Rozdział 2
Przejażdżka
pociągiem nie była wiele gorsza od poranka. Lethi nie spała całą noc, bojąc
się, że elf jednak jej coś zrobi albo, co gorsza, że jednak postanowi stać się
jedynie wytworem wyobraźni tudzież zbiorową halucynacją (jeśli wliczyć w całą
sprawę Marcusa), spowodowaną zapewne zbyt długim przebywaniu w promieniu
rażenia monitora komputerowego. Mimo
strachu o własną osobę, nie miała serca wyrzucić nieproszonego gościa na dwór.
Nasłuchiwała też, czy rodzicom nie zachce się przyjść do jej pokoju na
niekontrolowaną wizytę, mającą na celu sprawdzić, czy aby nie przesiaduje znów
przy jakiejś niemożliwie niezrozumiałej przez nich grze. Około szóstej nad
ranem trzasnęły drzwi za wychodzącym ojcem dziewczyny. Wtedy spróbowała
przemycić jakieś śniadanie do pokoju. Jednak zamiast jej podziękować, Amras
wodził łyżką po misce, co i rusz wyławiając trochę płatków i przyglądając im
się z uwagą.
- To się je – nie wytrzymała.
- A co to?
- Płatki śniadaniowe – wyjaśniła – na mleku.
- Śnieg na mleku?
- Nie śniegowe, tylko śnia – da – nio – we – westchnęła –
jedz.
- Lethi, z kim ty tam rozmawiasz? – dobiegł ją z
korytarza głos matki.
- Z Marcusem, mamo – odkrzyknęła – przez skype! Jego mama
cię pozdrawia – dodała jeszcze dla wiarygodności.
- Też ją pozdrów!
Głos matki oddalił się, najwyraźniej poszła do kuchni.
Lethi westchnęła, tym razem z ulgą. Nie umiała sobie wyobrazić, jak mogłaby
zareagować mama na widok chłopaka w jej pokoju. Chłopaka innego niż jej
przyjaciel Marcus. To, że Amras był elfem, zapewne nie miałoby w takiej chwili
większego znaczenia. Spojrzała na elfa.
Mielił płatki w ustach, powoli i z namysłem, jak koneser smakujący wino.
Ktoś
zapukał w okno. Tak, jak w nocy i tym razem Marcus wgramolił się cichaczem.
Przyniósł ze sobą plecak.
- Pomóż mu się ubrać – poleciła – ja zjem szybkie
śniadanie i spotkamy się na zewnątrz.
- Dobra.
Marcus kucnął i rozsunął zamek błyskawiczny plecaka,
grzebiąc w nim pieczołowicie.
- Marcus …?
- No?
- Jesteś za niego odpowiedzialny.
- Dobrze mamo – chłopak machnął ręką.
***
Trzeba
przyznać, że widok nie przedstawiał się bardzo źle. No, w każdym razie nie
tragicznie. Marcus był niższy i nieco
szerszy do Amrasa, toteż zdecydowali, że zostawią płócienne spodnie i wysokie
buty elfa. Dostał on jednak bluzę z kapturem, której rękawy kończyły się gdzieś
w połowie przegubów, oraz czapkę, mającą na celu zakrycie świadectwa braku
przynależności do ludzkiej rasy. Całość, Lethi musiała przyznać, nie wyglądała
bardzo źle. Trochę nie odpowiednio z punktu widzenia mody i najnowszych
trendów, ale uszło w tłoku.
Jeżeli ktoś nie przyglądał się gładkiej, pięknej i lekko
pociągłej twarzy elfa.
Ani jego butom.
Ani wystającym spod czapki lśniącym włosom.
Właściwie to uchodziło w tłoku, jeśli tłok się na niego
nie patrzył.
Kiedy
szli ulicą, a elf rozglądał się po okolicy, choć bez większego entuzjazmu,
Lethi próbowała wyjaśnić mu, czym jest pociąg, samochód i cała masa innych
rzeczy należących do codziennego miejskiego krajobrazu. Ten słuchał chyba tylko
jednym uchem, wykazując przy tym niezwykle, wedle Lethi, opanowanie. Było to
nieco dziwne. To znaczy absolutnie nie miała ochoty, by Amras skakał wokół nich,
jak ciekawski piesek, co i rusz wypytując co jest to, a co jest tamto. Jednak
jego opanowanie zbijało z tropu. Postanowiła nie wnikać (póki co, bo przecież
żadna kobieta nie potrafi zbyt długo nie wnikać) i skupić się na wyjaśnieniu mu
celu ich misji. Oraz czym jest środek
lokomocji do którego wsiądą. W końcu Marcus postanowił uratować ją z opresji i
widząc wciąż niczgo nie rozumiejącą minę elfa, ograniczył się do kilku krótkich
słów.
