Zapraszam serdecznie ;-)
Weszli po schodach i dotarli do
podwójnych drzwi. Nad nimi widniał napis „sala wykładowa nr 33”. Drzwi pilnował
szeroki w barach, łysy facet. Wampir, na co wskazywały jego czerwone, jak krew, oczy. Hakon przyjrzał mu się. Jeden
strażnik przy wejściu do sali pełnej wampirów. Czy to miało jakikolwiek sens?
Ktokolwiek nieproszony i zdemaskowany, najprawdopodobniej nie wyszedłby stąd
żywy, a tylko w najwyższej łasce wyszedłby stąd jako nieumarły. Ale on miał
opiekuna. Oficjalnie należał do Deriana, więc nie powinni się przyczepić.
Zaczął zastanawiać się co zrobią, jak już dostaną się do środka.
-
Witaj.
Głos typa pilnującego drzwi był
nadzwyczaj spokojny, jakoś dziwnie nie pasował do jego postawy. Derian tylko
skinął mu głową i ruszył dalej. Hakon ocenił faceta na niezbyt mądrego, jak to
zwykle bywa przy tego rodzaju robocie, chociaż jeśli chodzi o wampiry nie można
mieć pewności. Gdzie jak gdzie, ale u nich pozory potrafią zmylić najlepszego
obserwatora. Nie ważne, nie powinien teraz o tym myśleć, lecz skupić się na
rzeczach istotniejszych. Ruszył za Derianem, ale drogę zastąpił mu łysol, położywszy chłodną dłoń na jego klatce
piersiowej w geście zatrzymania.
-
Człowiek - stwierdził.
-
Jest ze mną – odparł Derian, nawet nie
zaszczycając faceta spojrzeniem.
Hakon podstawił mu ślad
ugryzienia pod oczy, demontując w ten sposób swoją przynależność do blondyna.
Wampir odsunął się nieśpiesznie. Weszli do sali.
Po
wewnętrznej stronie drzwi stało jeszcze dwóch strażników. Pomieszczenie
wypełnione było niemalże po brzegi. Siedziało tam mnóstwo wampirów, lecz widać
było również kilkoro ludzi. Derian skierował się w lewo, chwycił Hakona za
nadgarstek prowadząc go, chciał pokazać wszystkim, że ten człowiek jest z nim.
Usiedli na wolnych miejscach. Po prawej wilka siedziała kobieta, na oko
czterdziestoletnia, lecz jej porcelanowa cera nie posiadała żadnych skaz.
Ubrana była w modną garsonkę, włosy miała spięte klamrą. Jej wygląd przywodził
na myśl nauczycielkę. Przyjrzała się Hakonowi zza okularów, które miała najwyraźniej
tylko dla ozdoby. Derian patrzył przed siebie nie zwracając na nic innego
uwagi. Na dole sali stała Adri trzymana przez tych dwóch, którzy ją zabrali.
Naprzeciw niej, za dużym mosiężnym biurkiem z ciemnego drewna siedział...
dziesięcioletni chłopiec o czerwonych jak krew oczach i czarnych krótkich
włosach. Po jego prawej siedziała kobieta na oko dwudziestoparoletnia, a po
lewej mężczyzna o białych włosach, albinos, albo farbowany, wszystkie trzy
wampiry wpatrywały się w czerwonowłosą.
-
Witaj – odezwała się „nauczycielka” - nieźle
narozrabiała ta twoja Adrelia.
-
Witaj Cecile – Derian nawet na nią nie spojrzał.
-
Nie martwisz się o nią? - ciągnęła kobieta.
-
Nie – odparł, siląc się na obojętny ton.
Niezbyt mu się to udało. Nie
uszło to oczywiście uwagi jego rozmówczyni. Przyglądała mu się przez chwilę zza
okularów, po czym jej wzrok spoczął na Hakonie.
-
Twoja przekąska? - zapytała.
-
Adrelio, czy to prawda, że schwytałaś wampira o
imieniu Sefir i oddałaś na egzekucje magowi? - zapytał chłopiec.
Dhampirzyca skinęła tylko głową,
a wilk wpatrywał się w nią, zupełnie nie zwracając uwagi na prowadzoną nad nim
rozmowę.
-
Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał chłopiec, w jego
głosie można było wyczuć ciekawość.
-
Zamordował siostrę maga – odparła beznamiętnie.
Derian nie odpowiedział. Kobieta
spostrzegła ślad ugryzienia na ręce chłopaka, w tym miejscu było jeszcze trochę
nie do końca zaschniętej krwi. Dotknęła tego miejsca, zaszczypało. Hakon
spojrzał na nią groźnie.
-
Czyli zrobiłaś to, by przypodobać się magowi? - domyślił
się chłopiec.
-
Pomagałam przyjacielowi.
-
Jest magiem – uściślił jej rozmówca.
-
Nie musisz obwieszczać oczywistego – odparła z
sarkazmem.
-
Czy mogę się poczęstować? - zapytała Cecile.
Przejechała palcem po ranie, znów
zaszczypało. Starła resztkę niezaschniętej krwi i skierowała palec do ust.
Derian błyskawicznie chwycił jej rękę pochylając się przez Hakona, pociągnął ją
tak ze i ona się pochyliła. Oboje teraz byli dokładnie przed twarzą chłopaka,
zasłaniając mu cały widok.
-
Wolałbym nie. – głos blondyna niemal zamrażał.-
Należy do mnie - dodał zlizując ostentacyjnie resztkę krwi wilka z palca
Cecile.
Hakon uśmiechnął się pod nosem,
gdy tamtych dwoje wróciło do normalnej pozycji.
-
Oddałaś jednego z naszych – rzekł Daell –
magowi.
-
Znów mówisz oczywiste i na dodatek się
powtarzasz – rzekła z tą samą nutką sarkazmu. - My zabijamy codziennie setki
ludzi - dodała.
-
To inna kategoria – rzekł chłopiec.
-
Gówno prawda – prychnęła.
-
Może sam mnie poczęstować – rzekła Cecile tuż
przy uchu Hakona.
-
Należy do mnie – syknął Derian i ukazał kły w
geście ostrzeżenia.
-
Przynosisz przekąskę na imprezę i nie raczysz
się podzielić? - oburzyła się wyraźnie.
-
Jest kandydatem – odparł zimno.
Hakon nie bardzo wsłuchiwał się w
prowadzoną szeptem rozmowę, która zdecydowanie go dotyczyła, jednak na słowo
kandydat wstrzymał oddech. Kandydat na co? Przez chwilę jego myśli pobiegły tym
torem. Co by się stało, gdyby wilkołaka zamienić w wampira, czy coś takiego
jest w ogóle możliwe? I chociaż wiedział, że to wszystko jest tylko pokazówką,
ten problem zaintrygował go nieco.
-
Nie masz dobrych manier moja droga – powiedział
Daell.
-
Nie zwykłam odpowiadać przed gówniarzem –
odparła zgryźliwie.
Ci dwaj, co ją trzymali szarpnęli
nią, lecz chłopiec podniósł dłoń na znak, by się uspokoili. Zaśmiał się
dziecięco.
-
Jestem starszy od ciebie moja droga – rzekł.
-
Jakoś nie wyglądasz – odgryzła się – I nie
wyceniaj mnie, twoją drogą może być dziwka, którą bierzesz do łóżka, nie ja.
Chłopiec milczał przez chwilę.
Nie było wiadomo czy go uraziła i rozmyślał nad ripostą, czy też po prostu nie
miał ochoty kontynuować tej dyskusji. Derianowi przyszło do głowy, że Adri
rozmyślnie próbuje rozzłościć przewodniczącego rodziny książęcej, ale nijak nie
mógł się domyślić w jakim celu. Daell przejrzał coś w notatkach i powrócił do
sprawy.
-
Czy to prawda, że zabiłaś Eive, osobę
odpowiedzialną za porządek w Twoim rodzinnym okręgu?
-
Po cholerę się pytasz, jak wiesz? - odparła
lekceważąco.
Hakon
poczuł chłodną dłoń na swoim podbródku, Cecile skierowała jego twarz w swoją
stronę, uśmiechnęła się zachęcająco.
-
Chłopcze czy mogę się poczęstować?
Skoro go pytała, uznał, ma prawo
odmówić. Skoro teoretycznie należy do Deriana, może przyrzec mu lojalność, czy
coś podobnego. Nikt nie pyta takim tonem, jeśli nie musi. Spojrzała mu w oczy.
Poczuł, jakby coś ciągnęło go w głąb jego samego. Cholerna wampirza hipnoza...
-
Nawet nie próbuj go hipnotyzować - odezwał się
Derian zimno - Jeśli cię poczęstuje to tylko z własnej woli.
-
Nawet nie próbowałam – odparła bez zająknięcia.
Hakon otrząsnął się z tego
dziwnego wrażenia. Już jej miał coś powiedzieć, ale odwróciła się, by spojrzeć
na to co działo się na dole sali wykładowej.
-
Zrobiła sobie samosąd, a na domiar wszystkiego
złamała prawo nie powiadamiając mojego stwórcy – rzekła Adri z godnością.
-
Cóż... Twój stwórca mieszka dość daleko –
odparł, zaglądając w notatki – jeśli osąd miał być wydany bez zwłoki...
-
Pozwoliła tym zawszonym bez mózgom ze mnie pić!
- warknęła.
Derian mało nie wstał z miejsca.
Co ona planowała. Nic jej nie da zdenerwowanie chłopca, który jakoś dziwnie
spokojnie na nią patrzył, jakby jej wybuch nie zrobił na nim najmniejszego
wrażenia.
-
Jak to zrobiłaś? - zapytał.
-
Spaliłam ją – jej ton był tak obojętny, jakby
mówiła o kupowaniu niedzielnej gazety.
-
Tak całkowicie sama? - zdziwił się.
-
Owszem.
