****
***
**
*
-
Uuuu.... - rzekł przeciągle – Ostro się
targujesz – wyszczerzył zęby – a może zrobimy tak: litr za rok życia? - zapytał
wyraźnie rozbawiony – ale nie martw się, będą promocje i jakieś darmowe minuty,
oczywiście sekundowe naliczanie – zaśmiał się – abonament wyjdzie ci na dłużej,
co ty na to? Dobry interes, nie?
Azjatka uśmiechnęła się
rozbawiona, uśmiech ten nadal gościł na jej twarzy, gdy zapytała.
-
Wolisz, byście zginęli oboje, jak rozumiem?
-
Daell – odezwała się Adri – wszystko ci powiem –
rzekła błagalnie – wszystko co chcesz wiedzieć, tylko niech ona od niego
odejdzie. Nie wiem kim jest i gówno mnie to obchodzi, ale zabierz ją od niego,
błagam!
Lecz Daell nie miał w tej sprawie
już nic do powiedzenia. Królowa przejęła dwójkę więźniów, a jemu zostało już tylko
zastanawiać się, dlaczego przybyła właśnie teraz i do tego wzięła obu swoich
potomków. Za nic w świecie nie wierzył w te bujdy o tęsknocie. Oboje przecież
szczerze się nie lubili, co dowodził sposób w jaki się do siebie zwracali. Jej
wizyta nie mogła też dotyczyć wybrania trzeciego księcia lub księżnej. Termin
wyborów dopiero za miesiąc. Czego więc chciała?
-
Gdybym wam wierzył, nie byłoby problemu – odparł
Hakon, nie zwracając uwagi na słowa przyjaciółki – ale skąd mam wiedzieć, co z
nią zrobicie po mojej śmierci? - zapytał całkiem poważnie.
-
Gdyby mi to było bez różnicy, to bym nie pytała
– odparła Azjatka szczerze.
-
Lepsze jedno ocalone życie, niż dwa stracone –
zastanawiał się głośno – Niech ci będzie – rzekł po chwili – zgadzam się.
-
Ani mi się waż! - Adri rozdarła się na całe
gardło – Na nic się nie zgadzaj! On się nie zgadza, rozumiesz?! - ostatnie
słowa skierowała do Azjatki – Odejdź od niego wiedźmo! Odsuń się, powiedziałam!
Nie będziesz go mamić hipnozą!
-
Kto tu kogo nazywa wiedźmą? - zapytała Neila
spokojnie.
-
Niedawno sama chciałaś zrobić dla mnie coś
podobnego – zauważył Hakon – chyba czas bym się odwdzięczył.
-
W dupie mam taką wdzięczność! Nie pozwalam,
słyszysz?!
Tymczasem Xin zdążył już wstać,
ale nie zbliżył się do niej, zerkał tylko nerwowo na Neilę.
-
Adri – poprosił Hakon łagodnie – nie histeryzuj.
Tym razem nie ma innego wyjścia, jeśli mogę ocalić choć ciebie, to wystarczy.
Czerwonowłosa patrzyła na niego,
a oczy jej się zaszkliły. Nie, to niemożliwe. To się nie może dziać, to jest
kurewska niesprawiedliwość. To wszystko jej wina, to ona wpakowała się w tą
kabałę z władzą, bo chciała pomóc magowi, a teraz Hakon ma za to wszystko
płacić?! Nie! Tak być nie może! Szarpnęła się w łańcuchach, bardziej uparta niż
rozsądna, bo przecież co mogła zrobić? Mimo to szarpała się krzycząc, grożąc i
klnąc, jakby to miało dać rezultaty. Kiedy się odezwał zamarła, bo spokój jego
głosu ją uderzył.
-
Zamknij oczy Adri – poprosił.
Chciał jeszcze coś powiedzieć,
ale poczuł, że Neila wbiła kły w jego ramię, syknął. Adri, zamknij oczy,
pomyślał, nie patrz na to, nie chcę byś na to patrzyła, byś czuła się tak jak
ja wtedy, byś rozpaczała z bezsilności i niemocy, zamknij oczy, proszę cię...
Ból rozszedł się po kończynie, lecz nim dotarł do dłoni, ustał. Rozluźniając
zaciśnięte z bólu zęby, zorientował się, że Azjatka przygląda mu się
dziwnie.
-
Uwolnić ich – powiedziała głośno, wciąż patrząc
w oczy chłopaka – oboje.
-
Zostaw go, ty pieprzona...co? - Adri aż zatkało.
-
Pani, ale... - zaczął Daell, lecz tylko machnęła
ręką, by się uciszył.
Hakon zerknął na swoje ramie,
potem na czerwone oczy Neili.
-
Nie rozumiem – powiedział, autentycznie nie
rozumiejąc – ja żyję, wiesz?
-
Musimy porozmawiać – odparła królowa, gdy obaj
milczący bracia przystąpili do uwalniania więźniów.
Władza jest władzą, myśleli jak
jeden. Lord Daell jest władzą, ale królowa Neila ma tej władzy więcej. Bez
względu jak się czuje w danej sytuacji i nawet bez względu na to, że Lord Daell
był ich jakby stwórcą, nie mogą protestować wobec władzy królewskiej. Obaj
szybko zerknęli na Daella, który stał tylko z rozdziawionymi ustami, uznali
zatem, że najwyraźniej nie miał lub też nie mógł mieć czegokolwiek do
powiedzenia w tej sprawie.
