3 lutego 2015

Służebnica Królowej

Kolejne czerwone oczy przesunęły się po niej niemal boleśnie. Ich właściciel, wysoki chudzielec z czarnymi włosami na irokeza, rozpoczął z nią pojedynek na spojrzenie. Pierwsza odwróciła wzrok. Nie miała pojęcia kim był, nie sądziła jednak, by była w pozycji do rzucania wyzwania komukolwiek. Zdusiła w sobie odruch wzdrygnięcia, gdy ktoś, możliwe, że facet z irokezem, przeszedł niedaleko, a jego moc otarła się o nią oślizgle niczym wąż. Czuła na sobie ich spojrzenia, ich siłę, delikatnie szarpiącą jej własną, jak małe dzieci szarpiące za nogawkę ojca. Tato, zobacz, odmieniec.  Półkrwi.

W końcu uniosła głowę z godnością, ale faceta z irokezem nie było w jej polu widzenia. Pochwyciła kilka kolejnych, szybkich spojrzeń czerwonych oczu. Nie cierpiała być w centrum uwagi, a teraz siedziała w samym jej cyklonie. I wszystko za sprawą Neili.

Stojąca obok królowa zawzięcie gestykulowała opisując japońskie stroje średniowieczne, które możliwe że staną się tematem przyszłorocznego balu. Bogowie… przyszłoroczny bal? Czy teraz będzie musiała uczestniczyć w nich wszystkich?! Zerknęła na Neilę kątem oka, jednocześnie obserwując otoczenie. Wszyscy na nią patrzyli. Mniej lub bardziej bezczelnie, ale każdy poświęcał jej dobre kilka minut.  Jakby była gwiazdą na wybiegu. Albo laleczką w pudełku. Z całej siły powstrzymała się, by nie skubać długich rękawów sukienki, w głębi siebie będąc wdzięczna, że tym razem nie ma gorsetu i miliona falban na sobie.

Powiodła spojrzeniem po tych, z którymi stała w grupie.  Elenea nawet w średniowiecznej żółtej sukni, przeplecionej błękitnym sznurowym pasem, wyglądała jak zwiewna nimfa. Stojący obok księżnej wampir z krótkimi brązowymi włosami prezentował się nad wyraz szlachecko. Neila, natomiast, zdawała się urodzona w ciemnozielonej prostej sukni powlekanej złotymi nitkami na rękawach.

Vill zdecydowanie nie chciała tu być. Miała wrażenie, że jeszcze chwila i wybuchnie od naporu mocy tych, którzy ją obserwowali.

- .. służebnicy na wampirzy bal – dotarły do niej ostatnie słowa wypowiedziane przed brązowowłosego wampira.
- Być może, ale ona jest najpierw wampirem  - powiedziała Neila, wskazując Vill.
- Jednakowoż, moja Pani – mówił wampir – uważam, że to może się nieco kłócić z naszym prawem. Wszak też jest pół człowiekiem, a ludzie nie mają tutaj wstępu.

Królowa uniosła kąciki ust w kocim, drapieżnym uśmiechu.

- Vill jest pół wiedźmą, a to nie to samo, co bycie człowiekiem – rzekła z przekonaniem, a jej zielone oczy zabłysły. - Poza tym rok temu nikt nie miał z tym problemu, James – dodała.
- Owszem – odparł James – ale wtedy nie była twoją służebnicą, pani – skłonił się niemal po dworsku.

Służebnica.

Do tej pory to słowo budziło w niej przerażenie, graniczące z palpitacją serca. Trzy razy ktoś próbował zrobić z niej służebnicę i trzy razy przez to mało nie zginęła. Widać bycie pół krwi ma też swoje wady. Przekonała się o tym nie raz, kiedy przez swą ludzką część brutalnie wrzucano ją pod pantofel dominacji.

Teraz jednak było inaczej. Nawet jeśli nie zapytano jej o zdanie, powodem pierwszego znaku nie była chciwość. Nie chciano władzy nad nią, czy jej mocą. Żądano jedynie bycia „najlepszym drinkiem świata i przytulaśną maskotką po godzinach”. Neila w ten sposób zabezpieczyła ją przed kolejnymi atakami i była jej za to niesamowicie wdzięczna. Nawet, jeśli jednocześnie czuła wściekłość z powodu przymusu nałożenia wszystkich czterech znaków na Sakurę. Jednak teraz obie były bezpieczne. Obie skryte pod skrzydłami jednej z trójki rodziny królewskiej. Teraz w końcu mogły odetchnąć.

- Vill? – głos królowej wyrwał ją z zamyślenia.
- Yyy… Tak?
- Byłabyś tak dobra i przyniosła mi drinka? – zapytała Neila, podając jej pustą szklankę.
- T.. tak pani – odparła, wdzięczna, że może choć na chwilę opuścić miejsce, gdzie mówi się o niej, jakby była nieobecna.

Oddalając się, usłyszała jeszcze skierowane do James’a słowa królowej: „ Chętnie zapoznam się bliżej z twoimi argumentami, James” To brzmiało jednocześnie jak groźba śmierci i zaproszenie do łóżka. Jednak Vill nie odwróciła się, by sprawdzić, na czym bliższe zapoznawanie będzie polegać.

Gdzieś między sylwetkami zobaczyła znajomą postać. Wysoką wampirzycę o kręconych, długich brązowych włosach. Elizabetta Le Claver. W pierwszym odruchu chciała do niej podejść, lecz szybko porzuciła ten pomysł. Nie zostały sobie oficjalnie przedstawione, a Elizabetta nie miała pojęcia, że to Vill uśmierciła jej ojca, tym samym stawiając właśnie ją na stanowisko głowy rodziny. Nie mogła i nie musiała o tym wiedzieć. Ważne, że wybór był trafny. Wampirzyca rzuciła Vill zaciekawione spojrzenie, ale zaraz została zagadana przez jakiegoś mężczyznę w dworskiej bieli.

VIll odwróciła się z pełną szklanką, lecz nie mogła odnaleźć Neili wzrokiem. Na chwilę wpadła w panikę, ale gdy tylko jej oczy odnalazły księżną Eleneę od razu się uspokoiła. Podeszła do Elenei jakby sama jej obecność miała stanowić tarczę przed czerwonymi spojrzeniami.

- Wszyscy się na mnie patrzą, jak na jakąś lalkę na wystawie – poskarżyła się.
- Połowa z nich zastanawia się pewnie, co kierowało Naszą Panią w jej decyzji. Wielu zazdrości, jednocześnie obstawiając czy i kiedy zdradzisz Naszą Panią – odparła Elenea
- Ja?! – Vill zrobiła wielkie oczy – dlaczego miałabym?
- Jej poprzednia służebnica próbowała ją zabić.
- Co się stało? – zapytała zaciekawiona. Nigdy jej o tym nie wspominano.
- Kiedy Nasza Pani zapadła w sen, jej służebnica próbowała wynieść ją na słońce. Była to dziewczyna, w której Nasza Pani pokładała dużo zaufania. Za dużo, jak się okazało.
- Nie miałam pojęcia.. – szepnęła Vill – Czy Nei…Ekhm... Czy Nasza Pani ją ukarała?
- Leto ją zabił – odrzekła Elenea.

Vill przypomniała sobie napakowanego służebnego królowej, zaklinacza wiatru. Spotkała go tylko kilka razy i zawsze wydawał się być pokojowo nastawiony do całego świata. Szczerze uradowany i rozpromieniony jak samo słońce. Stanowczo nie wyglądał na kogoś, kto mógłby uśmiercić drugiego człowieka.

- Jeśli choć podniesiesz rękę na Neilę – powiedział ktoś cichym, apatycznym głosem – sprawię ci tyle bólu, że będziesz błagać o śmierć.

Vill drgnęła. Kiedy ona u licha się tu znalazła?

To nie było wyzwanie, to nie była groźba, to było jedynie suche stwierdzenie faktu. Vill zadrżała wewnętrze, odnalazłszy w wspomnieniach te chwile, kiedy Neila oberwała za zbyt długie, tudzież zbyt łapczywe picie z niej krwi. Te momenty, gdy pokój w Pograniczu wyglądał jak pogorzelisko, bo w czymś się nie zgodziły. Przełknęła głośno ślinę, zerkając w stronę właścicielki głosu. Okazała się nią niska, dziewczyna o drobnej sylwetce. Miała na oko czternaście, może piętnaście lat, gdy oddano ją nocy. A jej długie włosy były tak jasne, że niemal srebrne, podobnie jak oczy wpatrzone przed siebie, jakby widziały coś, o czym inni nie mają pojęcia. Nie podniosła wzroku na Vill. Jednak jej moc niemal powaliła dhampirzycę na ziemię. Nagle  do niej dotarło - dziewczyna wymówiła imię królowej, pomijając zwrot „Nasza Pani” tylko dwie osoby mogły mówić o Neili po imieniu w towarzystwie: Nasz Pan i druga Nasza Pani. A więc to była Fiola - druga z trójki rodziny królewskiej. Vill przyjrzała się jej uważniej. Jak potężna musiała być ta dziewczyna, by stać się jedną z królowych. Jak stara musiała być..

- Ale ja nie.. – zaczęła Vill, lecz Elenea weszła jej w słowo.
- Och, widzę Naszego Pana, przepraszam was na chwileczkę. Pani – skinęła głową Fioli – Vill – po czym odeszła zostawiając je same.

W ciszy jaka zapadła, Vill gorączkowo zaczęła rozglądać się za Neilą, rozerwana między pragnieniem ucieczki, a przymusem towarzyszenia drugiej królowej.

- Twoja babka cię wzywa – odezwała się nagle Fiola.

Vill rozejrzała się i faktycznie spojrzenia jej i Celestial się spotkały.

- Ekhm.. czy wybaczysz mi… Pani..? – w duchu zacisnęła pięści. Ta całą etykieta zaczynała działać jej na nerwy.
- Idź, Elena z Edenirem już wracają – dziewczyna machnęła ręką, jakby odganiała muchę.

Vill wzruszyła ramionami i udała się na spotkanie Celestial, równie nie rada z tego, jak z faktu, że wszyscy tu wyglądali jakby byli ważniejsi od niej, mimo, że wciąż się na nią gapili. Celestial ubrana była w szkarłatną suknię ze złotymi nitkami na rękawach i złotym wiązaniem z przodu. Suknia była prosta, lecz idealnie pasowała do czarnych jak noc włosów siedemnastolatki.

- Cześć babciu, widzę kolejny siwy włos – rzekła zgryźliwie.
- Nasza Pani nieźle to sobie wymyśliła – Celestial zignorowała uwagę – Jak już posiądzie cię całą, będzie najpotężniejszą z królewskiej rodziny. Troje służebnych, tego jeszcze nikt nie dokonał – spojrzała na nią przenikliwie – Ten jej zaklinacz wiatru, półkrwi wiedźma na usługach i pół smoczyca na usługach półkrwi wiedźmy. Brawo, naprawdę sprytne – skomentowała.

Sakura nie jest na moich usługach, a Neila nałożyła znak tylko po to, by mnie chronić i jestem pewna, że nie zamierza nałożyć kolejnych, chciała powiedzieć Vill, ale w porę ugryzła się w język. Babki nie należało uświadamiać. Cholera wie co ta kobieta mogłaby zrobić z taką wiedzą.

- Aż dziw, że sama na to nie wpadłam. Niemal jestem zazdrosna, to byłoby naprawdę ciekawe – powiedziała Celestial.
- Ale ty przecież masz służebnego – zauważyła Vill.

Wampir nie należący do rodziny królewskiej mógł mieć tylko jednego służebnego. Vill do tej pory nie wiedziała dlaczego i jak działa ta magia ale tak było od wieków i nie było mocy by to zmienić. Jeśli nie będący królem lub królową wampir próbował posiąść drugiego służebnego, Ten pierwszy albo umierał w męczarniach, albo nałożenie znaków po prostu nie skutkowało.

- Laxus owszem jest magiem, ale jest też człowiekiem, a wypadki chodzą po ludziach – odparła Celestia, nonszalancko kołysząc lampką czerwonego wina.

Vill spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami. Czy ona mówiła serio? Babka naprawdę mogłaby zabić swojego służebnego tylko po to, by wziąć kolejną osobę, bo tak? Bo nie był warty tyle by żyć dla samego życia? Ciarki przeszły ją po plecach, miała ochotę wyjść, kiedy Celestial roześmiała się perliście.

- Nie patrz tak na mnie, nie mówiłam tego poważnie – powiedziała w rozbawieniu, upijając łyk czerwonego wina – Taaak… - podjęła na nowo – to naprawdę ciekawe zagranie ze strony Naszej Pani. Wszyscy tu czujemy twoją moc i czujemy znak Naszej Pani, położony na tej mocy. Vill – Celestial spojrzała na nią dziwnie – Kiedy Nasza Pani całkiem cię posiądzie będzie miała władze nawet nad tą twoją uroczą bestyjką, którą tak lubię – rzekła niemal z żalem – Niektórym może się nie podobać taki obrót sprawy.

To zabrzmiało jak groźba, Vill zakręciło się w głowie. Chciała rzucić jakaś zuchwałą uwagę, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Zapragnęła wyjść z tego balu, jak najdalej od czerwonych spojrzeń, snutych politycznych planów i potencjalnych zamachowców. Próbując się nie wywrócić, nie zaszczyciwszy babki nawet słowem, skierowała się do uchylonych drzwi głównych, odprowadzana krystalicznym śmiechem Celestial.

Wydostawszy się na zewnątrz, zeszła po schodach i usiadła na ostatnim z nich. Odstawiła drinka i ukryła twarz w dłoniach. Próbowała uspokoić oddech i zebrać myśli. Zwolennicy Neili będą ją obserwować z obawy, że zdradzi Neilę, przeciwnicy – z nadzieją, że to zrobi. Kto może chcieć śmierci Neili? Ktoś z rodziny królewskiej? Nie, raczej nie, może rodziny książęce? Walka o władze? Jakiś ambitny mistrz miasta? Myśli wirowały jej w głowie. Ktoś może ją uznać za żywą tarczę, a ktoś inny za kartę przetargową. Druga królowa już grozi jej bólem, a Celestial wypowiada się tak, jakby należała do jakiegoś cholernego ruchu oporu. Nie, nie, za dużo polityki. Za dużo! Wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić myśli. To tylko napad paniki. Nic takiego się nie zdarzy. To tylko jakieś głupie myśli. Nie zdradzi Neili, więc Fiola nie będzie musiała zadawać jej bólu, a o „drobnych” sprzeczkach z nią nie będzie się mówić, jak nigdy się nie mówiło. Nikt nad wyraz ambitny nie czyha na życie królowej, nie czyhał do tej pory to i czyhać nie zacznie i nikt nie użyje Vill jako żywej tarczy. Nie. Celestial po prostu zabawiła się jej kosztem, jak zwykle zresztą. Skupiła się na oddychaniu, by uspokoić oszalałe serce. Podskoczyła, gdy z ciemności usłyszała swoje imię.

- Vill? – Wyszedł z cienia, a ona zawiesiła wzrok na małym logo Organizacji na jego płaszczu. Czyżby był tu służbowo?
- N..no..? – zapytała, po dłuższej chwili – co tu robisz, ludzie nie maja tu dziś wstępu  – powiedziała, uspokoiwszy się nieco.
- Chciałem z tobą porozmawiać, wiedziałem, że tu będziesz – odparł. Włosy nadal lekko przydługie założył za uszy, nadawało to jego twarzy elfiego wyrazu. Niemal się uśmiechnęła. Niemal.
- Niby skąd?
- Wszystkie ważniejsze wampiry są tu dziś – odparł swobodnie – swoją drogą nieźle wyglądasz w tej kiecce.
- Taaa… a ja jestem najmniej z nich ważna. I dzięki – lekko się uśmiechnęła -  O co chodzi?

Niepokój przebiegł przez jego twarz, czy tylko jej się zdawało?

- Vill… dostaliśmy zlecenie… - powiedział po dłuższej chwili - .. na ciebie.

Wbiła w niego zaskoczone spojrzenie. Kiedyś co prawda ją przekonywał, że jeśli do tego dojdzie, to nic się nie będzie liczyło, ale przecież oboje nie wierzyli, że ktokolwiek… Zaczęła się zastanawiać komu tym razem zawiniła? Komu zrobiła taką krzywdę, że zatrudnił Organizację do zlikwidowania jej.

- Kto..? – zaczęła.
- Nie mogę ci powiedzieć.

Zastanawiała się przez chwilę.

- Czy ty.. – spojrzała na niego – czy ty .. czy wziąłeś to .. zlecenie?

Przedłużające się milczenie utwierdziło ją w przekonaniu, że miała racje. Zerwała się i chwyciła go za ramiona, zerkając nerwowo w stronę uchylonych drzwi do budynku. Jakby byli na zakazanym spotkaniu kochanków i ojciec jednego z nich miał zaraz pojawić się w drzwiach z pasem.

- Proszę cię, nie teraz – powiedziała pośpiesznie – tam jest pełno wampirów zabiją cię – zerknęła na niego przestraszona. Rozbawienie pojawiło się w jego oczach.
- Przychodzę tu, oznajmiając, że wziąłem zlecenie na zlikwidowanie ciebie, a ty się martwisz, że wampiry zrobią ze mnie kotlet? – zapytał – naprawdę, Vill, jesteś nienormalna.
- Jestem służebnicą królowej, nie możesz mnie zabić – odparła odruchowo, wciąż zerkając na otwarte drzwi budynku. Jeśli ktokolwiek go wyczuje..
- Ani ja, ani Organizacja nie podlegamy waszej królowej – odparł spokojnie.

Spojrzał jej w oczy. Był poważny. Diablo poważny. Miała ochotę go trzepnąć.

- Po cholerę żeś tu przylazł?! – zapytała gniewnie – Jeśli chcesz się ze mną bić w porządku, ale nie tu i nie teraz. Jeśli chcesz na mnie zapolować, też w porządku, ale wciąż nie tu i nie teraz – wypluwała z siebie słowa, jakby miała coraz mniej czasu – przyjdź innym razem czarowniku – to słowo smakowało paskudnie – wtedy pokażesz mi jak wielki z ciebie łowca. Może to być nawet jutro – zesztywniała, czując, że Rodric, jeden z synów Neili zbliża się do głównych drzwi. Szukali jej. Przełknęła ślinę – Może to być nawet jutro, czarowniku – powtórzyła – ale teraz precz mi z oczu!

Odepchnęła go silnie, a on cofnął się o dwa kroki, spojrzał na nią niemal smutno.

- Przyszedłem cię ostrzec. Organizacja wkrótce zorientuje się, że nie podołam temu zleceniu – powiedział.

Obrócil się i zniknął w ciemności w tym samym momencie, w którym Rodric wyszedł na schody.

- Are you dobrze? – zapytał, trzeba było przyznać, ze sumiennie uczył się języka.
- Yes.. – odparła z roztargnieniem, patrząc jeszcze przez chwilę w ciemność, która skryła czarownika.

Po chwili oboje wrócili na bal, by Neila mogła w końcu dostać swego drinka.


~~*~~

1 komentarz: