Edit: staroć poprawiony z pomocą kochanej Xymenki ;-)
- Bestia -
Dobrze, że są jeszcze
odtwarzacze mp3”, pomyślała Marta, nakładając słuchawki i
włączając Nightwish. Siedziała na lekcji fizyki w
ostatniej ławce i niemiłosiernie się nudziła. Nauczyciel
tłumaczył coś zawzięcie, wypisując na tablicy coraz to nowe
wzory. Marta rozejrzała się po klasie. Jeśli nie liczyć kilku
rodzynków, wszyscy mieli wyraz twarzy podobny do niej: znudzenie,
rutyna. Dziewczyna przymknęła oczy i ułożyła się na ławce.
Wiedziała, że nie będzie jej widać, chłopcy siedzący przed nią
grali w szkolnej reprezentacji koszykówki.
***
Przebudził ją jakiś
odgłos. Otworzyła oczy, lecz jedyne, co zobaczyła, to ciemność.
Po chwili jednak, gdy jej oczy przyzwyczaiły się do braku światła,
z mroku zaczęły wyłaniać się kontury mebli. Podniosła głowę,
nie minęło kilka sekund, a już widziała zupełnie dobrze.
Próbując całkiem się podnieść, poczuła ostry ból w plecach.
Powaliło ją z powrotem, jęknęła cicho.
- Jak się czujesz,
pani? – usłyszała głos.
Spojrzała w stronę skąd
dobiegał i ... jej czy rozszerzyły się z przerażenia. Osobnik, bo
nie mogła nazwać go człowiekiem, stojący przed nią wyglądał
przerażająco. Był wysoki, miał na sobie ciemnozielone jeansy i
nic poza tym. Jego ciało pokryte było czymś na kształt włosów,
od czubka głowy po palce stóp, które wyglądały jak tylne łapy
wilka, klatkę piersiową, całkowicie ludzką, pokrywały... włosy?
Nie! Słowo, które cisnęło się na usta, wprawiło ją w jeszcze
większe odrętwienie spowodowane strachem. Sierść! To była wilcza
sierść! Zakryła dłonią usta, by nie mógł wydostać się z nich
krzyk. Jego twarz, choć ludzka i mało owłosiona, miała w sobie
coś z niedźwiedzia. Jego piwne oczy świdrowały ją uważnym
spojrzeniem. U pasa miał przytwierdzony miecz, zdobiony w jakieś
nieznane jej runy.
- Pani...? –
powiedział z niepokojem.
Zrobił krok w jej
stronę, bezwiednie kładąc dłoń na rękojeści miecza. Oczy Marty
rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy ujrzała jego dłonie. Były
nienaturalnie zakrzywione, długie paznokcie przechodziły w szpony
niczym ptasie pazury. Dziewczyna cofnęła się.
- Pani...? –
powtórzył, robiąc jeszcze jeden krok w stronę łoża, na którym
siedziała.
Cofnęła się jeszcze
bardziej, co spowodowało upadek wywołujący kolejną falę bólu w
plecach. Podniosła się natychmiast, krzywiąc się lekko. Jakby
speszona, okryła się kołdrą, którą pociągnęła za sobą.
Cofnęła się jeszcze o krok, lecz napotkała zimną, kamienną
ścianę. Chciała wtulić się w kamień, wchłonąć, zniknąć. Na
twarzy stwora malowało się zmartwienie.
- Pani, nie poznajesz
mnie..? - zapytał z rozpaczą, robiąc kolejny nieznaczny krok –
To ja, twoja bestyjka.
Starał się wyglądać
jak najłagodniej, uśmiechnął się ciepło, próbując ją
uspokoić, oswoić jak płochliwe zwierzę. Nie miał pojęcia, co
się z nią działo. Czyżby straciła pamięć po ostatniej walce z
Evą? Wyciągnął dłoń w jej kierunku, ale ona z przerażeniem
odsunęła się. Z przerażeniem i z ... obrzydzeniem? Nie mógł w
to uwierzyć.
- Zostaw mnie! –
krzyknęła ze strachem.
Wyminęła go zręcznie,
puszczając przy tym kołdrę i uciekła na drugi koniec komnaty.
Skuliła się w kącie, szlochając.
- Jane...? – Bestia
mówił do niej łagodnie, nie dając za wygraną. Począł zbliżać
się powoli.
Dziewczyna jeszcze
bardziej się skuliła. On podszedł i przytulił ją, zadrżała ze
strachu.
- Jane... –
powiedział powoli – Już dobrze, jestem przy tobie – zaczął
głaskać ją po włosach.
- Nie zabijaj mnie,
proszę... – błagała.
Zaśmiał się szczerze
rozbawiony, co wywołało u niej jeszcze większe przerażenie,
zaczęła dygotać. Zobaczywszy to, przytulił ją czule, głaszcząc
uspokajająco, aż przestała płakać.
- No już dobrze –
wyszeptał.
Dziewczyna pozwoliła mu
się podnieść. Poprowadził ją do lustra i poprosił, by usiadła
przed toaletką uczyniła to. Na toaletce stały jakieś flakoniki z
perfumami, leżał fantazyjny grzebień, upstrzony wzorami kwiatów,
szczotka i ozdobne spinki. Rzeczą, która zwróciła natychmiast jej
uwagę, był srebrny krucyfiks z diamentowym oczkiem. Przyglądała
mu się przez dłuższą chwilę. Bestia wziął szczotkę i począł
delikatnie czesać jej pół długie włosy. Spojrzała w lustro i
jej oczy znów zalśniły przerażeniem, wyglądała tak inaczej. Jej
oczy, podobnie jak włosy, lśniły szkarłatem. Szkarłatem
specyficznym jak kolor... krwi, to było jedyne skojarzenie, jakie
przyszło jej do głowy. Twarz była blada, pociągła, ładniejsza i
bardziej kobieca, usta pełne, czerwone soczyście, a nos delikatny,
prawie idealny. Przyglądała się sobie przez chwilę z mieszaniną
zafascynowania i zdziwienia. Patrząc na siebie była tak
zaaferowana, że prawie zapomniała, gdzie się znajduje. Uniosła
wzrok, spoglądając na lustrzane odbicie Bestii. Wyglądał jakby
trochę bardziej łagodnie, jak gdyby jego sierść była rzadsza.
- Kim jesteś...? –
zapytała ostrożnie, unosząc twarz i patrząc mu w oczy.
Zaprzestał czesania i
spojrzał na nią ze zmartwieniem. Uśmiechnął się ciepło.
- Nie pamiętasz mnie,
Jane? – zapytał ze smutkiem.
Klęknął obok niej i
położył jej dłoń na kolanie. Zesztywniała i cofnęła się
nieznacznie.
- Zawsze nazywałaś
mnie Wolf-em albo bestyjką. – uśmiechnął się, wspominając,
zupełnie nie zauważywszy jej gestu.
- Wolf... –
powtórzyła cicho, jakby zamyślona.
Nadal czuła strach,
Bestia wydawał się nie mieć zamiaru ją skrzywdzić, mimo
wszystko bała się go, nie chciała, by ją dotykał. I jeszcze to
imię: Jane. Nie wiedziała kim jest Jane i dlaczego on tak ją
nazywa. Być może wyglądała jak Jane, ale z pewnością nią nie
była. Wszystko było tutaj dziwne. Postanowiła na razie nie
poruszać tego tematu, obawiała się, że to może go rozwścieczyć,
a ostatnie czego chciała, to rozwścieczona bestia w nieznanym
miejscu. Będzie zatem Jane, jeśli on tego chce. Przynajmniej dopóki
nie zorientuje się, co tu się dzieje. Rozejrzała się po komnacie.
Obok toaletki stała wielka, stara, rzeźbiona szafa z ciemnego
drewna, dalej dwa regały ksiąg, mały stolik, fotel i lampka. Jane
wstała, Bestia cofnął się, obserwując ją. Podeszła do stolika,
na którym leżała otwarta gruba księga. Spojrzała na karty
księgi: „Zaklęcie odnowy” - głosił tytuł na górze strony.
Uniosła brwi w zdziwieniu, ale nie powiedziała ani słowa,
Spojrzała dalej. Na środku komnaty stał wielki rzeźbiony stół.
Po prawej stronie drzwi był kominek i kanapa w ciemnobrązowym
kolorze, łóżko, także rzeźbione. To wszystko sprawiało wrażenie
mroczności, a zarazem w jakiś sposób czuła, że zna te
przedmioty. Dotknęła rzeźbionej głowy demona przy oparciu
krzesła. Spojrzała na Wolf’a.
- Kim jestem? –
zapytała ostrożnie
Podszedł do niej bez
słowa i poprowadził do lustra.
- Otwórz usta –
polecił
Posłusznie wykonała
polecenie. Ujrzawszy ostre kły cofnęła się zakrywając dłonią
wargi, jakby to miało sprawić, że znikną -nie znikły. Dotknęła
delikatnie kła - prawdziwy...
- W ogóle ich nie
czuję... – powiedziała do Bestii
- Kiedy jesteś
spokojna i najedzona, twoje kły są w stanie „uśpienia” –
wyjaśnił – ale spróbowałbym cię zdenerwować...- dodał z
uśmiechem.
Uśmiechnęła się
również, choć niepewnie. Znów zbliżyła się do lustra,
dokładnie oglądając swoje kły, nadal nie bardzo wierząc w to, co
się tu dzieje. Znów uśmiechnęła się niepewnie.
- Kwiatuszku... ? –
usłyszała jego głos.
Dotknął jej ramion,
pochylił się i złożył pocałunek na jej szyi. Zesztywniała, po
czym odsunęła się gwałtownie.
- Jane...? –
zapytał, nie rozumiejąc.
Spojrzała na niego
przenikliwie.
- Nie – powiedziała
stanowczo.
- Nie?! – zapytał,
a jego oczy zalśniły gniewem.
Marta cofnęła się o
krok. Pomyślała, że może „tamta Jane” pozwalała mu się
dotykać, ale ona nie pozwoli. Była stanowcza, nie chciała tego i
bez względu na to, jak bardzo się go wciąż bała, nie miała
zamiaru pozwolić się dotykać!
- Nie?! – powtórzył
zmienionym już głosem.
Jego ciało zaczęło się
zmieniać, rozrastać. Szpony się wydłużyły i wyostrzyły. Oczy,
niegdyś piwne,teraz zmieniły kolor. Błyszczały wściekle
szkarłatem. Jego twarz już nie była łagodna, zaczęła się
zmieniać i przybrała postać niedźwiedziego pyska. Warknął
przenikliwie. Dziewczyna cofnęła się wystraszona - a więc tak
wyglądał, gdy był rozwścieczony. Szczerze powiedziawszy to nie
był zbyt pozytywny widok. Nagle poczuła gniew, wielki,
niepohamowany gniew. To właśnie złość zaczęła nad nią teraz
panować i przysłoniła jej racjonalne myślenie. W tej chwili
poczuła swoje kły - było tak jak mówił Wolf. Paznokcie, tak
schludne do tej pory, nagle zrobiły się niebezpiecznie szponiaste.
Jej oczy zalśniły wściekłością. Rozejrzała się w poszukiwaniu
broni. Spostrzegła nóż lezący na stole - ruszyła w tym kierunku,
ale on był szybszy.
- Chodź tu, suczko,
przetrzepię ci tyłeczek – krzyknął złośliwie.
Doskoczył do niej i
uderzył pięścią, rozcinając jej łuk brwiowy. Upadła z jękiem.
Krew zalała jej oczy, przez chwilę nic nie widziała. Poczuła
rdzawy smak w ustach, smak swojej własnej krwi. To spotęgowało jej
gniew. Podniosła się gwałtownie i chwyciła nóż. Jednak i tym
razem on był szybszy. Uderzył ją ponownie rozcinając jej wargę,
śmiejąc się przy tym opętańczo. Przeturlała się obok i
podniosła niezgrabnie. Bestia odwrócił się gwałtownie. Wbiła mu
nóż w szyje - zawarczał.
- Suka! – krzyknął
wciekły, chwytając ją i wyrzucając przez okno.
***
Ocknęła się w samą
porę, podniosła się gwałtownie i odskoczyła. W drzewie tuż obok
jej twarzy utknął sztylet. Krzyknęła z przerażenia. Już
widziała jego mroczną postać, zmierzającą w jej kierunku.
Wyciągnęła nóż z drzewa.
- Odejdź...-
powiedziała powoli, lecz groźnie
Wolf jednak szedł w jej
stronę niewzruszenie, dyszący, zły.
- Odejdź! –
powtórzyła, krzycząc.
Wciąż szedł, trzymając
w jednej dłoni jakiś łańcuch, w drugiej miecz.
- Odejdź!! –
krzyknęła z całych sił.
To, co stało się potem,
było dla niej wielkim zaskoczeniem. W momencie, gdy kończyła
wykrzykiwać słowo, jakaś nieznana jej siła odrzuciła Bestię.
Jego ciało uderzyło o drzewo, a Jane otworzyła usta ze zdziwienia.
Jednak o ten ułamek sekundy za późno zorientowała się, że w jej
stronę leci łańcuch. Owinął się magicznie wokół jej szyi i
począł ciągnąć ją w stronę wroga. Wyrywała się ile sił,
tracąc jednak oddech z każdym centymetrem. Kiedy znalazła się już
dość blisko, Bestia w swym opętaniu wbił w nią miecz.
- Ach... – jęknęła,
krzywiąc się z bólu.
Nagle wszystkie siły ją
opuściły, obraz zaczął się rozmywać. Usłyszała jeszcze
wściekły ryk Bestii zanim zapadła w ciemność, osuwając się
martwa na ziemię. Jej ciało padło bezwładnie. Nie zważając na
to, Bestia chwycił ją za włosy i cisnął twarzą w błoto.
- Nażryj się! –
krzyknął obłąkańczo.
Przyciskał jej twarz do
ziemi, chcąc ją udusić.
***
Poczuła się lekko,
bezpiecznie. Cały strach, gniew - wszystko gdzieś uciekło, unosiła
się. W około niej pływały w powietrzu błękitne światełka,
jakby dusze zmarłych. Widziała poczynania Bestii. Wyżywał się na
jej martwym ciele, wciąż wykrzykując swój obłąkany monolog.
Teraz dopiero zrozumiała pewne rzeczy. Zapragnęła wrócić,
uratować go, ocalić od obłędu.
- Dość –
powiedziała szeptem.
***.
Wolf nadstawił uszu,
przez chwilę trwał w bezruchu, nasłuchując. Wzruszył ramionami,
spojrzał na ciało wampirzycy i ... jego brwi uniosły się w
zdumieniu - jej ciała tam nie było.
- Dość... - ponownie
bezcielesny szept, tym razem bliżej.
- Pokonam wszystkich,
którzy ze mnie zakpili! – krzyknął w noc.
- Nie... – znów
szept.
Jane pojawiła się
znienacka obok niego, zrobiła obrót, skoczyła i kopnęła go,
powalając na ziemię. Dopadła go i bezceremonialnie wbiła kły w
jego szyje, pijąc zachłannie, pragnąc pozbawić go sił. Krzyczał
wściekle i wyrywał się, lecz ona nie przestawała, chcąc
doprowadzić go do utraty przytomności. Piła, aż zaczął słabnąc.
Ostatkiem sił pociągnął ją za włosy. Krzyknęła, lecz wyrwała
się zręcznie i znów wbiła kły w jego szyje. Wokoło czuć było
magię, słychać było jej dyszenie i cichy dźwięk pitej krwi.
***
Szarpnął się.
Zawarczał groźnie, gdy zorientował się, że jest przywiązany do
łóżka. Rozejrzał się po komnacie, Jane siedziała w fotelu,
czytając księgę zaklęć. Zdawała się nie zauważać jego
przebudzenia, przewracała karty księgi powoli, czytając uważnie.
W półmroku, jaki panował w pomieszczeniu, Bestia nie widział
dokładnie jej twarzy pochylonej nad księgą.
- Uwolnij mnie –
zawarczał groźnie.
- Nie – powiedziała
spokojnie, nawet nie podnosząc wzroku znad księgi.
Wiedziała, że był zbyt
słaby, by móc wyrwać się z łańcuchów, studiowała uważnie
słowa zaklęcia. Skupiła się nad tym całkowicie, przez chwilę
nawet nie słysząc jego wrzasków i gróźb.
- Nie mam zamiaru cię
opuścić – powiedziała, wstając.
Dopiero teraz zobaczył
jej twarz w świetle świec. Blizna na łuku brwiowym była bardzo
widoczna, podobnie jak rozcięte usta. Mimo dużej ilości jego krwi,
którą wypiła, wyglądała na zmęczoną. Zauważył krucyfiks z
diamentowym oczkiem, który teraz miała na szyi. Podeszła powoli do
niego, spojrzała, lecz bez wyższości. W jej oczach był
raczej...smutek? Szarpnął się ponownie, jego oczy płonęły
gniewem.
- Wypuść mnie! –
krzyknął.
Patrzyła spokojnie na
jego próby uwolnienia się. Warczał i rzucał się wściekle, lecz
nadal był zbyt słaby, by wyrwać się z łańcuchów. Zdjęła
krucyfiks z szyi. Trzymając go w dłoni przymknęła oczy, lekko
rozchyliła usta. W około zdawało się czuć magię. Krucyfiks
uniósł się lekko nad jego ciałem, zabłyszczał delikatnie, Jane
zaczęła formować zaklęcie. Bestia krzyknął jak oparzony. Ona
delikatnie uniosła dłoń, trzymając ją kilka milimetrów nad jego
czołem, drugą - nad sercem, Wolf rzucał się jak w amoku.
Krucyfiks nadal lewitował nad jego ciałem, a ona mówiła dalej w
nieznanym języku. Mówiąc, podnosiła ton głosu, mroczne słowa
płynęły z jej ust, w około unosiła się magia. Zamilkła na
chwilę. Cisza. Bestia oddychał głęboko.
- Zostaniesz! –
krzyknęła nagle
- Puść mnie! –
wrzeszczał wściekle.
- Zostaniesz! –
jeszcze głośniejszy krzyk.
- Nie!!! – darł się
ile sił.
- ZOSTANIESZ! –
krzyknęła z mocą.
Dotknęła jego skóry.
Jasność...
***
Rozbudził ją jakiś
dźwięk. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest w szkole.
Baterie w mp3 już dawno się wyczerpały. Uczniowie zaczęli się
pakować. Wstała powoli, lekko oszołomiona tak wyraźnym snem.
Poczuła, że zaciska na czymś palce. Rozwarła je - w dłoni
trzymała diamentowy krucyfiks...