-
Chcę, byście udali się ze mną do sali jadalnej –
ciągnęła Neila, wstając.
-
Dobra, ale dalej nie czaję – odparł Hakon,
prostując kości.
Spojrzał na Adrelię, uniósł jedną
brew do góry w minie znaczącej w skrócie: „że kurwa co?!”. Ta nie kłopotała się
nawet odpowiedzieć, gdy tylko została uwolniona doskoczyła do niego i uściskała
mocno, aż za mocno.
-
Nigdy więcej tego nie rób! - skarciła go.
-
Uch... - stęknął – jak mnie teraz udusisz, to i
tak nie będę miał okazji.
Puściła go, a Neila
bezceremonialnie wzięła ich za ręce jak małe dzieci i poprowadziła do wyjścia.
Gdy mijali Daell'a, zapytała, nawet się nie zatrzymując.
-
Nie obrazisz się, jak pożyczę sobie Xin'a na
chwilkę?
-
Ależ nie, pani – zapewnił pośpiesznie choć wiadomym
było, że i owszem się obrazi.
-
Super – odparła i posłała mu uśmiech.
Szklanooki powlókł się na nimi
niechętnie, niepewnie i oczywiście milcząco. Adri obejrzała się przez ramię,
idąc po schodach. Daell miał minę naburmuszonego dziecka.
Pomieszczenie
było wielkie, jak na jadalnię i miało naprawdę wysoki sufit. Ściany sali były
czerwonozielone, a na środku stał duży, hebanowy stół, otoczony dziesięcioma
krzesłami, a i tak zostało jeszcze sporo wolnej przestrzeni. Po prawej stronie
od drzwi wejściowych znajdował się pięknie zdobiony kominek z czasów renesansu.
Na nim stały jakieś wazony, czy też urny, wyżej wisiało malowidło,
przedstawiające chyba polowanie. Przy oknach powieszono ciężkie, ciemnozielone
kotary, na zewnątrz panowała noc. Adri zajęła miejsce gdzieś po środku stołu,
ale tak by odgradzać swoją osobą Azjatkę od wilkołaka. Hakon, wciąż w ludzkiej
postaci, przyglądał się tępo szklance wody przeniesionej przez Xin'a. Zupełnie
nic z tego nie rozumiał. Sądząc zaś po minie czerwonowłosej – ona też nie.
Jeszcze parę minut temu byli więźniami skazanymi na śmierć, w każdym razie on
był, a teraz siedzieli sobie na hebanowych krzesłach, jakby przyjechali w
gości. Roztarł bolące jeszcze nadgarstki, przyglądając się tej, która
definitywnie właśnie w gości tu przyjechała, a jednak miała większą władzę, niż
pan domu. Na stole obok szklanki leżał miecz Hakona, oddany mu kilka minut
temu. Chłopak co rusz gładził lekko rękojeść, jakby sprawdzał czy to jego broń
lub czy jest materialna. Nieznośną ciszę przerwała największa niespodzianka
dzisiejszego dnia.
-
Naprawdę nie sądziłam, że to akurat ja was
znajdę – rzekła Neila.
-
Znaczy eee... nie rozumiem – przyznała Adri.
-
Ani ja – dodał Hakon, gładząc teraz brzegi
szklanki.
-
Na pewno nie znacie powodu naszej wzajemnej niechęci
gatunkowej – podjęła Azjatka.
-
A to ważne? - wtrąciła się Adri – Ja nie mam nic
do Hakona, Hakon nie ma nic do mnie. Co mnie może obchodzić reszta waśni i to,
że ktoś nie umie się dogadać?
-
Owszem, to ważne – odparła królowa.
Hakon, który znał powód wzajemnej
nienawiści nie odzywał się. Chciał wysłuchać tego, co kobieta ma do
powiedzenia, licząc, że może dowie się czegoś nowego. Neila odchrząknęła i
podjęła opowieść. Hakon słuchał uważnie, a Adri słuchała nie tylko uważnie, ale
i ze zdziwieniem. Chłopak pomyślał, że wygląda teraz dokładnie tak, jak on
wtedy, gdy widzieli się po raz pierwszy, szczena do samej klawiatury – jak
mawiała. Kiedy opowieść dobiegła końca, Adri od razu zapytała:
-
A co to ma wspólnego z nami?
-
Ja jestem wilkiem, a ty wampirem – wtrącił się
chłopak – więc coś na pewno ma – po czym spojrzał na Neilę – a tak poważnie, to
o co chodzi, bo aż jestem ciekawy.
-
Od czasu wielkiej wojny – podjęła Azjatka –
towarzyszy nam przepowiednia – zrobiła pauzę, a Adri pochyliła się lekko do
przodu, jakby bała się, że nie wszystko dobrze usłyszy – Przepowiednia, która
mówi o potomkach nadziei. O wampirze i wilkołaku, którzy swoją przyjaźnią
odbudują nasze relacje. O potomkach, którzy zjednoczą nasze dwie rasy –
umilkła.
-
I skąd wiesz, że to my?
-
Widzę to w waszej krwi, widzę jak silna więź was
łączy.
-
A tego... no... czyli nie chcecie nas zabić? -
zapytał Hakon ostrożnie.
-
I naprawdę wspaniale, że udało mi się was
odnaleźć – powiedziała, uśmiechając się ciepło – zanim Daell wprowadził swój
plan w życie. Skądinąd wiem, że nie pragnie on pokoju między naszymi rasami. I
nie, nie chcemy was zabić – dodała na koniec.
-
To co chcecie z nami zrobić? - zapytał Hakon.
Neila uśmiechała się jeszcze
przez chwilę łagodnie, tak łagodnie, iż niemal nie pasowało to do stroju jaki
nosiła. W końcu spoważniała.
-
Musicie przejść jeszcze jedną próbę.
-
Jaką próbę? - chciała wiedzieć Adri.
-
Musisz posilić się jego krwią.
-
Eee... to na pewno dobry pomysł? - zapytał Hakon
– przecież to na was działa jak zioło.
Neila skinęła głową potakująco.
-
Musisz posilić się jego krwią – powiedziała do
Adri – jeśli zdołasz go nie zabić, wtedy będziemy wiedzieć na pewno, że to o
was mówi przepowiednia.
Adri w jednej chwili zerwała się
z krzesła i znalazła się przy Neili. Uderzyła otwartymi dłońmi o stół, aż
szklanka Hakona się zatrzęsła. Na królowej nie zrobiło to jednak wrażenia.
Czerwonowłosa oparła się na rękach i delikatnie pochyliła w stronę Azjatki.
-
Rozum ci kurwa odjęło?! - wysyczała – Nie ma
mowy bym ugryzła przyjaciela! Nie po tym, co mi opowiedziałaś o naszych
reakcjach na ich krew!
Neila uśmiechnęła się ciepło i
nie wyzbywając się łagodnego tonu, powiedziała.
-
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż mogę
pozbawić cię życia szybciej, niż zdążysz zauważyć, że się ruszyłam.
Adri wyprostowała się i cofnęła
pół kroku. Hakon, przypomniawszy sobie, że w kieszeni spodni ma scyzoryk, wyjął
go teraz i otworzył.
-
Właściwie to gryźć nie musisz – rzekł wskazując
na ostrze.
-
Niestety musi ugryźć – wtrąciła Neila.
-
Nie ma kurwa mowy – zaprotestowała Adri, twardo.
-
Musisz wiedzieć, moja droga – odezwała się Neila
wciąż łagodnie i prawie uprzejmie – że mogę dorzucić do mojej propozycji fakt
anulowania twoich zbrodni, a wilk dostanie nietykalność – znów się uśmiechnęła,
choć uśmiech nie sięgnął oczu.
-
Nie! - Adri uderzyła pięścią o stół, szklanka
znów się zatrzęsła.
Hakon patrzył na Neilę. Znał już
trochę ten gatunek. Kiedy wampiry zaczynają wplątywać „moich drogich”,
„ślicznych” lub „słodkich” w swoje wypowiedzi, znaczyło to zwykle, że sprawa
była, albo robiła się bardzo poważna. Im bardziej zdania oznajmiające robiły
się uprzejme, tym bardziej stawały się rozkazami.
-
Musimy spróbować – powiedział – skoro Neila i
Derian nic mi nie zrobili, to ty tym bardziej...
-
Derian?! - przerwała mu gniewnie – Derian z
ciebie pił?! I pohamował się?!
-
Tak, przed twoim sądem. Był na wyczerpaniu, a
nie było czasu – wyjaśnił – fakt, zmienił się może trochę na moment, ale w
rezultacie nic mi nie zrobił.
-
Chciał ci zrobić krzywdę? Niech ja go... - zacisnęła pięści i warknęła.
-
Więc jak będzie? – wtrąciła się Neila.
-
Nie, nie chciał – rzekł Hakon, nie zwracając w
ogóle uwagi na królową – I dlatego tego nie zrobił, rozumiesz? Jeśli on się
powstrzymał, to wydaje mi się, że ty nawet nie będziesz musiała.
Usiadła na krześle zrezygnowana,
przygarbiła się i spuściła głowę. To jakaś paranoja, myślała. Niedawno Hakon
mało nie zginął, a teraz znów będzie tak ryzykował. Chciała rzucić wyzwanie
Neili, chciała twardo odmówić, postawić na swoim, bez względu na konsekwencje,
lecz i ona znała zwyczaje wampirów. Jeśli kobieta taka jak Neila wplątywała w
zdanie „moją drogą”, znaczyło to, że dyskusja już się skończyła i w najlepszym
razie oboje mogą umrzeć. Adrelia westchnęła ciężko.
-
Tylko za twoją zgodą – powiedziała cicho do
Hakona.
-
Zgadzam się – rzekł, siadając na krześle obok.
-
Nie ma innego sposobu? - zapytała, zerkając na
królową.
-
Nie.
-
I nietykalność, tak?
-
Tak – Neila skinęła głową twierdząco.
-
Pomożesz w razie co? - zapytała królowej.
-
Dobrze – odpowiedziała tamta, bez namysłu.
Po krótkiej chwili, Adri znów
spojrzała na Hakona, w oczach miała obawę.
-
Daj rękę – powiedziała w końcu.
Azjatka odchrząknęła, by zwrócić
ich uwagę, a gdy na nią spojrzeli, puknęła się palcem wskazującym w szyje,
nakazując by w tym właśnie miejscu zatopić kły. Adri westchnęła po raz kolejny.
-
Jesteś tego pewien? - zapytała.
-
Smacznego – powiedział wesoło jak to on i
odchylił głowę.
Adri siedziała bokiem do niego.
Jedną rękę oparła o wezgłowie krzesła, drugą na stole. Pochyliła się w jego
stronę, rozwarła szczękę i wbiła kły. Ból jaki rozszedł się po jego ciele był
pięciokrotnie mocniejszy od tego, wywołanego rozkazem władcy watahy.
-
Mmmm... - Adri jakby westchnęła.
Zimno promieniowało od miejsca
ugryzienia na całe ciało. Hakon krzyknął, chociaż obiecał sobie tego nie robić.
-
Mmm...
Neila oparła łokcie na stole, a
brodę na złożonych dłoniach, przyglądała się sytuacji w milczeniu. Hakon
wrzasnął raz jeszcze, całe jego ciało paliło. Wiedział jednak, że musi
wytrzymać, choć czuł, że opada z sił. Adrelia piła, przysunęła się nawet nieco
bliżej, ale jej ręce nie zmieniły pozycji.
-
Myślę, że już wystarczy – odezwała się Neila.
Czerwonowłosa najwyraźniej nie
myślała. Przywarła do niego jeszcze mocniej, a jedyny dźwięk jaki z siebie
wydawała od czasu do czasu, brzmiał „mmm...” Hakon krzyknął ponownie, lecz
słabiej, ciszej. Zastanawiał się, czy tak właśnie czuła się wtedy, gdy za
sprawą Blondiego zostali przemieszani, czy też ją tak... Ból zdawał się nie
mieć końca, przez jego zasłonę przedarł się niewyraźny głos królowej.
-
Powstrzymaj ją – rzekła, wstając – oderwij ją,
bo nie przestanie. Wypije cię do cna, a wtedy zrobi się naprawdę nieciekawie.
-
P...pomóż... - wychrypiał.
-
Nie mogę, fizycznie nie mogę się wtrącić.
-
Mmmm... - ten dźwięk wydała Adri.
Walcząc z bólem, uniósł ręce i
chwycił ją, odepchnął, wyrywając kły z siebie i opadł na krzesło, ciężko
oddychając przez usta. Adri odsunęła się bez oporów, bez najmniejszego nawet
protestu. Teraz i ona usiadła na swoim krześle i spuściła głowę, patrząc w
ziemię.
-
Adrelio, jak się czujesz? - zapytała Neila, ale
nie doczekała się odpowiedzi.
Hakon, wciąż ciężko oddychając,
obrócił się na krześle i spojrzał na przyjaciółkę. Był zmęczony, a miejsce w
które wbiła kły bolało, lecz ból ten był tak zwyczajny, iż niemalże przynosił
ulgę.
-
Nic mi nie jest – rzekła Adri, a po dłuższej
chwili dodała – ale dasz mi jeszcze, prawda?
Podniosła głowę i spojrzała na
niego. Dreszcz przeszedł mu po ciele, gdy zobaczył jej oczy. Tęczówki miała
nadal niebieskie, ale białka zabarwiły się czerwienią, jakby popękały jej
naczynka krwionośne, nadając jej twarzy demoniczny wyraz. Uśmiechnęła się
upiornie.
-
Daj mi jeszcze – poprosiła i zachichotała.
Ten chichot miał w sobie coś
obłąkańczego. Przypominała teraz Deriana, zachowywał się podobnie. Hakon zmusił
się, by spojrzeć na nią przytomniej.
-
Nie – powiedział tak stanowczo, jak tylko był w
stanie – wystarczy.
-
Daj mi jeszcze – powtórzyła, wciąż chichocząc,
wyciągnęła do niego rękę – jeszcze.. - zaczęła się podnosić.
-
Adri, opanuj się – starał się nie zmieniać tonu
– wystarczy, słyszysz?
-
Chcę jeszcze – wstała i zbliżyła się – daj mi
jeszcze.
Uśmiech miała szeroki, szczerzyła
kły upiornie, oczy nadal były wpatrzone w miejsce, gdzie go ugryzła. Jak
upierdliwe dziecko, pomyślał Hakon, „mamo kup mi”. Podniósł się również i
odsunął się lekko. Ten uśmiech szaleńca bardzo go niepokoił, wyglądała jak
drapieżne zwierzę, podchodzące do nieświadomej ofiary. Niebezpiecznie szybkie
zwierzę.
-
Nie, nie dam ci więcej – powiedział, siląc się
na spokojny ton.
-
Dasz – odrzekła z taką pewnością, jakby to już
się stało.
Znów zaczęła chichotać i nagle
rzuciła się na niego, przewracając go na plecy, po drodze łamiąc dwa krzesła.
-
Adri uspokój się! - krzyknął, czuł się zbyt
słaby, by walczyć, zerknął w jej oczy – przestań, słyszysz?!
Nie słyszała lub też do niej nie
docierało. Oparła dłoń o jego policzek, przekrzywiając głowę tak, by dostać się
do tętnicy.
-
Walcz! - to był chyba głos Neili.
Hakon miał niejasne wrażenie, że
wyczuł w tym głosie panikę. Zebrał w sobie resztki sił i poczęstował
przyjaciółkę ciosem z pięści w policzek, usilnie próbując sobie wmówić, że to
tylko trening i tak naprawdę nie zrobi jej krzywdy. Odrzuciło jej głowę w bok,
więc wykorzystał szansę, by zepchnąć ją z siebie, wstał na nogi.
-
Przestań – krzyknął znów – kurwa, czy ty mnie w
ogóle słyszysz?!
-
Chcę jeszcze – rzekła, rozmasowując policzek i
to już nie była prośba, widział to.
-
Gówno dostaniesz – odrzekł jej, naprawdę
wnerwiony.
Zbliżyła się nieco i znów
skoczyła. Tym razem nie było w pobliży krzeseł, które mogłaby połamać, ale i
tak powaliła go na ziemię. Nie czekał, wiedział już, że gadaniem nic nie
zdziała. Porządnie przywalił jej z pięści w głowę, zaraz potem zrzucił ją z
siebie oburącz i jakoś zdołał wstać. Uśmiechnął się groźnie, a był to już
uśmiech wilka. Czuł się słabo, ale nie zamierzał dać za wygraną.
-
Adri, obudź się do cholery! - krzyknął.
Podobnie jak wcześniej, nic to
nie dało. Spojrzała na niego przekrwionymi oczyma, warknęła i wysunęła szpony.
Stał blisko stołu, więc rzucił się po miecz, chwycił go w locie, po czym
przeturlał się po blacie i wylądował po drugiej stronie, zupełnie ignorując
fakt, że rozlał tą nieszczęsną szklankę z wodą. Z bronią czuł się pewniej.
-
Chcesz więcej? - wywarczał.
-
Dasz mi więcej – powiedziała, skacząc na blat
stołu.
-
Jak źle nastawiony bot, po prostu – rzekł sam do
siebie.
Uniósł miecz oburącz nad głowę,
czekając na atak. Zeskoczywszy ze stołu, wylądowała przed nim i schyliwszy się,
wyrzuciła nogę, by go podciąć. Wywalił się na plecy, klnąc przy tym jak
najpaskudniej, szybka była. Usiadła na nim okrakiem, jedną ręką przytrzymując
za nadgarstek łapę uzbrojoną w miecz przy ziemi, drugą zaś opierając o wilczy
pysk. Znów przekrzywiła mu łeb i obnażyła kły. Wolną ręką chwycił ją za szyję,
kaszlnęła, co pozwoliło mu uwolnić drugą dłoń. Jakoś zrzucił ją z siebie.
Wstał, dysząc ciężko, czuł się coraz bardziej zmęczony. Jak tak dalej pójdzie,
to padnę sam z siebie, pomyślał. Rozpędem wpadła mu do głowy inna myśl. Co by
było, gdyby pożywił się wampirzym mięsem? Może powinien zaproponować jej
wymianę? Uśmiechnął się sam do siebie mimowolnie, krzywym, ironicznym
uśmiechem. Zaatakowała. Nie miał w łapie miecza, więc najzwyczajniej
poczęstował ją kopniakiem. Uderzyła plecami o kominek, roztrzaskując część, a także
wszystkie urny, czy też wazy, jak się potem okazało. Jęknęła, ale nie podniosła
się.
-
Naprawdę nie chcę ci zrobić krzywdy –
powiedział, dysząc.
Nie odpowiedziała mu, nie
poruszyła się. Kilka odłamków porcelany i trochę tynku zatrzymało jej się we
włosach, lecz nie strąciła tego.
-
Adri? - Hakon zaniepokoił się.
Neila z wrażenia nie mogła
siedzieć, ale i stać też nie mogła. Trzymała brzeg stołu tak mocno, jakby
chciała ułamać kawałek. Hakon zrobił krok w stronę czerwonowłosej.
-
Adri? - powtórzył, zmartwiony.
Nie doczekawszy się reakcji,
zdenerwowany już nie na żarty, podszedł do niej. Delikatnie dotknął jej brody.
I wtedy na niego skoczyła. Dziko, wściekle, z siłą, która przewyższała jego
własną. Wylądował na grzbiecie, a ona przygniotła go do podłogi. Zablokowała
łapę kolanem, drugą – własną ręką. Odwróciła mu pysk i pochyliła się. To
koniec, pomyślał, czując zimne kły na szyi, szarpnął się, ale słabo, jęknął.
-
O boże, nie – to był szept, ledwie słyszalny
nawet dla wilka – Och... nie...
Sekundę później zeskoczyła z
niego, niknąc w portalu otworzonym za jej plecami.
-
Tak! - zawołała Neila.
***
Rodric
węszył, jeśli węszeniem można nazwać wyszukiwanie mentalne. Tak naprawdę wilk
nie wiedział jak to działa i chyba wiedzieć nie chciał. Był poobijany i
zmęczony, a poszukiwania z nieznanym wampirem u boku wcale nie poprawiały mu
humoru, zwłaszcza, że nie dało się z nim
normalnie dogadać, poza łamaną angielszczyzną. Nie mniej Rodric węszył,
a to przynajmniej było czymkolwiek, co mogli w tej sytuacji zrobić. Po raz
kolejny wcisnął czerwoną słuchawkę na telefonie. Nie odbierała, wciąż nie
odbierała, a on robił się coraz bardziej zły.
-
So..? - odezwał się wampir, patrząc na telefon.
Był młody, ale Hakon już się
nauczył, że wampiry nigdy nie wyglądają na tyle, ile mają w rzeczywistości. Ten
konkretny wyglądał na siedemnaście lat. Ciemne włosy i oczy oraz rozbrajający
uśmiech pozwalały wierzyć, że w liceum młody wampir jest bardzo popularny. Wilk
jednak miał nieodparte wrażenie, że Rodric jest dużo starszy od niego. Nie
pytał, kiedy tamten został przemieniony, zresztą było tak samo nieistotne jak
fakt, że chłopak jest Włochem. Sprawiał też wrażenie zupełnie nie przejmującego
się otaczającym go światem. Na szczęście nie trzeba było aż tak się wysilać, by
się porozumieć.
-
Still
voice mail – rzekł wilkołak – you?
-
Still looking – odparł tamten i zamknął na
powrót oczy.
Hakon wrócił myślami do chwili
zaraz po zniknięciu przyjaciółki.
Leżał
tak oszołomiony dobrą chwilę, zanim zorientował się, że ktoś nim potrząsa. Z
trudem skupił wzrok na czarnych włosach i azjatyckich rysach kobiety, która nim
szarpała. Mówiła coś z przejęciem, ale nie mógł wyłowić jednego zrozumiałego
słowa.
-
Co? - sapnął, starając się pozbierać myśli.
-
To było niesamowite – powiedziała Neila –
cudownie niesamowite! I jeszcze ten portal, jak ona to zrobiła?!
-
To.. eee... narodzone zaklęcie o ile dobrze
pamiętam – rzekł, siadając – Ona tak po prostu ma. Chyba nie poszło najlepiej,
co?
-
Poszło wyśmienicie – zawołała rozpromieniona
Neila – Adri zdała test.
-
No, ale przecież... - powiódł wzrokiem po
połamanych krzesłach i roztrzaskanym kominku – no tak, w końcu żyję –
stwierdził.
-
Właśnie! - Neila puściła go – Teraz trzeba ją
znaleźć, ale najpierw mi powiedz, czy czegoś potrzebujesz, jakiejś pomocy
medycznej, albo coś?
-
Bywało się w gorszych opałach – rzekł, podnosząc
się z niejakim trudem i siadając na krzesło.
-
Wiesz, gdzie ona teraz może być?
-
Nie, ale zaraz się dowiem.
Zmienił się w człowieka i wyjął z
kieszeni telefon komórkowy. Wykręcił numer i przyłożył aparat do ucha. Po
pięciu sygnałach odezwała się poczta głosowa.
-
Albo nie – powiedział i pokręcił przecząco głową
– fest...
-
Przydzielę ci tropiciela – rzekła, wyciągając
swój telefon.
-
Sam mam wystarczająco dobry węch – Hakon poczuł
się nieco urażony.
-
To tropiciel mentalny.
Otworzyła klapkę telefonu,
wybrała numer i zadzwoniła.
-
O hayou Inuki-kun … - usłyszał.
Dalej już nie słuchał. Prędzej
Adri by się z nią dogadała w tym języku. On nie rozumiał zupełnie nic. Zaczął
się zastanawiać nad ewentualnym miejscem pobytu przyjaciółki. Gdzie mogła się
udać? Oby tylko nie zrobiła czegoś głupiego. Kątem ucha usłyszał, że królowa
przeszła na inny język. Wychwycił imię Rodric. Inuki i Rodric, to ci dwaj, o
których wspominała wtedy w lochach. Kiedy skończyła, zapytał.
-
I co teraz?
-
Teraz usłyszysz prawdziwą przepowiednię.
-
Prawdziwą?! - zdziwił się.
Potwierdziła skinieniem głowy.
-
Tak, ale najpierw obiecana nietykalność.
Zdjęła z przegubu srebrną
bransoletę, wyglądającą jak smok gryzący własny ogon. Podała Hakonowi
biżuterię, zauważył, że oko smoka jest czerwone.
-
Ładne – stwierdził - w jaki sposób daje
nietykalność?
Neila wskazała na czerwony
klejnocik.
-
Ten kamień nazywany jest oddechem smoka. Kiedy
go dotkniesz świeci delikatnie i wydziela lekkie ciepło. Jeśli zmienisz się w
wilka, nadal będzie na twojej ręce, magicznie dostosowuje się do rozmiaru
nadgarstka – przerwała na chwile, by zaczerpnąć tchu – To symbol mojej rodziny
– podjęła, gdy uważnie oglądał bransoletę – mając ją, jesteś chroniony przeze
mnie. Ja jestem przedstawicielem rodziny królewskiej – wskazała na siebie –
Każdy wampir będzie wiedział, że jesteś pod moją bezpośrednią ochroną i nie
mają prawa cię tknąć, bo inaczej będą mieli ze mną do czynienia. A tego, wierz
mi, nie będą chcieli – uśmiechnęła się ciepło, w tym uśmiechu było jednak coś
drapieżnego.
-
Rozumiem – założył bransoletę – więc o co
dokładnie chodzi z tą przepowiednią?
Usiadła w końcu, oparła się o
stół i spojrzała w dal. Oczy jej się zamgliły, a gdy otworzyła usta, mówiła
zmienionym głosem, jakby myślami była daleko.
-
Za sprawą poświęcenia narodzi się narzędzie, a
gdy istnienia będą chylić się ku końcowi, czerwonowłosa, która zjednoczyła noc
i dzień, zgładzi przyjaciela. Bowiem do niej będzie należeć decyzja o
przeszłości lub teraźniejszości, a gdy wybór się dokona, życzenie zostanie
podarowane.
Hakon milczał przez chwilę,
rozważając jej słowa. Najbardziej nurtował go wers o zgładzeniu przyjaciela,
przecież Adri właśnie powstrzymała się od zabicia go. O co więc chodziło?
Postanowił podzielić się swoimi wątpliwościami z Neilą.
-
Ta część jest dla nas zagadką – odparła –
zresztą jak większość przepowiedni. Jedyne czego jesteśmy pewni w stu
procentach to czerwonowłosej, która zjednoczyła noc i dzień. Oczywistym jest,
że chodzi tu o półkrwi.
-
Dlaczego nie powiedziałaś jej prawdy?
-
Gdybym tak zrobiła, za nic w świecie by się nie
zgodziła. Pamiętaj, że jest emocjonalna. Zgładzenie przyjaciela rozumiałaby
tylko w jeden sposób.
-
Trudno zrozumieć to inaczej – zauważył Hakon.
-
Fakt, ale wierzymy, że to wybór jest tu
najistotniejszy.
-
Wybór między czym?
-
Jeszcze nie wiemy, nasza śniąca do tej pory nie
widziała tego momentu.
-
Po co więc była ta próba krwi?
-
Musieliśmy wiedzieć jak bardzo silne są wasze
relacje. Ona cię kocha wilku, nie byłaby w stanie się powstrzymać, gdyby nie
to. Zbyt młody z niej wampir. Mamy nadzieję, że to wpłynie na wybór.
-
Kiedy już się pojawi?
-
Tak.
-
A to życzenie? - zapytał Hakon – ten smarkacz
wspominał coś o życzeniu.
-
Daell jest niecierpliwy, jak każde dziecko.
Życzenie chciałby wykorzystać do własnych celów, jak zapewne wszyscy, którzy
wiedzą o przepowiedni.
-
A wy? - wilk spojrzał na nią uważnie – Do czego
wy chcecie wykorzystać jej życzenie?
Patrzył na królową badawczo,
mając nadzieje, że dość wyraźnie zaakcentował fakt, iż życzenie należy do Adri
i to ona powinna decydować czego chce. To ona powinna podarować je sobie i
wypowiedzieć swoje życzenie. To ona i nikt inny nie ma najmniejszego prawa
wściubiać w to nosa, ani kłów.
-
My chcemy stracić swoje właściwości – odparła
nie od razu.
-
Słucham?
-
Chcemy, by wilcza krew nie działała na nas jak
zioło – zacytowała go – a wampirze mięso na wilki.
Milczeli czas jakiś, kiedy ktoś
zapukał do drzwi.
-
Och, to na pewno Rodric – powiedziała, wstając –
mam nadzieje, że znasz angielski, jeszcze nie zdołałam go nauczyć waszego
języka.
-
Spoko – odparł Hakon – poradzimy sobie.
-
Poprzenosisz go w miejsca, gdzie bywa Adri i na
pewno gdzieś ją w końcu znajdziecie.
Rodric
węszył. Byli w następnym miejscu, tym razem na Zakaźniaku. Hakon wciąż
bezskutecznie próbował się do niej dodzwonić. Po raz kolejny usłyszał automat i
mało nie zgniótł telefonu ze złości. Przez to całe zamieszanie i zmartwienie
nie zdążył się nawet zdziwić, że Neila wiedziała o teleportacji wilków. Czyżby
ten smark – Daell, był ignorantem? A może tylko najwyższa wampirza władza
posiadała takie informację? Mogło się też okazać, że Hakon miał rację w swoich
spekulacjach na temat nieprzydatności miecza dla kogokolwiek poza właścicielem.
Był zmęczony, diabelnie zmęczony. Obiecał sobie, że kiedy już ją znajdzie,
nakopie jej do dupy, za to, że znów go tak zmartwiła. „Ona cie kocha, wilku”,
ta myśl wdarła się do jego głowy nagle, jakby dopiero przebiła się przez tłum
innych. Potrząsnął głową. Oj dostanie jej się. Spojrzał na Rodric'a, Włoch
węszył, siedząc po turecku na gruzie, oczy miał zamknięte. Hakon znów chwycił
za telefon.
***
Zaklęcie
zadziałało. Teraz stał nagi przed lustrem i przyglądał się sobie. Wszystko było
jak należy. Założył włosy za uszy i sięgnął po spodnie leżące na łóżku. Jego
wzrok padł na kurtkę ze znakiem Organizacji. Jakiż był naiwny sądząc, że z ich
pomocą dopnie swego celu! W porównaniu do siły wampirów, Organizacja tak
naprawdę była niczym. Mieli wciąż za mało członków, a nawet jeśli mieliby ich
wystarczającą ilość, nie zgodziliby się na otwartą wojnę z istotami nocy. Mimo
iż piął się po drabinie kręgu, szybko do niego dotarło, że to za mało, że
będzie musiał zrobić coś więcej. Wplątanie się w ich szeregi było genialnym
pomysłem, ale nie mógł go przemienić byle jaki wampir. Potrzebował mocnej,
szlacheckiej krwi. Ten mały smarkacz był zbyt chciwy, by zwęszyć podstęp,
nadawał się więc idealnie. Wizja płaszczącego się przed nim maga, własnego
szpiega w znienawidzonej Organizacji, a przede wszystkim człowieka, który
pragnie nowego ojca, tak bardzo rozparła jego ego, że przysłoniła wszystkie wątpliwości.
Głupi, naiwny dzieciak, pomyślał, zapinając spodnie. Na początku nie było tak
źle. Przynosił mu mało znaczące informacje z Organizacji, jako dowód swej
lojalności. Któregoś jednak dnia Daell kazał mu szukać czerwonowłosej półkrwi.
Nie pomyślał jednak o Adri, wszak nie widzieli się ładnych parę lat. Po tym,
jak ją zmieniono, kazał jej się wynosić, sam nie wiedział z jakich powodów. Nie
wiedział zresztą, że ona jest półwampirem. Wtedy pojawiła się, jakby za sprawą
myślenia sprawczego, specjalnie na potrzeby księcia, razem z tym dzieciakiem,
który okazał się wilkiem. To było... zastanawiające i dawało do myślenia,
wszyscy przecież wiedzieli o wampirzo-wilczej współnienawiści, a tamci dwoje
tak zwyczajnie za sobą przepadali. Zainteresowało go to, więc postanowił
zbliżyć się do nich. Minęło trochę czasu, zanim sobie uświadomił, że przecież
jej swobodne poruszanie się za dnia, czyni ją półkrwi, czy też raczej to, że
jest półkrwi, pozwala jej na bezbolesne przebywanie w promieniach słońca. Niby
chodzili razem do liceum, ale wtedy była jeszcze człowiekiem, a po szkole, gdy
mu powiedziała mu o przemianie - nie skojarzył faktów!
-
Czarownica – powiedział sam do siebie, wkładając
pasek w szlufki.
Kiedy Daell dowiedział się o tym,
kazał mu się z nią zaprzyjaźnić, być zawsze blisko niej, a najlepiej rozkochać
w sobie. Wsadził dłoń w rękaw koszuli, myśląc o tym. Smarkacz chciał, aby
wykorzystać życzenie na nim, chciał w końcu być dorosły. Mag prychnął
lekceważąco, zapinając guziki koszuli, cóż za prymitywne marzenie. Tak potężną
magię powinno wykorzystywać się do należycie potężnych celów. To życzenie
powinno należeć do niego, to on powinien je wypowiedzieć. Jemu się ono należy,
jako zadośćuczynienie tego, co go spotkało. Za matkę i ojca, za siostrę i
brata, którzy zostali wyssani do cna na jego oczach, gdy miał sześć lat! Za
szydercze uśmiechy tych czterech popaprańców z kłami i czerwonymi oczami! Za
to, że zostawili go, płaczącego, między trupami swoich bliskich! Za te
wszystkie noce pełne strachu i koszmarów, że wrócą po niego i jego jedyną
siostrę, która wtedy została w domu. Jedyną, która, dzięki zwyczajnej grypie,
przeżyła tę rzeź. Jedyną, która... pożyła trochę dłużej.
Zamarł,
pochylony nad sznurówkami butów. A potem przyszła Adri i przyprowadziła mu
mordercę jego siostry. Adri, jedyna, która nie wywyższała się z racji gatunku.
Ta, która uratowała go niejednokrotnie. Ta, która oddała coś ważnego, by wrócił
do życia. Podniósł się i spojrzał na siebie w lustrze. Na brzegu łóżka, ubrany
w jeansy i czarną koszulę, spoglądał na swą zmęczoną, trzydziestopięcioletnią
twarz. Włosy założone za uszy, nadawały mu nieco elfiego wyrazu. Czy to
wszystko warte było zemsty? Czy warto było stracić jedyną kobietę, którą w
jakikolwiek sposób obchodził? Jedyną, która okazała się tak inna, tak ludzka?
Która ryzykowała, by mu pomóc? Zmarszczył brwi.
-
Jin, rozklejasz się – powiedział do swego
odbicia – jesteś zbyt blisko, by teraz rezygnować, cel jest w zasięgu ręki.
Pochylił się znów i zawiązał
buty.
***
Noc
chyliła się ku końcowi. Rodric stwierdził, po raz kolejny zresztą, że wyczuwa
ledwie słabe wspomnienie jej jaźni. Wynikało z tego, że Adri skakała,
najprawdopodobniej nie mogąc zagrzać nigdzie miejsca. A może nie chciała być
znaleziona? Nieważne, musieli szukać i tak. Rodric spojrzał na niego pytająco,
gdy tylko wyłączył telefon.
-
Nothing – powiedział Hakon, a wampir zerknął na
niebo znacząco – Let's check my place again – rzekł wilk – last one for today –
dodał z rezygnacją.
Rodric skinął głową i przenieśli
się na jego ogródek. Od razu uśmiech przyozdobił twarz wampira, gdy wskazał na
ogrodową huśtawkę. Siedziała tam z podkulonymi kolanami, twarz miała schowaną,
bujała się delikatnie. Hakon w jednej chwili zmienił się w człowieka i wbiegł
szybko na taras, tak cicho, że go nie usłyszała. Usiadł obok i objął ją
ramieniem.
-
No czeeeeść – powiedział przeciągle.
Drgnęła, a potem zerwała się jak
oparzona, odskoczyła od niego i spojrzała przestraszona. Zobaczywszy, że to on,
wyjęła zza paska nóż i przełknęła głośno ślinę. Upadła na kolana i wyciągnęła
położoną na dłoniach broń w jego stronę.
-
Proszę... byle szybko... - spuściła głowę.
>>*<<
Molly chan czytała :D Co dalej?
OdpowiedzUsuń