Prolog
Nigdy nie przypuszczałem, że to może
się tak skończyć, ani nawet, że może się tak zacząć.
Zerknąłem na nią i pochwyciłem spojrzenie jej niebieskich oczu. W
tym błękicie zobaczyłem całe lata. Widziałem doliny pełne
kwiatów, zamarznięte jeziora, wysokie góry. Przez chwile czułem
się, jakbyśmy oboje stali na takiej górze, na szczycie świata, a
poza nami nie było nic. Te oczy były jedyną rzeczą, która
pozwoliła oderwać wzrok od intensywnie czerwonych włosów, teraz
rozwianych przez późnowieczorny wiatr, który jakby chciał
przypomnieć o swoim istnieniu.
Stała w progu, tak materialna jak i
nieistniejąca zarazem. Przyglądałem się jej, łowiąc każdy
szczegół ubioru i biżuterii, jakbym chciał porównać to co
widzę, z obrazem w mej pamięci. Jakbym chciał nabrać pewności,
że to naprawdę ona. Ale przecież to była ona, mimo iż nie
mieściło mi się to w głowie. Światło wypływające zza mnie,
mieniło się lekko na jej skórze nadając jej efekt porcelany.
Byłem prawie pewien, że tu była, tak samo realnie jak po drugiej
stronie kabla, przed drugą klawiaturą i kamerą. Miała
dziewiętnaście lat, a przynajmniej tak wtedy myślałem. Na tyle
też wyglądała, któż mógł wiedzieć jak bardzo się myliłem? W
adidasach, jeansach i zielonej bluzce, przypominała zwykłą
uczennice liceum. Tylko te oczy, tak intensywnie niebieskie... Kąciki
jej ust podniosły się w ciepłym uśmiechu. W tym cieple,
zobaczyłem ją w lesie, wśród jesiennych liści, zobaczyłem
słońce, a jego promienie tworzyły ognistą aureole wokół jej
włosów. Przypomniałem sobie właśnie to zdjęcie, które kiedyś
mi wysłała. Uśmiechała się dokładnie tak, jak wtedy. I znów
przez chwilę nie wiedziałem, czy patrzę na nią, czy na
fotografię. Przez myśl przeleciało mi, że powinienem zaprosić ją
do środka, ale nie byłem w stanie się ruszyć, powiedzieć choćby
słowa. Widziałem ją już przecież. Widziałem, a mimo to
wydawała się taka inna, taka... bardziej. Spędzaliśmy ze sobą
wiele godzin zarówno przez kamerę jak i pisząc. Tylko, że teraz
była... realniejsza. Czy to dlatego, że stała pół metra ode
mnie?
- Cześć Hakon! - odezwała się
nagle.
Jej głos rozlał się aksamitem po
nocy. Echo tych dwóch słów kołatało się jeszcze w mojej głowie,
kiedy zacząłem się zastanawiać, dlaczego brzmi inaczej. Inaczej,
a jednocześnie tak samo. Rozmawialiśmy tak często i długo, byłem
pewien, że jej głos nie powinien być mi obcy, a jednak był. A
przy tym tak mile znajomy. Była w tym głosie jakaś
wesołość, ale nie taka zwykła. Taka wesołość bardziej... Nagle
w tym całym zaskoczeniu, jakie teraz odczuwałem, narodziło się
pytanie. Pytanie tak różne od dotychczasowych, tak wyprane z emocji
i logiczne, że aż zabolało. Jakim sposobem stała teraz na mojej
werandzie? Przecież nie mogła przyjść tu tak sobie. Nawet
nie wiedziała gdzie jest owo „tu”, zatem jak się tu znalazła?
Nigdy nie podałem jej adresu, więc skąd wiedziała w które drzwi
tarasowe zapukać? Włamała się do mojego komputera? Inne
wyjaśnienie nie przychodziło mi do głowy. Jeśli tak, to czyniło
ją niebezpieczną. Jakoś nie mogłem sam się przekonać do tej
myśli. Zresztą jaki niby mogła mieć w tym cel? Wiedziałem, że
powinienem zapytać, ale nadal nie mogłem wykrztusić słowa.
Zorientowałem się, że mam rozdziawione usta, kiedy uniosła
porcelanową dłoń, by mi je zamknąć. Przez chwilę, dosłownie
przez jedną małą sekundę miałem wrażenie, że czerwień zasnuła
jej oczy, po chwili jednak wrażenie znikło. Czy naprawdę to
widziałem? Przez kilka następnych chwil, szukałem w jej oczach tej
czerwieni, lecz nie doczekałem się kolejnej zmiany. Musiała mieć
niezły ubaw z mojej miny. Dotyk, ledwie muśnięcie palców, był
tak delikatny, a zarazem tak silny, jakiego nigdy jeszcze nie czułem
w życiu. Ona cała była pełna sprzeczności, tak nie na miejscu, a
jednocześnie jakby właśnie tam powinna w tej chwili być.
- Cz..
Cześć... - wyjąkałem w końcu.
Niepewność w
moim głosie zaskoczyła mnie, choć ona nadal się uśmiechała.
Jakby zaistniała sytuacja byłą zupełnie normalna. Patrzyłem na
nią. Nie zaproszoną, nie zawołaną, bez ustalonego terminu, tak
nagle i bardziej, realniej. Patrzyłem na moją najlepszą
przyjaciółkę tak po prostu stojącą przede mną. W końcu
ocknąłem się z zaskoczenia. Przytuliłem ją, tak, jak to
wielokrotnie sobie obiecywaliśmy. Kiedy mnie objęła poczułem
przyjemny chłód, mimo że nocny wiatr już ucichł. Poklepała mnie
po plecach, a ja poczułem radość z jej niespodziewanej wizyty. Nie
mogłem przecież podejrzewać, że to co się działo, było jedynie
początkiem zmian, jakie miały mnie uderzyć. Nie, uderzyć, to mało
powiedziane.
Podoba mi się. Czytał bym dalej :) Nie zaciekawia w sumie aż tak bardzo ale cóż, początek to początek :)
OdpowiedzUsuńPublikowanie powinno zostać zabronione, bo człowiek chciałby coś więcej, ale rodzi ciekawość ;)
OdpowiedzUsuńTo Cię powinno zainteresować: http://www.aktualnekonkursy.pl/konkursy-literackie/8-konkursy/konkursyliterackie/konkursy-literackie/1346-konkurs-na-opowiadanie-fantastyczne-swietlne-pioro-2012.html
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada :) Będzie kontynuacja? :D
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy, będę podczytywać Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńJa chce dalej ej no !!! Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuń:D fajne, Jakby co to Molly to czytała.
OdpowiedzUsuń