Krzyk przypominający zgoła
drące się prześcieradło przeszył ciszę nocy tak nagle, że okoliczne psy uznały
najwidoczniej iż nadeszła pora na zwierzęcą edycję „mam talent”, gdyż
postanowiły mu zawtórować. Szczekanie zostało nagrodzone kilkoma co bardziej
wykwintnymi przekleństwami i jednym skomleniem, gdy niedoszły idol psich
nastolatek dostał zapewne kapciem.
- Na litość boska, Lethi! – kobieta po czterdziestce
wpadła do pokoju z przerażeniem w oczach – czemu u licha tak wrzeszczysz?!
Chcesz, żebyśmy z ojcem zawału dostali?
Zaraz ja dostanę zawału, pomyślała Lethi patrząc na dwa
różne kapcie na nogach czterdziestolatki: jeden maminy a drugi tatowy, oraz
rozchylony szlafrok, który odkrywał nieskompletowana pidżamę. Włosy matki także
pozostawiały wiele do życzenia, zwłaszcza, że nijak na to nie patrząc, nie
można było nazwać prezentowanej fryzury artystycznym nieładem. Chociażby.
Bardziej przypominała mocno zużytego mopa. Co prawda, gdyby mama przed spaniem
umyła głowę, zapewne mocno zużyty mop stałby się mniej zużytym mopem z
artystycznym nieładem, co wcale nie wydawało się dużo lepszą perspektywą.
- Ekhm… - Lethi starała się nie patrzeć w wystraszone
oczy mamy – zdawało mi się, że mam w pokoju elfa.. - niewinność w zielonych oczach Lethi niemal
raziła. Wrażenie potęgowała niebiesko biała pidżama z myszką Miki. Widocznie
dziewczyna uznała, że osiemnastolatka wygląda w niej uroczo, albo zwyczajnie
postawiła na wygodę.
- Elfa? – zdziwiła się właścicielka mocno zużytego mopa –
dziecko stanowczo za dużo grasz w te swoje gry. Śnią ci się potem jakieś
głupoty. Idź lepiej spać, twój ojciec musi rano wstać do pracy.
Lethi legła na puszcze, gdy
tylko matka wyszła z pokoju. Na oślep sięgnęła do nocnej szafki w poszukiwaniu
słuchawek do empetrójki. Pragnęła zatopić się w dźwiękach ulubionej muzyki i
niech ojciec sobie wstaje rano do pracy bez względu na to czy ona śpi, czy się
buja w świecie wyobraźni.
- Chyba cię przestraszyłem – rozległo się za nią.
Jakimś cudem udało jej się stłumić krzyk. Zerwała się z
łóżka jak oparzona, modląc się w duchu, by tym razem zbyt widowiskowo się nie
przewrócić, jak wtedy w szatni, gdy rozwiązały jej się sznurówki trampków i
wywinęła takiego kozła, że najlepszy zawodnik capoeiry nie powstydziłby się
takiego szpagatu w powietrzu. W nocy wszak była boso, toteż pokładała spore
nadzieje w swoim zmyśle równowagi. Bez namysłu rzuciła się do bocznej ściany
po, niedawno zakupiony na allegro, miecz. Co prawda wątpiła szczerze, że
potrafiłaby go użyć, a już na pewno, że potrafiłaby się obronić, ale zawsze to
jakaś broń. Rodziców miała zamiar zawołać tylko w ostateczności. Nie była
pewna, czy przypadkiem jej się to nie śni. Dopadła do broni wiszącej na
ścianie. Chciała sięgnąć po rękojeść, ale miecz zniknął.
- Amras – szepnęła.
- Słucham? – odezwał się przybysz.
- Co?
- Co? - podniósł
głowę znad magmowej lampki, której przyglądał się z niebywałym wręcz
zainteresowaniem. W jej świetle wyglądał nieco upiornie, a długie uszy rzucały
złowrogie cienie na szafę z jasnej sklejki.
- Amras, gdzie jest mój miecz, co z nim zrobiłeś?
- Niczego tu nie dotykałem – odparł – skąd znasz moje
imię?
- Nie wiem kim jesteś, ani jak się nazywasz, ale jak
zaraz stąd nie wyjdziesz to zadzwonię po policję i SWAT! – Zagroziła.
- Wypowiedziałaś moje imię – rzekł – co to jest słat i
policję?
- Niczego nie
wypowiedziałam – cofnęła się nieco i powoli ruszyła w stronę komody. Ciekawe
ile teraz będzie warta ta cała, niby stalowa, kolekcjonerska broń biała, którą
kupowała przez ostatnie dwa lata.
- Amras, powiedziałaś Amras.
- Tak nazwałam swój miecz i teraz go nie ma. Co z nim
zrobiłeś?
- Nie zabrałem żadnego miecza – popatrzył jej w oczy – to
moje imię.
Lethi
zamarła z dłonią w połowie drogi do uchwytu jednej z szuflad. Przyjrzała się
przybyszowi. Był chudy, wysoki, miał długie jasne włosy zaplecione w warkocz,
pociągła twarz i niebieskie oczy. Klasyczny przykład elfa. Legolas przy nim to
piętnastolatek z pryszczami. Ten tutaj nie wyglądał groźnie. Poza tym, że miał
cholerne szpiczaste, elfie uszy i znalazł się w jej pokoju niewiadomym
sposobem. Nadal nie była pewna, czy jej się to wszystko nie śni.
- Czego chcesz?
- Nie wiem.
- Jak się tu znalazłeś?
- Nie wiem.
- I masz na imię Amras?
- Tak.
- Jesteś mieczem?
Elf spojrzał po sobie. Skórzane buty do jazdy, płócienne,
ciemne spodnie i zielona płócienna koszula z rzemykami.
- Raczej nie – stwierdził.
- Jesteś elfem?
- Co to elfem? – spojrzał na nią pytająco.
- Elf. Ty, Twoje szpiczaste uszy, Twoja rasa.
- Daet’han – powiedział – Czy elf to ludzkie określenie
na Daet’han? – zapytał.
- Ch.. Chyba tak.
No
dobra. Miała w pokoi elfa, czy też raczej Daet’hana… Matko, tego się nawet
normalnie nie da wymówić. Można sobie język połamać gorzej niż na japońskim!
Zawiesiła na nim spojrzenie. No dobra. Zatem miała w pokoju elfa, który, jakby
mało było też, że jest elfem, wyglądał jakby urwał się z początku jakiegoś RPGa,
który cierpiał na całkiem nie elfią ,zdaje się, odmianę amnezji i zdecydowanie
się tym nie przejmował i którego, jak widać na załączonym obrazku, całkowicie
pochłaniał cud techniki zwany magmową lampką.
Tak,
to zdecydowanie jej się śni.
- Pamiętasz cokolwiek? – zapytała bez większej nadziei.
- Jesteś Lethi – i
doprowadzasz ojca do zawału – wyrecytował słowa usłyszane z ust
czterdziestolatki.
Choć możliwe też, zastanowiła się, że nadaję się do domu
bez klamek.
**
- Hej Lethi, co tam, spać nie możesz? – wesoły głos
powitał ją po trzecim dzwonku.
- Hej Marcus, słuchaj, mógłbyś do mnie podskoczyć?
- Lethi, ja tu mam nockę w GW, fraktale robimy, nie może to poczekać do
rana?
- Mam coś naprawdę mocnego.
- A co? Matka ci dołożyła do gry i mam ci pomóc postać
stworzyć, czy masz na myśli jakieś alko?
- Lepiej – powiedziała Lethi, choć zastanawiała się, czy
przypadkiem nie gorzej.
- Eeeee… Lethi, ale to chyba nie jakiś nielegalny towar,
co? – głos mu spoważniał – wiesz, że wszystko wszystkim, ale takich rzeczy się
nie tykam.
- Marcus! – zirytowała się – nie rób ze mnie idiotki,
zabieraj dupsko w troki i wbijaj do mnie na chatę.
- Dobra, już dobra.
Nim
się rozłączył, usłyszała jeszcze „sorki panowie, siła wyższe muszę iść” i
stłumione przez słuchawki jęki zawodu. Odłożyła telefon i zaczęła szukać czegoś
do ubrania. Wybrała wygodne jeansy, jasną bluzkę i ulubione adidasy. Zabrała
ciuchy pod pachę i rzuciwszy do elfa:
- Nigdzie się stąd nie ruszaj.
Pobiegła na palcach do łazienki, by się ubrać. W gruncie rzeczy miała cichą nadzieję, że elf
jednak się ruszy i wybyje w noc, pozbawiając ją problemu swojej obecności.
**
- O kurwencka mać!
Marcus, jak zwykle, nie przejmował się, ani otoczeniem,
ani porą dnia, czy też nocy, a już najmniej chyba prośbą o zachowanie ciszy.
Choć możliwe też, że miał dobrą pamięć, lecz krótką. Lethi postanowiła mu o tym
przypomnieć. Trzepnęła go w potylicę
- Cicho, kretynie – syknęła – starych mi pobudzisz!
- Lethi, to jest cholerny elf! – Marcus wskazał
przybysza, drugą ręką masując miejsce uderzenia.
- Kurde, naprawdę? – Lethi założyła ręce – a to dobrze,
żeś mi powiedział, bo już się bałam, że to święty Mikołaj, ale jak elf, to
przecież nie ma problemu, czyż nie?
Obiekt obserwacji nie zwracał
na nich w tej chwili najmniejszej nawet uwagi. Delikatnie obracał w rękach
notebooka dziewczyny, by w końcu ułożyć go w pozycji książkowej. Teraz oglądał
sprzęt z obu stron, zapewne w poszukiwaniu stron do przewracania.
Lethi
natomiast, gdy przestała się bać już o swoje zdrowie psychiczne, poczuła lęk z
nieco innego powodu.
- Marcus – jęknęła – co ja z nim zrobię? Przecież jak
rodzice go znajdą, to będzie niezły klops. Ja mam maturę w tym roku, nie mam
czasu się opiekować zbłąkanym elfem.
- To go oddaj do schroniska – odrzekł jej przyjaciel i
podszedł do blondyna.
- Marcus, ty jak coś pieprzniesz – zirytowała się znów –
to nie jest bezdomny kot, czy pies, to żywy.. no elf.
- To go zawieź do Hollywood – rzekł, wyciągając rękę w
stronę przybysza – może grać w tolkienowskich ekranizacjach bez charakteryzaaa
aaa!
Odskoczył, rozmasowując bolący nadgarstek.
- Kurwencka mać, on gryzie!
- Trza było go nie targać za uszy – odrzekła Lethi, nie
mniej zdziwiona szybkością z jaką elf, chwyciwszy rękę intruza, sprowadził go
do poziomu podłogi – i mówiłam ci, nie drzyj tak japy – znów syknęła.
- Sprawdzałem, czy prawdziwe.
Amras stracił zainteresowanie notebookiem i począł
uważnie przyglądać się słuchawkom z mikrofonem.
- To jakiś rodzaj hełmu? – zapytał.
Co prawda były to tak zwane hełmofony, ale Lethi nie
sądziła jednak, by nadawały się na ochronę przed mieczem, czy włócznią.
- To są słuchawki – wyjaśniła – słucha się przez nie
muzyki.
Elf ponownie spojrzał na przedmiot i niepewnie założył go
na głowę.
- Nic nie słyszę – oznajmił – Czy chochliki grające na
lutniach, śpią o tej porze?
Zadał
to pytanie z tak poważną i autentycznie zaciekawioną miną, że Marcus parsknął
śmiechem, a Lethi trzepnęła się otwartą dłonią w czoło, zaliczając klasycznego
facepalm’a.
- Poczekaj, obudzę ci te chochliki – powiedziała.
Podłączyła słuchawki do empetrójki i puściła mu ścieżkę
dźwiękową z Wiedźmina, mając nadzieję, że pozwoli Amrasowi poczuć się trochę
jak w domu. Choć, prawdę mówiąc, nie wyglądał jakby czuł się źle w miejscu, w
którym znajdował się obecnie. Muzyka chyba jednak mu się spodobała, gdyż
przymknął oczy, a na twarz wypłynął mu delikatny uśmiech.
- No dobra – zaczął Marcus – skąd żeś go wytrzasnęła?
- Znikąd – dziewczyna wzruszyła ramionami – jak słowo
daje, był tu, gdy się obudziłam.
- No, ale skądś musiał się wziąć – upierał się chłopak.
- Ja tak sobie myślę, że on jest mieczem.
- Co?!
- No wiesz, tym, co go kupiłam ostatnio na allegro. Miał
takie piękne zdobienia na rękojeści i jakieś znaczki na ostrzu. Kupę kasy
wybuliłam, bo miał być niby prawdziwy.
- Taa, aż nadto – Marcus, spojrzał na elfa, wciąż błogo
zatopionego w muzykę – a skąd wiesz, że to miecz?
- Bo ma tak na imię, jak nazwałam miecz, a samego miecza
nie ma – rozłożyła ręce bezradnie.
- Ja wiedziałem, że ty się kiedyś wpakujesz w kłopoty z
tym nazewnictwem rzeczy…
- Nie kpij Marcus, potrzebuje pomocy – przerwała mu.
- To oddaj go policji.
- No jasne, a oni
oddadzą go rządowi i tyle go zobaczymy. Spójrz na niego – wskazała blondyna –
jest taki chudy, kruchy i delikatny, a oni go pewnie uznają za kosmitę i będą
robić jakieś durne badania.
- Taaa.. – Marcus znów zaczął masować nadgarstek –
delikatny – prychnął – po prostu przyznaj, że ci się podoba – spojrzał na nią z
błyskiem w oku.
Znów
go trzepnęła w potylice, potwierdzając tylko jego przypuszczenia. Od dawna
wiedział, że przyjaciółka ma słabość do długowłosych blondynów. Jak większość
dziewczyn, wzdychała do Legolasa, przy czym, gdy innym przechodziło na Edwarda
Cullena, ona nadal skrzycie wpatrywała się w blond długie włosy ukochanego
elfa. Ten tutaj wyglądał niemalże jak Orlando w tej przecudnej roli. Iście
piękny, jak gdyby urwał się z Terry Online, albo czegoś podobnego.
- Dobra – powiedział – skoro to miecz, to może poprzedni
właściciel będzie coś wiedział. Masz adres zwrotny?
- To świetny pomysł – Lethi pokiwała głową – jutro rano
się tam wybierzemy!
- No ciekawe czym – żachnął się – ja was na mój skuter
nie wezmę. Poza tym, ta cała historia z mieczem jakoś mi śmierdzi. No bo niby
miecz pikny kunsztem i w zasadzie można byłoby go wziąć za elficki, gdyby ktoś
miał dowód, że elfy istnieją, ale jak ktoś może tak po prostu wyjść z miecza?
To się kupy nie trzyma
- No, ale to jedyny trop jaki mamy, bynajmniej na razie –
odparła – i pojedziemy pociągiem – dodała.
- Jak chcesz go wsadzić do pociągu? – wskazał na elfa –
tak między ludzi?
- Coś wymyślę.
~~*~~
A to coś nowego :) Czekam na dalszą część :) Lilth Dragonet
OdpowiedzUsuńCiekawa powieść dla młodzieży się zapowiada :)
OdpowiedzUsuń