Zapraszam ;-)
>> Zaklęcie umarłych <<
(5)
Świadomość bólu zaciągała go nieubłaganie w stronę
rzeczywistości. Miał wrażenie, jakby w niektórych miejscach jego ciało płonęło
żywym ogniem. Właściwie, to miał problemy z ustaleniem miejsca, gdzie tego
ognia nie było. Przeraził się, gdy kolejna myśl napłynęła do zbolałego mózgu.
Nie mógł się ruszyć, nic też nie widział, bo powieki uparcie nie chciały się
otworzyć. Coś nim telepało, odgadł, że leży na noszach ciągniętych przez konia.
Usłyszał strzęp rozmowy.
-
… podziękować – powiedział jakiś głos.
-
Chyba z konia spadłeś! - ten głos był znajomo
zadziorny.
-
Gdyby nie ja mogłoby to sssię źle sssskończyć –
rozmówca zdawał się syczeć.
-
Widziałeś wtedy w świątyni co potrafię i śmiesz
twierdzić, że potrzebowałabym pomocy?
-
Wtedy nie walczyłaśśś z wampirami, tylko z
nieogarniętą bandą jaszczurów.
-
Dobrze. – westchnęła – Przybyłeś, odegrałeś
bohatera, teraz możesz sobie iść.
-
On twierdzi, że jesssteś zbyt ssssłaba by
podróżować sssama.
-
Więc niech on ze mną podróżuje.
-
Przy mnie jessssteś bezzzzpieczniejsza
Nastała chwila ciszy przerywana tylko rżeniem koni i
dźwiękiem podków uderzających o drogę. Łowca poczuł, iż mimo bólu znów zapada
się w błogi niebyt, przyjął to uczucie z ulgą. Zanim jednak jego świadomość się
wyłączyła, zdążył uzmysłowić sobie, że koń nagle się zatrzymał.
-
On znów krwawi, przynieś wody!