grasz? - zapytał.
-
Eee... w co? - nie zrozumiała.
-
No mówisz, że gitara, to pytam, czy grasz – odparł
z uśmiechem.
-
Ah – zachichotała – nie, nie, to takie
powiedzenie – wyjaśniła.
-
Przecież wiem, nabijam się – zarechotał, a ona
mu zawtórowała.
Hakon wstał. Chwycił miecz i
wyciągnął go z pochwy. Przyjrzał się klindze z zaciekawieniem.
-
Czy to nie dziwne? - zapytał – Czarne ostrze.
-
Faktycznie – odparła, również wstając - Ostre
chociaż, czy tak na pokaz?
Machnął mieczem lekko w
powietrzu. Idealnie układał się w dłoni, był też perfekcyjnie wyważony.
Najwyraźniej stworzony specjalnie dla niego. Machnął raz jeszcze i wtedy jeden
z metalowych słupków został skrócony o kilka centymetrów. Odcięta część zsunęła
się za balustradę i wpadła do wody z cichym pluskiem.
-
Chyba ostry – wilk uśmiechnął się, szczerząc
zęby.
-
Fajnie – rzekła nieco speszona – tylko nie
machaj tym przy mnie. Wolałabym nie zostać skrócona o głowę - zażartowała.
-
Spoko, tylko sprawdzałem - zaśmiał się, chowając
miecz – Mam tylko nadzieję, że nie wyniknie z tego żadna patologia. –
zastanowił się na głos.
-
Nawet jak wyniknie, to teraz jesteś postrach
okolic! – zachichotała – Więc nikt ci krzywdy nie zrobi. Poza tym jak coś, to
masz mnie.
-
Chodziło mi raczej o tę całą watahę, ale w sumie
masz rację! Jak coś, damy radę! - rzekł radośnie.
-
Jak się jeszcze raz pokażą, to pójdę sobie do
tej całej rady, a wteeeeeedy, – przedłużyła to słowo, nadając mu znaczenie.
Uniosła palec wskazujący, jakby komuś groziła – wtedy mój drogi to dopiero
będzie patologia!
-
Spokojnie, chyba nie wybijesz mi rodziny co? -
zaśmiał się.
-
Nie ważne kim są! Jeśli zaatakują... - nie dokończyła.
-
Spokojnie - powtórzył - Jak zaatakują, to wtedy będziemy się martwić.
-
Masz rację – westchnęła, uspokajając się nieco.
-
Hej, wypróbujemy ten miecz? - zapytał wskazując
na broń.
-
No dobra – zgodziła się choć niechętnie – to
gdzie nas przeniesiesz?
-
Może, tam gdzie niedawno spacerowaliśmy. Jak to
się nazywało? Miejski dom kultury? Usiądziemy sobie, zafajurczymy –
zaproponował.
-
Już mówisz, jak ja! Zafajurczymy – zaśmiała się
- A to jest good idea! - dodała
uradowana.
Na
wieży zegarowej wybiła godzina trzecia rano, ale nie zwrócili na to uwagi.
Odsunął się od niej kilka kroków i wyjąwszy miecz z pochwy, wbił go w ziemie.
Od klingi rozszedł się złoty okrąg o średnicy około metra. Znów poczuła to
zawirowanie energii. Hakon wszedł w krąg i gestem zaprosił ją do siebie. Stała
tak chwilę niezdecydowana, nie będąc pewna, czy to bezpieczne dla niej, jako
wampira. Mogło to ją spalić, albo coś w tym rodzaju. Dakon nie wspominał nic na
temat zakazu przenoszenia w ten sposób wampirów. Nie powiedział też, że nie
będzie z tym problemu. Z drugiej jednak strony to miecz Hakona, więc jakby nie
było jest pod jego wolą, a przyjaciel nie pozwoliłby jej skrzywdzić. Odczekała
jeszcze minutę analizując wszystkie za i przeciw. W końcu wzruszyła ramionami i
skorzystała z zaproszenia. Wewnątrz zawirowania magii były jeszcze silniejsze.
Czuła, jak energia czepia się jej ubrania i włosów, tylko po to, żeby za chwilę
puścić. Pomyślała, że może jest w ten sposób sprawdzana, ale na co? Na gatunek?
Na charakter? Czy wilcza magia nie wyrzuci jej z kręgu? Nic się jednak nie
stało. Energia czepiała się nadal i po kilku sekundach puszczała. Adri skupiła
się na tym tak bardzo, że zupełnie nie zorientowała się, iż już się przenieśli.
Stali teraz przed frontowymi drzwiami MDK. Do budynku miejskiego domu kultury
prowadziły trzy wielkie pary drzwi, wysokie na dobre dwa i pół metra. Nad nimi
znajdował się dach podpierany trzeba kolumnami. Po obu stronach wejścia leżały
kamienne lwy, dumnie chroniące budynek przed nieproszonymi gośćmi. Hakon zmienił
się w człowieka i miecz zniknął razem z jego sierścią. Co dziwne, napis również
przestał istnieć.
-
No, przyznam, że szybki ten nożyk –
zachichotała.
Spojrzał tylko na nią z naganą.
Ruszyli, chcąc dostać się do parku, który ozdabiał budynek z prawej strony.
Adri zawsze była zachwycona tym parkiem. Znajdowało się tu mnóstwo zieleni,
kwiatów, krzewów i pięknie strzyżonych żywopłotów. Gdzieniegdzie napotkać można
było kilka rzeźb. Uwielbiała przechadzać się po wyściełanych kamykami dróżkach.
Szli w stronę ulubionej ławki, kiedy wampirzyca mimowolnie skrzywiła się widząc
kogoś, kogo nie miała ochoty spotkać. Owa osoba znajdowała się dobre piec
metrów od nich i już ją zauważyła. Średniej budowy, blady mężczyzna, wyciągnął
dłoń do góry, machając do Adri, która odmachnęła niechętnie. Hakon zerknął na
nią.
-
Chyba ktoś znajomy, co?
-
Taaaa....
Nastolatek zauważył jego szczurzą
twarz, niebieskie, lekko błyszczące oczy, schowane za okrągłymi szkłami
okularów. Miał rzadkie blond włosy związane w koński ogon, sięgające ledwie do
ramion. Na oko dwudziestosześciolatek. Wytarta skórzana kurtka, jaka nosił do
jasnych szerokich jeansów, jedynie go postarzała. Niecałe pół minuty później
był już przy nich.
-
O, witam wampirzyce... – powiedział wesoło,
mijając ją.
Uchwyciła kątem oka coś jasnego.
Nie spodobał jej się ton, jakiego użył do słowa „wampirzyca” Był przesycony
czymś dziwnym, mrocznym.
-
… i jej przyjaciela, wilka – dokończył.
Adri znieruchomiała. Zaczęła
obracać się w jego stronę. Skąd wiedział? Mówiła mu o sobie, to fakt, ale
przecież jej nie uwierzył. Nic mu nigdy nie udowodniła. Zawsze śmiał się z
niej, mniej lub bardziej jawnie, za takie pomieszanie w głowie. Lecz skąd
wiedział o wilku? Jeśli wiedział, jeśli faktycznie widział poza widocznością
zwykłych ludzi... Mogło to oznaczać jedynie kłopoty. Nie wiedziała do czego
byłby zdolny i co mógłby zrobić z taką wiedzą, ale na pewno nic dobrego. Te
wszystkie myśli przebiegły jej przez głowę w momencie, gdy się odwracała. Kiedy
jej oczy spoczęły na nim, zamarła ponownie. W jej twarz, dosłownie kilka
centymetrów od nosa, wycelowana była lufa dziwnie wyglądającego pistoletu.
>>*<<
Niezły wątek z watahą wilków. Co dalej?!
OdpowiedzUsuńMolly chan czytała
No coż to pewne rzeczy wyjaśnia i komplikuje .. jakies rozwiązania? Sakura Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuń