* Ostatni artefakt *
Moje najnowsze opowiadanie, wkrótce pojawią się kolejne części, zapraszam serdecznie do czytania ;-)
1.
Błysk, trzask, spadło coś
ciężkiego, ktoś krzyknął. Sięgnąłem po miecz, w tej samej
chwili jednak koń zarżał i wierzgnął, a ja spadłem z siodła.
Od turlałem się pośpiesznie, by nie dostać po twarzy podkutymi
kopytami. W momencie znalazłem się pod wozem. Jasna cholera, a
mówiłem Jarlo, że nie powinniśmy jechać nocą! Obóz byłby
bezpieczniejszym rozwiązaniem, ale ten stary głupiec uparł się,
że nie ma czasu do stracenia. Tak ważny interes przecież nie może
uciec mu sprzed nosa. Poza tym, przecież nie będzie słuchał
jakiegoś przybłędy, nawet jeżeli ten przybłęda jako jedyny nosi
miecz i ma jakie takie doświadczenie w walce!
Coś znów błysnęło.
Gdzieś niedaleko huknęło potężnie, aż zadzwoniło mi w uszach!
Wóz przede mną stanął w płomieniach, usłyszałem wykrzykiwane
zaklęcia. Na świętą parę, od kiedy magowie napadają kupców?!
Musiałem wyczołgać się ze schronienia zanim i ono zamieni się w
pochodnie. Chwyciłem miecz i już miałem się ruszyć, kiedy coś
niebieskiego, w kształcie chyba kuli, mignęło mi przed oczami.
Błysnęły czerwone ślepia i ostrza noży. Ki demon?!
Wygrzebałem się spod wozu
czym prędzej. W świetle, jakie dawał palący się dobytek
kupiecki, zobaczyłem niewysoką postać w czarnej szacie, kaptur
skrywał jej twarz. Na plecach miała kij, uwieńczony niebieską,
lekko jarzącą się kulą, w dłoniach sztylety.
Coś chwyciło mnie za rękaw.
- Pomóż … - niespełna szesnastoletnia dziewczyna zawyła błagalnie.
Chwyciłem ją za ramiona,
chcąc skryć pod wozem, który nagle wydał mi się idealną dla
niej kryjówką, ale ktoś przywalił mi w potylicę, w oczach mi
pociemniało i się zachwiałem. Poczułem, jak dziewczyna puszcza
moje ubranie. Ktoś próbował mnie powalić, ale udało mi się
utrzymać równowagę. Przeciwnik nie czekał, ruszył za oddalającym
się wrzaskiem nastolatki. Ostrość widzenia mniej więcej mi
wróciła, więc rzuciłem się na pomoc, ale minęła mnie postać w
czerni. Stanęła w rozkroku, zerwała kij z pleców i machnęła
nim. Niebieski pocisk uderzył w jednego z porywaczy. Szesnastolatka
krzyknęła przeraźliwie. Ruszyłem ponownie w pogoń, postać w
czerni skoczyła do przodu. Ktoś powalił ją na ziemię, w tym
samym czasie, gdy ją minąłem. Nie zdążyłem nawet odwrócić
twarzy z powrotem w stronę porywanej, gdy dostałem cios, od którego
wszystko zrobiło się czarne i głuche.
Ocknąłem się jakiś czas
później, w głowie mi szumiało, a w uszach wciąż dzwoniło.
Panowała jakaś dziwna cisza przerywana ledwie trzaskaniem palącego
się drewna. Zapach dymu gryzł gardło, zakaszlałem. Podniosłem
się i ruszyłem w stronę ciemnego kształtu, leżącego na ziemi.
Vela – szesnastoletnia córka głównego kupca, spoglądała na
mnie matowymi, przerażonymi, martwymi oczami. Od szyi aż do brzucha
ciągnęło się poszarpane cięcie. Rozejrzałem się, ale nic, czy
też raczej nikt nie zmącił ciszy. Napastnicy uciekli, najwyraźniej
dostali to, czego chcieli. Pierwsze dwa wozy tej niewielkiej karawany
spalone były już niemal na popiół, trzeci właśnie dogorywał.
Tylko magiczny ogień palił się tak szybko.
Niedaleko mnie niebieskawe
światło poruszyło się, gdy postać w czerni starała się
podnieść, pomagając sobie kijem. Rozejrzała się wokół, a
kaptur zatrzymał się tak, jakby jego właściciel spojrzał na
mnie.
- Kim jesteś? -
zapytałem.
Nie pamiętałem nikogo
takiego wśród kupców. Teraz przypomniało mi się, że od jakiegoś
czasu miałem dziwne wrażenie, że ktoś nas śledzi. Bezwiednie
dotknąłem rękojeści miecza.
>>*<<
Zapowiada się extra, na prawdę...Ja uwielbiam tego typu opowiadanie bo sam takie piszę, czekam oczywiście na następne części :D Pozdro :>
OdpowiedzUsuńMi też się podoba, jestem ciekawa co będzie dalej! agnieszkam86
OdpowiedzUsuń