18 czerwca 2015

Życzenie Półkrwi - rozdział 5

Zapraszam serdecznie :)

            Opadła na kolana, kiedy to coś ją puściło. Kątem oka zauważyła, że półprzezroczysta kula więzi jeszcze Hakona. Spojrzała z nienawiścią na blondyna. Przez głowę przeleciały jej obrazy z  pierwszego dnia, kiedy się poznali.

            Było to na jednym z festynów z okazji dni miasta, odbywającym się regularnie zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Pamiętała, że szwendała się wtedy z koleżanką, rozmyślając nad ewentualnym wyjazdem, gdy ta zobaczyła grupę swoich znajomych. Należał do nich. Lake wydawał się sympatycznym chłopakiem, posiadającym dar poezji, płynącej prosto z serca. Urzekł ją tym, a podczas tych godzin, kiedy siedzieli wymieniając się swoimi wierszami, czuła się przy nim dobrze... Zupełnie tak, jakby ją rozumiał. Potem przyszły kolejne dni. Spotykali się zawsze na tej samej ławce w parku, rozmawiając bez końca o poezji, muzyce i własnej twórczości. W końcu zaproponował napisanie wspólnego wiersza. Zgodziła się od razu. Jakaż była jej radość, gdy czytali razem ukończone dzieło. Wtedy postanowiła, że wyjawi mu kim naprawdę jest. Jeszcze nie skończyła swej wypowiedzi, a już wiedziała, że to był błąd. Mówiły to jego oczy, gesty jakie wykonywał, wyraz twarzy, w końcu powiedziały to jego usta, śmiejąc się głośno. Zraniło ją to, choć on najwyraźniej się nie zorientował. Potem ich drogi się rozeszły, jakoś tak same z siebie. Może po prostu nie chciała przebywać z kimś, kto ją wyśmiał? Skoro uważał, że to, co mówiła było tylko wytworem jej wyobraźni, po co miała marnować na niego czas? Spotkała go kilka miesięcy później. Był obcy, nieobecny, sztywny, jakby podchodził do niej z dystansem. Nie była w stanie pojąc, co jest tego powodem. Zresztą tak naprawdę niewiele ją to interesowało.

            A dziś? Dziś przystawił jej lufę tego przeklętego, wyglądającego jak zabawka pistoletu do twarzy!
Jak przez mgłę pamiętała dowcipną uwagę rzuconą przez wilkołaka na temat Wielkanocy, która przecież była w marcu, zdawkowy uśmieszek Blondiego, jak lubiła nazywać Lake'a i jej własny głos przedstawiający ich obu. Hakona, jako najlepszego przyjaciela, blondyna zaś, jako „człowieka bezczebelnie ryjącego beret, uważającego wampiry za gatunek nieistniejący”. Wtedy ten, uśmiechnął się przyjaźnie i najzwyczajniej w świecie, pociągnął za spust! To, co później nastapiło, dało się jedynie opisać, jako dźwięk otwieranej puszki i coś o kulistym kształcie schwytało ją w swe sidła. Poczuła ból. Krzyknęła przeraźliwie, jakby wyrywano jej serce żywcem.  Spod półprzymkniętych, z bólu, powiek zauważyła jak Hakon, zmieniwszy się w wilka, rzucił się na Lake'a.

            Nie zdążył.

            To coś złapało i jego. Nie słyszała, czy krzyknął, ale miała pewność, że bolało go równie mocno. Teraz blondyn stał przed nią uśmiechając się z jakąś dziwną pewnością siebie. Nie mogła nigdzie zauważyć pistoletu. Wtedy zorientowała się, że coś jest nie tak. Odruchowo oblizała kły językiem. Były na miejscu, ale poza tym wszystko zniknęło. Wpierw jej strój, pozostawiając po sobie jedynie ludzkie ubranie. Nie czuła w sobie ani krzty energii. Wszystkie zaklęcia wyparowały jej z głowy. Była zmęczona, a wampirze zmysły po prostu przestały istnieć. Oddychała ciężko. Hakon również został uwolniony. Wyglądał jak strzęp człowieka. Co to diabelskie urządzenie z nimi zrobiło i o co,u licha, chodziło Lake'owi?! Podniosła się, zaciskając pięści.
-        Czego chcesz? - zapytała przez zęby.
-        Waszego końca. – odparł po prostu. - Wy, istoty nieboskie, nie macie prawa istnieć. Nie macie prawa, czuć się nadludźmi i korzystać z mocy, która nie jest dla was!
-        Zapomniałam powiedzieć, że jest fanatykiem religijnym – wycedziła do przyjaciela, nie spuszczając wzroku z wroga.
-        Teraz nie macie w sobie żadnej mocy – kontynuował niewzruszenie – a wasze istnienie, zostanie dziś zakończone.
Wyciągnął zza pasa długi nóż i zaśmiał się wyraźnie zadowolony z siebie. Nagle dotarło do niej, że naprawdę ma zamiar ich zabić. Pozbawić życia dwie, oddychające istoty, ot tak po prostu! Pomyślała, że powinna się przerazić, poczuć coś na kształt paniki, ale jedyne, co czuła to gniew. Wszechobecny, wzrastający z każda sekundą, palący, gniew. Nie czuła swojej wampirzej siły, czy szybkości, ale nie miała zamiaru czekać, aż jakiś psychopata, z pistoletem na wodę, poderżnie jej gardło. Ruszyła w jego stronę z zaciśniętymi pięściami. Ten stał niewzruszenie, wciąż się uśmiechając, jakby cała scena niesamowicie go bawiła. Adri wymierzyła cios, lecz z łatwością sparował go jedną ręką, drugą raniąc ją lekko w przedramię. Syknęła, odskakując. Zabolało, tak zwyczajnie, po ludzku. Oczy zaszkliły jej się mimowolnie. Uśmiech nie schodził z twarzy przeciwnika ani na sekundę. Przerzucił nóż do drugiej ręki i zrobił zapraszający gest. Spróbowała jeszcze raz, unikając o włos ciosu prosto w serce, zaklęła siarczyście pod nosem. Znów odskoczyła. Miała denerwujące wrażenie, że jej własne ciało nie należy do niej, było zbyt sztywne. Hakon ruszył w stronę przeciwnika, celując w głowę. Ten wyminął go równie łatwo jak dziewczynę, lecz tym razem nie zaatakował nożem. Nastolatek odleciał na pół metra trafiony kopniakiem w brzuch. W tym czasie ona doskoczyła do Blondiego i szarpnęła za jego rękę trzymającą nóż, zerknął na nią i jego uśmiech zgasł.
-        Jesteś niczym bez swojej magii! - warknął.
Nawet nie wiedziała, kiedy trafił ją otwarta dłonią w brzuch. Zorientowała się, gdy już leciała, by po sekundzie uderzyć głową o jeden z posagów znajdujących się w parku. Osunęła się bezwładnie na ziemie. Jej przyjaciel zacisnął zęby z bezsilności. Chciał do niej podbiec, ale wiedział, że jak tylko się odwróci, zginie. Czy naprawdę miał to być jego koniec? Był wilkiem tylko przez kilka dni. Jeszcze nic o sobie nie wiedział. Nic nie potrafił. Pragnął trenować, uczyć się, czarować, wsiąknąć w ten świat w którym była ona, jego najlepsza przyjaciółka, Dakon, jego stwórca i wataha, choć nie wiedział jeszcze, co o nich sądzić. Nie spuszczał wzroku z przeciwnika, gorączkowo zastanawiając się, jak może go pokonać. Cholerny hipokryta! Pieprzył o magii i potędze nie dla nich, a sam z pewnością korzystał w jakichś zaklęć. Jego ciosy były zbyt zwinne, szybkie i mocne, by mogły być po prostu ludzkie.
-        No chodź, zobaczymy ile jesteś wart bez swojego wilczego jestestwa – blondyn schował nóż za pas.
-        Parszywa gnida.
Podbiegł do przeciwnika i wycelował kopniaka w głowę. Tamten złapał obiema dłońmi za stopę i zakręcił nim, rzucając w pobliskie krzaki. Hakon jęknął głucho. Wygramoliwszy się z zarośli ruszył na niego, ponownie próbując ciosu w głowę. Nawet nie miał czasu sprawdzić co z Adri. Martwił się o nią, wyglądało na to, że mocno oberwała, a przecież on nie znał zaklęcia leczenia. Zresztą, co by to teraz dało, skoro i tak został pozbawiony całej wilczej mocy? Przeciwnik obronił się przed kolejnym ciosem, niespecjalnie się wysilając. Nastolatek wylądował na ziemi, tuż pod jego stopami. Syknął, gdy blondyn kopnął leżącego w bok. Po czym odsunął się kilka kroków i stanął wyprostowany, najwyraźniej czekając, aż chłopak się podniesie. Zrobił to, czego od niego oczekiwano, lecz nie ruszył się z miejsca. Obserwował przeciwnika, patrząc na niego ze złością. Na twarzy tamtego majaczył drwiący uśmiech. Z całego serca chciał mu go zmazać z tej parszywej mordy. Za kogo uważał się ten śmieć, by przychodzić tutaj i po prostu zabierać całą moc istotom, które przecież nikomu nic złego nie robiły?! Adri była co prawda wampirem, ale sama twierdziła, że przeszła na dietę. Teraz już prawie zawsze udawało jej się powstrzymać, by nie zabić swojej ofiary, lecz jedynie pozbawić ją przytomności. Jakim prawem ten tutaj uważał się za człowieka upoważnionego do jakichkolwiek osądów?! Spojrzał ku blondynowi z największa zawziętością na jaką było go stać.
-        No chodź –  ponowił zaproszenie.
Nie czekał dłużej, ruszył na Lake'a z zaciśniętymi pięściami, starając się znów trafić w głowę.  Miał nadzieję, że tego rodzaju celny cios da mu sporą przewagę. Ten sparował, podnosząc rękę do góry, trafiając jednocześnie chłopaka drugą pięścią w żołądek. Młody zgiął się pod wpływem uderzenia. Wtedy poczuł kolano, lądujące na jego szczęce, po czym upadł, plując krwią.
-        Nie jesteś nic wart. – w głosie jego oprawcy czuć było tylko pogardę.

            Adri ocknęła się i rozejrzała półprzytomnym wzrokiem, próbując ocenić sytuacje. Głowa bolała ją niemiłosiernie. Dotknęła miejsca gdzie się uderzyła. Poczuwszy krew, zaklęła pod nosem. Cholerny fanatyk. Odnalazła go wzrokiem. Gdyby tylko miała w sobie choć odrobinę energii magicznej... Chociaż jedno jedyne zaklęcie, by pozbawić to ścierwo życia. Zacisnęła pięść mimowolnie. Prawda była taka, że nie mogła zrobić zupełnie nic. Nie miała broni, nie znała żadnych zaklęć, nie czuła energii, a z całego wampiryzmu pozostały jej tylko kły. Hakon też już nie był wilkiem. Rozejrzała się ponownie szukając czegoś nadającego się na broń. Nic nie znalazła. Służby miejskie dbające o park, dobrze wykonywały swoją prace. Nie można było tu znaleźć zbędnego kamienia, czy chociażby badyla, który mógł uchodzić za broń. Sięgnęła dłonią do torebeczki, którą miała zawsze przypiętą przy prawym udzie. Nie znalazła jej tam. Zaklęła raz jeszcze. Może gdyby udało jej się doskoczyć do niego i wbić w niego kły? Kręciło jej się w głowie. Wtedy zauważyła, jak blondi skoczył na jej przyjaciela zaciskając palce na jego szyi.
-        Zostaw...
Chciała krzyknąć, ale jedyne, co się z niej wydobyło, to szept. Podniosła się z trudem, pomagając sobie rękoma. Zachwiała się i mało nie upadła, gdy zrobiła pierwszy krok. Wiedziała już, że nie ma mowy o żadnym doskakiwaniu. Ledwo widziała, bo oczy jej łzawiły, a głowa bolała tak, jakby zaraz miała wybuchnąć. Zrobiła kolejnych kilka kroków, po raz drugi mało nie upadając. Przez głowę przebiegła jej gorzka myśl, że miał racje. Bez swoich mocy jest bezużyteczna. Upadła na kolana, gdy zawroty głowy ja pokonały. Chwyciła kilka kamyków z dróżki i rzuciła w stronę Lake'a.
-        Zostaw go... ty... pieprzony fanatyku... - raczej wysapała, niż wykrzyczała.
Wtedy chłopak chwycił swego oprawce za ręce, zrzucając go z siebie, w końcu dłużej był człowiekiem i bez wilczej mocy nadal potrafił co nieco. Ten wylądował pół metra dalej i tylko uśmiechnął się wrednie. Spojrzawszy na czerwonowłosą wyciągnął dłoń w jej stronę. Nastolatek zakaszlał, a dziewczyna wstała chwiejnie i ruszyła w stronę przeciwnika. Nie uszła jednak nawet trzech kroków, kiedy coś rzuciło nią ponownie, uderzając o ten sam posąg, na szczęście tylko plecami.
-        Nie wtrącaj się! Najpierw zajmę się twoim koleżką.
-        To zamknij mordę i to w końcu zrób! - wrzasnął chłopak.
-        No chodź piesku, chodź.
Ruszył na blondyna z cała wściekłością na jaką go było stać. Tamten wyrzucił w jego kierunku wyprostowaną dłoń i skrzywił lekko palce, jakby coś chwytał. Hakon poczuł ucisk na szyi, choć przeciwnik nawet go nie dotknął. Zakaszlał. Chciał się uwolnić ale nie wiedział jak. Padł na kolana chwytając się za szyje próbując zdjąć z siebie to, czego nie widział. Zakaszlał ponownie, zrobiło mu się ciemno przed oczami. Adri znów spróbowała się podnieść. Pragnęła pomóc przyjacielowi, uratować go, ale... była zupełnie bezsilna. Chwyciła w garść jeszcze kilka kamyków, by rzucić nimi w blondyna.
-        Yiden Dawaar – usłyszała z prawej.
Spojrzała odruchowo w tamtą stronę i przed jej oczami przeleciał wodny wir. Zaklęcie trafiło w blondyna dekoncentrując go i rozlewając wodę w około, choć dziwnym trafem sam Blondi pozostał suchy. Siła puściła Hakona, który zakaszlał, odzyskując oddech.
-        Co do kurwy nędzy?! - wrzasnął Lake, wyraźnie zirytowany.
Z mroku wyłonił się Jin. Przeszedł obok czerwonowłosej, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. Zauważyła na jego plecach znak, o którym jej kiedyś opowiadał. Szedł pewnie, wpatrując się uparcie w blondyna, który wyprostował się i spostrzegłszy czarnowłosego, uśmiechnął się pod nosem. Spod kurtki wyciągnął tą dziwną broń i wycelował. Mag wysunął w jego stronę rozczapierzoną dłoń.
-        Narade Kiray.
Był to szept, ale szept pełen mocy. Z palców mówiącego wystrzeliło pięć małych ognistych kulek. Adri zdała sobie sprawę, że znała to zaklęcie, zwane potocznie ognistą karą. Jin mówił jej o tym, gdy byli jeszcze w liceum. Było to potężne zaklęcie, które znał każdy mag. Uczono go bodajże na drugim roku. Ogniste  kule, które powiększyły się nieco podczas lotu, trafiły w Blondiego, jedna po drugiej, odrzucając go na dobre dwa metry. Wytrącając mu pistolet z dłoni. Cholerny hipokryta posiadał magiczną tarcze! Ledwie zdążył się podnieść, czarnowłosy już był przy nim. Poczęstował go pięścią prosto w brzuch, tamten zgiął się wpół. Sekundę później został trafiony łokciem w plecy, tak, że wylądował na brzuchu ryjąc brodą w ziemie. Plując krwią, spróbował się podnieść. Nie zdążył. Ciężki but maga wylądował na jego twarzy, wywracając go na plecy, a kolejny kopniak przewrócił go z powrotem na brzuch. Jin przysiadł na nim, przygniatając go kolanem, splótł jego ręce z tyłu i związał krótkim, lecz mocnym sznurem, wydobytym z kieszeni płaszcza. Na całe szczęście tarcza chroniła tylko przed magią, jednak była bezużyteczna jeśli chodziło o fizyczne ciosy.
-        Dość mi już magów nazabijałeś – powiedział Jin.
Podniósł go z niejakim trudem. Z tej samej kieszeni wysunął drugi sznur, wypowiedział bezgłośnie jakieś słowo i lina obwiązała się wokół nóg więźnia. 
-        Spróbuj uciec, a nawet nie dożyjesz procesu – wycedził mu do ucha

            Korzystając z okazji, że nikt nie chce go zabić, Hakon podszedł do Ardi i przysiadł przy niej spoglądając z troską. Wyglądała jak strzęp człowieka. Potargane, sklejone krwią włosy, rana na ramieniu, brudna twarz i ubranie. Zerknęła na niego zmęczonym spojrzeniem. Nie miała w sobie nic z dawnej wyniosłości, potęgi, czy stanowczości. Była jeszcze bardziej ludzka i krucha niż mógł to sobie kiedykolwiek wyobrazić. Zdawał sobie sprawę, że sam nie wygląda lepiej. W gardle i żołądku jeszcze go paliło. Objął ją ramieniem, najdelikatniej jak mógł, aby nie zabolało bardziej. Zauważył, ze plecy również ma poobijane, lecz ona nawet nie jęknęła, gdy ją dotknął. Wpatrywała się w maga.
-        Nic ci nie jest? - w głosie nastolatka słychać było troskę.
-        Łeb mi pęka, jakbym się nieźle upiła, ale tak poza tym to w porządku – odrzekła, starając się uśmiechnąć.

            Z mroku wyszło jeszcze dwóch magów, młodszych wiekiem i najwyraźniej młodszych rangą. Jeden z nich, wysoki i chudy jak patyk nosił bond krótkie włosy, drugi był szatynem o włosach długich do łopatek, związanych w kucyka i posturze nastolatka. Odziani byli w podobne płaszcze do tego który nosił Jin. Na ich plecach widniał znak sześcianu, oraz runy. Po jednej na każdą z trzech widocznych ścian figury. Znaki przedstawiały pierwsze litery imion trzech wielkich magów, którzy założyli tę organizację. Niewiele o nich wiedziała, poza kilkoma podstawowymi rzeczami. Zajmowali się chwytaniem i zabijaniem istot szkodzących ludziom, głównie wampirów. Lecz, jak widać, ktoś taki jak Blondi również został uznany za istotę wymagającą usunięcia. Nie żałowała go ani przez chwilę. Obserwowała dwóch magów, jak zabierali oszołomionego nieco więźnia gdzieś w mrok. Przez chwilę zastanowiła się, czy przyszli też po nią. Ona była zagrożeniem. Jin sam jej to zresztą powiedział i to niejednokrotnie. Czy będzie musiała uciekać? Teraz? Bez mocy, bez możliwości obrony? A może uznają ją za człowieka i przestanie stanowić dla nich cel? Czarnowłosy mag podniósł leżący nieopodal pistolet. Przyjrzał mu się uważnie.

            Na pierwszy rzut oka, broń wyglądała niczym zabawkowy pistolet na wodę, taki, jakich używa się na śmigus dyngus. Była niemal przezroczysta, obok spustu znajdował się mały przełącznik, na którego obu końcach napisane było: „in” oraz „out” Rękojeść, zrobiona definitywnie z drewna, ozdobiona była znakiem pięciu mieczy skrzyżowanych ostrzami w sposób, który tworzył z nich pięć ramion gwiazdy. Nad lufą umieszczony był jajowaty zbiorniczek, w tej chwili zawierający coś bulgoczącego, co mieniło się wszystkimi kolorami tęczy.
-        To chyba wasze – odezwał się.
Podszedł do nich i wskazał na zbiorniczek z kolorową cieczą. Adri skinęła głową. Miała wrażenie, że to właśnie napełniło się, gdy blondyn do nich strzelił. Przyjrzała się temu. Nie mogła uwierzyć, że cała jej magia, ba! Jej i Hakona jest w tak małym zbiorniczku! Co to do diabła było za ustrojstwo?
-        O co chodziło? - zapytała maga, wskazując miejsce gdzie zniknęli tamci dwaj z więźniem.
-        Ten pieprzony fanatyk religijny chodzi po mieście i zabija mi wszystkich magów, w ogóle wszystkich związanych z magią w jakikolwiek sposób. – wyjaśnił – Najpierw odbiera im moc tym ustrojstwem, a potem wyżyna jak zwierzęta, gdy nie mają się jak bronić.
-        Co to właściwie jest? - zapytał chłopak, wskazując na broń.
-        Pojęcia nie mam – odparł tamten szczerze – ale chyba dam rade wam oddać, co wasze – uśmiechnął się szeroko - no chyba, że nie chcecie.
-        Nie jesteś śmieszny – Hakon uśmiechnął się lekko. - dawaj tu – rzekł zapraszająco.
Mag wycelował w nich, uprzednio przestawiając przełącznik z „in” na „out”. Zastanawiał się czy to faktycznie zadziała. Czy było aż tak proste? Czerwonowłosa natomiast myślała o tym, kim stanie się dla Jina, kiedy już będzie sobą. Czy na powrót będą wrogami? Oficjalnie oczywiście, bo nieoficjalnie nigdy nie było między nimi takich spięć. Może dlatego że długi czas nie wiedział z kim ma do czynienia? Potem się wyprowadziła i wszystko jakoś ucichło.  Czy teraz faktycznie mógłby ją zabić? Od tak po prostu? Wykonać na niej egzekucje i spalić ją jak Sefira? Czy zdawał sobie sprawę, że za chwilę ona stanie się zagrożeniem?
-        Uśmiech proszę – powiedział, mimo wszystko próbując być śmieszny.

            Nacisnął spust. Adri zdążyła przyciągnąć przyjaciela do siebie. Coś świsnęło, tęcza dosłownie wylała się z lufy, jak woda pod ciśnieniem, uderzając w nich oboje z taką siła, że przelecieli przez posąg, rozwalając go i lądując kilka metrów dalej, nieprzytomni. Strzelający podbiegł do nich czym prędzej. Jego śmiech wpierw obudził wampirzyce. Otworzyła oczy.
-        O matko, jak mi łeb pęka. – szczeknęła przy ostatnim słowie - Co do diab...? - znów szczeknięcie.
Podniosła dłoń do góry, zakrywając usta, jakby powiedziała coś niedozwolonego, czy obraźliwego. Zerknęła na Hakona. Wyglądał niby tak samo, lecz jakoś inaczej. Skórę miał gładszą, bez żadnej skazy, palce dłoni nieco mu się wydłużyły i wysmuklały. Jego twarz była idealnie gładka, a ciemne włosy, lśniące. Podniosła się powoli wciąż na niego patrząc. Otworzył oczy, wtedy zamarła.
-        O kurwa... - szepnęła.
Oczy miał czerwone niczym krew, lekko kocie z pionowymi źrenicami i zewnętrznymi kącikami delikatnie podniesionymi do góry. Otworzył usta, zapewne, by coś powiedzieć, wtedy jej serce zabiło mocniej. Miał kły. Zdecydowanie nie wilcze. Przejechała językiem po swoich. Były wampirze, bez dwóch zdań. Więc jak...?  Mag śmiał się w najlepsze szczerze ubawiony.
-        I czego rżysz? - zapytała naburmuszona.
Wskazał na jej tył, obróciła się i ją zamurowało. Spod materiału przy pasie wystawał jasno brązowy, wilczy ogon, uszy i oczy też miała psie. Lecz skórę nadal bladą i wampirza. Spojrzała na swoje dłonie. Szpony wysunęły się i schowały, tak jak powinny. Poczuła straszną ochotę na surowe mięso. O co tu chodziło?
-        Jakoś dziwnie się czuje – rzekł nastolatek, sprawdzając językiem kły.
-        To chyba jakiś żart... - znów szczeknęła mimowolnie.
-        Tak chyba nie powinno być? - Hakon zwrócił się do maga.
-        Na mnie nie patrz, nie ja to pomieszałem.
-        Ale weź zrób coś z tym – poprosiła.

            Wtedy przyszły doznania i pragnienia. Hakon zorientował się, że widzi dużo wyraźniej niż przedtem. Dotarł do niego też nieco zmieniony zapach stojących przy nim osób. Zapach maga był... stłumiony, jakby człowiek otoczony był jakąś folią, czy czymś podobnym. Ona natomiast pachniała... Ludzie...! Jak ona pachniała! Wyraźnie, ekscytująco, kusząco, wyzywająco...smacznie? Jej zapach wołał, przyciągał, wodził za nos zapraszając do źródła. Spojrzał na nią i otworzył oczy szerzej ze zdumienia. Widział każdą, najdrobniejsza żyłkę na jej ciele, w miejscu gdzie skupił wzrok chociaż na sekundę.
-        Magu, ale musisz coś z ty.. - mówiła.
Ale nastolatek już jej nie słyszał. To wszystko działo się obok, było jakby wygłuszone. Teraz widział wyraźnie tylko ją, słyszał bicie jej serca. Tak kuszący dźwięk, za każdym razem, gdy narząd uderzał, rozprowadzając krew po jej ciele.  Tę smakowitą czerwień, która widział teraz tak wyraźnie. Ona wołała go, śpiewała dla niego, pragnęła go. Poczuł się głodny. Stała obok niego mówiąc i zawzięcie gestykulując w stronę Jin'a. Czerwień nawoływała... Rzucił się na Adri niespodziewanie, przygniatając ją do ziemi. Przerwał jej tym w pół słowa. Krzyknęła, gdy rozwarł szczękę ukazując kły. Pochylił się nad nią, kierując się do jej szyi. Spróbowała go odepchnąć. Łowca chwycił go za bluzę i odciągnął, niemalże odrzucił. Wyciągnął w jego stronę rozczapierzoną dłoń. Czerwonowłosa natychmiast zerwała się i skoczyła między nich.
-        Nie waż się! - syknęła do maga.
Stała tyłem do przyjaciela. Nadal tak smakowita, nadal tak żywa. Jej serce biło jak oszalałe, jeszcze szybciej przepompowując ciecz, która nieprzerwanie wołała go, zapraszając na ucztę. Obróciła się w jego stronę, wyciągnęła dłonie w obronnym geście. Mówiła coś. Z pewnością coś mówiła, bo jej usta się poruszały, jej smakowite usta pełne krwi. Nie słyszał nic, żadnego dźwięku poza biciem jej serca. Wszystko inne było wyciszone do minimum. Zrobiła pól kroku w jego stronę, jej usta nadal poruszały się w nieprzerwanej mowie, ale on czuł tylko zapach, wzmocniony, gdy znalazła się tę odrobinę bliżej. Mag cofnął się, lecz Hakon ledwie to zarejestrował. Skupił wzrok na uniesionych dłoniach czerwonowłosej. Widział drobne żyłki na jej palcach, przeniósł spojrzenie wyżej, widział apetyczną ciecz płynącą przez jej aortę. Bum.. Bum... Bum... Słyszał bicie jej serca. Kątem oka zauważył, że czarnowłosy też coś powiedział, ale nie zwrócił na to uwagi, liczyła się tylko ta czerwień i jej kuszące wołanie. Coś wewnątrz niego nieśmiało przypomniało, że osoba przed nim stojąca to jego najlepsza przyjaciółka. Szybko jednak zostało stłamszone przez narastające pragnienie i chęć posmakowania tego, czego jeszcze nigdy w życiu nie próbował. Miał dziwną pewność, że to będzie najlepsza uczta w jego życiu.

            Ruszył się. Tak nagle, że nawet Adri nie była w stanie tego zauważyć. Poczuła dopiero jego chłodne dłonie na swoich ramionach, kiedy ją przewracał. W momencie, gdy na niej usiadł była już na przegranej pozycji. Pochylił się i odchylił jej głowę.
Poczuła ból.
            Nieopisany ból rozdzierający ciało.
            Krzyknęła przeraźliwie. Przez pierwsze sekundy nie była w stanie nawet myśleć, omamiona bólem, który wyrywał jej serce i tłumił zmysły. Wszystko zalała czerwona fala pragnienia, by to się skończyło. Zebrała jednak wszystkie siły i zaparła się o jego ramiona, chcąc go odepchnąć.
Wiedziała, że to nic nie da. Był silniejszy.
            Mimo to spróbowała.
Palce zaczęły jej drętwieć, a jej wysiłki spełzły na niczym. Wtedy między falami bólu przypomniało jej się, że jest tu ktoś jeszcze. Otworzyła wcześniej zaciśnięte oczy, by spojrzeć na Jina.
-        M... magu...
On stał. Obserwował. Czy naprawdę stał tam sobie spokojnie nic nie robiąc? Czy tylko jej się wydawało? Pozwoli jej umrzeć? Czy po to ich ratował, żeby pozwolić jej umrzeć. Spróbowała skupić na nim wzrok.
-        M..ma...magu... -szepnęła.
Nie odezwał się. Wciąż przyglądał się całej scenie. Wtedy dostrzegła na jego twarzy... przerażenie?

            Hakon pił. Ciepły, pyszny płyn przelewał się do jego gardła, dając mu nieopisane uczucie przyjemności. Tak potężnej, że normalny człowiek już dawno udusiłby się od jej nadmiaru. Czuł się silny, wręcz niezniszczalny. Przymknął oczy rozkoszując się ucztą. Nic innego się teraz nie liczyło. Nie pamiętał już człowieka stojącego nad nim, nie pamiętał, że siedzi na czerwonowłosej. Jej krew... O matko! Jak ona smakowała! Nie zauważył, gdy mag w końcu się ocknął i uniósł dłoń rozczapierzając palce. Nie usłyszał też dławionego szeptu jaki wydała z siebie jego ofiara.
-        Nie... nie...zabij...
Ostatnie słowo wypowiedziała tak cicho, że mag ledwie ją usłyszał. Kątem oka zobaczył, że jej oczy się zamknęły, a dłonie, którymi próbowała odepchnąć wilka, opadły bezwładnie. Lecz nastolatek nadal pił. Jeszcze trochę. Jeszcze nie była pusta. Jin opuścił rękę. Zdecydowanym ruchem zerwał Hakona z Adri, odrzucając go w krzaki. Ruszył w jego stronę przygotowany do zaklęcia ognistej kary.
-        Postradałeś zmysły?! - zapytał ostro.

