Część 4 :)
-Yumi -
4.
Było
cicho i spokojnie. Deszcz przestał padać i ubyło trochę chmur.
Gdzieniegdzie pokazywały się gwiazdy na czarnych kawałkach nieba
i Marek zauważył nawet sierp księżyca. Po kilku sekundach, gdy
jego oczy przyzwyczaiły się do mroku spojrzał na swoją
towarzyszkę. To zabawne jaką silną miała osobowość. Nawet w
myślach nazywał ją Yumi, bo tego właśnie wymagała. Zawsze mu
powtarzała, że nie lubi swojego imienia więc niech się nawet nie
waży go używać i faktycznie, dla niego zawsze była jest i będzie
Yumi. Poczuł że puściła jego dłoń.
- No,
to teraz mi powiedz w którą stronę pójdziemy. Ja się nie znam
na tych twoich Katowicach. - rzekła jakby zupełnie nie dostrzegała
tego że stoi w środku nocy w jakimś zaułku w obcym dla niej
mieście z, jakby nie było, obcym dla siebie facetem.
- Eee.....
w lewo – powiedział bez entuzjazmu.
Usilnie
próbował nie dopuścić do siebie myśli, że może jednak
odpuścili, że może jednak oboje dotrą do jego domu bezpiecznie.
Nawet jej nie zapytał czy zatrzymała się w jakimś hotelu, choć
nie widział by miała bagaż, ale skoro uparła się go odprowadzić,
to zawsze mógł jej pokazać gdzie mieszka. Oboje skierowali się w
tę stronę. Było mu dziwnie zimno w dłoń która jeszcze przed
chwilą trzymała dziewczyna. Włożył ręce do kieszeni kurtki i
spojrzał w stronę ciemnowłosej, by lepiej jej się przyjrzeć.
Teraz dopiero zauważył, że przez jej ciemne , związane niedbale w
koński ogon,włosy prześwitywały pasma ni to brązu, ni to bordo.
Nie malowała się, na jej twarzy nie było śladu nawet odrobiny
tuszu do rzęs. Wziął głęboki wdech, pachniała świeżymi
różami, zupełnie jakby była nimi obwieszona, choć zapach nie był
drażniący, jednak na długo pozostawał w pamięci. Na sobie miała
zwykłe jeansy i jakąś czarną kurtkę przeciwdeszczową. Nie
miała torebki, zupełnie nic ze sobą nie nosiła. Doszedł do
wniosku, że na pewno musi być zameldowana w jakimś hotelu.
Przecież nie przyjechała tutaj bez bagażu. Już miał ją o to
zagaić, gdy nagle stanął jak wryty, instynktownie schował ją za
sobą.
- No,
w końcu się pojawiłeś – powiedział wysoki blondyn ostrzyżony
na jeża.
- Już
myśleliśmy, że masz zamiar zostać „pod mostem” do końca
nocy – pożalił się krępy rudzielec w wypłowiałych spodniach.
- Naprawdę
długo kazałeś na siebie czekać – rzekł kolejny blondyn, spod
czapki z daszkiem wystawały mu przydługie włosy.
Marek
wyprostował się. Trzech, tylko trzech, może uda im się uciec. Nie
był typem tchórza, po prostu realnie oceniał ich szanse.
Przypuszczał, że czwarty gdzieś się chowa. Nie przypuszczał by
którykolwiek z nich chciał by ominęła go zabawa. Wziął głęboki
oddech i rzekł, starając się, by głos jego nie zdradzał drżenia.
Nie o siebie się bał, raczej o swoją towarzyszkę.
- Poście
dziewczynę, ona nie ma z tym nic wspólnego. Jest tu przypadkiem.
- A
właśnie że nie – wyrwała do przodu nim którykolwiek zdążył
odpowiedzieć – jestem tu z pełną premedytacją.
Powoli
lecz zdecydowanie podeszła do rudego i wyciągnęła palec
wskazujący w jego stronę dotykając obuszkiem jego kurtki. Spojrzał
na nią z góry. Była niższa od niego o głowę, zresztą niższa
od wszystkich tutaj zebranych. Przez ten swój wzrost wyglądała na
młodszą. Lekko pucołowatą buzie ozdabiały dość ładne usta,
zwyczajny nieduży nos i intensywnie zielone oczy. Brwi miała nieco
uniesione ku górze. Wpatrywała się w niego z upartością dziecka
pragnącego zjeść coś słodkiego przed obiadem.
- Tobie
radzę – rzekła – żebyś wziął tych swoich bezmózgich
koleżków i zabrał się stąd, póki jeszcze jestem dla ciebie
względnie miła. W ogóle co to za zachowanie – ciągnęła
niewzruszenie raz za razem tykając go palcem – czy wam się już
w dupach poprzewracało!? Co wy myślicie, że to jakaś
gangsterska? Co to Ameryka?! Czy naprawdę podczas mojego pobytu
poza krajem porobiły się aż takie cyrki?! - uniosła brwi jeszcze
wyżej.
Marek
oniemiał. Co ona wyprawiała, czy nie widziała, że próbował ją
uratować? Czy ona przyjechała się tu zabić?! Życie było jej nie
miłe czy co? Cholera jasna, powinna uciekać jak najdalej i nawet
nie oglądać się za siebie. Co ona odstawia?! Zauważył, że oczy
rudego zwęziły się niebezpiecznie. Kąciki ust jej rozmówcy lekko
uniosły się ku górze. Obaj blondyni zachichotali cicho.
- Posłuchaj
mnie mój drogi – mówiła dalej – to jest mój kolega -
wskazała drugą ręką na Marka – a co moje tego masz nie ruszać?
Czy wyraziłam się dość jasno? Czy może przetłumaczyć wam to
na jakiś a'la gangsterski język, żeby do was, pół mózgi,
dotarło?
- Spierdalaj
– powiedział jeden z blondynów, lecz rudy uniósł dłoń
uciszając kompana.
Tego
było już za wiele, ona drwiła z nich, drwiła z nich jawnie i bez
krępacji. Co ona próbowała udowodnić? Nigdy nie sądził, że ta
dziewczyna, z którą tak lubił mailować, która opowiadała mu o
swojej wyobraźni i pasji do fotografii, że tak dziewczyna może być
tak lekkomyślna. Zawsze wydawała mu się bardzo rozsądna i
dojrzała. Usta rudego wykrzywiły się w coś mającego zapewne
uchodzić za uśmiech. Niestety właściciel owego uśmiechu nie miał
dwóch przednich zębów co nadawało jego minie upiorny wyraz. W
końcu odezwał się. W jego głosie można było wyczuć nutkę
rozbawienia.
- Ciekaw
jestem, dziecinko, jak zamierzasz nas powstrzymać przed „ruszeniem
twojego”.
- To
proste – odparła, cofając się o krok – załatwię was
wszystkich za jednym zamachem.
Brwi
rudego uniosły się w zdumieniu, a blondyni ponownie zachichotali.
Marek patrzył na tą niepozorną dziewczynę z mieszaniną
zaciekawienia i strachu, bał się o jej życie. Była taka drobna.
Gorączkowo zastanawiał się czy mają jakieś szanse ucieczki, albo
może mógłby zwrócić ich uwagę na siebie, żeby tylko zdołała
się wydostać z tego potrzasku. Cholera po co w ogóle tu
przyjeżdżała?! Nie mogła siedzieć sobie w tej Anglii i po prostu
zapomnieć, że miała kiedyś kolegę rapera?! Przez tą jej
porywczość musiał się martwić teraz o nich oboje! Czuł jak
mieszają się w nim uczucia, z jednej strony cieszył się, że się
poznali z drugiej dałby wszystko by okoliczności były inne. Czy
ona naprawdę nie widzi w co się pakuje?!
- Niby
jak? - zapytał blondyn w czapce, w jego głosie również wyczuć
można było nutkę rozbawienia, ale i rozdrażnienia.
- Teraz
uważaj – cofnęła się jeszcze o krok i złożyła ręce w
odpowiedni znak.
Markowi
przyszło na myśl, że zna to ułożenie dłoni, tylko nie mógł
sobie przypomnieć skąd. Na pewno gdzieś już to widział, na pewno
w jakimś anime, ale gdzie? W momencie kiedy dotarło do niego co to
za znaki Yumi odezwała się z mocą.
- Kage
Bunshin no Jutsu!
O, zaczyna się :)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak dla innych, ale dla mnie można by było połączyć te dwa rozdziały, poprzedni i ten tu, kończąc go tak, jak się kończy, czyli zaklęciem. Ale jest w sumie ok, tamten krótki rozdział zaprasza czytelnika by przeczytać kolejny :)