- Pociąg to taka dłuuuga karoca – powiedział – ludzie tym
jeżdżą.
-Aha.
To wyjaśnienie najwyraźniej wystarczyło tolkienowskiemu
statyście, gdyż w jego oczach błysło zrozumienie, a ona sam wrócił znów do
bacznego, acz spokojnego oglądania otaczającego go świata.
***
Pociąg
przyjechał, jak zwykle, spóźniony. Za ten czas Lethi zdołała zadzwonić do
byłego właściciela miecza i umówiła się na spotkanie. Nie miała zamiar mówić
przez telefon na czym polega, problem, ale zapewniła, że nie będzie żądać
zwrotu pieniędzy. Zamknąwszy klapkę telefonu, spojrzała na Amrasa i pomyślała,
że w sumie można by to było podciągnąć pod niezgodność z przedmiotem na
zdjęciu.
- Czego rżysz? – zapytał Marcus, widząc, że dziewczyna
zaczyna chichotać.
- Bo wiesz, jedziemy w sumie z reklamacją.
Marcus zawtórował jej i już po chwili oboje śmiali się do
rozpuku, umilkli dopiero długo po wygodnym usadowieniu się w przedziale drugiej
klasy. O dziwo o tej porze w sobotę nie było dużo ludzi, co pozwoliło na
swobodne wyciągnięcie nóg i cieszenie się podróżą.
Amras oderwał wzrok od okna i
rzekł.
- Szybko jedzie ta karoca.
- To magia – odparł od razu Marcus.
- Taka, jak ta?
Elf spojrzał na kwiatka w doniczce, którego trzymała towarzysząca
im w przedziale słusznej budowy kobieta. Dotknął rośliny, a ta momentalnie
zakwitła i wypuściła nowe pędy, delikatnie łaskocząc oba podbródki kobiety i
wprowadzając ją w słuszne osłupienie, a potem nie mniej słuszny krzyk. Marcus
rozdziawił usta, zapraszając wszelkie okoliczne owady do wejścia. Kobieta
spojrzała z przestrachem na elfa, a Lethi, dość przytomnie w obecnej sytuacji,
spiorunowała go wzrokiem.
- Ja cież pierdole… – skomentował Marcus.
- Przepraszam bardzo, to jakiś nowy gatunek? – zagadnęła
Lethi, ściągając uwagę współpasażerki na siebie – Czytałam o roślinach, które
zachowują się jak żywe co jakiś czas, gdy się je dotknie, wie pani, otwierają
pąki, wypuszczają kolce z liści – wzruszyła ramionami – takie tropikalne coś,
bardzo rzadko u nas spotykane.
Właścicielka kwiatka, przyjrzała mu się, jakby pierwszy
raz widziała mieszkańca czarne zdobionej doniczki.
- A nie wiem – rzekła z powątpieniem – może to i jakieś
tropikalne zielsko, nie znam się, kupiłam koleżance na urodziny, bo kwiaciarka
zapewniała, że wyrośnie z niego piękny kwiat – spojrzała na płatki w kolorze
ciemnego różu – jak widać, wyrósł, nie sądziłam tylko, że tak szybko. Moja
koleżanka uwielbia rośliny – zerknęła jeszcze raz na kwiat, jakby nie
podzielała zachwytu koleżanki – kupiłam go jej na urodziny.
***
- Coś ty, do nędzy, sobie myślał ? – syknęła Lethi, gdy
po krótkim przystanku zostali sami w przedziale – nie wolno ci robić takich
rzeczy!
- Daj spokój – wziął elfa w obronę Marcus. Jak zwykle
miał inne spojrzenie na sprawę – było zabawnie. Poza tym nieźle wkręciłaś tą
babkę! Wychodząc nadal mamrotała pod nosem, ze musi się dowiedzieć cóż to za
tropikalne cholerstwo sprzedają w kwiaciarni pod blokiem – rzekł i zacytował –
„Przecież człowiek o słabych nerwach może zawału dostać, jak mu tak rozkwitnie
od samego dotyku!” Hahaha!
- Chryste panie, Marcius, ty naprawdę nic nie kumasz? A
jak to była jakaś dewotka? Jeszcze by zrobiła z Ichito antychrysta, albo innego
czarownika i raban na cały świat, byśmy tu mieli drugie Salem!
- To byśmy jej wkręcili, ze to syn Coperfielda, daj
spokój Lethi, łyknęła jak pelikan.
- Amras, czemu mi nie powiedziałeś, że władasz magią?
- Jaką to czyni różnicę, skoro wszystko tu jest magiczne?
– zrobił gest, nie wiadomo czy obejmujący świat jako całość, czy tylko ich
przedział.
No tak, pomyślała Lethi, teraz wszystko jasne, to całe
jego opanowanie. Ubzdurał sobie, że tu wszystko działa za pomocą magii.
Pociągi, samochody, światła uliczne. Pewnie w żarówkach siedzą kolorowe
robaczki świętojańskie, tak samo jak chochliki w słuchawkach. Nawet pociąg
porusza się za pomocą magii, ciągnięty przez niewidzialne konie, co z pewnego
punktu widzenia właściwie było prawdą. Lethi westchnęła.
- Posłuchaj, nie wolno ci czarować przy obcych, dobrze?
- Dlaczego?
- Bo mogą ci zrobić krzywdę, jak się dowiedzą, że jesteś
inny.
- Nie umieją używać magii? – zapytał.
- Tacy zwykli ludzie, nie – odparła po chwili.
- Ty nie umiesz?
- Nie – nie wiedzieć czemu, poczuła wstyd z tego powodu.
Współczujące spojrzenie, jakie jej posłał utwierdziło ją
tylko w tym poczuciu. Zgarbiła się lekko i tu, jak zwykle zresztą, z pomocą
przyszedł Marcus.
- Ale za to Lethi ma zajebistą przeżywalność w Tomb Raider!
– powiedział.
- A co to?
- Taka gra – odparła – kiedyś Ci pokaże.
***
Na
następnej stacji dosiadła się do nich młoda para. Czarnowłosa dziewczyna,
przyklejona do swojego chłopaka chyba na super glue, zerkała co chwile
niepewnie w stronę Amrasa. W sumie nic dziwnego. Lethi kazała mu naciągnąć
kaptur na głowę i nie rzucać się w oczy, w rezultacie czego rzucał się w oczy
jeszcze bardziej. Od pasa w górę wyglądał bowiem jak młody gniewny, w dół zaś…
hmm.. jak jeździec konny nie z tej epoki. Czyli w gruncie rzeczy jak filmowy
statysta wracający z planu. Ledwie ruszyli, a zjawił się konduktor.
- Bileciki do kontroli – powiedział uprzejmie, a
sprawdziwszy zakochaną parę, to samo zdanie i służbowy uśmiech skierował do
Lethi.
Podała mu trzy bilety i dwie legitymacje szkolne, swoją i
Marcusa.
- Legitymacja Pana? – mężczyzna zwrócił się do Amrasa.
- Kurwęcka mać – syknął Marcus do Lethi – kupiłaś mu
ulgowy?
- O boże – Lethi zbladła – z odruchu! – powiedziała –
proszę pana – zwróciła się do kontrolera – on nie ma legitki, za ten bilecik
dopłacimy.
Konduktor spojrzał na nią wzrokiem pełnym wyrzutu. Już ja
wiem, coście kombinowali, mówiły te oczy, chcieliście kolegę przeszmuglować na
ulgowym, a kolega zapominalski, albo w ogóle nie chodzi już do szkoły, taki
wysoki i chudy jak tyczka, pewnie z jakiegoś gangu się urwał, albo raper, jak
widać po bluzie, groszem nie śmierdzi.
- Tak, czy siak, będzie mandacik – odparł – proszę dokument
tożsamości – zwrócił się do Amrasa.
- Dokument toż.. – zaczął elf, jakby smakując słowo – toż
sa..
- Eeee.. proszę pana – Lethi starała się jakoś ratować
sytuacje – on nie ma dokumentów w domu zostały – powiedziała – możemy
poprzestać na upomnieniu ten jeden raz? – wstała.
- Niech się pani odsunie – rzekł jej konduktor – a pan
pójdzie ze mną – wyciągnął do niego rękę.
To, co stało się później, Lethi analizowała jeszcze
kilkakrotnie, by dopatrzeć się wszystkich szczegółów. Nie odsunęła się,
odskoczyła wręcz.
- Padnij! – rzuciła w porę.
Marcus przezornie podkulił kolana, zakochana para skuliła
się w kącie jeszcze bardziej się do siebie tuląc. Dziewczyna krzyknęła, gdy
bileter, robiąc efektywne salto, wylądował na plecach w wąskim korytarzyku
przedziału.
- On nie bardzo lubi, jak się go dotyka… -
powiedziała Lethi, zbierając porozrzucane dokumenty.
- Ww… widze – sapnął powalony
- Chyba zapisze się na karate – oznajmił z podziwem
chłopak czarnowłosej lali.
~~ * ~~
No rozkręca się :)
OdpowiedzUsuńChibi gaki spadła z krzesła ^^
OdpowiedzUsuń