            Minęło kilka dobrych sekund, nim nastolatek wygrzebał się z zarośli. Świadomość powoli mu wracała. Zauważył maga mierzącego w jego stronę. Twarz czarnowłosego wykrzywiał grymas gniewu pomieszany z czymś co przypominało...strach? Przez chwilę nie był w stanie myśleć jasno, miał wrażenie że boli go głowa, tak jakoś nie fizycznie. Spostrzegł leżącą przyjaciółkę. Dlaczego ona...? Ona się nie ruszała. Oczywistość tego stwierdzenia spadła na niego tak nagle, że aż zaparło mu dech.
-        Czy ona...? Co się stało? - zapytał przestraszony.
Na twarzy Jina nadal malował się gniew, lecz strach zniknął z jego oblicza, zastąpiony determinacją. Uniesiona, rozczapierzona dłoń nadal wycelowana była w wilka. Ten patrzył na człowieka nic nie rozumiejąc. Dlaczego ona leżała na ziemi? Kto zrobił jej krzywdę? Czyżby mag ich zdradził? Nic nie pamiętał. O co chodziło? Czy Jin ją...

-        Nie nabierzesz mnie wampirołaku! - zagrzmiał, wyrywając go z rozmyślań
-        Co? O czym ty gadasz?

            Podniósł się, wtedy zakręciło mu się w głowię. Nie zdążył upaść.

            „Jesteś groszek” Powiedział Blondi, uśmiechając się szczerze. Hakon rozejrzał się. Lake'a definitywnie tu nie było. Ale jego twarz, uśmiech, głos... To wszystko było tak realne. Przecież przed chwilą widział go tutaj. Tutaj? To nie było wcale tutaj! Klatka schodowa w jakiejś kamienicy. Tam właśnie się to działo. Ale jak...?

            „Mówię ci, powiedziałam mu, że jestem z niego dumna i taka prawda” Chociaż jej nie widział, poznał ten głos. Czuł w nim niejaką dumę i nie wiadomo skąd domyślił się, że to o nim mowa. Zobaczył przed sobą jej dłonie, jakby to on je wysuwał, by chwycić kubek z kawą. Przed nim siedziała blondynka w średnim wieku. Dzielił ich spory hebanowy stół. Niebieskie oczy kobiety po drugiej stronie wpatrywały się w niego z uwagą. Ona również trzymała kubek z kawą. Poczuł, że oparł się wygodniej na krześle zakładając nogę na nogę. Kątem oka zauważył ubrudzone nogawki czarnych spodni. Zdążył jeszcze zorientować się, siedzą w jakiejś stołówce. Rosły facet o siwych włosach wszedł do pomieszczenia.
           
            „Do Anglii jadę” Znów jej głos. Brązowowłosa, ładna dziewczyna przyglądała mu się z niejakim smutkiem. Siedział na zielonej kanapie w czyimś pokoju. Zielonkawe ściany, dość ładnie kontrastowały z ciemnym drewnem mebli. Po lewej, kątem oka dostrzegł kaflowy piec. Widział swoje dłonie, nie, dłonie Adri, które spoczęły na ramionach dziewczyny. „Będę przyjeżdżać, obiecuje” Powiedział jej głosem, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Poczuł smutek i coś na kształt wyrzutów sumienia, że zostawia przyjaciółkę.

            „Co to, krew?” Jin wskazał palcem na jego głowę. Stali w tłumie ludzi, czuł ich zapach, tak smakowity, wabiący obietnicą uczty, ale czuł też wyćwiczone opanowanie i lekko wymuszoną obojętność. Już otworzył usta, by coś powiedzieć...

            ”A wróci pani?” Zadała pytanie wysoka kobieta o nastroszonej fryzurze i ostrych rysach twarzy. Za nim, w szkolnych ławkach, siedziało kilkanaście kobiet w różnym wieku. Ta przed nim wyglądała na nauczycielkę. Definitywnie znajdował się na jakiejś uczelni.

-        Jak to o czym?! Nie mów, że nie pamiętasz! - rzucił mag – mało jej nie zabiłeś!
Słowa Jina wyrwały go z kalejdoskopu tych dziwnych scen. Bezwiednie podniósł dłoń do ust. Chwile później przyjrzał się zakrwawionym palcom. Co u licha?! Przecież jest wilkiem, a one nie piją krwi! Spojrzał raz jeszcze na leżącą przyjaciółkę. Czy to on... Czy on zrobił jej krzywdę? Zamarł zdając sobie sprawę, że nie słyszy jej oddechu. Zabił ją... zabił najlepszą przyjaciółkę. Co z niego za idiota! Kretyn! Po prostu skretyniały idiota! Zaraz. Przecież Jin powiedział „prawie”. Uchwycił spojrzenie maga, który przyglądał mu się dziwnie. Wtedy zdał sobie sprawę, że dyszy. Wymusił uspokojenie oddechu. Skupił na niej wzrok. Przymknął oczy. Bum... Jej serce biło! Z ledwością ale biło! Żyła. Bum... Odetchnął z ulgą. Musi coś zrobić, musi znaleźć dla niej ofiarę.
-        J.. Jak to się stało? - zapytał czarnowłosego.
-        Najwyraźniej kilka jej cech przeszło na ciebie - wyjaśnił tamten – nie pamiętasz jak się na nią rzuciłeś?
Hakon pokręcił przecząco głową.

            ”To jest to i nic nie robić stara” Nie stał już obok maga. Leżał teraz na jakimś kocu na czyimś ogródku. Obok niego znajdowała się ta ładna, ciemnowłosa. Słońce grzało niemiłosiernie, ale widocznie jej to nie przeszkadzało. Opalała się w najlepsze. Nie czuł wtedy nic poza błogim spokojem.

            Odwrócił głowę i napotkał wzrok rudej kobiety w średnim wieku. „Taka robota, przynieś, zanieś, zaadresuj” Powiedziała. Wtedy zorientował się, że jest w jakimś biurze. Jasno zielone ściany opiewały w wszelkiego rodzaju plakaty i informacje na temat bezrobocia, zatrudnienia oraz dotacji finansowych. Na czarnych biurkach zaś, zauważył sterty papierzysk i papierowych teczek z dokumentami.

            „Świadoma praw i obowiązków...” Mówiła kobieta przy kości w jasnej garsonce i krótkich włosach. Hakon chwycił się za głowę.

-        N... nie... Słyszę jakieś głosy. Ludzie, których nie znam. Co to jest? - zapytał, w głosie miał panikę.
-        Ty się mnie nie pytaj – mag wzruszył ramionami, najwyraźniej już rozluźniony - ja się na tym nie znam.
Wilk ruszył w stronę przyjaciółki, kiedy nawiedziły go kolejne migawki.

            „Nie usiądę z tobą laska, Sean kazał mi sprzątnąć Tribar” Był znów w tej samej stołówce, a mówiła ta sama blondynka w czarno zielonym uniformie. Domyślił się, że blondynka nie mówi do niego, lecz do Adri, a on po prostu przeżywa jej wspomnienia. Szedł dalej, powoli, nieco chwiejnie.

            „Wampiryzm polega w dużej mierze na intensywności.” Widział teraz siebie samego, jak odbicie lustrzane. Scena z dnia, gdy dowiedział się, że jego przyjaciółka nie jest człowiekiem.

             Dotarł do nieruchomej wampirzycy i przyklęknął obok niej. Kiedy był tak blisko słyszał wyraźniej jej wolny oddech. Spojrzał na ślady na jej szyi. Nie mógł uwierzyć, że on jej to zrobił.

            „Nie chce mi się, po prostu mi się nie chcę” W pobliżu nie było nikogo, a jej dłoń, uzbrojona w szmatkę, ścierała kurze z jakiejś komody. Poczuł przy uchu telefon, znakiem tego, że z kimś rozmawiała. Pochylił się nad nią delikatnie, jego dłoń powędrowała do dwóch głębokich nakłuć na jej szyi.

            „Nie...” usłyszał jej błagający głos, choć nie otworzyła ust. Kątem oka uchwycił twarz jakiegoś obcego blondyna o czerwonych oczach. Zdał sobie sprawę, że to kolejna migawka, kiedy poczuł w żyłach ogień. Palące do granic możliwości uczucie rozlało się po wszystkich jego żyłach. Krzyknął z bólu, a może mu się tylko wydawało? Nie dostrzegł Jina, który podbiegł pytając co mu jest. Nie widział nic, czuł piekące gorąco. Bolała go każda najdrobniejsza nawet żyłka. Coś go zatruwało. Jedna, jedyna myśl jaka przewinęła mu się przez głowę, to pragnienie śmierci. Żeby ten ból się skończył. Wtedy zdał sobie sprawę, że umiera.

-        Co jest?! - zaniepokojony głos maga przebił się przez fale bólu.

            Nagle wszystko ustało. Poczuł dłoń Jina na ramieniu, a w jego umyśle nastała dziwna pustka. Przez chwile wydawało mu się, że jest... nigdzie. Gdy otoczenie dotarło do niego na tyle, że zorientował się, iż klęczy przy czerwonowłosej. Podniósł wzrok na maga. Chciał zapytać, co to, u licha, było, ale nie powiedział nic. Wiedział, co to było. Jej wspomnienia. Mówiła mu kiedyś o tym. Intensywność. Wspomnienia przechowywane we krwi. Tak realne, jakby były jego własne.
-        Co z nią teraz będzie? - zadał to pytanie człowiekowi tak mechanicznie, że nie był pewien, czy wypłynęło z jego własnych ust.
-        No cóż, żyje – odparł tamten, siląc się na beznamiętny ton - Wydaje mi się, że po prostu potrzebuje krwi.
-        Rozumiem...
-        Ja dla niej ludzi zabijał nie będę - ostrzegł stanowczo.
-        Rozumiem – powtórzył wilk i wstał.
-        Musimy was ukryć, zaczyna świtać, niedługo ludzie wyjdą na ulicę - zauważył Jin.
-        Jasne – odparł nastolatek - możesz z nią chwilę zostać?
-        No dobra – mag wzruszył ramionami – będziemy tam w lasku w ruinach starej wieżyczki.

            Wziął ją na ręce i nie oglądając się za siebie ruszył w tamtą stronę. Wydawała się zadziwiająco lekka. Jak puste naczynie. Niedaleko od miejsca, w którym się znajdowali był nieduży, lecz dobrze zadrzewiony lasek, a w nim niemalże w samym sercu, ruiny niezbyt dużej wieży. Wszedł na pierwsze piętro. Wyżej nie mógł, nad jego głową nie istniały już żadne piętra. Patrzył na nią tak przez dłuższą chwilę. Jeszcze kilka minut temu nie była żadnym zagrożeniem. Gdyby nie oddał jej tego, co do niej należało, mogła pozostać człowiekiem. Wtedy nic by jej nie groziło. Na pewno nie ze strony Organizacji. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił przecząco głową. Nie. Ona by nie odpuściła. Była zbyt ambitna, by pozostać tylko człowiekiem. Oczami wyobraźni widział jak szarpie go za ubranie żądając oddania mocy. Widział wściekłość w jej ludzkich, niebieskich oczach. Lecz teraz? Teraz znów jest niebezpieczna. I choć nie wiedział ile w niej wampira, ile czarownicy, a ile wilka, nie sądził, by była to dobra mieszanka. Obserwował jak oddycha ledwie zauważalnie, blada, bezwładna, bezbronna. Mógłby teraz ją zabić i nie kłóciłoby to się z kodeksem Organizacji. Jednak... Co jeśli ona jest...?

-        Wróciłem.
Głos nastolatka wyrwał go z zamyślenia. Jak on, u licha dał radę się do niego podkraść i to jeszcze z balastem. Zaraz, chwileczkę. Mag przyjrzał się temu, co wilk miał na ramieniu. Wstał gwałtownie.
-        Oszalałeś!
Hakon opuścił delikatnie bezwładne ciało młodego mężczyzny na podłogę obok Adri. Spojrzał na człowieka i tylko wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru kłócić się z tym gościem. Jego przyjaciółka potrzebowała krwi i miał zamiar ją jej dać. Kucnął przy niej, jednocześnie chwytając za rękę nieprzytomnego. Miał nadzieję, że to, co oglądał w filmach, w tej kwestii okaże się prawdą.
-        Nie wolno ci tego robić! - zaprotestował Jin.
-        Wolisz pozwolić jej umrzeć?! - warknął w odpowiedzi.
-        Nic mnie to nie obchodzi - tamten nie ustępował - jest wampirem, nie ma prawa pić krwi ludzi z tego miasta!
-        Ach, rozumiem. Reputacja ważniejsza, tak? - w głosie Hakona aż nadto czuć było sarkazm.
Jin zamilkł tak nagle, jakby dostał cios w twarz. Przenikliwe, czerwone teraz, oczy wilka wpatrywały się w niego wyczekująco. Przez dłuższą chwilę na jego twarzy gościła tylko upartość. W końcu westchnął, jakby zmęczony.
-        Nie było mnie tu – zastrzegł.
-        Jasne, wiedziałem, że w porządku z ciebie koleś.
-        Nie było mnie tu – powtórzył.
-        Tak wiem, nas też.
Hakon naciął szponem nadgarstek ofiary, oblizując przy tym wargi mimowolnie, gdy w jego nozdrza wdarł się świeży zapach krwi. Podczas, gdy mag uniósł lekko głowę Adri, wilk przyłożył zranioną kończynę do jej ust, by krew mogła swobodnie spływać. Łowca odwrócił głowę. Najwyraźniej nie chciał na to patrzeć. Milczeli przez dłuższy czas. W końcu nastolatek odezwał się.
-        Jak myślisz co możemy zrobić, by ona była tylko wampirem a ja tylko wilkiem?
-        Można byłoby wyssać z was magię jeszcze raz tym ustrojstwem – tu wskazał na pistolet, który miał za pasem – ale nie sądzę by to coś dało. Jest pomieszane, więc możemy tak próbować do usranej śmierci.
-        Da się jakoś wyssać jeden rodzaj magii?
-        Nie mam pojęcia. Musielibyśmy zbadać to urządzenie, a to potrwa...
Adri wydała z siebie coś na kształt „mmm...” jakby delektowała się czymś niesamowicie smacznym. Usłyszeli delikatne wbicie kłów w nadgarstek ofiary. Wampirzyca uniosła powoli dłoń, by chwycić rękę nieprzytomnego mężczyzny, ten jęknął przez sen, ale nie obudził się. Hakon ucieszył się na widok powracających sił przyjaciółki.
-        Zatem co proponujesz? - zapytał maga.
-        Słyszałem kiedyś o starym sposobie przekazywania sobie sił, czy też pewnej dozy magii, na rzecz drugiej osoby, aby ją wzmocnić. Potrzeba do tego koncentracji i lat praktyk, ale moglibyście próbować.
-        Na czym to polega dokładnie?
Nie doczekał się odpowiedzi, gdyż w tym momencie czerwonowłosa otworzyła oczy i zobaczywszy go cofnęła się odruchowo, mamrocząc coś co brzmiało jak: oj. Cofając się wylądowała w ramionach maga, który zamarł i niemal wstrzymał oddech. Wilk spuścił wzrok.
-        Przepraszam... - wymamrotał.
Wyciągnęła w jego stronę dłoń i dotknęła jego brody tak, by spojrzał na nią.
-        Widziałeś coś, prawda? - zapytała cicho – jakieś strzępki wspomnień.
-        Tak – przyznał – jak się czujesz?
-        Papierosa chcę – odparła wymijająco i uśmiechnęła się słodko.
-        Najpierw się zastanówmy, co z tym zrobić – wtrącił się mag, wskazując na jej ogon.
-        Starym sposobem tak? - upewniła się, a ten skinął głową.

***
            Czuła ciepło jej wijącego się namiętnie ciała, bijące serce i cudowny smak krwi. Delikatny ucisk dłoni na jej nagich plecach i dotyk przemieszczających się bąbelek, potęgowały jeszcze to doznanie. Przez głowę przegalopowała jej myśl, czy też raczej zachcianka, by młodą piękność oddać we władanie nocy. Eiva powoli i niechętnie wysunęła kły z piersiastej pani magister prawa europejskiego i zerknęła w górę.

-        Macie dla mnie akta – stwierdziła.
-        Tak, pani – odparł jeden z mężczyzn, ten mniejszy.
Czarnowłosa wampirzyca wyszła ze sporej wanny i naga przeszła przez pomieszczenie. Po drodze odebrała akta od większego z mężczyzn i zaczęła je przeglądać, przerzucając kartki wciąż mokrymi dłońmi. Blond magister prawa europejskiego westchnęła z lekką nutką niezadowolenia, spoglądając tęsknymi oczyma na Eive, z której włosów wciąż kapała woda. Czarnowłosa natomiast przestudiowała pobieżnie kilka kartek, po czym zatrzymała się na zdjęciu. Skrzywiła się przy tym z niesmakiem, wręcz z obrzydzeniem.
-        Znajdziecie ją dla mnie – powiedziała, wpatrując się w niebieskie oczy osoby na zdjęciu.
-        Ona już nie jest pod naszą jurysdykcją – wtrącił się mniejszy z mężczyzn, a wampirzyca obrzuciła go zimnym spojrzeniem.
-        Ja tu jestem mecenasem i ja ustalę czy jest, czy nie jest pod moją władzą. Mieszkała kiedyś w moim okręgu i to na moim okręgu popełniła zbrodnie – Eiva położyła nacisk na słowo „mój”.
-        Mimo wszystko... - próbował nadal, nie miał ochoty mieszać się w polityczne gierki władzy – powinniśmy chociaż zawiadomić księcia – zasugerował.
-        Lev, nie będę zawracała mu głowy jakąś bękarcią córką nocy – odparła z lekceważeniem, a gdy Lev otwierał usta, by coś dodać, uniosła palec uciszając go – ani jej prawowity mecenas, ani ojciec nie muszą niczego wiedzieć – rzekła – popełniła zbrodnie na moim terenie i przede mną za nią odpowie – dodała twardo, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Lev nie był wampirem jakoś specjalnie prawym, ale wiedział, że książę potrafił wydobyć prawdę na światło dzienne. I jakimś dziwnym sposobem zawsze wiedział od kogo tę prawdę wydobyć. Jednak jest prawo i prawo, są kruczki i jest Eiva. W zasadzie co może być trudnego w schwytaniu półkrwi?
           

>>*<<

3 komentarze:

  1. Ciekawe to było! 100/10
    Molly chan czytała

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz bardzo dobrze i wciągająco, tak trzymaj :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak... ciekawe co sie może zdarzyć ... hihi ... Sakura Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń