Rozdział piąty :)
- Yumi -
5.
Nie
mógł uwierzyć, że naprawdę wypowiedziała to zaklęcie. Uniósł
wysoko brwi, zauważył, że trzech oprychów również wygląda na
zdumionych. Yumi stała przed nimi z zamkniętymi oczyma. Przez
sekundę, która zdawała się trwać cała wieczność, w zaułku
obok klubu panowała niczym niezmącona cisza. Nic się nie stało.
Dziewczyna zamrugała oczami, jakby dopiero teraz zorientowała się
gdzie jest.
- Czyżbyś
naoglądała się za dużo Naruto? - rudy zwrócił się niej
uśmiechając się ironicznie.
Obaj
blondyni już zanosili się śmiechem. Otworzyła lekko usta, jakby
chciała coś powiedzieć, lecz zamiast tego odwróciła się
gwałtownie do Marka i chwyciła go za ramiona.
Stał
jak wryty, nie mógł jej przecież zostawić, nawet jeśli była
niespełna rozumu. Nawet jeśli wydawało jej się, że jest
bohaterką anime. Po prostu nie mógł jej zostawić, wiedział że
po czymś takim nie umiałby patrzeć na siebie bez głębokiego
uczucia pogardy do własnego czynu.
- Uciekaj
– powtórzyła nadal szepcząc i nie czekając na jego reakcje
ponownie się odwróciła
Usłyszał
odgłos uderzenia, a zaraz potem jej głowa jakby odskoczyła, reszta
ciała poszła w jej ślady i chwile później dziewczyna znalazła
się na ziemi. Miała wybity ząb. Marek nie myśląc wiele rzucił
się na rudego, ale między nimi stanęli już obaj blondyni, jeden
zamachnął się pięścią na jego podbródek, chłopak sparował
cios, jednak drugi, prawie w tej samej sekundzie, uderzył go w
brzuch. Marek zgiął się w pół. Niemal leżąc na ziemi poczuł
kopnięcie w miejsce w które przed chwilą dostał pięścią.
Zabolało, cholera, chyba jednak połamią mu te żebra. Kontem oka
zobaczył, że Yumi wstaje chwiejnie.
- Te
rudy, ty jesteś idiota wiesz? - zapytała retorycznie sekundę
przed kolejnym ciosem w twarz.
- Z..
zostawcie j... - Marek urwał, gdyż kolejny kopniak powędrował w
jego bok.
Yumi
ponownie wstała, choć tym razem wolniej, miała okrwawione usta.
Lecz mimo to jej intensywnie zielone oczy nie przestały nadawać jej
twarzy wyrazu pewności siebie. Wyprowadziła niezdarny cios prawą
ręką w stronę swego przeciwnika. Złapał kończynę i cisze nocy
zmącił trzask łamanej kości, dziewczyna zawyła przeraźliwie,
rudy nie czekał dłużej, chwycił ją za szyje i podniósł do góry
przyciskając jednocześnie plecami do ściany. Chwyciła zdrową
dłonią przegub jego ręki, lecz nie miała dość sił, by się
uwolnić.
- To
tylko dziewczyna! - wrzasnął Marek blokując kolejny cios w
brzuch.
Jakoś
udało mu się od turlać i nawet się podnieść, zacisnął mocno
pieści i zamachnął się na stojącego bliżej przeciwnika. Trafił,
obcięty na jeża blondyn zatoczył się od siły uderzenia.
- Kurwa
mać!
Natychmiast
jego brat dopadł Marka kopiąc go w udo. Tym razem on zaklął
siarczyście. Kątem oka dostrzegł, że Yumi nadal szarpie się w
uścisku swego oprawcy. Rudzielec przybliżył swoją twarz do jej,
jeszcze mocniej przyciskając ją do ściany, patrzył z maniakalną
radością, jak blask w jej zielonych oczach powoli gaśnie.
- Puść
ją do cholery! - chciał doskoczyć do niego, lecz cios w łuk
brwiowy zamroczył go, krew zalała mu oczy.
W
końcu przestała się szarpać, zawisła w uścisku mężczyzny, ten
puścił ją krzywiąc się niemalże ze wstrętem. Osunęła się
bezwładnie na ziemie.
- Zabiłeś
ją! - jakimś cudem wyminął obu blondynów – Zabiłeś ją ty
popieprzony gnoju! - otarł krew z oczu i doskoczył do rudego, lecz
ten uniknął ciosu bez większego wysiłku.
Marek
zachwiał się od siły rozpędy, dostał kopniaka w plecy i wyłożył
się jak długi. Rudzielec zaśmiał się szczerze rozbawiony.
Blondyni podeszli do kompana. Teraz stało nad nim trzech. Właściwie
było już mu wszystko jedno. Wszystko go bolało, był pewien, że
ma połamane żebra. Jeszcze jeden porządny cios i pewnie jego
płuco zostanie przebite przez którąś ze złamanych kości.
Przynajmniej nie mógł sobie zarzucić tchórzostwa. Żal mu było
tylko tej ciemnowłosej, zielonookiej drobnej dziewczyny, która tak
lekkomyślnie skazała się na śmierć. Teraz wiedział, że nie
żartowali, że są zdolni do wszystkiego. Mimo beznadziejnej
sytuacji próbował się poruszyć. Jego ciało zaprotestowało
ostrym bólem. Skrzywił się.
- Nie
uciekaj jeszcze – powiedział chłopak w wypłowiałych spodniach
– dopiero zaczynamy zabawę – uśmiechnął się złośliwie
Obaj
blondyni jak na komendę wybuchnęli gromkim śmiechem. Rudy
zamachnął się do kolejnego ciosu. Marek zacisnął powieki.
Nie wiem jak skomentowac... poprosze o następną część, to na pewno nie koniec :) Zaraz pewnie zdarzy się jaki cud...
OdpowiedzUsuńKurcze, aż tak jestem przewidywalna? ^ ^
UsuńDobre to!
OdpowiedzUsuń