>> Zaklęcie umarłych <<
(5)
Świadomość bólu zaciągała go nieubłaganie w stronę
rzeczywistości. Miał wrażenie, jakby w niektórych miejscach jego ciało płonęło
żywym ogniem. Właściwie, to miał problemy z ustaleniem miejsca, gdzie tego
ognia nie było. Przeraził się, gdy kolejna myśl napłynęła do zbolałego mózgu.
Nie mógł się ruszyć, nic też nie widział, bo powieki uparcie nie chciały się
otworzyć. Coś nim telepało, odgadł, że leży na noszach ciągniętych przez konia.
Usłyszał strzęp rozmowy.
-
… podziękować – powiedział jakiś głos.
-
Chyba z konia spadłeś! - ten głos był znajomo
zadziorny.
-
Gdyby nie ja mogłoby to sssię źle sssskończyć –
rozmówca zdawał się syczeć.
-
Widziałeś wtedy w świątyni co potrafię i śmiesz
twierdzić, że potrzebowałabym pomocy?
-
Wtedy nie walczyłaśśś z wampirami, tylko z
nieogarniętą bandą jaszczurów.
-
Dobrze. – westchnęła – Przybyłeś, odegrałeś
bohatera, teraz możesz sobie iść.
-
On twierdzi, że jesssteś zbyt ssssłaba by
podróżować sssama.
-
Więc niech on ze mną podróżuje.
-
Przy mnie jessssteś bezzzzpieczniejsza
Nastała chwila ciszy przerywana tylko rżeniem koni i
dźwiękiem podków uderzających o drogę. Łowca poczuł, iż mimo bólu znów zapada
się w błogi niebyt, przyjął to uczucie z ulgą. Zanim jednak jego świadomość się
wyłączyła, zdążył uzmysłowić sobie, że koń nagle się zatrzymał.
-
On znów krwawi, przynieś wody!
Xxx
Przyjemne ciepło grzało jego zmęczone mięśnie. Ból którego
tak się obawiał po przebudzeniu jednak nie nadszedł. Spróbował otworzyć oczy.
To co zobaczył sprawiło, że ponownie je zamknął. Gdy je znów otworzył, widok
nie zmienił się. Czerwony, jaszczurczy pysk nadal zwrócony był w jego
stronę. Pokryte czerwonymi łyskami ręce
zajęte były ostrzeniem noża, lecz ślepia niewzruszenie wpatrywały się w Łowcę.
-
Nie wsssstawaj jeszcze – powiedział jaszczur w
bieli – rany ssssię jeszcze nie zassssklepiły należycie
-
Gdzie... Yizu.. - zdołał wykrztusić, w gardle mu
zaschło.
-
Poszła na żer – odparł tamten – sssstraciła
ponad połowę energii, mussssi odzysssskać ssssiły.
-
Więc żyje.. - w jego głosie pobrzmiewała ulga. -
ale jak? – zapytał, gdy dotarły do niego wspomnienia. - przecież widziałem jak
przebito ją mieczem! To powinna być śmiertelna rana!
-
Wiem – odparł jaszczur – jeden z moich ludzi też
próbował ją zabić w ten sssposób.
-
Więc co się stało.. ekhu, ekhu.. - pacjent
przełknął powoli ślinę i oblizał spieczone wargi.
Jego rozmówca podał mu naczynie z wodą.
-
Zbudził się anioł – odparł.
Anioł. A więc jednak to nie było przywidzenie. Naprawdę
widział anioła. Czy to był jakiś rodzaj zaklęcia? Hipnoza, ochronna pieczęć,
druga forma? Czy ten anioł nadal był nią, a może miał własną duszę jak Codin w
ciele Arzin'a? Postanowił dowiedzieć się tego, lecz zapytany o to mag odparł
tylko.
-
Nie mam pojęcia co to jessst, ale robi wtedy ssstraszną
jatkę. Jest potężna mnichu, potężniejsza niż którykolwiek z nas.
Shiro odstawił puste naczynie i spojrzał w niebo. Czuł się
na siłach już wstać, więc podniósł się powoli, na razie do pozycji siedzącej.
Potężniejsza niż którykolwiek z nich, a przy tym niezdarna i niepozorna.
Niezdarna? Przypomniał sobie tę noc gdy się spotkali. Wpadła na niego, chociaż
spokojnie mogła go ominąć. Zrobiła to więc specjalnie? Jeśli tak, jaki miała
cel? Przyprowadziła go do wampirzego gniazda, ale nie dała mu zginąć, zatem jej
zamiarem nie była jego śmierć. I jeszcze ten facet z kusza. Jako wampir jest
zbyt szybka i spostrzegawcza, żeby mógł ja trafić, a mimo to bełt zatopił się w
niej nim się zorientowała. Czy udawała? Jeśli przyjąć, że nie, to możliwe, że
była zbyt wyczerpana by walczyć jeszcze z dwoma magami. To by tłumaczyło
dlaczego potrzebowała jego pomocy wtedy, ale teraz?
Xxx
Yizu nie pokazała się jeszcze przez kilka dni, podczas
których Codin doglądał łowcy. Rany po ugryzieniach niewiarygodnie szybko się
zagoiły nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Natomiast ta na boku szpeciła
paskudnie rozharataną blizną. Nie umiał się zorientować jaką bronią została
zadana, ale wolałby jej nie widzieć w ręce przeciwnika. Również cztery proste
pasy na lewym policzku – pozostałość po ciosie szponami, nie wyglądały zachęcająco.
Shiro czuł się na tyle dobrze, że mógł już polować, co zaowocowało dziczyzną na
kolację. Co jakiś czas próbował wypytywać Codina o Yizu, ale zarówno
jaszczurczy mag jak i Arzin niewiele wiedzieli. Wampirzyca potrzebowała
czterech zwojów, ale nie mieli pojęcia co miał dać jej ten rytuał. Nie
wiedzieli również jaka była „najwyższa cena”, którą zapłaciła jej matka za
utrzymanie zwoju w ukryciu. Kiedy natomiast zapytał o ich następny cel Codin
odparł tylko, że będą kierować się na ziemie dzikich, Łowca zdumiał się
wyraźnie. Ziemie dzikich leżały poza granicami kraju, a sami dzicy nie byli
ludnością powszechnie znaną czy lubianą. Nie panował tam żaden władca, a kupcy
unikali tych stron z obawy przed stratą życia lub dobytku. No i jeszcze wilki,
upomniał się w myślach. Wilkołaki to jedne z najgroźniejszych stworzeń, również
dla Łowców, a wampiry są ich niemal świętymi wrogami. Po jakie licho ona się
tam pcha? Od Codina dowiedział się, że ich celem jest państwo Elay – królestwo
elfów. Dlaczego więc nie mogli nadłożyć drogi i iść wzdłuż południowej granicy,
niemal całkowicie omijając przy tym ziemie dzikich, tak jak czynią to kupcy
i inni podróżni? Zapytany o to mag
rozłożył bezradnie ręce.
-
Wspomniała, że musimy zahaczyć o pewne miejsce.
Xxx
Niczym niezmącona tafla jeziora kusiła blaskiem odbijających
się promieni wschodzącego słońca. Yizu przykucnęła i nabrała wody w dłonie.
Podróżowali już od kilku dni i krajobraz zmieniał się nieco przypominając, że
zbliżają się do granicy. Lasy robiły się gęstsze, a drzewa iglaste ustępowały
swym liściastym braciom. Ziemie dzikich uznawane były za niezwykle żyzne i
kuszące, lecz mimo to niewielu ludzi zapuszczało się na te tereny, a jeszcze
mniej z nich wracało. Obszar ten bowiem, pełen był pułapek, opuszczonych pogańskich
świątyń, starej zapomnianej magii i oczywiście wilkołaków.
-
Co takiego ważnego się tam znajduje – zapytał
wskazując kierunek w którym podążali.
-
Trzeci zwój – odparła opłukując twarz.
Głos miała rzeczowy, wyprany z emocji, którą chyba zebrała i
schowała gdzieś głęboko tuż przed ich podróżą. Jej nastrój zmienił się
zauważalnie, była czujna i zamknięta w sobie, jakby nagle zaczęła się go
obawiać. Niewiele też mówiła, nie kłóciła się z Codinem, a teraz, gdy
towarzyszył im Arzin, nie przekomarzała się z nim. Była jakby nieobecna, a
kiedy Shiro podziękował jej za uratowanie życia, machnęła tylko ręką mówiąc, że
to nic takiego, a potem na jej twarz wypłynął ten posępny wyraz twarzy
człowieka, który im więcej myśli na dany temat, tym bardziej się źle z tym czuje.
Kiedy wybrała się po drewno na opał ruszył za nią.
-
Coś cię gryzie? - zapytał, gdy miał pewność, że
są sami.
-
Nie, skąd – skłamała.
-
To twój ojciec, prawda?
Zawiesiła na nim spojrzenie. Przyglądał jej się uważnie,
próbując wyczytać coś z wyrazu jej twarzy.
-
Zabiłam go – powiedziała w końcu.
-
Inaczej on zabiłby ciebie.
Pokręciła przecząco głową i spojrzała gdzieś w dal. Czekał w
milczeniu aż wróci do rzeczywistości. Gdy na niego spojrzała, rzekł.
-
Widziałem jak przebił cię mieczem – w jego
głosie pobrzmiewała troska, nie planował tego.
-
Bo przebił – rzekła ignorując jego zmartwiony
ton.
-
Nie powiesz mi chyba, że to było jakieś
sekretne, rodzinne przywitanie? - niemal się zaśmiał.
-
Moja rodzina jest dość... skomplikowana –
powiedziała cicho.
-
Ale twój ojciec chciał cię zabić!
Znów pokręciła przecząco głową.
-
W ten sposób uratował nam życie.
Łowca wybałuszył oczy ze zdumienia. Rudy wampir przecież
pragnął jej śmierci, tak właśnie powiedział, a potem tych piętnastu morderców,
jego straż przyboczna, lub reszta rodziny. Walczyli, przebił ją mieczem, winna
była przecież jakichś zbrodni, jak zatem miało im to uratować życie?!
-
Nie rozumiem – przyznał w końcu.
-
Widziałam ból w jego oczach, gdy miecz przeszedł
na wylot – rzekła – on zbudził anioła, inaczej nie wyszlibyśmy stamtąd żywi.
Anioł. Przypomniały mu się oczy zalane krwią, srebrna
zbroja, sugestia skrzydeł, ten głos... Chwycił ją za ramiona i patrząc prosto w
oczy, zapytał.
-
Czym jesteś?
Obecność. Coś szybkiego, dyszącego i … zagniewanego? Zerknął
w tamtą stronę. Zdążył wyciągnąć sztylet i obronić się przed uzbrojoną w
pazury, włochatą łapą. Niedźwiedź? Szarpnęło nim i przeturlał się z
napastnikiem. Uchwycił wściekłe spojrzenie żółtych ślepi z pionowymi źrenicami.
Wilczy pysk wydał z siebie warknięcie, gdy Shiro próbował zrzucić z siebie
przeciwnika. Wilkołak? Tutaj? Poza granicami ziem dzikich?! Nie był to jednak
dobry czas na rozważania. Pazury ruszyły do jego twarzy, zasłonił się ręką i
natychmiast zawył czując ostry ból w przegubie. Sięgnął po drugi nóż zatapiając
go w nadchodzącej, włochatej pięści. Wilk zawył, a jego dekoncentracja
pozwoliła łowcy uwolnić się spod jego ciężaru. Wstał pośpiesznie podnosząc z
ziemi nóż, który wcześniej upuścił. Kątem oka uchwycił wampirzycę. Stała bez
ruchu jak sparaliżowana. Na jej twarzy malował się strach i zmartwienie. Mówiła
coś bezgłośnie. Uciekaj, pomyślał, jeśli ja nie zgładzę tego wilka, ty nie
będziesz miała z nim szans, uciekaj do cholery! Już miał do niej krzyknąć, ale
wilkołak pozbywszy się noża skoczył ku niemu zamachując się tylną łapą do
kopnięcia. Uskoczywszy z ledwością, czarnowłosy stracił ją na chwilę z pola
widzenia. Natomiast kolejny ledwo uniknięty cios kazał mu się skupić na
przeciwniku. Wykorzystując swoją szybkość w jednej chwili znalazł się za wilkiem,
lecz nim zdążył zadać cios, dostał łokciem w nos, zatoczył się, a oczy zaszły
mu mgłą. Chwile potem znów powalono go na ziemie i poczuł ciężar włochatego
napastnika. Pysk rozwarł się ukazując rzędy ostrych jak brzytwa zębów.
-
Przestań – to był jej głos – brat, do cholery,
przestań!
Paszcza zamknęła się, a oprawca zeskoczył z swej ofiary i
stanął przy Yizu. Wzięła się pod boki patrząc na niego groźnie, mimo że sięgała
mu ledwie do torsu i mógł zmieść ją jednym ruchem potężnej łapy. Zaraz, brat?
Czy ona nazwała wilkołaka bratem?! Łowca podniósł się powoli, obserwując
niedawnego przeciwnika z uwagą.
-
To łowca – stwierdził tamten.
-
Nie da się ukryć – w jej oczach widać było
iskierki rozbawienia – a ty jesteś wilkiem wiesz? - uśmiechnęła się – a ja
wampirem.
-
Zatem nic nie jest takie, jak z pozoru wygląda –
żółte ślepia spoczęły na mnichu Zakonu Świętego Krzyża.
-
Najwyraźniej – odparł tamten.
Patrząc na tę scenę, na wampira i wilkołaka stojących tak
zgodnie obok siebie i na jego samego w pełnym spokoju, poczuł się trochę tak
jakby ktoś wywrócił cały świat na lewą stronę, niczym koszulę do prania.
-
Wieści szybko się rozchodzą – gardłowy głos
wilka zabarwiony był zmartwieniem – słyszałem o Tyirze, wiem też, że Viria cię
szuka.
Yizu zesztywniała.
-
Viria? - zapytał Łowca – arcymistrzyni gildii
magów?
-
Tak – Yizu przytaknęła – jest arcymaginią, już w
szkole wykazywała się wielkim talentem i zapałem do nauki, a teraz jest
najsilniejszą magiczką w kraju, co zresztą było do przewidzenia – ostatnie
słowa wypowiedziała z lekką nutką.. sarkazmu?
-
Szkole? - powtórzył słowo, które aż uderzyło go
w umysł.
-
No tak – wzruszyła ramionami – chodziłyśmy razem
do szkoły, dlatego tak dobrze znam teren gildii, byłam adeptką sztuk, zanim
ojciec... - spuściła wzrok – zażądał ceny...
Teraz dopiero wszystko zaczęło się układać, do tej pory
zastanawiał się, dlaczego wampir potrafi posługiwać się magią. Sądził jednak,
że aby się nauczyć, wykradła jakieś księgi, lub zmusiła maga, być może Tyira,
by zdradził jej tajniki kształtowania i używania mocy. Skoro Yizu chodziła na
wykłady zanim została wampirem, musiała być nim stosunkowo krótko, co jednak
nie wyjaśnia jej podejścia do pewnych spraw. A może właśnie wyjaśnia? Może
nienawidziła tego czym się stała, ponieważ ją do tego zmuszono? Cena. Tak to
była cena za utrzymanie zwoju w zamknięciu, a jeśli tak, to jej matka zgodziła
się wydać córkę na śmierć i ponowne, bolesne narodziny. Te zwoje musiały być
naprawdę ważne. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk wyciąganego miecza. Dopiero teraz
zorientował się, że dotarli już do wodospadu, a ów miecz ciążył w dłoni
Arzina. Na twarzy zabójcy malowała się
kaskada emocji: strach, napięcie, podniecenie i ciekawość. To wszystko jednak
znikło pod rozczarowaniem, które wypełzło gdy Yizu dała znak ręką, że może
zapomnieć o walce z wilkołakiem. Jak się później okazało, Rodrin, nie
prawdziwy, ale uznany brat wampirzycy, zostawił swoich towarzyszy na granicy.
Gdy tylko dowiedział się o walce w gildii, domyślił się, że będzie ona szukać
zwojów, a zatem zjawi się i u nich. Co prawda nie mógł przynieś artefaktu ze
sobą, ale wyszedł jej naprzeciw, by zapewnić im bezpieczną podróż po ziemiach
dzikich aż do samych gór, które zamieszkiwał jego klan. Towarzysze Rodrina
okazali się oczywiście przedstawicielami tej samej rasy. Z początku
podejrzliwie patrzyli na łowcę, ale zarówno ich przywódca, jak i wampirzyca
zaręczyli za niego, a tamci przestali okazywać jakiekolwiek zainteresowanie.
Shira zainteresował wyraźny, niemal boski szacunek z jakim traktowały ją
wilkołaki. To była miła odmiana, a jednocześnie wielkie zaskoczenie. Własna
rasa chciała jej śmierci a ci, którzy w teorii powinni jej chcieć, darzyli ją
najwyższym szacunkiem. Zupełnie jakby nie była wampirem, a wilkiem. Arzin
natomiast przeszedł z tym do porządku dziennego w trybie natychmiastowym, a
teraz nie odstępował wilków na krok i raz po raz wypytywał ich o różne mity i
zabobony związane z włochatymi przewodnikami, ciesząc się, gdy niektóre z nich
zostały potwierdzone. Podróż w góry minęła im nadzwyczaj szybko i bezproblemowo.
Ich „ochroniarze” co jakiś czas wybiegali naprzód by oczyścić drogę, lub też
zostawali w tyle, by zabezpieczyć plecy. Gdy stanęli u podnóża gór łowca nie
ukrywał zdumienia. Nigdy wszak nie widział żadnego miasta wilków. Na samym dole
w sporych kamiennych chatach mieszkały
wilki wiodące zwykłe wiejskie życie. W miarę, jak wzrok wędrował ku górze,
zobaczyć można było wydrążone w skale domostwa, łączone między sobą skalnymi
schodami, lub drewnianymi mostami. Na samej niemal górze znajdowała się
największa grota z ozdobnie wyrzeźbionym wejściem, tam właśnie się udali. Na
spotkanie wyszedł im potężny wilk o czarnej sierści i czerwonych ślepiach, na
szyi miał złoty medalion. Yizu skłoniła się z szacunkiem.
-
Witaj panie – rzekła.
-
Och nasza droga przyjaciółko, nie bawmy się w
tytułowanie – rzekł wesoło tubalnym głosem.
Jego wzrok spoczął na chwilę na łowcy, potem przeniósł się
na Rodrina i zawisł jakby właściciel czerwonych oczu porozumiewał się z wilkiem
mentalnie. W końcu skinął głową i zwrócił się do przybysza w czarno-fioletowym
płaszczu.
-
Nikt tutaj nie spróbuje ci zrobić krzywdy, jeśli
i ty nie podejmiesz takiej próby.
-
Nie mam najmniejszego zamiaru – odrzekł z
szacunkiem.
-
Przyszliśmy po zwój – wtrąciła Yizu.
-
Ależ naturalnie moja droga – król wyszczerzył
zęby w uśmiechu – ale jutro, dziś musicie odpocząć po długiej podróży.
Xxx
Rozwinęła tobołek, który jej podano. Ich oczom ukazał się
zielony zwój ze srebrnymi zdobieniami oraz bransoleta z białym kamieniem. Po
sytym śniadaniu w końcu udało im się wyrwać z nadmiernej, wilczej gościnności i
teraz zmierzali ku granicy z państwem Elay. Yizu wpatrywała się w zamyśleniu w
zwój jakby chciała z niego wyczytać przyszłość. Łowcy natomiast brakowało
Arzina, którego zdążył już polubić. Zabójca postanowił skorzystać jeszcze z
gościnności wilkołaków, które jak było widać, niezmiernie go fascynowały.
Eskorta, która im towarzyszyła składała się z trzech samców, jednym z nich był
oczywiście Rodrin, szedł obok siostry.
-
Martwisz się Virią? - zapytał wyrywając
wampirzycę z zamyślenia.
-
Trochę – przyznała chowając zwój.
Konie niosły ich leniwie, jakby na poobiednim spacerze, a
okolica była tak spokojna, ze aż trudno było uwierzyć gdzie się znajdują. Była
to oczywiście zasługa dwóch milczących wilków, którzy oczyszczali teren wokół
nich, choć Shiro niejednokrotnie zastanawiał się, czy historie o
niebezpieczeństwach ziem dzikich nie były przypadkiem tylko bujdą.
-
Viria zawsze była ambitna – rzekła wampirzyca –
już w szkole widać było jej potencjał do władzy. Wie, że szukam zwojów, zatem
wie, że rozszyfrowałam notatki. Być może chce użyć tej mocy dla siebie, bo nie
sądzę, by szukała mnie tylko po to by poplotkować przy herbatce – Yizu
uśmiechnęła się kwaśno.
-
Chcesz bym pojechał z wami do Elay?
-
Nie, nie musisz. Co prawda odebrali mi część
notatek, ale nie sądzę by dotarła tam przede mną.
-
Co zamierzasz zrobić?
-
Zniszczę zwoje i bransolety, to mi da pewność,
że nikt niepowołany nie posiądzie tej mocy.
-
Dasz sobie radę sama? - chciał wiedzieć
-
Nie, ale dzięki tym zwojom sprowadzę ją, a ona mi
pomoże.
Shiro przysłuchiwał się rozmowie w milczeniu. Kolejne
pytania nasuwały mu się na myśl, ale nie chciał się wtrącać. Kilka godzin
później minęli granicę i pożegnawszy się z wilkami, ruszyli na zachód. Teraz
znów we dwoje jechali w milczeniu, a każde pogrążone we własnych myślach nie
zwracało większej uwagi na to drugie. W końcu Shiro odezwał się.
-
Opowiedz mi o tych zwojach, co to za moc?
-
Jeśli odprawisz rytuał i odgadniesz zaklęcie,
będziesz w stanie czytać informacje z ciał zmarłych. Cokolwiek, kiedykolwiek
słyszeli, widzieli, lub czuli. Nic nie będzie miało przed tobą tajemnic.
-
I Viria chce tej mocy?
-
Viria chce każdej mocy, a skoro mnie szuka to
najprawdopodobniej ma chrapkę i na tę potęgę, a to oznacza, że jesteśmy
wrogami.
-
A jeśli i ja zechciałbym tej mocy? - zapytał nim
pomyślał.
-
Nie zechciałbyś.
-
Skąd ta pewność?!
-
Bo wtedy bym cię zabiła.
-
W takim razie po co ci jestem potrzebny? - to
pytanie dręczyło go już od dłuższego czasu.
-
Żebyś ty zabił mnie.
Coraz bardziej wciągające
OdpowiedzUsuńO lol tego to ja się nie spodziewałam .... czekam obgryzając paznokcie :) ( mam długie na szczęście :P ) Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuńMnie intryguje ten anioł, uwielbiam tematykę aniołów
OdpowiedzUsuń