-
Chciałbym przeczesać twoje wspomnienia –
powiedział łagodnie.
Derian przełknął głośno ślinę.
Daell znany był ze swojego zrodzonego zaklęcia. Chociaż był to raczej dar niż
zaklęcie. Chłopiec potrafił wyodrębnić tylko interesujące go wspomnienia z krwi
wampira z którego pił, bez przymusu wypijania całej cieczy. Jeśli zobaczy w jej
wspomnieniach tamtą noc, zobaczy też i jego, a wtedy i on zostałby poddany
sądowi.
-
Czy ma jakieś znaczenie jeśli odmówię? -
zapytała Adri.
-
Nie - odparł szczerze.
-
W takim razie pieprz się – rzekła kwaśno.
Derian syknął przez zaciśnięte
zęby. Jaki plan miała ta dziewczyna w tych ciągłych próbach wyprowadzenia
Daella z równowagi? Co u licha chciała osiągnąć?!
-
Twój kandydat interesująco pachnie – rzekła
Cecile – Skąd pochodzisz chłopcze? - zapytała Hakona.
-
Spierdalaj - nawet nie zaszczycił jej
spojrzeniem.
-
On ma niewyparzony język – poskarżyła się.
Tymczasem
chłopiec przeskoczył biurko i ruszył w stronę sądzonej, która zmuszona przez
swych strażników, uklękła na jedno kolano, by zrównać się z przewodniczącym.
Zbliżył się i chwycił jej nadgarstek. Nie wyrywała się, pewna, że to nie ma
sensu. Patrzył jej w oczy, gdy wbijał w nią kły, zakuło. Poczuła coś jakby
czyjaś puchowa obecność, przymknęła oczy.
-
Interesujące – powiedział i wtedy zorientowała
się, że już z niej nie pije - Człowiek, mag, wilk... - ciągnął – naprawdę
niewiarygodne.
Zerknął w górę i powiódł wzrokiem
po zebranych w sali. Odnalazł blond wampira, jego spojrzenie zatrzymało się na
chwilę na nastolatku który siedział obok tamtego. Przymrużył oczy. Więc jednak
był tu, wszedł do gniazda wampirów. Ciekawe, naprawdę ciekawe.
-
Derianie, czy mogę cię prosić tutaj do nas? -
zapytał lekko uniesionym głosem.
Ten wstał bez słowa i ruszył w
dół.
Hakon
znów poczuł na swoim podbródku zimną dłoń Cecile, ponownie skierowała go w
swoją stronę. Spojrzała mu w oczy, nawiedziło go znane już uczucie zapadania
się w sobie i dziwnej ciężkości. Zamknął oczy i pokręcił głową.
-
Mówiłem ci już, odwal się – powiedział do
kobiety.
Schodząc
w dół blond wampir obserwował uważnie otoczenie. Gorączkowo zastanawiał się co
może zrobić. Zostawił na górze wilka z przedstawicielką Starszej Krwi, na
domiar tego był pewny, że Daell nie ma dobrych zamiarów. Powiódł wzrokiem po
sali. Nie było jego matki, odetchnął nieco, z tym będą musieli poczekać. Gdy
dotarł na dół chłopiec zwrócił się do niego.
-
Byłeś tam mój drogi i przyczyniłeś się do
śmierci Eivy – Daell nie pytał, to było stwierdzenie.
-
Nie bezpośrednio – odparł.
-
Hmmm... - chłopiec zamyślił się – widziałem, że
zostawiła cię z tym magiem, czy on przeżył? - pytanie zabarwione było dziecięcą
ciekawością.
-
Owszem.
-
Powiedz mi Derianie, czy twój stwórca jest na
sali? - Daell rozejrzał się demonstracyjnie.
-
Czy to pytanie oznacza, że i mnie zamierzacie
osądzić? - spojrzał po pozostałych jak dotąd milczących członków rodziny
książęcej.
-
Nie – Tym razem odezwał się Ariin – Nie obawiaj
się Derianie, chcemy tylko poznać wszystkie aspekty sprawy, a obawiamy się, że
bez obecności stwórcy nie będziesz chciał współpracować.
-
Czy mogę zajrzeć do twoich wspomnień? - zapytał
chłopiec.
-
Bądź moim gościem – odparł wampir.
Teraz to już i tak nie miało
znaczenia. Teraz i jego osądzą, a jedynie cud mógł ich uratować. Jednak on
kategorycznie się nie zgodził. Derian pomyślał o wilku. Zostanie tu sam, jeśli
dopisze mu szczęście wyjdzie stąd żywy, ale Cecile się nim zainteresowała, a
ona nie odpuszcza. Gdy tylko spróbuje jego krwi, wszystko wyjdzie na jaw i
rozszarpią go na strzępy. Przykucnął, by zrównać się z chłopcem. Co mogłoby się
teraz stać? Co mógłby teraz zrobić? Gdyby Adri jakoś się uwolniła, może dałaby
radę się teleportować jeśli wyrwie się z uścisku Zerin'a i Xin'a. Lecz ani
wilk, ani on sam nie mieli już szans.
Hakon
usłyszał syknięcie wampirzycy, najwyraźniej nie podobał jej się taki obrót
sprawy, chwilę potem poczuł jej chłodną dłoń, gdy chwyciła go za rękę.
-
Nie bądź taki oporny – szepnęła mu do ucha.
-
Moja krew nie jest dla ciebie – odparł, nie
patrząc na nią.
Poczuł, jak siłą pociągnęła jego
rękę w swoją stronę, obnażyła kły.
-
Specyficznie pachniesz – powiedziała – pewnie
też nieźle smakujesz
-
Nie wkurwiaj mnie – wyrwał rękę.
-
Aż tak boisz się swego pana? - zdziwiła się -
Wiesz, że nie masz prawa tak się odzywać do przedstawicielki Starszej Krwi? -
znów chwyciła jego rękę – spójrz na mnie człowieku! Poddaj się mojej woli –
rzekła z mocą.
Spojrzała mu w oczy, znów poczuł
się, jakby zapadał się w sobie.
Derian
zamknął oczy i przygotował się na ugryzienie. Wszystko szło zdecydowanie w złym
kierunku, był tego pewien.
Hakon
poczuł się dziwnie nieswój. Rozluźnił mięśnie ręki i zaprzestał prób uwolnienia
się.
-
Grzeczny chłopiec – powiedziała z zadowoleniem.
Ponownie przysunęła sobie jego
rękę do ust i obnażyła kły. Nie było w tym nic dziwnego, wielu wampirów
posilało się na swoich ludziach podczas sądów.
Nagle
usłyszeli wrzask pilnującego drzwi od drugiej strony. Nie zdążyli zareagować,
gdy przez okno przy suficie wpadła świetlista strzała trafiając któregoś
wampira w niższych rzędach, ktoś wrzasnął:
-
Zdrada! Magowie!
-
Co do cho... - zaczęła Cecile.
To zamieszanie widocznie ją
zdekoncentrowało, gdyż Hakon poczuł, że wraca mu władza nad ciałem. Zamrugał
kilkakrotnie i zobaczywszy co zostało z pierwszego trafionego, uśmiechnął się
dość złośliwie. Wampirzyca rozglądała się po sali, gdy przez okno wpadła
kolejna świetlista strzała trafiając kogoś gdzieś na prawo od nich. Zobaczyli,
jak trafiony topi się w oczach przy wtórze przeraźliwego wrzasku. Do sali
wpadli magowie. Cecile wstała kipiąc wściekłością, zastanawiając się
jednocześnie kto, u licha mógł zdradzić magom miejsce ich dzisiejszego
posiedzenia. Wilk spojrzał w dół w poszukiwaniu przyjaciół. Strażnicy Adri
zniknęli gdzieś w tłumie, podobnie jak cała książęca trójka. Zobaczył jak
Derian pochyla się w jej stronę, najpewniej coś do niej mówiąc, chwile później
odepchnął ją tak mocno, że uderzyła głową w mosiężne biurko. Hakon zerwał się
na równe nogi, gdy ognista kula uderzyła w miejsce, gdzie przed chwilą stała
dhampirzyca. Blond wampir odskoczył w przeciwnym kierunku. Wilk gnał już do
niej, gdy lekko zamroczona rozglądała się po sali. Kątem oka dostrzegł jak
kolejna strzała dosięgła Cecile. Gdy do niej dotarł, Adrelia spojrzała na
niego, jakby pierwszy raz w życiu go widziała, a potem do niej dotarło.
-
Hakon! Ty żyjesz! - przytuliła go mocno –
Myślałam, że cię zabili... - niemal załkała ze szczęścia.
Derian oddalał się od nich
odskakując raz po raz przed ciskanymi w niego zaklęciami. Adri natomiast tuliła
wilka zupełnie nie zwracając uwagi na to, co się wokół dzieje.
-
Żyjesz, matko i córko! Ty naprawdę żyjesz –
mówiła, wciąż go tuląc.
-
I ty też żyjesz – odparł radośnie, tuląc ją do
siebie.
-
Myślałam, naprawdę myślałam... to co
widziałam... - nie przestała go tulić – sądziłam, że cię zabili...
Była pewna, że zaraz się
rozpłacze.
Nagle
poczuli sznur, który się wokół nich owinął. Podniosła wzrok i zobaczyła Jin'a,
obok niego stał czarnowłosy mag. Hakon rozpoznał go jako niedoszłego egzekutora
nieprzytomnej Czerwonowłosej, podczas walki w opuszczonej stacji PKP.
-
Dobrze Jin, teraz zajmij się nimi jak należy –
odezwał się długowłosy – a ty wilku, zostaniesz skazany za zerwanie paktu.
Jin przyjrzał im się, po czym wymierzył
w nich świetlistą strzałę.
-
Skazuje was na śmierć, bez możliwości apelacji –
powiedział.
-
Jin! Pojebało cię?! - krzyknął Hakon – Jaki
kurwa pakt?!
-
Pakt magów z wilkami – odparł drugi z magów.
Jin napiął cięciwę. Adri
spojrzała na niego, ich oczy zatrzymały się wpatrzone w siebie gdzieś poza
czasem i tym miejscem. Nastała pełna napięcia, niesamowicie długa sekunda.
Czarnowłosy odskoczył przed atakiem jakiegoś wampira.
-
Pamiętaj mnie... - szepnęła Adri.
Strzelił.
Jasność...
Jasność była tak ciężka, że aż ciemna. Hakona oślepiło, z tego też powodu nie
poczuł jak wpada w miękkość. Po chwili, a może po kilku godzinach zorientował
się, że ciągle spada. Lecz zanim następna myśl zdążyła nadgonić stracony czas
lub też jego nadmiar, poczuł jak uderzył plecami o coś kanciastego i twardego.
Otworzył oczy, rozglądając się. Wylądowali między ławkami kilka metrów od
Jin'a, który stał teraz wpatrując się w krater, jaki zostawiła po sobie strzała
nie trafiająca w cel.
***
Zdawać
by się mogło, że całe zamieszanie w ogóle jej nie dotyczy. Stawiała kroki
pewnie i zawsze znajdywało się na nie miejsce, mimo, że wokół walało się kilka
ciał oraz stosów tego, co kiedyś było wampirami. Nikt jej nie zaczepiał, a
raczej nie zwracała na to uwagi, gdyż każdy potencjalny wróg był od razu
„odsuwany”. Szła powoli wzdłuż sali kierując się na prawo, tak samo jak oni.
Obserwowała ich. Pochyleni między ławkami zręcznie omijali wrogów. Jakiś mag
uderzył w ścianę tuż koło nich. Podniósł rozczapierzoną dłoń by rzucić
zaklęcie, ale wampir w garniturze dopadł go, zanim tamten otworzył usta.
Czerwonowłosa i jej towarzysz szybko ich minęli.
Za
czasów swego ludzkiego życia Elenea była znachorką, czy też szamanką. Ludzie
różnie ją nazywali. Kiedy narodziła się na nowo, narodziło się również
zaklęcie. Potrafiła widzieć ciało żywej istoty, ale to nie wszystko. Widziała
przez to ciało, nad ciałem, pod ciałem i każdą najmniejszą warstwę. Potrafiła
oddzielić mięśnie, naczynia krwionośne czy kości, jak jakiś rentgen. Jednak to
nie widzenie było jej ukrytym zaklęciem. Pomagało owszem, ale prawdziwą
zdolnością okazało się coś co nazywała Wewnętrzną Telekinezą. Umiała nacisnąć
odpowiednie nerwy, czy mięśnie, a nawet łamać kości tylko na kogoś patrząc.
Kiedy stało się to tak naturalne jak życie dla człowieka, odkryła, że nie musi
nawet spoglądać wystarczy, że usłyszy lub wyczuje. Swój talent potrafiła
wykorzystać zarówno w walce, w pościgu i leczeniu, a także kiedy po prostu nie
miała ochoty kogoś słuchać. Po prostu naciskała odpowiednie nerwy i osoba
mówiąca traciła głos na pewien czas. O bojowych zdolnościach narodzonego
zaklęcia przekonał się właśnie przypadkowy mag, który próbując zaatakować ją od
tyłu, padł jak rażony piorunem chwytając się za łydkę z której wystawała kość.
Elenea skręciła idąc pod górę w momencie, gdy jeden z wampirów, kreujący się
najwyraźniej na nastolatka, zatopił kły w towarzyszu Czerwonowłosej.
Ten
jęknął zaskoczony, a potem uderzył napastnika łokciem w brzuch. Dhampirzyca
idąca przodem odwróciła się gwałtownie i wysunęła szpony. Nie zdążyła zrobić
jednak kroku, gdy coś wykręciło palce wampira trzymającego jej przyjaciela.
Instynktownie obejrzała się za siebie. Kroczyła w ich stronę kobieta. Miała na
sobie zwiewną długą spódnicę i bluzkę odsłaniającą brzuch. Idąc tak wyglądała
niemal jak nimfa, a jej lśniące, długie, lekko falujące blond włosy dodawały
jej uroku. Zdawało się, że w ogóle nie dotykała podłoża bosymi stopami. Gdyby
nie to, że należała do wampirzej rodziny książęcej, można byłoby sądzić, że
jest elfem. Szła w ich stronę wpatrując się w Hakona intensywnie zielonymi
oczyma.
-
Elenea – szepnął wampir i odskoczył od
nastolatka – Pani, to wilk – zaraportował.
-
Dziekuje ci Victorze – rzekła nie spuszczając
wzroku z wilka. Głos miała tak melodyjny, że niemal nuciła zamiast mówić.
-
Dla ciebie wszystko pa... aaaaa! - krzyknął,
kiedy jego serce dosłownie wyskoczyło z piersi. Osunął się bezwładnie.
-
Więc jesteś wilkiem? - zapytała.
Hakon
poczuł się dziwnie, jakby coś go trzymało, ale nie do końca. Po prostu nagle
jego ciało przestało go słuchać i postanowiło uparcie stać, zamiast walczyć lub
uciekać, jak mu nakazywał mózg. Spojrzał bezradnie na przyjaciółkę. Wydało się.
Skoro ona była jedną z rodziny książęcej, była tez pewnie wampirem Starszej Krwi,
cokolwiek to znaczy. Teraz już nie było ucieczki, więc nie było tez sensu
kłamać. Przytaknął więc posłusznie, zastanawiając się, co może zrobić, by dać
przyjaciółce szanse ucieczki. Elenea uniosła lewą dłoń i dotknęła jego
policzka, poczuł chłód. Prawą rękę skierowała natomiast do jego ramienia,
palcem starła trochę krwi z rany, którą zadał ten nazwany Victorem, nie
spuszczała przy tym wzroku z oczu Hakona.
-
Zostaw go ty.. Co do diabła?!
Ciało Adri odmówiło posłuszeństwa
i zamarło jak posąg z dłonią w połowie drogi do ciosu. Nie wiedziała co się
dzieje, czuła się jak figura woskowa. Warknęła przeciągle. Blondynka
zignorowała ją. Oblizała nieco wilczej krwi z własnego palca.
-
Co zatem tu robisz wilku? - zapytała przymykając
oczy.
-
Nie przybyłem tu walczyć – odparł krótko.
-
To nie jest odpowiedź na moje pytanie - rzekła
otworzywszy oczy, które teraz miały kolor krwi.
-
Przyszedłem zobaczyć sąd mojej przyjaciółki.
Dotknęła jego prawego policzka
druga dłonią, jej czerwone oczy wpatrywały się w niego.
-
Odczep się od niego... - zaczęła Adri
Jej słowa jednak zostały
zagłuszone przez wrzask maga, który właśnie starał się z zaskoczenia zaatakować
Elenee. Jego ciało opadło na podłogę z głową wykręconą nienaturalnie o sto
osiemdziesiąt stopni.
-
Przyjaciółki powiadasz? - to słowo zawierało
nutkę... tęsknoty?
Umilkła, jakby naprawdę
oczekiwała odpowiedzi na to retoryczne pytanie. Jej melodyjny głos odbijał się
jeszcze echem od głowy Hakona, gdy jego myśli, ponaglane przez strach, wróciły
na właściwy tor. Co ona może im zrobić? Wygląda tak delikatnie i niewinnie, ale
sądząc po tym co zrobiła temu wampirowi i magowi, a także po tym, że oboje nie
mogą się ruszać, choć ona nawet nie spojrzała na Adri, dysponuje wielka mocą.
Nie wiedział co to, ani nawet jak z tym walczyć, ale sądził, że nie będzie miał
czasu spróbować swych umiejętności bojowych. Inna myśl, przybłąkana gdzieś z
zakamarków świadomości, nakazała mu zastanowić się czy miałby coś do
zaoferowania nimfie w zamian za życie jego przyjaciółki, ale jedyne co miał to
siebie, a jego przecież już schwytała.
-
Musicie stąd uciekać – odezwała się nagle.
Myśli Hakona zatrzymały się nagle
uderzając o mur niezrozumienia słów, które usłyszał. Czy naprawdę je
wypowiedziała? Niejasno doszło do niego, że jego ciało zostało oddane pod jego
władzę, a i Adri opuściła zastygłą wcześniej dłoń, lecz poza tym nic się nie
zmieniło. Czerwonowłosa nadal stała nieruchomo. Myśli Wilka wciąż szaleńczo
starały się przebić przez mur.
-
Poważnie mówisz? - zapytał w końcu.
-
A...Ale Derian – Adri najwyraźniej odzyskała
część panowania nad sobą.
-
Pójdzie z wami – odparła Elenea.
Jedyna
kobieta w rodzinie książęcej była również projektantem budynku w którym się
znajdowali. Znała tutaj każdy kąt i zakamarek. Miejsce to upstrzone było
mnóstwem tajnych przejść i kryjówek o których wiedziało kilkoro zaufanych, ale
wszystkie znała tylko ona. Poprowadziła ich w stronę katedry wykładowej. Kiedy
przechodzili niedaleko walczącego Deriana nagle jego przeciwnik znieruchomiał.
Wampir obejrzał się, jakby wiedział dlaczego tak się stało i skoczył w ich
stronę. Powitał ją skinieniem głowy i ruszył wraz z nimi. Dotarli do ściany za
katedrą, spory kwadrat drewna odznaczał się nieco od reszty tła, Elenea
wcisnęła ledwie widoczny guzik i drzwi odsunęły się ukazując wejście w
kształcie metrowego kwadratu.
-
Pani - powiedział Derian uprzejmie i znikł w
ciemności.
Hakon chciał wpuścić przyjaciółkę
przed siebie, jednak ta popchnęła go lekko dając znak, że chce porozmawiać z
blond wampirzycą. Gdy wilka pochłonęła ciemność, Adri zapytała.
-
Dlaczego nam pomagasz?
Krwawa walka jaka trwała wokół
zdawała się zupełnie ich omijać. Adri rozejrzała się i ze zdumieniem
stwierdziła, że wokół nich wolna przestrzeń osiągnęła promień mniej więcej pół
metra i co najdziwniejsze wyglądało to jak otoczone niewidoczną barierą. Nikt
nie zwracał uwagi na dwie kobiety przy ciemnym otworze w ścianie.
-
Wierzę, że masz powody, by robić to co robisz –
odparła Elenea.
Dhampirzyca przyjrzała się
wybawczyni. Nie wierzyła, ze Elenea robi to bezinteresownie. Oczywiście nie
znała jej i nie miała podstaw sądzić, czy blond nimfa będzie chciała później od
niej przysługi, czy pieniędzy, ale była niemal pewna, że czegoś będzie chciała.
W dzisiejszych czasach nikt nie robi niczego bezinteresownie. Mimo to odezwała
się jeszcze.
-
Dziękuje...
Weszła za przyjaciółmi.
Tunel
okazał się szerokim przewodem wentylacyjnym. Było niemal zupełnie ciemno, ale
jako wampir, nie miała z tym problemu. Po kilku minutach milczenia dotarli do
końca. Derian kopnął w metalową kratkę i wyszli na spory pogrążony w mroku
korytarz.
-
Boli cię? - zapytała wilka, gdy szli.
-
Trochę, ale przeżyje – odparł z uśmiechem.
Derian,
który szedł przed nimi zatrzymał się tak nagle, ze Adri niemal na niego wpadła.
-
Co do..?
Przed nimi stał mag o czarnych,
długich włosach. Z wyrazu jego twarzy wyczytać można było, że jest co najmniej
niezadowolony z takiego przebiegu sytuacji,a już na pewno z tego, że Adri
jeszcze żyje.
-
Widzę, że znów jakimś cudem się wywinęłaś -
powiedział - ale to był ostatni raz – dodał.
Adri przymrużyła oczy i wyszła
przed stwórce.
Derian
był głodny i czuł się bardzo słabo. Energia jaką posiadł po wypiciu odrobiny
krwi wilka została w dużej mierze wykorzystana na opanowanie i późniejszą
walkę. Jego córka również była zmęczona, nie miał co do tego wątpliwości. Nie
wiedzieli jakimi zdolnościami dysponuje mag, ale to, że była ich trójka, dawało
im nieco większe szanse. Dhampirzyca przekrzywiła głowę, obserwując
przeciwnika. Zastanawiała się, jak mogłaby zaatakować. Sądząc po wyrazie jego
twarzy, on również się zastanawiał. Jakie miała szanse? Facet był wyszkolony w
zabijaniu wampirów. Jeśli zdąży użyć świetlistej strzały, a ona nie uskoczy,
będzie po niej.
Używając
wampirzej szybkości znalazła się przy magu w ciągu sekundy. Miała nadzieję, że
atak z zaskoczenia da jej przewagę.
-
To'onaut Geviriy.
Jeszcze nie skończył wypowiadać
tego zaklęcia, a już wiedziała, że jest zbyt wolna. Ściana wiatru trafiła ją
odrzucając na kilka metrów. Jęknęła, uderzywszy ramieniem w ścianę. Mag uniósł
rękę i uśmiechnął się złośliwie, skierował dłoń w jej stronę.
-
Futun de Serperre – rzekł.
Ogień wystrzelił mu z dłoni i
natychmiast uformował się w kształt węża, który ruszył w stronę podnoszącej się
powoli Adri. Dhampirzyca dyszała ciężko, ramię koszmarnie ją bolało.
Spostrzegła sunący w jej stronę ognisty pysk węża, zdążyła zasłonić dłonią
twarz, gdy wilkołak stanął na drodze zaklęcia. Teraz, przemieniony, był od niej
dużo wyższy. Bez problemu zasłaniał ją całą. Z jego pyska wydobyło się groźne
warknięcie.
-
Ni chuja – powiedział.
Wyciągnął przed siebie ręce i
sięgnął do swego źródła magii. Zupełnie nie wiedział co ma zrobić, jak ma to
zrobić, ani czy to zadziała. Jednego natomiast był pewien. Musi uratować swoją
przyjaciółkę. Ogień, pomyślał, ogień zwalczaj ogniem. Z jego dłoni strzelił
płomień nie przybrał jakiegoś konkretnego kształtu, wyglądał po prostu jak
strumień ognia pod ciśnieniem. Błysnęło, gdy zderzył się z pyskiem węża.
Zaklęcie wilka nabrało niebieskiej barwy. Hakon wyszczerzył kły z wysiłku. Adri
wstała, ale nie wyszła przed wilka. Taka niekontrolowana magia jest bardzo
niebezpieczna. Nie wiedziała, co może się zdarzyć, gdyby musiał użyć więcej
energii, a sądząc po wężu, będzie musiał. Obserwowała ich walkę, skupiając
wzrok na magu. Derian spróbował znaleźć się przy magu z zaskoczenia, ale został
odepchnięty, tak jak wcześniej ona. Typ był silny, nie ma co. Skinęła na
Deriana. Jeśli miał jeszcze siły... Wampir zrozumiał ją idealnie, jakby czytał
jej myśli. Ponowił próby dostania się do maga chcąc go tym zmęczyć i może nieco
zdekoncentrować. Adri czekała. Wilk klęknął na jedno kolano, dyszał z wysiłku.
Nigdy nie używał tak potężnego zaklęcia. Czerwonowłosa spostrzegła, jak
przeciwnik zaczyna syczeć przez zaciśnięte z wysiłku zęby. To moja szansa,
pomyślała.
-
Mizu. - szepnęła.
Była
zodiakalną rybą i często popadała w skrajności. Odbijało się to również na jej
magii, a zatem jej domeną były ogień i woda. Odkąd pamiętała potrafiła
ukształtować, a nawet dowolnie zmieniać stan skupienia obu tych żywiołów. Tak
stało się również teraz. Skierowała palec w stronę maga. Miała pewność, że zbyt
skupiony na ogniowym zaklęciu nie zwróci należycie szybko uwagi na to co podąża
w jego stronę. Lodowe ostrze pokonało dystans kilkunastu metrów, trafiając
prosto w serce maga. Ten zawył i upadł, a wężowe zaklęcie rozproszyło się.
Strumień niebieskiego ognia trafił w sufit, lecz zaraz i on się rozproszył.
Wilk opadł na cztery łapy, lądując na czworaka już w postaci człowieka.
-
Sadzę, że powinniśmy opuścić to miejsce –
odezwał się Derian, kiedy kałuża krwi rozpostarła się pod ciałem maga, tworząc
niemal jezioro.
Kilka minut później Ford Mondeo
na angielskich rejestracjach oddalał się od budynku uniwersytetu.
***
Zapukała
ostrożnie do drzwi jego komnaty. Co prawda czekał na tę informacje, ale i tak
zachowywała czujność. Potrafił wpadać w szał jeśli przeszkodziło mu się w czymś
ważnym. Po kilku sekundach usłyszała stanowcze „wejść”. Siedział, a właściwie wpół leżał na kanapie
przed telewizorem i oglądał jakiś film o wampirach. Sądząc po wyrazie jego
twarzy twórcy nie przypadli mu do gustu. Zaraz pewnie wygłosi tą swoją mowę,
jak to producenci nic o nich nie wiedzą. Zrobiła dwa kroki, gdy zaszczycił ją
spojrzeniem.
-
Masz to dla mnie, Deyva? - zapytał.
-
Jasne – odparła swobodnie.
Mimo, że jej jedynej pozwalał tak się przy nim
zachowywać, odczuwała pewien strach. Nigdy nie było wiadomo co właściwie myśli
i czy dane zachowanie nie wyprowadzi go nagle z równowagi. Jednak jak dotąd się
dogadywali, chociaż właściwie nie umiała nazwać tego co było między nimi, a
może tego czego nie było? Ariin odchrząknął wyrywając ją z zamyślenia, podała
mu teczkę.
-
Nie wiem, czy jemu się to spodoba. Wiesz
przecież, że ma co do wilka inne plany, a właściwie co do niej – rzekła.
-
Gówno mnie to obchodzi – burknął.
-
Wiesz przecież, że jeśli...
Zabolało,
gdy ścisnął jej szczękę jednocześnie całe jej ciało przyciskając swoim do
ściany. Nie miał na sobie koszuli, więc tym lepiej czuła jego chłód. Spróbowała
wyszczerzyć kły.
-
Nie zajmuj się teraz nieistotnymi sprawami –
powiedział nieco zaciskając dłoń, jęknęła.
-
Jeśli wypije... moją krew... - zaczęła.
-
Więc mu nie pozwolisz – odparł, rozpinając, a
raczej rozszarpując jej bluzkę drugą ręką.
Poczuła jego podniecenie.
Zastanowiła się, czy i tym razem zerwie z niej spódniczkę.
Jego
żądza władzy była niepohamowana, a przy tym tak doskonale skrywana. Na ogół
cieszył się opinią spokojnego analityka lub zimnokrwistego mordercy, który
pozwalając ci odejść mógł tym samym skazać cię na śmierć. Tylko ona znała jego
prawdziwą naturę. Tylko przy niej mógł być całkowicie sobą. Przechylił jej
głowę i zdjął z niej ćwiekowaną obroże, wiedziała co teraz nastąpi. Czekała na
to.
-
Tak panie... - szepnęła rozkosznie, gdy wbił w
nią kły.
>>*<<
Walka a oni gadają hahhah. Chcę ciąg dalszy ^^ Podziel na 2 części :P
OdpowiedzUsuńMolly chan czytała
Coraz bardziej zaskakujace... Sakura Lilith Dragonet
OdpowiedzUsuń