***
-
Teraz dajcie mi krew wilka – powiedział.
Deyva czym prędzej podała mu
jakiś złoty kielich, chwycił go w obie dłonie. Hakon nie próbował nawet wstać.
Spojrzał w stronę Adri leżącej na podłodze.
Chciało
mu się wyć. Chciał rozerwać ich wszystkich na strzępy. Chciał zatopić zęby w
każdym kawałku tego przeklętego wampira i tej cholernej emo dziwki! Rozejrzał
się, było ich tu może i trochę sporo, ale w furii który wilk liczy przeciwników?
Chciał zawyć, chciał warknąć, chciał... Ktoś uwolnił go z łańcuchów.
-
Przyrzeczenie, to przyrzeczenie - powiedział
Ariin.
Spojrzał na kielich z najwyższym
wręcz namaszczeniem, a potem przechylił go i wypił jego zawartość. Żadne z nich
nie zwracało już uwagi na Hakona, najwyraźniej pewni, że nie stanowi dla nich
zagrożenia.
Ariin
poczuł wzmocnienie zmysłów, zamarł wpatrzony w kielich, jakby czekał na coś
jeszcze.
Hakon
próbował ruszyć obolałymi kończynami. Wezbrała w nim rozpacz, podniósł się
powoli do pozycji siedzącej i spojrzał na martwą przyjaciółkę.
-
Możesz sobie zabrać to ścierwo – rzekła Deyva.
Podała Ariinowi nóż, by ten mógł
sprawdzić, czy zaklęcie naprawdę zadziałało. Hakon siedział nieruchomo. Jakie
uczucie jeszcze powinien przyjąć w takiej chwili? Ach tak... Ktoś wrzasnął.
Wszyscy, poza wilkiem, jak jeden mąż spojrzeli w tamtą stronę, zobaczyli
jednego z pilnujących w kałuży krwi. Nim ktokolwiek się ruszył Teitara skoczyła
na następnego zatapiając zęby w jego twarzy.
-
Kto uwolnił te sukę?! - wrzasnęła Deyva.
Uczucie,
które powinien teraz przyjąć? Ach tak... Hakon wstał, nawet nie spojrzał na
wilczycę, która nie przejmując się żadnymi słowami zakańczała żywot już
trzeciego z wampirów. Gniew wypełnił Hakona, uderzając go niczym niespodziewany
cios. Sam nie wiedział co robił. Nie myślał, działał instynktownie, skoczył.
Znienawidzona emo wampirzyca krzyknęła zaskoczona, gdy powalił ją na ziemie.
-
Zdychaj ty pieprzona...!
Zatopił zęby w jej szyi. Wydała z
siebie coś w rodzaju bulgotania, ostatkiem sił uniosła dłoń i zatopiła szpony w
jego ramieniu, w zapłacie rozszarpał jej brzuch. Teitara w tym czasie powaliła
już kolejnych dwóch, teraz wymierzyła włochaty palec w Ariina.
-
Jesteś mój – powiedziała.
-
Spróbuj szczęścia – zaśmiał się.
Hakon wyszarpał zęby z martwej
już wampirzycy i spojrzał na Teitarę.
Wydawała
się taka odmieniona. Bez obroży była zdecydowanie większa i jakby starsza. Jej
sierść nabrała całkowicie szarej barwy, a żółte ślepia płonęły nienawiścią.
Głos też miała nieco zmieniony, jakby dojrzalszy? Hakon odniósł wrażenie, że w
jednej chwili z nastolatki stała się kobietą. Jego rana krwawiła i piekła
niemiłosiernie, ale nie zwracał na to uwagi. Bez rozglądania się wiedział ilu
zostało przeciwników, lecz wyglądało na to, że nie mają zamiaru się ruszyć spod
ścian, do których przyciskali się tak mocno, jakby miały dać im jakąś ochronę,
lub uczynić niewidzialnymi.
-
Teitara – rzekł Hakon, wstając.
-
Wiedziałam, że czasem opłaca się być grzeczną –
odparła, nawet na niego nie patrząc. Kątem oka uchwyciła ciało dhampirzycy – a
jednak przyszła, nie do wiary.
-
Chodź tu mała psia suczko – powiedział Ariin, z
przekąsem.
Nie czekała dłużej, rzuciła się
na niego, powalając na ziemię. Nie uniósł nawet rąk, nie próbował się obronić,
tak pewny był działania zaklęcia. Jednak nie wiedział, że nigdy nie można być
nazbyt pewnym, bo jak mawia wielu ludzi: są jedynie dwie rzeczy absolutnie
pewne w życiu - śmierć i podatki. Ariin był przekonany, że pierwsza z tych
rzeczy już nigdy nie nadejdzie. Bycie odpornym na ataki fizyczne oznaczało
niemal bycie nieśmiertelnym. Zmienił nagle zdanie wraz z pierwszym krzykiem,
gdy zęby wilczycy zatopiły się w jego ramieniu.
-
Jak … - wysapał.
-
Wygląda na to, że to twoje zaklęcie nie działa –
odpowiedział mu Hakon – co znaczy, że Adri zginęła na darmo, ale to i tak nic
już nie zmienia – ostatnie słowo utonęło w warknięciu.
Jeśli
białowłosy miał jakiekolwiek szansę z oszalałą wilczycą, stracił je w momencie,
gdy nie mniej oszalały wilk dopadł do niego swoimi wielkimi zębiskami. Ariin
pisnął, szarpnął się parę razy, lecz nadaremnie. Spróbował zatopić szpony lub
kły w którymś z wilków, jednak, nawet mimo wilczej krwi w nim płynącej nie był w
stanie pokonać dwóch żądnych jego śmierci wilkołaków. Po kilku minutach
znieruchomiał, a jedyne co z niego pozostało to okrwawione, bezkształtne
ścierwo.
Hakon
podniósł się bez słowa. Gniew opuścił jego ciało, pozwalając teraz, by rozpacz
wypłynęła na wierzch. Wilk zabrał swój miecz oparty o masywne krzesło, na
którym wcześniej siedział Białowłosy, a potem obrócił się i powoli podszedł do
ciała swej przyjaciółki. Żaden z żywych jeszcze wampirów nie był na tyle głupi,
by pozostać w pomieszczeniu, więc w pokoju znajdowały się teraz ciała, popiół i
dwa wilki. Hakon klęknął przy Adri. Uniósł łapę by pogłaskać ją po głowie.
-
Coś ty sobie myślała? - zapytał bardziej samego
siebie niż ją.
-
Przykro mi – powiedziała Teitara, kładąc mu dłoń
na ramieniu – wiem, że była dzielna.
-
Oddała swoje życie za moje – odparł – a to
cholerne zaklęcie nawet nie zadziałało.
Nie wiedział, czy czułby się
lepiej gdyby jednak zadziałało. Pewnie teraz byłby równie martwy.
-
Nie zadziałało, bo wypił nie twoją krew –
odrzekła Teitara z niejaką dumą w głosie.
-
Teraz to już nie ma znaczenia – rzekł,
odgarniając czerwone włosy z czoła przyjaciółki.
Wtedy w kieszeni jej spodni
zadzwonił telefon.
***
Wyłonił
się z mroku. Była lekka niczym porcelanowa lalka, wydawać by się mogło, że tak
samo też krucha. Takie właśnie skojarzenie przyszło mu na myśl, gdy kilka minut
temu wziął jej ciało na ręce. Gdy wtedy odebrał telefon, nie był w stanie
powiedzieć niczego innego, jak suchy, wyprany z emocji fakt: Adri nie żyje. Na prośbę swego rozmówcy stał tu teraz, pod
tylnym wejściem na uniwersytet pełniący niekiedy rolę wampirzego sądu. Padał
deszcz. Patrząc jak krople obmywają jej twarz, wrócił myślami do pewnego
deszczowego popołudnia, które spędzili u niego przy kawie.
-
Nie znoszę deszczu! - żalił się wtedy – nie
można nawet nigdzie wyjść!
-
Nie wiesz co mówisz wilku – odparła z lekkim
uśmiechem – tak naprawdę nie wiesz czym jest deszcz.
-
A czym jest?
-
Deszcz obmywa miasto z brudu, obmywa łąki, lasy,
jeziora i morza. Pozwala ziemi odetchnąć, a miastu zmyć grzechy i winy.
Narodzić się na nowo świeżym i pełnym dobrych emocji – mówiła – Lubie deszcz,
bo jest jak prysznic dla miasta. - uśmiechnęła się ciepło.
Spojrzał
teraz na jej mokrą twarz. Nie miałaś racji , pomyślał z goryczą, deszcz tak
naprawdę gówno może, nie narodzi ciebie, a mnie nie obmyje z win... Czarny Ford
Mondeo zatrzymał się przy wilku gwałtownie.
-
Adri.. -
szepnął Derian żałośnie, wychodząc z samochodu.
Podbiegł do Hakona i odebrał z
jego rąk ciało ukochanej córki.
-
W co żeś się znów wpakowała dziecko drogie –
jęknął, tuląc ją do siebie.
-
To moja wina – Hakon spuścił łeb – gdybym nie
dał się złapać, ta cała sytuacja nie miałaby miejsca - uderzył włochatą pięścią
w ścianę.
-
Zabierzmy ją do biblioteki – rzekł Derian – może
znajdziemy coś w starych księgach, a jeśli nie... będziemy negocjować.
***
Ciemność.
Ciemność otaczała ją zewsząd. Nie była to jednak ta zwykła ciemność, jaka
nastaje po zgaszeniu świecy. Ta była brakiem jakiejkolwiek sugestii światła,
zarówno przyszłego jak i przeszłego. Chciała się rozejrzeć ale nawet nie
wiedziała, w którą stronę patrzy. Nie była też pewna czy stoi na nogach, leży,
czy tez wisi jak nietoperz. Halo! Zawołała, lecz z jej ust nie wydobył się
żaden dźwięk.
***
-
Cholera jasna nic tu nie ma! - Derian rzucił jakąś starą zakurzoną księgą.
Hakon przeglądał zwoje, ale w
końcu zrezygnował.
-
Nie umiem tego odczytać – podał wampirowi
papirus.
Rozejrzał się po pomieszczeniu w którym się znajdowali. Była to jedna z większych sal biblioteki,
odsunęli stoły pod ściany, a na środku leżała czerwonowłosa otoczona
oprawionymi w skórę, starymi książkami i jeszcze starszymi zwojami. Przeszukali
już chyba wszystko i nie znaleźli żadnej wzmianki o tym jak wskrzesić dhampira.
-
Tu też nic – Derian odrzucił zwój.
-
Ona jest w połowie wampirem, więc może krew na
nią podziała? - zaproponował Hakon. - na wampiry to działa, prawda?
-
Ona nie jest wampirem pełnej krwi, więc to nie
zadziała.
-
Skąd ta pewność?! - wilk stracił cierpliwość –
Może i jesteś wampirem starszej krwi, ale to nie znaczy, że jesteś nieomylny!
-
To nie podziała - odparł Derian ze stoickim
spokojem.
-
Skąd możesz wiedzieć do cholery?! – Hakon
warknął.
-
Bo już próbowałem! - tym razem wampir stracił
cierpliwość, lecz już po chwili się opanował – kiedy poszedłeś po zwoje – dodał
już spokojniej.
-
Może wilcza krew na nią inaczej podziała? -
Hakon nie ustępował.
-
Raczej nie...
Jednak wilk go nie słuchał. Wziął
nóż i rozciął sobie rękę przykładając tak, by krew mogła swobodnie spływać do
jej gardła.
Nic się nie stało.
Nie nastąpiło cudowne ożywienie,
ani jedno uderzenie jej serca nie zmąciło ciszy.
-
To nie działa – powiedział Derian, po pięciu
minutach.
-
Może potrzebuje więcej?
-
Teraz potrzebuje, żebyś nie zemdlał od utraty
krwi – rzekł wampir kładąc dłoń na ranie wilka, od razu ją lecząc.
-
Więc co zrobimy?
-
Mam jeszcze jeden pomysł. Poproszę cię o coś.
-
Tak?
-
Musisz wyjść z budynku, znaleźć jakiegoś zbira i
przyprowadzić go tutaj – wyjaśnił – będziemy musieli go zabić, a kiedy ona przyjdzie, będę negocjował.
- To
nie będzie konieczne – świadomość głosu przyszła na chwilę przed
brzmieniem. Śmierć uśmiechnęła się lekko – Jestem tu od jakiegoś czasu.
***
Ciemność
pozostała nieprzenikniona. Czerwonowłosa zorientowała się, że nie słyszy bicia
własnego serca, ani nawet oddechu. Spróbowała się ruszyć, ale jedyne co
uzyskała, to świadomość, że jej ręka się podniosła. Żaden jednak ruch nie
zmącił ciszy.
***
-
Oddaj ją!
To nie była prośba, to był pełen
desperacji rozkaz osoby, która zdaje sobie sprawę iż ton jaki użyła jest co
najmniej nie na miejscu, ale rozpacz zbyt mocno przysłoniła zdrowy rozsądek.
Śmierć patrzyła na Deriana niewzruszenie z twarzą zastygłą w maskę uprzejmego
zainteresowania.
-
Proszę... - odezwał się już ciszej.
-
Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić –
odparła.
-
Przecież jesteś Śmiercią – zaoponował wilk.
-
Będę negocjować – upierał się wampir.
-
Nie masz nic, co mógłbyś mi zaoferować.
-
Więc będę walczył!
Słowa zawisły w powietrzu, niczym
zatrzymany w czasie spadający płatek śniegu. Śmierć zaszczyciła wampira
uważniejszym spojrzeniem. Wyczytała z jego twarzy obłąkaną determinację
człowieka, który nie ma już nic do stracenia. Hakon zastanawiał się, czy można
walczyć ze Śmiercią. Oczywiście, że
można, poprzez próby pozostawania przy życiu, jednak czy jest fizycznie możliwa
walka z Nią? Nie śmiercią a Śmiercią? Kobieta może nie wyglądała na zbyt
waleczną, ale przecież nie była człowiekiem! Nie była też bogiem, ani wampirem
czy wilkiem, była ponad wszystkich i wszystko, a każdy w końcu spotykał ją na
swej drodze. Czy Derian nie zdawał sobie sprawy do kogo mówi? Zmyliła go swoim
wyglądem, czy też jego mózg – owładnięty rozpaczą – nie potrafił realnie ocenić
tego, co mówiły usta? Na nieruchomą twarz Śmierci wypełzł drobny, niemal czuły
uśmiech.
-
Nie mogę wam jej oddać – rzekła – ponieważ
jej nie zabrałam.
-
Ale chcesz to zrobić? - zapytał wilk – Prawda?
-
Przecież ona nie oddycha! - dodał Derian z
irytacją.
-
Umarła, ale nie jest martwa – Śmierć
przyjrzała się czerwonowłosej – i dlatego nie mogę jej zabrać.
-
Jak może nie być martwa, skoro umarła?! - głos
Hakona przesycony był niedowierzaniem.
Derian zbliżył się do Adri,
chwycił ją za ramiona, potrząsnął, a potem przyłożył ucho do ust, sprawdzając
czy oddycha. Nic, głucha cisza.
-
Czy ty cholera nie widzisz?! Ona jest martwa! -
wampir stracił cierpliwość.
-
Nie, nie jest – odparła ze stoickim
spokojem.
-
Więc co tu robisz, skoro nie chcesz jej zabrać?
- wilk wykazał się większym zrozumieniem dla przedstawionych faktów.
-
Jestem ciekawa.
-
Wiesz coś czego nam nie mówisz – Derian nieco
uspokoił nerwy.
-
Owszem – przyznała spokojnie.
-
Powiedz – poprosił wilk.
-
Rozmawiałyśmy przed jej wyprawą do zamku
- zaczęła Śmierć – Pytała czy to jej czas. Odparłam, że nie. Ostrzegłam ją,
że to nie znaczy, że nie może umrzeć, ale i tak poszła. W przeszłości kilka
czarownic już robiło takie sztuczki, ale żadna nie powróciła.
-
Co możemy zrobić, żeby ją odzyskać? - zapytał
Hakon.
-
Właśnie jestem ciekawa co możecie zrobić
- odparła szczerze. - Jak wspomniałam, nie znam czarownicy, która z tego
wróciła.
-
Może umarło tylko jej ciało – zastanawiał się
wilk – czy można jakoś wezwać czyjąś duszę? - zapytał Śmierci.
-
Nie, można wzywać tylko dusze martwych,
którzy z jakichś powodów pozostali na ziemi.
W
tym czasie Derian potrząsnął nią znów, jakby to miało przynieść jakieś
rezultaty. Spróbował masażu serca oraz oddychania usta-usta. Nic, zero reakcji.
-
Ale ona nie jest martwa – kontynuował wilk.
-
A skoro nie jest martwa, to nie mogę zabrać
jej duszy z ciała.
-
Więc jej dusza powinna być nadal w ciele tak?
-
Prawdopodobnie.
Hakon klęknął przy przyjaciółce.
Pochylił się i szepnął jej do ucha.
-
Jeśli tam jesteś, daj jakikolwiek znak.
Cokolwiek nawet najcichszy szmer, żebyśmy wiedzieli, że nas słyszysz.
Nie doczekał się niestety żadnej
reakcji z jej strony. To głupie, pomyślał, ona umarła, ale nie jest martwa więc
jak niby miałaby dać nam jakikolwiek znak? Nie wiedział co ma robić, gorączkowo
szukał nowych pomysłów.
-
Czy można przenieść duszę do innego ciała? -
spytał, drapiąc się po głowie.
-
Nie spotkałam się z takimi praktykami.
Ten jej spokój zaczynał go
irytować. Tu chodziło o życie jego przyjaciółki, a ona po prostu sobie stała i
wpatrywała się w nich z dziecięcą ciekawością! Uderzył pięścią w podłogę.
-
Musisz wiedzieć! Musisz znać jakieś wyjście! -
warknął w jej stronę.
-
Mój drogi, ja niczego nie muszę.
Derian głaskał czerwone włosy
Adri, w zamyśleniu patrząc na jej spokojną twarz.
-
Może źle na to patrzymy – odezwał się.
-
Co masz na myśli?
-
Skoro umarła, ale nie jest martwa, to może nie
trzeba jej ożywić, a narodzić?
-
Narodzić? - wilk nie zrozumiał – W jaki sposób?
-
Narodzić wampira – odparł Derian. - możemy
spróbować.
-
Ale przecież ona już jest wampirem! - zaoponował
wilk.
-
Dhampirem – sprostował blondyn - poza tym
umarła, więc tak jakby już nim nie jest. - wampir westchnął – Po prostu chcę
spróbować.
-
Może to faktycznie coś da.
Derian
przyklęknął przy niej. Wiedział, że musi zrobić to jak należy. Być może pewne
słowa i gesty były w tym zawarte tylko dla zwiększenia powagi, nie mając
jednocześnie żadnej mocy, ale postanowił od początku do końca wypełnić
protokół. Pochylił się i wbił kły w jej szyję, wypijając nieco krwi, która o
dziwo nie smakowała wilkiem. Oderwał się po trzech sekundach, po czym naciął
swój nadgarstek i przyłożył do jej ust, by krew mogła spływać swobodnie.
-
Powstań moje dziecko – zaintonował – przestań
śnić o nocy i zacznij kroczyć jej ścieżką! Powstań moje dziecko! Dziś jest
twoja noc narodzin!
Zabrał rękę, sięgnął do
łańcuszka, który miał na szyi i pociągnąwszy go, wyjął spod koszuli małą
buteleczkę z czerwoną cieczą. Odkorkował ją i skapnął jedną kroplę prosto w jej
rozchylone usta. Czekali. Nic się nie
stało.
-
Co jej dałeś? - zapytał Hakon.
-
W tej butelce jest krew mojego stwórcy, aby
powstał nowy wampir potrzeba krwi jego „ojca” i „dziadka” - wyjaśnił.
-
Nic się nie dzieje – wilk odezwał się po kilku
kolejnych minutach wyczekiwania.
-
Cholera...
-
Może trzeba poczekać? - w głosie wilka nie było
słychać jednak nadziei.
Minęło
kolejne pięć minut i jeszcze dwie. Świeca, która stała na stoliku nieopodal,
powoli zaczęła się dopalać, a płomień stracił na sile. Trójka stworzeń
wpatrywała się w czerwonowłosą w nadziei na jakąkolwiek reakcję
-
To chyba nie pomogło – stwierdził wilk ze
smutkiem.
-
Do diabła! Adri wracaj!
Derian chwycił ją gwałtownie w
ramiona i zaczął potrząsać, jakby to miało obudzić ją z jakiegoś koszmaru.
***
Minął
rok? Może tylko pięć minut? Czy istniał tu jakikolwiek czas? Czy istniało
jakiekolwiek „tu”? Dawno, a może przed chwilą zaprzestała prób poruszania się.
Bez względu na to gdzie by się udała, wciąż byłaby tutaj, jeżeli „tutaj” w
ogóle stanowiło jakiś wyznacznik. Nie mogła mówić. Jeśli nie było tu
przestrzeni, ni czasu, w których mógłby zaistnieć dźwięk, jak słowa mogłyby się
wydostać? Nieprzerwana cisza ciekawiła, irytując jednocześnie. Pozostały jej
tylko wspomnienia, sięgnęła więc myślą do najdalszego, które przed chwilą, a
może wieki temu pamiętała. Ze zdziwieniem odkryła, że zniknęły. Czy
rzeczywiście poprzednio tam były? Jeśli tak, to czy teraz zacznie zapominać?
Coraz bardziej i bardziej aż w końcu zapomni o własnym istnieniu? Panika
ogarnęła jej jaźń. Wtedy nagle z ciszy wyłonił się szumiący dźwięk wodospadu, a
z ciemności – kaskada czerwieni. Poczuła ból.
***
Bum...
Usłyszeli pojedynczy dźwięk, tak niespodziewany, że Derian przestał potrząsać
czerwonowłosą. Bum... Nadstawili uszu. Krew się zmieszała, pomyślała Śmierć.
Bum... Bum... Bum...
-
Hyyy...
Brzmiało to tak, jakby wyłaniała
się z otchłani łapiąc pierwszy, tak drogocenny wdech. Potem zaczęła krzyczeć.
Nie był to krzyk kogoś, kogo coś boli. Ten wrzask niósł z sobą niewypowiedziane
cierpienie. Cierpienie, które mając nawet całą wieczność i wszystkie języki
świata, nie zdołałoby się wyrazić w słowach. Adri podniosła się do pozycji siedzącej
tak płynnie i bez pomocy, jak kukła sterowana przez niewidzialnego lalkarza.
Krzyczała, a dźwięk ten wydawał się nie mieć końca. Zszokowany wilk przycisnął
łapy do uszu. Nie wiedział co ma zrobić, jak się zachować. Radość jaką odczuwał
widząc ją żywą, bledła zasłonięta przez przerażenie. Czy ona... Umilkła tak
nagle, jakby skończyła jej się bateria i opadła wprost w ramiona swego ojca.
Wampir wiedział co teraz nastąpi. Głodna nowo narodzona rzuci się na wilka z
obnażonymi kłami. Spiął mięśnie. Chciał być w pogotowiu. Wiedział, że ona nie
wybaczy mu jeśli pozwoli jej zabić przyjaciela, nawet w amoku. Jednak Adrelia
po prostu leżała wpatrzona w sufit czerwonymi oczyma.
-
Adri? - Hakon przerwał cisze.
-
Hmm?
Derian był w ciężkim szoku. Nie
szalała z głodu, nie atakowała i nie warczała. Spojrzał na Śmierć pytająco, ale
ta tylko rozłożyła ręce w geście bezradności. Czerwonowłosa patrzyła na wilka.
-
Kim jesteś? - zadała pytanie, nim zdążył
otworzyć pysk.
-
Nie... Nie pamiętasz mnie? - w tych kilku
słowach zawarta była cała symfonia smutku.
-
A powinnam?
- głos miała łagodny, jakby przemawiała do dziecka.
-
To ja... Hakon...
Wpatrywała się w niego z uprzejmą
ciekawością. Nikt nie odezwał się przez dobrą minutę, po której Adri uniosła
ręce, niczym dziecko, które pragnie, by je podnieść. Wilk zbliżył się do niej,
a ona objęła go czule.
-
Oczywiście, że pamiętam, głuptasku. –
powiedziała łagodnie – Zgrywam się tylko.
***
-
Musisz wydostać tego fanatyka z waszej celi –
rzekła postać w fotelu.
Znowu go nie widział, znowu
rozmawiał z oparciem. Coraz bardziej go to irytowało. Coraz częściej
zastanawiał się, czy to wszystko warte jest jego celu. Czy będąc zdrajcą
absolutnym dopełni swojej zemsty? I jeszcze ta przepowiednia. Czy to naprawdę
ma się zdarzyć? Czy będzie musiała wybrać? Właśnie ona?
-
Fanatyk – powtórzył zleceniodawca, wyrywając go
z zamyślenia.
-
Ależ panie .. - zaprotestował bezsilnie.
Jego oczy wodziły po pokoju,
szukając najmniejszych zmian wprowadzonych po ostatniej wizycie. Nic. Każdy
szczegół się zgadzał. Żadna książka nie została ruszona z miejsca, a wszystkie
były starannie odkurzone. Na biurku również nic się nie zmieniło.
-
Jestem coraz bliżej celu – odparł fotel – a im
ja jestem bliżej celu, tym szybciej ty osiągniesz swój , magu.
-
Tak, panie. - mag obrócił się i położył dłoń na
klamce.
-
Zdobądź dla mnie życzenie półkrwi, a ja
doprowadzę cię do twojego celu. Wiesz co masz robić?
-
Wiem.
***
Lake
po raz kolejny przeszedł tam i z powrotem po swojej malutkiej celi bez okien.
Pierwszy raz znajdował się w więzieniu, ale musiał przyznać, że dość dobrze go
traktowali. Posiłki były regularne, nikt go nie torturował ani się nad nim nie
znęcał. Siedział tu już spory czas, czekając na wyrok i powoli dochodził do
wniosku, że poza strażnikiem wszyscy o nim zapomnieli. Usiadł na pryczy i
westchnął. Nagle ciszę zmącił zgrzyt wsuwanego w zamek klucza. Nie była to
żadna z pór posiłków, więc to niespodziewane najście nieco go zaniepokoiło.
Klucz jednak nie został przekręcony. Nastała cisza. Lake czekał.
-
Otworzę teraz zamek. - odezwał się stłumiony
głos po drugiej stronie – i odejdę, zrozumiałeś?
-
Tak – Lake był nieco niepewny.
-
Pięć minut później wyjdziesz ty – ciągnął głos –
strażnikami się nie przejmuj, zająłem się nimi.
-
Rozumiem – odparł ostrożnie.
-
W zamian za wolność zrobisz dla mnie jedną
rzecz.
-
Zamieniam się w słuch.
-
Znajdziesz tego maga, który cię schwytał –
powiedział głos – i go zabijesz.
>>*<<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz